
Nad moim wyjazdem na Litwe krazylo jakies fatum –
bilety na trasie Warszawa-Kowno / Wilno-Warszawa na polowe sierpnia kupilem w czerwcu,
akurat wtedy, kiedy Litwa jako pierwszy kraj otworzyla granice dla Polakow. W
Kownie nie mialem jeszcze okazji byc, wiec stwierdzilem, ze bedzie to idealna
okazja, by zobaczyc miasto. Miesiac pozniej PLL LOT niespodziewanie skasowal jednak
rejsy do Kowna ze swojej siatki polaczen, pozostalo wiec darmowe przebookowanie
na Wilno. Niestety, na tydzien przed terminem wyjazdu Litwa zmienila zasady
wjazdu dla cudzoziemcow i Polska trafila na „zolta liste” – obywatele tych
krajow mieli obowiazek obowiazkowej dwutygodniowej kwarantanny po przylocie.
Sam przewoznik rejsu nie odwolal, wiec skorzystalem z opcji elastycznej zmiany
rezerwacji i zawiesilem bilet. W polowie wrzesnia Litwa obnizyla swoje dosc
wysrubowane wymagania dotyczace obostrzen wjazdowych i Polacy z powrotem mogli dostac
sie na jej terytorium. Niemal natychmiast po przeczytaniu tej wiadomosci w
internecie skontaktowalem sie z linia lotnicza i za darmo (uwzgledniajac 200
PLN rabat na taryfe) zmienilem daty podrozy na najblizszy weekend. W czasach
pandemii podrozy niestety nie da sie zaplanowac z wyprzedzeniem, trzeba byc
bardzo elastycznym i ostroznie planowac wszelkie wypady nieco bardziej zlozone.
W sobotni poranek na Lotnisku Chopina panuje
pustka, moze to dobrze, bo przy stanowisku odprawy klasy biznes PLL LOT nieco
mi schodzi, gdyz pani z personelu naziemnego nie jest w pelni kompetentna i
musi dzwonic do swojego help desku przed wydanie mi karty pokladowej. Wedlug
niej przed wjazdem na Litwe od obywateli polskich wymagane jest bowiem zaswiadczenie
o negatywnym tescie na obecnosc koronawirusa, co jednak nie odpowiada
aktualnemu rozporzadzaniu. W koncu moge odebrac karte, nadac bagaz, bezstresowo
przejsc przez fast track do kontroli bezpieczenstwa i zrelaksowac sie w
saloniku biznesowym Polonez. Jajecznica na sniadanie jest jak znalazl, potem na
zakaske wchodza inne specjaly tam serwowane. Na kilka minut przed planowanym
rozpoczeciem boardingu opuszczam lounge i ruszam do mojego gate’u, ale widac,
ze bedziemy miec opoznienie. W koncu wylatujemy ponad pol godziny po czasie, na
pokladzie Embraera 170 jest raptem 15 pasazerow, a w klasie biznes posadzono
dodatkowa zaloge LOTowska, ktora najprawdopodobniej bedzie lecial z Wilna na
trasie do Londynu City (LCY) i robia podmiane zalogi. Rejs trwa okolo 50 minut,
to raptem nieco dluzej niz trwa przejazd cala pierwsza linia warszawskiego
metra, kapitan Jakub Smejda wraz z pierwszym pilotem Istvanem Hajzerem sprawnie
pilotuja niewielka maszyne, a o dobre samopoczucie w kabinie dba przemily szef
kabiny Pan Michał Hunek ;) Na poczestunek wybieram pasztecik ze szpinakiem
od Putki oraz precelki, beda w sam raz do powitalnego drinka w hotelu Ibis w
Wilnie. Pogoda w litewskiej stolicy jest przepiekna,
swieci slonce, temperatura oscyluje w granicy 20 stopni, iscie zlota jesien,
jeszcze kilka dni temu prognoza wskazywala pelna zachmurzenie i jedyne 13
stopni Celsjusza, wiec zmiana jest bardzo korzystna. Autobusem linii 3G
docieram do srodmiescia, skad juz tylko kilka minut dzieli mnie od hotelu. Wilenski
Ibis prezentuje sie calkiem godnie na tle tych, ktore mialem juz okazje
odwiedzic, nic mu nie brakuje, chociaz w pokoju przydalby sie czajnik czy lodowka,
ale to wcia nie ten standard. Za to przypominam sobie, ze te rzeczy byly na standardowym
wyposazeniu hotelu Ibis w Arabii Saudyjskiej, jak widac co kraj, to obyczaj. ;)
W architekturze Wilna dominuja budowle sakralne, koscioly mozna spotkac tutaj
niemal na kazdym kroku i jesli ktos lubi tego typu klimaty religijne, to na
pewno odnajdzie sie tutaj bardzo szybko. Ja preferuje wielkomiejski gwar i
szklane domy, wiec Wilno to taka urocza sielska prowincja. Wygladat calkiem
ladnie i czysto, kamienice na Starym Miescie sa zadbane i odrestaurowane, chwile
na odpoczynek po wedrowce wzdluz i wszerz spedzam przy kawie i deserach, polecam
z czystym sumieniem lokalna siec kawiarni o nazwie Caffeine, maja w ofercie
nawet Pumpkin Spice Latte, ktora w tym roku do Polski Starbucks wprowadza
dopiero kilka dni (dokladnie 22 wrzesnia). Czas na kolacje, odwiedzam stara
dobra miejsowke przy ul. Šopeno,
czyli bar Kavinė čeburekinė, gdzie rozplywam sie nad chlodnikiem i cepelinem.
Najedzony jak swinka ruszam jeszcze przed siebie, w koncu musze zaopatrzyc sie
w spozywcze nowosci, co jest rytualem kazdego mojego zagranicznego pobytu. Na
Litwie bardzo smakuja mi jogurty oraz twarozki sūrelis firmy Vilkyskiu, teraz
rowniez wynosze z supermarketu KIK caly koszyk nabialu i innych lakoci, z
nowosci nieznanych w Polsce chwale sobie wode mineralna z sokiem marakujowym w
kartonie oraz drink Somersby Spritz w szklanej butelce. Omomom!
W niedzielny poranek po hotelowym sniadaniu ruszam zrzucic kalorie i wdrapuje
sie na Wzgorze 3 Krzyzy, z ktorego mozna podziwiac jak na dloni panorame Wilna,
w miescie goruja kosielne wieze a w oddali dostrzec mozna takze gorujaca nad
miastem (a wlasciwie jego peryferiami) wieze telewizyjna. Tuz obok na
wzniesieniu znajduje sie Baszta Giedymina, mozna do niej wejsc po schodach lub
wjechac specjalna kolejka, ale nie korzystalem z tej opcji, natomiast
widzialem, ze ta atrakcja funkcjonowala bez zarzutu. Wilno jest dosc male, wiec
po raz kolejny przemierzam ta sama trase, ktora odwiedzilem w sobotnie popoludnie,
jest calkiem duzo spacerowiczow, ktorych piekna aura zachecila do wyjscia z
domu. Tym razem popoludnie spedzam takze przy kawie i ciastku, dopiero przed
16:00 wychodze z hotelu (bardzo przydaje sie ten przywilej z programu
lojalnosciowego Accor ALL) i tym razem nowoczesnym pociagiem w kilka minut
docieram na lotnisko, za pare chwil otwarte zostaja stanowiska odprawy
biletowo-bagazowej, moge odebrac karte i nadac walizke na moj wieczorny rejs do
Warszawy. Tym razem nie mam co liczyc na salonik, czas spedzam wiec przed
bramka czytajac ksiazke i obserwujac nielicznych pasazerow. Boarding rozpoczyna
sie o czasie, pani kapitan Małgorzata Jach wita pasazerow i
niebawem rozpoczynam resj do stolicy. Tym razem jest on niemal widokowy, przez
cala droge niebo jest bezchmurne, pod nami widac mazurskie jeziora. Zaloga z
sympatyczna szefowa pokladu Agata Milkowska-Okonska i Adrianem dwoi sie i troi,
by sprawnie przeprowadzic serwis oraz rozdac a nastepnie zebrac karty
lokalizacji pasazera (PLF). Ladujemy na Okeciu prawie 15 minut przed czasem,
wlasnie zachodzi slonce. Do zobaczenia na pokladzie juz za tydzien! 