Bruxelles la nuit / 06.03.2015 - 07.03.2015



Wlasnie nadszedl weekend, a poniewaz lubie urozmaicenie, to kiedy jesienia znalazlem bilety do Brukseli Charleloi w bardzo korzystnej cenie, nie musialem dlugo sie zastanawiac i dokonalem rezerwacji. Tym razem celem samym w sobie nie jest belgijska stolica, ale clubbing w tym miescie w piatkowa noc. Odkad w czasach kryzysu w Warszawie zamknieto moje ulubione lokale Utopia i The Cinnamon (tutaj link do video z archiwalnej imprezy Moet Rose) pozostaje mi tylko z lezka w oku wspominac tance na barze do bialego rana przy kiczowatej muzyce na ul. Jasnej 1 czy piruety na stolkach barowych w budynku Metropolitain przy Placu Pilsudskiego, kiedy to przy wschodzie slonca szczegolnie pieknie odznaczal sie nieistniejacy juz neon hotelu Victoria (Sofitel). Coz, jak spiewala pewna znana artystka, to se ne vrati, zlote czasy warszawskiego clubbingu odeszly w zapomnienie, a po dominacji klubow typu lux jak grzyby po deszczu zaczely wyrastac lokale typu Plan B czy Powiekszenie, ktore zdecydowanie do mnie nie trafialy. Akurat podczas moich czterech poprzednich pobytow w Brukseli zrobilem dobre rozeznanie w kwestii imprezowania, wiec wystarczylo tylko kupic bilety, by na kilka godzin odleciec w inny swiat.
Dobrze sie zlozylo, ze w piatkowy wieczor odlatywalem z Lotniska Chopina linia WizzAir, nieco wczesniej skonczylem prace, podjechalem jeszcze do mieszkania i przed godzina 17 dotarlem na Okecie. Na powrot mialem zarezerwowany poranny lot konkurencyjnej linii RyanAir, wiec niemalze prosto z imprezy wracalem do Polski. Tradycyjnie pasazerowie WizzAira formuja kolejke do odprawy na dlugo przed rozpoczeciem boardingu, w koncu przy zajmowaniu miejsc obowiazuje zasada „kto pierwszy, ten lepszy”. Jest piatkowy wieczor, wiec pasazerow jest bardzo duzo, tradycyjnie na plyte lotniska do Airbusa 320 wegierskiego przewoznika zostajemy dowiezieni autobusem. Pierwsi szczesliwcy zajmuja miejsca przy oknach, ja wybieram miejsce 6C, by miec nieco wiecej przestrzeni na nogi, tym razem miejscowka przy oknie nie jest moim priorytetem, a nie przepadam za miejscami w glebi samolotu. Na moje nieszczescie na miejsce srodkowe wtarabania sie otyly przepocony starszy mezczyzna, ktory przez praktycznie caly lot chrapie, wiec warunki podrozy mialem bardzo niekomfortowe. Dobrze, ze rejs trwal tylko dwie godziny. Tym razem w skladzie zalogi rozpoznaje bruneta, ktorego spotkalem w sierpniu podczas lotu do i z Goteborga, za to jego blond kolega do zludzenia przypominal mi pewnego znajomego, ktory lata jako steward w barwach mojego bylego pracodawcy. Bardzo, ale to bardzo podobaja mi sie stroje zalogi W6, te fioletowe koszule u panow i rozowe bluzeczki u pan bardzo zgrabnie sie komponuja. Staram sie skupic na lekturze magazynu pokladowego, ale jest to trudne ze wzgledu na wspolpasazera po mojej lewicy. Za oknem bezchmurne niebo, w ciemnosci migocza swiatla mijanych miast, lubie podziwiac takie widoki. Lagodnie podchodzimy do ladowania na lotnisku CRL. 
Pierwsze kroki kieruje do kiosku, w ktorym nabywam widokowki dla znajomych, pozniej zas zaopatruje sie w bilet na Shuttle Bus Flibco do centrum Brukseli. Polecam zakup biletow w internecie, poniewaz na lotnisku doliczana jest prowizja w wysokosci 3 euro, najtansze bilety online kosztuja 5 euro, najdrozsze zas sa po 14 euro, warto kupowac wczesniej, jesli znamy juz terminy naszej podrozy. Przejazd do miasta na Bruxelles Gare du Midi / Zuid Station trwa okolo godziny. Wysiadam w znajomych mi rejonach i w planach mam male zakupki smakolykow w dworcowym Carrefour Express, ale okazuje sie, ze wszystkie lokale sa juz zamkniete, mimo ze nie wybila jeszcze godzina 22. W Polsce byloby to nie do przyjecia, ale na Zachodzie takie praktyki to niemalze standard. Nie moge skorzystac rowniez z kawiarni/cukierni, w ktorej zawsze zaopatrywalem sie w smaczne pieczywo. Mowi sie trudno, na szczescie wiem, ze moj ulubiony McDonald’s mnie nie zawiedzie i szybkim krokiem zmierzam do stacji metra de Boeur. Pogoda jest iscie wiosenna, mimo wieczornej pory jest cieplo, na ulicach duzo spacerowiczow, tradycyjnie przy Avenue de Stalingrad przemierza egzotyczna arabska dzielnice, bardzo lubie takie kolorowe kontrasty, ludzi zywcem przeniesionych z innej szerokosci geograficznej. W McDonald’s ruch jak w ulu, zdecydowana wiekszosc klienteli stanowia mlodzi ludzie, ktorzy sa wlasnie w drodze na impreze. Posilam sie kanakpa i wzmacniam mocnym espresso, by nie opasc z sil na parkiecie, bo autobus powrotny na lotnisko CRL mam o 4 rano. Czas pojsc w tango ;)
Po udanej imprezie przed 4 rano wychodzę na powietrze, jest rześko, a dobry humor mnie nie opuszcza. O tej porze Bruksela jest wyludniona, przed dworcem kręci się tylko kilkoro bezdomnych oraz taksówkarzy, którzy również oferują mi podwózkę do Charleroi, ale dziękuję im bardzo za pomoc i niecałą godzinę później docieram na lotnisko, które o tej porze już budzi się do życia, a przed stanowiskami odprawy Ryanaira kłębi się kolejka osób nadających bagaż rejestrowany. Sprawnie przechodzę przez kontrolę bezpieczeństwa i dopiero wtedy zdaję sobie sprawę, jak jestem zmęczony - w końcu jestem na nogach od piątkowego poranka przez ponad 24 h bez zmrużenia oka. Ale dla rasowego podróżnika takie niedogodności to nic, dzielnie daję sobie radę i czekam na boarding przed bramką numer 10 na samym dole lotniska. Przy sąsiedniej bramce rozgrywają się dantejskiej sceny, jakieś włoskie matrony wydzierają się na siebie nawzajem wniebogłosy. Mamma mia!
Nasz boarding do Warszawy Modlin nie wyróżnia się niczym szczególnym, może dla lingwistów ciekawostką będzie to, że zapowiedzi są wygłaszane w trzech językach: po francusku, holendersku i angielsku. Tym razem system przydzielił mi miejsce 18B, siedzenie środkowe to najgorsze, co może być, ale zaciskam zęby i nader łagodni znoszę tą niedogodność. Obok mnie siedzi dwóch Belgów z większej grupy kibiców obwieszonej girlandami i flagami, a jeden chłopak ma na sobie spódnicę, błękitną koszulę z logo linii czarterowej linii lotniczej Arke Fly (TUI) i czerwoną apaszkę i podczas lotu przechodzi przez kabinę udając stewardesę ku uciesze kolegów. Podejrzewam, że przegrał jakiś zakład i musiał się w ten sposób wykazać. Tradycyjnie jak to już bywa podczas lotu oferowane są wszelkiej maści zdrapki, losy, kupony konkursowe, perfumy i przekąski, ale ze względu na poranną porę załoga nie jest bardzo agresywna. Podczas lotu niemal cały czas mkniemy przez chmury, lądowanie w deszczu, więc nie mogłem dostrzec nic na ziemi. Bez odbioru!