Kierunek Berlin / 22.07.2016 - 23.07.2016

W piątkowe popołudnie niemal prosto z biura udaję się do centrum, gdzie rozpoczynam podróż pociągiem osobowym Kolei Mazowieckich do Modlina. Tego wieczora z lotniska w Modlinie udaję się podróż do Kolonii, skąd następnego dnia bladym świtem mam zarezerwowany rejs linią Air Berlin do niemieckiej stolicy, by po raz kolejny przekonać, jak dobrze się bawi to miasto.


W Modlinie jestem około 2 godziny przed odlotem. Mając w pamięci doniesienia prasowe na temat nadzwyczaj długich kolejek i natłoku pasażerów spodziewam się Armagedonu, a tymczasem przejście całej kontroli bezpieczeństwa zajmuje mi raptem 3 minuty; mimo piątkowego wieczoru wcale nie ma na nim dużej ilości podróżujących, bez problemów znajduję wolne miejsce w pobliżu wyjścia 2B, skąd będzie odbywał się boarding mojego rejsy linii Ryanair do Kolonii (CGN). Tym razem większym zainteresowaniem cieszą się loty na południe Europy. Zajmuję się lekturą prasy oraz lustrowaniem pozostałych podróżnych, to takie moje hobby, jako entuzjasta mody zawsze staram się wyławiać z tłumu ciekawe odważne stylizacje. Tego wieczoru nikt nie przykuł mojej uwagi, skupiam się więc na obserwacji płyty lotniska, na której lądują kolejne maszyny irlandzkiego przewoźnika. W końcu pojawia się też Boeing, który przyleciał z Kolonii i obsługa lotniska w Modlinie rozpoczyna kontrolę dokumentów, poszczególni pracownicy przeciskają się między podróżnymi i sprawdzają karty pokładowe, wygląda to zawsze nieco prymitywnie, ale tak to tam działa. Wychodzimy na zewnątrz, stajemy pod prowizoryczną wiatką i oczekujemy, aż będziemy mogli wejść na pokład. Podczas odprawy online system już po raz kolejny przyznał mi miejsce w ostatnim rzędzie, tym razem 33D. Kiedy boarding zostaje już zakończony przesiadam się do rzędu przede mną, gdzie usadawiam się wygodnie na miejscu 32F przy oknie po prawej stronie, a pozostałe dwa miejsca pozostają wolne. Załoga o śródziemnomorskim typie urody objaśnia zasady bezpieczeństwie na pokładzie samolotu i jesteśmy już gotowi do startu w kierunku Niemiec. Samolot szybko wznosi się do góry, przebija przez chmury i mniej więcej po 20 minutach lotu pod nami nie ma już chmur, które tego dnia kłębiły się nad Warszawą. Czas upływa mi szybko, po około godzinie kapitan włącza sygnalizację zapięcia pasów i rozpoczynamy zniżanie, po drodze widzę aż dwa samoloty innych linii lotniczych lecące gdzieś w pobliżu na innych wysokościach Pilot z kokpitu podaje podstawowe parametry dotyczące lotu, w Kolonii spodziewamy się pięknej pogody i temperatury 28 stopni Celsjusza i tak jest w rzeczywistości. Lotnisko jest mi dość dobrze znane, gdyż w Kolonii byłem w ubiegłym roku i niewiele się od tamtej pory zmieniło. Jest dopiero godzina 22:30, mój kolejny rejs do Berlina mam dopiero następnego dnia o 06:30 rano, najpierw udaję się zatem do McCafé, by naładować kalorie, a później decyduję się podjechać do centrum miasta kolejką za 1,80 EUR. Dworzec kolejowy w Kolonii zlokalizowany jest tuż przy katedrze, w nocy jest ładnie oświetlony, a sama katedra robi ładne wrażenie. Czas zakosztować życia nocnego.
Po wyjściu z jednego z barów (oczywiście nie byłbym sobą, gdybym nie napił się ulubionego Red Bulla) czas ruszać w drogę powrotną na dworzec. Próbuję kupić bilet w automacie (ważne: można płacić tylko niemiecką kartą EC lub Maestro), ale transakcja zostaje za każdym razem odrzucona z niewiadomego powodu (podczas zakupu biletu do miasta wszystko odbyło się bezproblemowo), zrezygnowany wrzucam w końcu monety i oto mogę odebrać upragniony bilet. S-Bahn na lotnisko jedzie około 15 minut, jest jeszcze bardzo wcześnie, dochodzi 4 rano, ale otwierają się już pierwsze stoiska w strefie ogólnodostępnej, w lotniskowym supermarkecie zaopatruję się w słodkie pieczywo oraz sok ekologiczny, później jeszcze kawa w McD i ruszam do strefy oprawy linii Air Berlin. Dzięki ich niedzielnej promocji Super Sunday w połączeniu ze zniżką – 15 EUR oferowaną przez serwis Tripsta mogłem zarezerwować przelot za jedyne 5 EUR, to nie lada gratka, zwłaszcza że mogę dolecieć na główne lotnisko Tegel, z którego szybko można dostać się do centrum. Tym razem po raz kolejny zatrzymuję się w hotelu Metropolitan w ścisłym centrum, słynny Ku’damm jest oddalony o ok. 5-10 minut spacerem. Po dawce kofeiny i kalorii zawartych w kawie i toście z McDonald’s ruszam do kontroli bezpieczeństwa. Wprawdzie trwa poranny szczyt, wiele rejsów odlatuje z Kolonii, ale cała kontrola przebiega bardzo sprawnie, nie przechodzi się już przez klasyczną bramkę, ale trzeba wejść do kapsuły i rozciągnąć ramiona, a wtedy uruchomione zostaje skanowanie i po chwili możemy już przejść do strefy air side lotniska. Nie jestem już głodny, więc zatapiam się w lekturze, ale ponieważ przy moim wyjściu do samolotu nie ma gniazdka elektrycznego, a chcę podładować telefon, to przenoszę się do nieco odległej części terminala i zbieram się stamtąd dopiero, kiedy akurat startuje mój boarding. Na mojej karcie pokładowej mam przyznaną grupę B, która może wejść na pokład razem z pasażerami z grupy A, szybko zajmuję zatem moje miejsce 17C. Do Berlina polecimy samolotem Boeing 737, panie miło witają na pokładzie, w rękawie wystawiona jest prasa dla chętnych.
Boarding trwa dość długo, gdyż poranny rejs ma bardzo dobre obłożenie i wszyscy pasażerowie muszą się usadowić. Kiedy podchodzę do mojego rzędu okazuje się, że ktoś zajął moje miejsce, na szczęście zakochana holenderska parka przesiada się na miejsca 17A i 17B według przydziału, a ja korzystając z ładnej pogody mogę nacieszyć oczy widokiem za oknami. Kapitan wita pasażerów i informuje, że nasz rejs na lotnisko Tegel w Berlinie potrwa około 45 minut. Wreszcie zostają uruchomione z silniki, a na małych ekraników, które wysunąły się spod sufitu, pojawia się animacja video z instrukcją bezpieczeństwa na wypadek wystąpienia sytuacji awaryjnej na pokładzie. W końcu kołujemy do progu pasa i wzbijamy się w powietrze, po osiągnięciu wysokości przelotowej 10 000 stóp załoga rozpoczyna serwis pokładowy, który na tym krótkim rejsie krajowym składa się z małego precelka piwnego oraz ciepłego lub zimnego napoju. Jestem pełen podziwu dla personelu, że na tak krótkim dystansie są w stanie obsłużyć pełen samolot pasażerów, następnie zebrać śmiecie i przygotować kabinę do lądowania. Na tle linii airBerlin polski narodowy przewoźnik ze szklaneczką wody i miniwafelkiem Prince Polo wypada bardzo blado. Maszyna kieruje się już na lotnisko Tegel, pilot rozpoczyna zniżanie, mijamy brandenburskie tereny zielone i gładko lądujemy na pasie startowym. Nieco schodzi nam nim dojedziemy do stanowiska postojowego i zainstalowany zostanie rękaw, ale oczekiwania na słodki smak czekoladowego serduszka ;) Hallo Berlin, ae you ready?!

Tour de Pologne / 09.07.2016 - 10.07.2016

W letni sobotni poranek po roztanczonej nocy spedzonej w Sopocie kolejny juz raz ruszam na gdanskie lotnisko. Autobusem linii 122 przybywam do Portu Lotniczego GDN ok. godz. 06:40, start mojego rejsu PLL LOT z Gdanska do Warszawy zaplanowany jest na godz. 08:55. Na rozkladzie lotow jak zwykle dominuja kierunki skandynawskie, nie ma wiele ciekawych pozycji. W hali odlotow rozpoczela sie juz odprawa na beposredni rejs PLL LOT na trasie Gdansk-Krakow bez miedzyladowania w Warszawie, to obecnie jedyna trasa LOT-u realizowana poza stolecznym hubem, jeszcze nie tak dawno LOT mial w swojej siatce bezposrednie zagranicznce polaczenia z kilku polskich lotnisk, ale byly one traktowane glownie jako rejsy dowozace pasazerow dla linii partnerskicj jak Lufthansa (FRA czy MUC). Polaczenie Krakow-Gdansk ma w swojej ofercie takze Ryanair, wydaje sie, ze ma ono racje bytu, gdyz w nieco ponad godzine mozna przedostac sie na drugi koniec Polski. Chwile pozniej rozpoczyna sie takze odprawa na moj lot, odbieram karte pokladowa i udaje sie do kontroli bezpieczenstwa. Przede mna jeszcze prawie 1,5 godziny oczekiwania na boarding, w przestronnym terminalu przy kawie zabieram sie za przerabianie kolejnych zagadnien z podrecznika Prisma A2 do jezyka hiszpanskiego – przy niuansach jezykowych (takie moje hobby) udaje mi sie przetrwac do momentu zaproszenia na poklad. Katem oka bacznie obserwuja pozostalych pasazerow znajdujacych sie w terminalu, zdecydowanie przoduja Szwedzi, spozywajacy wlasnie swoj pierwszy posilek w lotniskowej kawiarni, pozniej huralnie udaja sie na poklad rejsu linii Rynair.
Jestem nieco zaskoczony, liczba pasazerow na trasie do Warszawy jest bardzo przyzwoita i zdecydowana wiekszosc miejsc jest zajeta. Nad gdanskim lotniskiem sie przejasnia i mozemy wystartowac w promieniach slonca, zajmuje miejsce  3 A wybrane wczesniej podczas odprawy online, w samolotach typu Bombardier Q 400 zdecydowanie preferuje miejsca z przodu maszyny, by miec dobry widok na krajobrazy za oknem, miejsca w dalszych rzedach sa niestety malo komfortowe w tym wzgledzie, za oknem mozemy podziwiac skrzydla, silnik czy opony samolotu – ale co kto lubi ;) Jeszcze przed startem szef pokladu p. Jacek Fosz rozdaje slodkie przekaski, czyli klasycznie maly wafelek Prince Polo oraz minizelki Frugo. Towarzyszaca mu kolezanka z personelu pokladowego prezentuje zasady bezpieczenstwa i chwile potem kapitan Andrzej Śnieg wzbija maszyne do gory, po przebiciu sie przez cienka warstwe chmur podziwiam ziemie a pozniej zaczytuje sie w nowym numerze magazynu pokladowego “Kalejdoskop”, ktory jest dedykowany nowej destynacji PLL LOT jak od pazdziernika jest Seul – stolica Korei Poludniowej. Mam jednoznacze skojarzenia z Seulem – “nieslynne” wykonanie hymnu Polski przez moja idolke Edyta Gorniak. Podczas lotu pasazerom zostaje rozdana woda mineralna (coz za mozliwosc wyboru: z gazem lub bez), na okolo 15 minut przed ladowaniem w Warszawie kapitan wlacza sygnalizacje zapiecia pasow, przebijamy sie przez chmury i zblizamy do Lotniska Chopina. Kiedy dotykamy pasa z daleka dostrzega majestatyczna sylwetke samoloty Air Force 1, ktory tego dnia stoi na plycie stolecznego lotniska. Niecodziennie mozna spotkac takiego wyjatkowego goscia.
Nastepnego dnia w niedzielne wczesne popoludnie docieram autobusem linii lotniskowej do portu lotniczego w Katowicach. Po rozbudowie prezentuje sie nieco lepiej, ale czesc hali odlotow, skad realizowane sa polaczenie PLL LOT wciaz tkwi w innej epoce i odstaje od nowoczesnych terminali jak ten we Wroclawiu. Odprawa na moj rejs do Warszawy jeszcze sie nie rozpoczela, ale do stanowiska odprawy jest juz kilkuosobowa kolejka, za mna ustawia sie rodzina, ktoryu “odsyla” swoja kuzynke polskiego pochodzenia do Chicago. Wydawac by sie moglo, ze powinna byc “oblatana”, ale pozory myla – okazuje sie, ze nikt nie jest zorientowany, jak wyglada proces odprawy biletowo-bagazowej czy transferu w Warszawie. A mozna byloby pomyslec, ze to tylko domena przyslowiowych Januszow latajacymi przede wszystkim czarterami. Punktualne na dwie godziny przed startem samolotu do WAW przy odprawie pojawiaja sie dwie pracownice lotniska, rozwiniety zostanie czerwony dywanik z napisem “business class”, lecz I tak musze odstac swoje w kolejce, gdyz podrozni przede mna uformowali juz sztuczny tlumek i osobna kolejka do odprawy priorytetowej na razie nie zostala wyodrebniona. Po odebraniu karty pokladowej sprawie przechodze przez kontrole bezpieczentwa i na dolnym poziomie terminalu czekam na boarding, wiekszocs samolotow to ruch czarterowy, kwadrans przed moim rejsem do WAW odlatuje Lufthansa fo Frankfurtu, klasycznie leci sporo Azjatow. Bombardies Q 400 przybyl juz z Warszawy i oczekuje na przybycie pasazerow na poklad, klasycznie do samolotu zostajemy przewiezieniu autobusem. Kapitanem rejsu jest p. Marek Dejczak, a obowiazki szefowej pokladu pewni sympatyczna pani Anna Barberowska, load factor w porownaniu do poprzedniego mojego rejsu na tej trasie jest bardzo przyzwoity, praktycznie wszyscy maja w stolicy przesiadki na polaczenia transferowe. Nieco zbyt pulchny steward prezentuje wyposazenie awaryjne samolotu i ruszamy do stolicy. Samolot do gory wzbija sie bardzo gwaltownie, jest jak na karuzeli, ale za to mozna podziwiac katowickie lotnisko z lotu ptaka. Jeszcze kilka manewrow i lecimy juz w kierunku Warszawy, pilot wylacza sygnalizacje zapiecia pasow i nadchodzi pora na rozdanie wafelkow Prince Polo oraz szklaneczek z woda mineralna. Doczytuje do konca magazyn “Kalejdoskop” i spogladam za okno, niestety, spora ilosc chmur powoduje, ze widok sa mocno ograniczone, ale juz niebawem rozpoczynamy znizanie, o czym to informuje kapitan w stosownym komunikacie. Personel pokladowy rozpoczyna przygotowywanie kabiny do ladowania, zauwazam, ze podchodzimy ta sama sciezka, ktora mialem przyjemnosc podchodzic do ladowania dzien wczesniej; jak widac kierunek, z ktorego przylatuje maszyna, nie odgrywa tutaj istotnej roli. Ladujemy, halo ziemia!