Kolejny
wrzesniowy weekend i tak sie sklada, ze przede mna kolejna podroz; tym
razem czeka mnie pierwsze spotkanie z chinska kultura. Panstwo Srodka od
dawna mnie kusilo; wprawdzie zdecydowanie bardziej wolalbym zobaczyc
chinska stolice, ale skoro Qatar Airways z racji noworocznej promocji
zaproponowal rejsy na trasie Warszawa-Doha-Szanghaj za jedyne 1240 zl,
to postanowilem skorzystac. Tak sie zlozylo, ze nieco pozniej pojawil
sie blad taryfowy linii Finnair, dzieki ktoremu wybiore sie do Pekinu w
lutym 2018 roku. Odliczanie rozpoczęte, a tymczasem w
piatek ok. godz. 16:00 bezposrednio po pracy melduje sie na Lotnisku
Chopina, grzecznie zajmuje miejsce na koncu kolejki do odprawy
biletowo-bagazowej katarskiego przewoznika. Wprawdzie otwartych jest
kilka stanowisk, ale pasazerowie sa obslugiwanie w zwolnionym tempie,
gdyz w swoich obowiazkach wprawiaja sie nowi lotniskowi agenci i
potrzebuja wiecej czasu. Po podejsciu do stanowiska (bardzo) mlody pan
weryfikuj moja wize chinska a jego trenerka dodaje, ze spodziewala sie
po mnie biletu dla zalogi (staff ticket), gdyz na szyi mam zalozona
smyczke z logo i identyfikatorem przewoznika. To taka pamiatka z mojego
okresu pracy we wroclawskim biurze Qatar Airways, teraz to tylko mgliste
wspomnienie, na szczescie moge latac po swiecie na potwierdzonych
biletach, a nie mocno ryzykownych niepotwierdzonych biletach typu stand
by. Odbieram karty pokladowe na moje rejsy, po raz pierwszy bede
startowal z Warszawy na pokladzie samolotu szerokokadlubowego, kiedy
ostatnio w styczniu 2014 roku lecialem QR z Okecia trase DOH-WAW-DOH
obslugiwal jeszcze maly Airbus A320, teraz zas to codzienne polaczenie
wykonywane jest przez maszyne Airbus A330. Kolejka do kontroli
bezpieczenstwa ciagnie sie niemilosiernie, potrzebuje ponad 20 minut, by
sie przez nia przebic, potem jeszcze kontrola paszportowa, ale po
drodze znajduje chwilke na skropienie sie zapachem Chanel Egoist. Po
podejsciu do stanowisk strazy granicznej potwierdzam doniesienia
prasowe: zostaly one rozbudowane i teraz jest ich wiecej, co umozliwia
szybsze przedostanie sie pasazerow do strefy Non-Schengen. Ostatnimi
czasy zwiekszyla sie liczba operowanych kierunkow poza UE, w zwiazku z
czym nalezalo zadbac o odpowiednia przepustowosc lotniska w tym
obszarze. Boarding rejsu opoznia sie okolo kwadrans, gdyz przy bramce
obok wciaz sa wywolywani podrozni odlatujacy rejsem LO do Chicago. W
koncu mozemy zajac miejsca na pokladzie, samolot jest nowszego typu, pod
siedzeniami nie ma skrzynek obslugujacych system rozrywki, wiec mam
calkiem sporo przestrzeni na nogi. Samolot wzbija sie tym razem
odpowiednio dluzej, co wynika z jego rozmiarow i odpowiednio wiekszej
masy startowej, w koncu odrywamy sie od pasa startowego i ruszamy w
kierunku wschodnim, rejs do Kataru trwa nieco ponad piec godzin, tam mam
nieco ponad 2 godziny na przesiadke i ruszam w dalszy
dziewieciogodzinny rejs do Szanghaju. Start ma miejsce ok. 02:30 w nocy
czasu lokalnego, okolo godzine po starcie serwowana jest obiadokolacja i
chwile pozniej zaloga rozpoczyna usypianie kabiny, stewardessy prosza o
zasloniecie okien, gdyz lecac na wschod niebawem do kabiny wpadna
pierwsze promienie slonca. Skupiam sie na pokladowym systemie rozrywki, o
ile znakomita wiekszosc filmowych hitow mam obejrzana, to siegam po
sprawdzone przeboje muzyczne a po dawce drinkow udaje mi sie nieco
zasnac. Niestety, aura nas Szanghajem jest deszczowa, ladujemy w
chmurach i dopiero tuz nad lotniskiem Pudong widac ziemie.
Po
wyjsciu z samolotu udaje sie do kontroli paszportowej, niestety na
pokladzie nie rozdawano kart migracyjnych, w zwiazku z czym trace nieco
czasu na wypelnienie zoltych formularzy (podstawowe dane osobowe oraz
miejsce zatrzymania sie w Chinach), ktore znajdziemy na poleczkach
umieszczonych przed stanowiskami strazy granicznej. O podobnym czasie
laduje samolot Turkish Airlines ze Stambulu, przez co kolejka sie
wydluza, ale za to juz po kontroli moge odebrac moj bagaz z tasmy i nie
musze na niego czekac, jak to czesto bywa na innych lotniskach. Do
mojego hotelu zlokalizowanego w samym centrum Szanghaju w poblizu Ulicy
Nankinskiej docieram metrem, w punkcie obslugi klienta nabywam bilet (w
formie papierowej karty, ktora przy wejsciu i wyjsciu ze stacji
przyklada sie do czytnika) na 72 h na komunikacje miejska (koszt 45
CNY) i po okolo godzinie jazdy linia numer 2 wysiadam na stacji People’s
Square. Po drodze na jednej z poczatkowych stacji podziemnej kolejki
trzeba sie przesiasc ze skladu 4-wagonowego do 8-wagonowego
odjezdzajacego z tego samego peronu po przeciwnej stronie. Warto dodac,
ze przy wejsciu na stacje przeswietlane sa nasze bagaze, a podczas
przemieszczania sie po miescie nalezy miec odpowiedni zapas czasu, gdyz
przesiadki w obrebie stacji przesiadkowych sa dosc czasochlonne ze
wzgledu na dystans, ktory trzeba pokonac w podziemnych korytarzach, lecz
same polaczenia transferowe sa bardzo dobrze oznaczone.
Moj
pobyt w Szanghaju bede bardzo dobrze wspominac, chociaz efektu wow tym
razem nie bylo. Mysle, ze im wiecej podrozuje, tym mniej rzeczy jest
mnie w stanie zaskoczyc, ale nie znaczy to, ze zamierzac skonczyc z
lataniem, jakas tajemnicza sila wciaz pcha mnie w swiat. Szanghaj to
prawdziwa metropolia, ktora liczy okolo 20 milionow mieszkancow, urzekly
mnie te dzikie przewalajace sie tlumy, a najbardziej obraz policjantow
i zolnierzy, ktorzy musieli kierowac ruchem pieszam w scislym centrum. W
godzinach popoludniowych zamykano nawet jedna z glownych stacji metra,
gdyz natlok pasazerow byl tak duzy, ze zagrazal bezpieczenstwu
podroznych. Radze przygotowac sie zatem na wizyte w miescie-molochu,
ktore ma jednak swoja jasniejsze oblicze. Polecam wizyte na Starym
Miescie, spacer po Zygzakowatym Moscie i ogrodach Yuyuan. Parkow w
Szanghaju jest pod dostatkiem, mimo faktu, ze w dzielnicy Pudong
mieszca sie liczne drapacze chmur, jak slynna Perla Orientu czy tez
drugi najwyzszy budynek na swiecie Shaghai Tower. Warto przyjsc na
nabrzeze Bund wieczorem, by napawac sie panorama drugiego brzegu, gdzie
na drapaczach chmur codziennie do godziny 23:00 mozna podziwiac piekne
kolorowe swiatla i wizualizacje. W Szanghaju bezposrednio przy stacji
metra Shanghai Science and Technology Museum znajduje sie slynny bazar w
stylu „fake market”, na ktorym mozna okazyjnie kupic znane swiatowe
marki w bardzo okazyjnych cenach, oczywiscie nie sa to oryginalne
produkty, a jedynie podroby, chociaz naprawde niektore towary wygladaja
ludzaco podobnie, jak to na AliExpress, z ta roznica, ze tutaj na
bazarze trzeba sie mocno targowac. Jesli zas chodzi o zakupy spozywcze
to zdecydowanie polecam wypad do centrum handlowego przy stacji metra
Zhongshan Park, gdzie znajdziemy francuski hipermarket Carrefour, a na
polkach takie specjaly jak imbirowa Coca Cola, chipsy Lays o smaku
limonki, najrozmaitsze napoje sojowe czy ksiezycowe ciastka z
niespodzianka, a co wazne to te smakolyki sa bardzo przystepne cenowo. W
Szanghaju pomiedzy blokami znajdziemy takze buddyjskie swiatynie,
przypadkowo naprzeciwko swiatyni Jing'an natknalem sie na lokal Dunkin’
Donuts, w ktorym mozna skosztowac paczka z nadzieniem matcha. Mnie
bardzo przypadla do gustu Świątynia Nefrytowego Buddy, gdzie w
poszczegolnych komnatach mozna podziwiac rozne wcielenia Buddy a na
dziedzincu wierni okadzaja sie za pomoca patyczkow. Szanghaj to niby
Azja, ale bardzo mocno nawiazujaca do kultury zachodniej, na kazdym
kroku spotkac mozna lokale sieci McDonald’s czy Starbucks Coffee, w McD
polecam zestaw sniadaniowe, gdzie zupke z buleczka lub kawe z mala
kanapka mozna dostac juz za 6 CNY, zas mala kawa (praktycznie kazdego
rodzaju) kosztuje w Starbucks okolo 35 CNY. Mnie przypadly do gustu
takze lokalne knajpki, gdzie mogle sprobowac pysznych pierozkow w
ksztalcie sakiewek, kulek z czerwona fasola czy ziolowej galaretki.
Poza
tym polecam serdecznie japonskie sklepi Unisono, ktore wedlug mnie sa
lokalnym odpowiednikiem dunskiej sieci sklepow Tiger, zatem znajdziemy
tam mydlo i powidlo, mnie udalo sie wypatrzec plocienna torbe z Rozowa
Pantera, pojduszke-zaglowek czy tez bananowy krem a za wiekszosc
produktow zaplacimy grosze. A propos platnosci: radze nastawic sie na
uzywanie gotowki, gdyz platnosc kartami wydanymi poza Chinami jest
(poza hotelami czy niektorymi wiekszymi sklepami typu Nike, ale juz nie
Carrefour) praktycznie niemozliwa, przyjmowane sa niemal wylacznie karty
z logo UnionPay, ponadto powszechnie akceptowalne sa platnosci przy
uzyciu mobilnych aplikacji ze smartfonow jak AliPay czy WePay, uzywane
oczywiscie przez lokalsow. Jesli chodzi o komunikacje, to uprzedzam, ze o
porozumiewaniu sie w jezyku angielskim mozna zapomniec, pozostaje nam
uniwersalny body language, by dogadac sie z Chinkami-Czikulinkami. Powodzenia!:)
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz