Po
krotkiej przerwie czas na kolejny weekendowy wypad. Po raz kolejny
zawitalem do Kijowa, tym razem odwiedzilem stolice Ukrainy po kolejnej
rewolucji i w trakcie konfliktu zbrojnego z Rosja, od mojej ostatniej
wizyty w tym kraju wiele sie zmienilo. Wprawdzie Kijow nie widnial na
mojej liscie miejsc do odwiedzenia w najblizszym czasie, ale poniewaz w
maju udalo mi sie znalezc tanie bilety, to nie wahalem sie dlugo z ich
zakupem, zawsze to kolejne loty i mile w programie bonusowym Miles &
More. W sobotnie popoludnie pojawiam sie na Lotnisku Chopina i
tradycyjnie juz ustawiam sie do lady przy klasycznej odprawie dla
pasazerow klasy ekonomicznej. Podaje paszport a na wage klade mala
walizke, pani z obslugi pyta, czy bede nadawal bagaz do luku, co
potwierdzam. Okazuje sie, ze wedlug panienki z okienka moja klasa
rezerwacyjna O nie uprawnia mnie do bezplatnego transportu walizki, od
sierpnia PLL LOT wprowadzily nowa taryfe Economy Simple (OSIMPLE), w
ktorej za bagaz rejestrowany trzeba dodatkowo zaplacic 60 zl. Moj bilet
byl jednak wystawiany w maju, wobec czego obowiazuje mnie jeszcze
postanowienia starej taryfy (OFMLO), w ktorej jedna sztuka bagazu
rejestrowanego 23 kg jest w cenie biletu. Pani nie jest jednak zbyt
przekonana i prosi o pomoc swojego przelozonego, ktore pokazuje jej
maske biletu i jeszcze upewnia sie na infolinii, ze mam racje. Panienka
szybko traci rezon i przeprasza za swoj blad, dostaje tradycyjna karte
pokladowa i naklejke bagazowa, szybko przechodze przez kontrole
bezpieczenstwa i jestem juz po drugiej stronie bramek. Przy stanowisku
kontroli paszportowej (paszporty UE) nie ma kolejki, zajmuje miejsce
nieopodal wyjscia numer 11 i oczekuje na boarding, czas uplywa mi na
lekturze najnowszej Vivy na okladce z moja ulubienica Anja Rubik. Dokola
tlumek gestnieje, praktycznie wszyscy trzymaja w reku ukrainskie
paszporty (granatowe lub bordowe), Polakow na pokladzie praktycznie nie
ma.
Okolo
30 minut przed wylotem przed gatem pojawiaja sie dwie pracownice
obslugi naziemnej, rozpoczyna sie boarding, najpierw na poklad Embraera
190 zapraszani sa pasazerowie zajmujacy rzedy w tylnej czesci samolotu,
ja mam miejsce 4D, wiec czekam spokojnie na swoja kolej i powoli
przemieszczam sie przez rekawe. Przy wejsciu na poklad pasazerow witaja
usmiechnieta stewardessy, okazuje sie, ze tym razem w samolocie sa az 4
a nie jak zwykle 2 stewardessy, wyglada na to, ze LOT zainwestowal w
nowa zaloge i dwie dziewczyny sa na przyuczeniu. Roznica w obsludze
pasazera jest kolosalna, mam nadzieje, ze z czasem i nowy personel nie
przejmie nawykow od starych wyjadaczy. Szefowa poladu pani Marzena
Zielinska wita podroznych na pokladzie, kapitanem trwajacego 1h
10 minut rejsu do Kijowa jest. Maszyna szybko zajmuje pozycje startowa i
wznosimy sie w powietrze w kierunku wschodnim. Podstawa chmur tego dnia
jest niska, wiec juz chwile po starcie nie widac za oknami, ale po
kilku minutach osiagamy wysokosc przelotowa i za oknami pojawia sie
piekne slonce, ktore towarzyszy nam az do rozpoczecia schodzenia do
ladowania. Lot bardzo spokojny, turbulencje na szczescie nie wystapily. W
klasie biznes siedza jedynie 3 osoby, za to klasa ekonomiczna jest
pelna, poniewaz siedze tuz za biznesem, to platny serwis SkyBar
rozpoczyna sie od mojego rzedu. Odpowiednio wczesniej zapoznalem sie z
magazynem pokladowym kalejdoskop, okazuje sie, ze zmienila sie oferta
kanapek, teraz do wyboru mamy rostbeef oraz lososia, cena zestawu
kawa/herbata + kanapka wzrosla o 2 zlote. Sandwich jest bardzo smaczny,
chwile pozniej roznoszona jest jeszce woda oraz poczestunek w formie
miniwafelka Prince Polo. Czas na pokladzie umila mi lektura magazynu
Kalejdoskop, najbardziej zaciekawil mnie artykul o kobietach-pilotach,
okazalo sie, ze w PLL LOT jest ich kilka, a nie tylko jedna pani kapitan
Barbara Luczak, z ktora mialem okazje leciec do Bejrutu we wrzesniu.
Po wyladowaniu bardzo sprawna kontrola paszportowa w nowoczesnym, komfortowym terminalu. Przy kontroli straznik nie zadaje zadnych pytan, do paszportu zostaje wbita kolejna pieczatka, po kilku minutach odbieram moj maly bagaz z tasmy i jestem juz w hali przylotow. Nowy terminal zostal oddany do uzytku przed EURO 2012 i wciaz lsni nowoscia. Tuz przed terminalem, nieco po prawej stronie znajduej sie przystanek Sky Busa, ktorym dojedziemy do centrum Kijowa na glowny dworzec kolejowy. Czas przejazdu to ok. 45-55 minut, bilety kupuje sie u kierowcy kosztuje 50 hrywien za przejazd w jedna strone, nie jest to 25 hrywien jak podaje oficjalna strona internetowa przewoznika, po drodze autobus ma 1 przystanek na przedmiesciach ukrainskiej stolicy przy stacji metra Charkowska. Gmach dworca centralnego w Kijowie bardzo pozytywnie mnie zaskakuje, jest duzy i nowoczesny, podejrzewam, ze budynek takze dostal nowe zycie wraz z EURO 2012. Podobny lifting przeszedl w tym czasie warszawski Dworzec Centralny. Przechodzac pod dworcem zwracam uwage na egzotyczne nazwy miast, z ktorych kursuja pociagi do Kijowa, wszystko opisane oczywiscie cyrylica, wypatruje sklady dalekobiezne z Moskwy i Sofii, na peronach stoja pociagi w charakterystycznym dla krajow bylego bloku wschodniego stylu, tradycyjnie odopowiednio opancerzone. Chetnie przejechalbym sie kiedys takim pociagiem, poki co na mojej liscie kierunkow do odwiedzenia sa tez inne miasta naszych wschodnich sasiadow jak Lwow czy Minsk, mam nadzieje, ze kiedys uda mi sie je odwiedzic.
Zaraz przy wyjsciu z podziemi po drugiej stronie dworca ukazuje sie wejscie do metra, w kasie kupuje jeden zeton na przejazd podziemna kolejka za dwie hrywny (obecnie niecale 50 groszy) i niesamowicie dlugimi schodami ruchomymi zjezdzam na peron, na scianach tunelu kolorowe reklamy, na schodach zas umieszczone sa biale neonowe lampy. Na koncu schodow tradycyjnie w oszklonej kabinie siedzi pani nadzorujaca potok pasazerski. Z tablicy informacyjnej odczytuje, ze sklad czerwonej linii metra w kierunku stacji Lisova odjedzie z toru po prawej stronie, przesuwam sie zatem blizej tej krawedzi peronu. Ludzi na stacji jest calkiem sporo, okazuje sie, ze w srodku nadjezdzajacych wagonikow pasazerow mimo dosc poznej pory jak na dzien wolny rowniez jest duzo, wiec musze nieco przeciskac sie w tlumie z moja mala walizka. Wysiadam na jednej z najbardziej ruchliwych stacji Chreszczatyk i podziemnym pasazem przechodze na Majdan Niepodleglosci. Po wyjsciu na zewnatrz okazuje sie, ze caly plac po zamieszkach zostal gruntownie wyremontowany i niemal nie ma sladu po toczacych sie tam walkach i demonstracjach. Po placu przechadzaja sie patrole milicji i wojska, w wiekszosci mundurowi sa bardzo mlodzi. Jest lekki przymrozek, szybkim krokiem zmierzam do apartamentu, w ktorym zarezerwowalem sobie nocleg. Mieszkanie miesci sie na 5. pietrze kamienicy, cale wnetrze jest nowoczesne i zrobione w stylu na bogato. Recepcjonistka oprowadza mnie po lokum i wrecza klucze, moge sie rozpakowac, przebrac i ruszyc w miasto na zakupy, czas na wizyte w Billi, jak ja lubie supermarkety na obczyznie, kiedy moge wybierac z polek produkty, ktore sa niedostepne w Polsce. Cieszy mnie zwlaszcza fakt, ze wartosc hrywny jest teraz tak niska, moge do koszyka wlozyc duzo rarytasow, a portfel nie bedzie przez to duzo lzejszy. Najbardziej oryginalna rzecza, ktora udaje mi sie dostac, sa chipsy Angry Birds o smaku coli. Ciesza oczywiscie smaczne jogurty Danone Activia czy desery Danissimo o smaku tiramisu a takze czekolady firmy Roshen. Obladowany ruszam w dalsza droge przez Chreszczatyk, tam zatrzymuje sie w ulubionym lokali sieci McDonald’s. Ruch jak w ulu, chyba w zyciu nie widzialem na raz tylu ludzi w jednej restauracji, podobne tlumy sa chyba tylko w Paryzu na Polach Elizejskich i w Mediolanie. O ile w kolejce do kasy nie musze stac dlugo, to juz zeby znalezc wolne miejsce musze sie nieco natrudzic. Skoro na zewnatrz zimno, to czas sie rozgrzac cafe latte, na deser ciastko kokosowo-czekoladowe i mala przegryzka w formie Mini Ciabatty. Po wyjsciu na zewnatrz kontunuuje spacer wzdluz Chreszczatyku, podziwiam bogato zdobione wystawy sklepowe, wokol widnieja juz swiateczne dekoracje, jest romantycznie i naprawde milo, az zal wracac do hotelu na nocleg.
Kiedy budze sie w niedzielny poranek i spoglam za okno nie moge uwierzyc wlasnym oczom, z nieba intensywnie pada snieg, bialy puch zdazyl juz pokryc ziemie. Złote kopuły cerwki pokryte śniegiem wyglądają niesamowicie. Nie straszna mi pogoda, zakladam zimowa czapke na glowe i wybieram sie na kolejny spacer, tym razem juz przy swietle dziennym. Na sniadanie wstepuje tradycyjnie do McD, tutaj zajadam sie nalesnikami, owsianka, sniadaniowym wrapem a wszystko to popijam cappuccino. Jak widac menu sniadaniowe w ukrainskim McDonald’s jest nad wyraz urozmaicone. Po solidnej dawce kalorii spaceruje miedzy masywnymi bogato zdobionymi i odrestaurowanymi kamienicami w centrum Kijowa, podziwiam klika budowli sakralnych i po raz pierwszy w tym roku kontempluje snieg. Wydawaloby sie, ze aura jest malo sprzyjajaca, ale humor mi dopisuje. Czas szybko mija, wiec wracam do hotelu, zbieram moje manatki i wsiadam z powrotem do metra. Teraz spacer z ciezszym bagazem po sniegu zabiera mi nieco wiecej czasu, ale i tak czekam jeszcze na odjazd Sky Busa spod dworca kolejowego. Wydawaloby sie, ze godzina 11:30 w niedziele to nie pora na przejazdzki metrem, ale podziemna kolejka po raz kolejny okazuje sie byc zatloczona, moze tak jest zawsze, ciezko mi powiedziec. Podczas mojego weekendowego pobytu w Kijowie w lipcu 2013 nie uswiadczylem specjalnie duzych potokow pasazerskich. Na lotnisku Boryspol (to nazwa rosyjska, po ukrainsku Boryspil) ruch jest znikomy, chociaz akurat do odprawy rejsu PLL LOT do Warszawy kolejka jest calkiem, calkiem, ale panie zza lady (Natasza i Olga) nic sobie z tego nie robia i z mina bezdusznych maszyn odprawiaja kolejnych pasazerow. Po nadaniu bagazu (tym razem bez incydentow jak w WAW) i odebraniu karty pokladowej przechodze kontrole bezpieczenstwa oraz paszportowa i rozpoczynam zwiedzanie czesci dla pasazerow. Lotnisko nie jest skomplikowane, ma bardzo prosty uklad urbanistyczny, architekt sobie nie zaszalal. Sa tylko dwa male punkty gastronomiczne oraz dosc spore sklepy wolnoclowe z alkoholem, tytoniem, perfumami i slodyczami. Najbardziej egzotycznie brzmia dla mnie nazwy destynacji, ktore oferowane sa z portu KBP: Tbilisi, Baku, Astana, Erywan; juz powoli ciesze sie na moja wyprawe do Baku w pazdzierniku 2015.
Kilka minut przed godzina 14 przed gatem numer 11 pojawia sie obsluga handlingowa, samolot z Warszawy przylecial przed czasem, deboarding odbyl sie sprawnie i mozna zajmowac miejsca. Tym razem podczas odprawy online wybralem miejsce przy przejsciu 6B, na pokladzie znowu 4-osobowa zaloga, tym razem szkoli sie mlody chlopak imieniem Jan oraz jedna z tych stewardes, ktora lecial dnia poprzedniego. Szef pokladu to starszy pan Andrzej Kozlowski, a kapitanem rejsu jest Jacek Krzysztoszek. Nad kijowskim lotniskiem zaczyna padac snieg, wiec po starcie dosc dlugo przebijamy sie przez chmury, by wreszcie osiagnac wysokosc przelotowa. Sam lot przebiega spokojnie i bez zaklocen, tym razem nie decyduje sie na zamowienie kanapki, czytam kolejne strony lotowskiego magazynu pokladowego. Kiedy docieramy nad Polske okazuje sie, ze niebo jest tutaj wypogodzone i ladujemy przy lekko juz zachodzacym sloncu. Tym samym lot 160. uznaje za zaliczony. Do zobaczenia za tydzien!
Po wyladowaniu bardzo sprawna kontrola paszportowa w nowoczesnym, komfortowym terminalu. Przy kontroli straznik nie zadaje zadnych pytan, do paszportu zostaje wbita kolejna pieczatka, po kilku minutach odbieram moj maly bagaz z tasmy i jestem juz w hali przylotow. Nowy terminal zostal oddany do uzytku przed EURO 2012 i wciaz lsni nowoscia. Tuz przed terminalem, nieco po prawej stronie znajduej sie przystanek Sky Busa, ktorym dojedziemy do centrum Kijowa na glowny dworzec kolejowy. Czas przejazdu to ok. 45-55 minut, bilety kupuje sie u kierowcy kosztuje 50 hrywien za przejazd w jedna strone, nie jest to 25 hrywien jak podaje oficjalna strona internetowa przewoznika, po drodze autobus ma 1 przystanek na przedmiesciach ukrainskiej stolicy przy stacji metra Charkowska. Gmach dworca centralnego w Kijowie bardzo pozytywnie mnie zaskakuje, jest duzy i nowoczesny, podejrzewam, ze budynek takze dostal nowe zycie wraz z EURO 2012. Podobny lifting przeszedl w tym czasie warszawski Dworzec Centralny. Przechodzac pod dworcem zwracam uwage na egzotyczne nazwy miast, z ktorych kursuja pociagi do Kijowa, wszystko opisane oczywiscie cyrylica, wypatruje sklady dalekobiezne z Moskwy i Sofii, na peronach stoja pociagi w charakterystycznym dla krajow bylego bloku wschodniego stylu, tradycyjnie odopowiednio opancerzone. Chetnie przejechalbym sie kiedys takim pociagiem, poki co na mojej liscie kierunkow do odwiedzenia sa tez inne miasta naszych wschodnich sasiadow jak Lwow czy Minsk, mam nadzieje, ze kiedys uda mi sie je odwiedzic.
Zaraz przy wyjsciu z podziemi po drugiej stronie dworca ukazuje sie wejscie do metra, w kasie kupuje jeden zeton na przejazd podziemna kolejka za dwie hrywny (obecnie niecale 50 groszy) i niesamowicie dlugimi schodami ruchomymi zjezdzam na peron, na scianach tunelu kolorowe reklamy, na schodach zas umieszczone sa biale neonowe lampy. Na koncu schodow tradycyjnie w oszklonej kabinie siedzi pani nadzorujaca potok pasazerski. Z tablicy informacyjnej odczytuje, ze sklad czerwonej linii metra w kierunku stacji Lisova odjedzie z toru po prawej stronie, przesuwam sie zatem blizej tej krawedzi peronu. Ludzi na stacji jest calkiem sporo, okazuje sie, ze w srodku nadjezdzajacych wagonikow pasazerow mimo dosc poznej pory jak na dzien wolny rowniez jest duzo, wiec musze nieco przeciskac sie w tlumie z moja mala walizka. Wysiadam na jednej z najbardziej ruchliwych stacji Chreszczatyk i podziemnym pasazem przechodze na Majdan Niepodleglosci. Po wyjsciu na zewnatrz okazuje sie, ze caly plac po zamieszkach zostal gruntownie wyremontowany i niemal nie ma sladu po toczacych sie tam walkach i demonstracjach. Po placu przechadzaja sie patrole milicji i wojska, w wiekszosci mundurowi sa bardzo mlodzi. Jest lekki przymrozek, szybkim krokiem zmierzam do apartamentu, w ktorym zarezerwowalem sobie nocleg. Mieszkanie miesci sie na 5. pietrze kamienicy, cale wnetrze jest nowoczesne i zrobione w stylu na bogato. Recepcjonistka oprowadza mnie po lokum i wrecza klucze, moge sie rozpakowac, przebrac i ruszyc w miasto na zakupy, czas na wizyte w Billi, jak ja lubie supermarkety na obczyznie, kiedy moge wybierac z polek produkty, ktore sa niedostepne w Polsce. Cieszy mnie zwlaszcza fakt, ze wartosc hrywny jest teraz tak niska, moge do koszyka wlozyc duzo rarytasow, a portfel nie bedzie przez to duzo lzejszy. Najbardziej oryginalna rzecza, ktora udaje mi sie dostac, sa chipsy Angry Birds o smaku coli. Ciesza oczywiscie smaczne jogurty Danone Activia czy desery Danissimo o smaku tiramisu a takze czekolady firmy Roshen. Obladowany ruszam w dalsza droge przez Chreszczatyk, tam zatrzymuje sie w ulubionym lokali sieci McDonald’s. Ruch jak w ulu, chyba w zyciu nie widzialem na raz tylu ludzi w jednej restauracji, podobne tlumy sa chyba tylko w Paryzu na Polach Elizejskich i w Mediolanie. O ile w kolejce do kasy nie musze stac dlugo, to juz zeby znalezc wolne miejsce musze sie nieco natrudzic. Skoro na zewnatrz zimno, to czas sie rozgrzac cafe latte, na deser ciastko kokosowo-czekoladowe i mala przegryzka w formie Mini Ciabatty. Po wyjsciu na zewnatrz kontunuuje spacer wzdluz Chreszczatyku, podziwiam bogato zdobione wystawy sklepowe, wokol widnieja juz swiateczne dekoracje, jest romantycznie i naprawde milo, az zal wracac do hotelu na nocleg.
Kiedy budze sie w niedzielny poranek i spoglam za okno nie moge uwierzyc wlasnym oczom, z nieba intensywnie pada snieg, bialy puch zdazyl juz pokryc ziemie. Złote kopuły cerwki pokryte śniegiem wyglądają niesamowicie. Nie straszna mi pogoda, zakladam zimowa czapke na glowe i wybieram sie na kolejny spacer, tym razem juz przy swietle dziennym. Na sniadanie wstepuje tradycyjnie do McD, tutaj zajadam sie nalesnikami, owsianka, sniadaniowym wrapem a wszystko to popijam cappuccino. Jak widac menu sniadaniowe w ukrainskim McDonald’s jest nad wyraz urozmaicone. Po solidnej dawce kalorii spaceruje miedzy masywnymi bogato zdobionymi i odrestaurowanymi kamienicami w centrum Kijowa, podziwiam klika budowli sakralnych i po raz pierwszy w tym roku kontempluje snieg. Wydawaloby sie, ze aura jest malo sprzyjajaca, ale humor mi dopisuje. Czas szybko mija, wiec wracam do hotelu, zbieram moje manatki i wsiadam z powrotem do metra. Teraz spacer z ciezszym bagazem po sniegu zabiera mi nieco wiecej czasu, ale i tak czekam jeszcze na odjazd Sky Busa spod dworca kolejowego. Wydawaloby sie, ze godzina 11:30 w niedziele to nie pora na przejazdzki metrem, ale podziemna kolejka po raz kolejny okazuje sie byc zatloczona, moze tak jest zawsze, ciezko mi powiedziec. Podczas mojego weekendowego pobytu w Kijowie w lipcu 2013 nie uswiadczylem specjalnie duzych potokow pasazerskich. Na lotnisku Boryspol (to nazwa rosyjska, po ukrainsku Boryspil) ruch jest znikomy, chociaz akurat do odprawy rejsu PLL LOT do Warszawy kolejka jest calkiem, calkiem, ale panie zza lady (Natasza i Olga) nic sobie z tego nie robia i z mina bezdusznych maszyn odprawiaja kolejnych pasazerow. Po nadaniu bagazu (tym razem bez incydentow jak w WAW) i odebraniu karty pokladowej przechodze kontrole bezpieczenstwa oraz paszportowa i rozpoczynam zwiedzanie czesci dla pasazerow. Lotnisko nie jest skomplikowane, ma bardzo prosty uklad urbanistyczny, architekt sobie nie zaszalal. Sa tylko dwa male punkty gastronomiczne oraz dosc spore sklepy wolnoclowe z alkoholem, tytoniem, perfumami i slodyczami. Najbardziej egzotycznie brzmia dla mnie nazwy destynacji, ktore oferowane sa z portu KBP: Tbilisi, Baku, Astana, Erywan; juz powoli ciesze sie na moja wyprawe do Baku w pazdzierniku 2015.
Kilka minut przed godzina 14 przed gatem numer 11 pojawia sie obsluga handlingowa, samolot z Warszawy przylecial przed czasem, deboarding odbyl sie sprawnie i mozna zajmowac miejsca. Tym razem podczas odprawy online wybralem miejsce przy przejsciu 6B, na pokladzie znowu 4-osobowa zaloga, tym razem szkoli sie mlody chlopak imieniem Jan oraz jedna z tych stewardes, ktora lecial dnia poprzedniego. Szef pokladu to starszy pan Andrzej Kozlowski, a kapitanem rejsu jest Jacek Krzysztoszek. Nad kijowskim lotniskiem zaczyna padac snieg, wiec po starcie dosc dlugo przebijamy sie przez chmury, by wreszcie osiagnac wysokosc przelotowa. Sam lot przebiega spokojnie i bez zaklocen, tym razem nie decyduje sie na zamowienie kanapki, czytam kolejne strony lotowskiego magazynu pokladowego. Kiedy docieramy nad Polske okazuje sie, ze niebo jest tutaj wypogodzone i ladujemy przy lekko juz zachodzacym sloncu. Tym samym lot 160. uznaje za zaliczony. Do zobaczenia za tydzien!
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz