W sobotnie przedpoludnie pojawiam sie na moim ulubionym Lotnisku
Chopina, skad w samo poludnie mam wystartowac w rejs do Puli. Wprawdzie
chorwackie wybrzeze Adriatyku nie bylo moja wymarzona destynacja, ale w
ramach Szalonej Srody PLL LOT mozna bylo za bardzo rozsadna cene dostac
sie na poludnie Europy jesienia, kiedy w Polsce aura juz nie dopisuje.
Po tradycyjnym relaksie w lotniskowym saloniku Polonez udaje sie pod
gate na boarding, rejs odbywa sie Dashem Q 400, zatem do maszyny
jestesmy dowozenie autobusem. Z racji konca sezonu na pokladzie jest
jedynie 20 osob, z informacji obslugi naziemnej wynikalo, ze jedna osoba
sie nie stawila na rejs. Sam lot do Puli trwa 1 h 40 minut, kapitanem
rejsu jest pan Robert Herman a szefowa pokladu to pani Dominika Adach.
Nie przepadam zaa podrozami na pokladzie malych samolotow
turbosmiglowych, ale mimo faktu ze prawie 40 minut lecielismy nad
chmurami, sygnalizacja zapiecia pasow byla wlaczona tylko na chwile. Od
niedawna w PLL LOT na trasach miedzynarodowych ponownie serwowana jest
kawa, herbata i woda oraz niesmiertelny wafelek Prince Polo. Mialem
okazje siedziec na miejscu bezposrednio przed para chlopakow, z ktorych
jednego kojarze z obslugi lotniska. Chcac nie chcac slyszalem ich
rozmowy, wynikalo z niej, ze nasz narodowy przewoznik w przyszlym roku
uruchomi polaczenie do Skopje a tazke caloroczne rejsy do Dubrovnika (w
rozkladzie zimowym operowanie bedzie oczywiscie mniejsze). Do stolicy
Macedonii wybieram sie od dawien dawna, w koncu mozliwy bylby calkiem
rozsadny (taka mam przynajmniej nadzieje) dojazd w te strony. A
tymczasem laduje na na malutkim lotnisku w Puli, na zewnatrz swieci
piekne slonce, humor dopisuje. Shuttle busem za 30 kun ruszam na dworzec
autobusowy, a stamtad juz pieszo docieram do scislego srodmiescia,
gdzie w jednej z kamienic mam zarezerwowany apartament na ta weekendowa
noc. Kilkaset metrow za dworcem autobusowym znajdziemy bardzo dobrze
zachowane koloseum, ktore mozna po dzis dzien podziwiac, budowla moze
nie jest tak monumentalna jak ta w Rzymie, ale wydaje mi sie, ze jest
lepiej zachowana. Po rozlokowaniu sie w mieszkaniu ruszam na spacer po
miescie, punktem centralnym jest maly plac przy Łuku Sergiusza (Złota
Brama), obok znajduje sie McDonald’s, gdzie kieruje pierwsze kroki i
zamawiam McSundae o smaku speculous. Stara czesc Puli bardzo przypomina
wloskie miasteczka, waska zabudowa, brukowana lub miejscami marmurowa
nawierzchnia, typowe dla tego regionu okiennice a takze dwujezyczna
nomenklatura (nazwy ulic czy urzedow sa podawane w jezyku chorwackim
oraz wloskim) nie pozostawiaja watpliwosci, kto kiedy rzadzil tym
regionem. Na placu nazwanym Forum Romanum mozna podziwiac wystep
tancerek w kolorowych strojach, ja od glosnej muzyki uciekam na
nabrzeze, gdzie cumuja statki, niektore z nich to prawdziwe kontenerowce
(np. Santiago). W zapomnianej kaplicy trafiam na slub mlodej pary,
uczestnicy orszaku weselnego glosno trabia klaksonami w autach. Powoli
zapada zmrok, kieruje sie wiec do superkarketu Spar, gdzie chce
zaopatrzec sie w lokalne specjaly, niestety wybor nie jest zbyt szeroki a
ceny przypominaja bardziej Europe Zachodnia. W drodze powrotnej
wstepuje do kawiarni na klasyczny burek z serem, a w mieszkaniu
blyskawicznie zasypiam.
Kiedy budze sie o poranku widok za oknem przeslania gest mgla, nie moge podziwiac zatem panoramy Puli, taka aura utrzymuje sie nad miasteczkiem az do poludnia. Jak to mam w zwyczaju podzcas moich wypadow sniadanie staram sie jesc na miescie w lokalnych kawiarniach, tym razem Apfelstrudel i espresso konsumuje na zewnatrz w ogrodku jednej z kawiarni na starym miescie a pozniej na deser zamawiam jeszcze nalesniki z sosem truskawkowym w McDonald’s (sic!). Ruszam w droge powrotna na lotnisko, shuttle bus niestety nie jest dostosowany pod rozklad wszystkich rejsow, bede musial spedzic w terminalu nieco wiecej czasu, ale mam ze soba ksiazke „Cesarz” Ryszarda Kapuscinskiego, wiec sie nie nudze; siegnalem po ta pozycje specjalnie z racji mojej przyszlorocznej wyprawy do Etopii. Okolo 1.5 h przed odlotem otwieraja sie stanowiska odprawy linii Croatia Airlines, na pokladzie samolotu Dash Q 400 tej linii polece do Zagrzebia, po szybkiej kontroli bezpieczenstwa zajmuje miejsca w strefie airside, gdzie na zainstalowanych w hallu fotelach lotniczych obserwuje plyte lotniska i ladujacy samolot, ktory zabierze zas w podroz powrotna. Sam boarding przebiega bardzo sprawnie i startujemy nawet przed czasem, z racji pieknej pogody i malowniczych widokow odnosze wrazenie, ze to rejs widokowy, podczas krotkiego lotu pasazerom za darmo podawana jest woda mineralna, za wszelkie przekaski trzeba slono placic. Po wyladowaniu na lotnisku w chorwackiej stolicy zostajemy autobusem przewiezeni do terminalu, gdzie ma miejsc kontrola paszportowa (Chorwacja nie jest w strefie Schengen), obywa sie bez kolejnej kontroli bezpieczenstwa, w koncu lot PUY-ZAG to polaczenie krajowe. Na moj kolejny rejs PLL LOT do Warszawy musze poczekac okolo 2 godzin, ktore milo spedzam przy kawie w lotniskowej CaffèNero. Wprawdzie sam boarding sie nieco opoznia, ale startujemy o czasie i chwile pozniej na pokladzie wita nas pani Agata Nalepa. Tym razem rejs jest wykonywany wieksza maszyna Embraer 170, w porownaniu z samolotem turbosmiglowym komfort jest znacznie wyzszy. Po osiagnieciu wysokosci przelotowej kapitan Krzysztof Macała przekazuje podstawowe informacje o locie, pogoda na trasie jest wysmienita, caly czas widac pod nami swiatla mijanych miast. Warszawa z lotu ptaka jak zawsze urzeka. Halo Warszawa!
Kiedy budze sie o poranku widok za oknem przeslania gest mgla, nie moge podziwiac zatem panoramy Puli, taka aura utrzymuje sie nad miasteczkiem az do poludnia. Jak to mam w zwyczaju podzcas moich wypadow sniadanie staram sie jesc na miescie w lokalnych kawiarniach, tym razem Apfelstrudel i espresso konsumuje na zewnatrz w ogrodku jednej z kawiarni na starym miescie a pozniej na deser zamawiam jeszcze nalesniki z sosem truskawkowym w McDonald’s (sic!). Ruszam w droge powrotna na lotnisko, shuttle bus niestety nie jest dostosowany pod rozklad wszystkich rejsow, bede musial spedzic w terminalu nieco wiecej czasu, ale mam ze soba ksiazke „Cesarz” Ryszarda Kapuscinskiego, wiec sie nie nudze; siegnalem po ta pozycje specjalnie z racji mojej przyszlorocznej wyprawy do Etopii. Okolo 1.5 h przed odlotem otwieraja sie stanowiska odprawy linii Croatia Airlines, na pokladzie samolotu Dash Q 400 tej linii polece do Zagrzebia, po szybkiej kontroli bezpieczenstwa zajmuje miejsca w strefie airside, gdzie na zainstalowanych w hallu fotelach lotniczych obserwuje plyte lotniska i ladujacy samolot, ktory zabierze zas w podroz powrotna. Sam boarding przebiega bardzo sprawnie i startujemy nawet przed czasem, z racji pieknej pogody i malowniczych widokow odnosze wrazenie, ze to rejs widokowy, podczas krotkiego lotu pasazerom za darmo podawana jest woda mineralna, za wszelkie przekaski trzeba slono placic. Po wyladowaniu na lotnisku w chorwackiej stolicy zostajemy autobusem przewiezeni do terminalu, gdzie ma miejsc kontrola paszportowa (Chorwacja nie jest w strefie Schengen), obywa sie bez kolejnej kontroli bezpieczenstwa, w koncu lot PUY-ZAG to polaczenie krajowe. Na moj kolejny rejs PLL LOT do Warszawy musze poczekac okolo 2 godzin, ktore milo spedzam przy kawie w lotniskowej CaffèNero. Wprawdzie sam boarding sie nieco opoznia, ale startujemy o czasie i chwile pozniej na pokladzie wita nas pani Agata Nalepa. Tym razem rejs jest wykonywany wieksza maszyna Embraer 170, w porownaniu z samolotem turbosmiglowym komfort jest znacznie wyzszy. Po osiagnieciu wysokosci przelotowej kapitan Krzysztof Macała przekazuje podstawowe informacje o locie, pogoda na trasie jest wysmienita, caly czas widac pod nami swiatla mijanych miast. Warszawa z lotu ptaka jak zawsze urzeka. Halo Warszawa!
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz