Nadchodzi weekend, więc tradycji
musi stać się zadość. Przede mną bardzo krótki lot krajowy do stolicy Wielkopolski,
następnie impreza w jednym z poznańskich klubów i powrót do Warszawy porannym
lotem. Na Lotnisko Chopina przybywam w piątkowy wieczór kwadrans przed godziną
18, kolejka do odprawy pasażerskiej jest znikoma, ja jak zwykle wybieram
stanowiska do odprawy tradycyjnej. Przede mną przy stanowisku stoi trzech młodych
mężczyzn, najprawdopodobniej pochodzenia arabskiego. Okazuje się, że tylko
jeden z nich jest pasażerem i leci do Monachium, natomiast dwóch kolegów go
odprowadza. U mnie krotka piłka, muszę jedynie odebrać kartę pokładową, pan
jeszcze upewnia się, czy pozostawić miejsce 3D przy oknie i drukuje dokument
dla mnie. Kontrola bezpieczeństwa przebiega bardzo szybko i już jestem w
strefie tylko dla osób podróżujących. Spoglądam na tablicę wylotów, moją uwagę
zwraca samolot linii Finnair, nieco później jest zaś boarding lotu linii
AirBerlin, już cieszę się na listopadową wizytę w tym mieście. Zajmuję miejsce
przy bramce 36, z gate’u obok odlatuje samolot Lufthansy do Frankfurtu; od razu
widać, że będzie bardzo dobrze obłożony, a jego pasażerowie to w większości
delegacje, mnóstwo elegancko ubranych podróżnych wchodzi na pokład. Zajmuję się
lekturą szwedzkiego kryminału pt. „Powrót nauczyciela tańca” Henninga Mankella, książka jest bardzo wciągająca,
więc czas szybko mija i słyszę zapowiedź, że boarding opóźni się o ok. 15 minut
z powodu późnego przylotu samolotu do Warszawy. Bardzo mi się nie spieszy, więc
dodatkowy kwadrans na lotnisku tym razem nie robi mi różnicy. Niebawem
zostajemy poproszeni do wyjścia, na dole czeka juz na nas autobus, którym
podjedziemy do czekającego na płycie postojowej Bombardiera Dash Q400 w barwach
Eurolotu. W autobusie panuje duży ścisk, okazuje się, że o ponad 5 godzin opóźnił
się wylot samolotu PLL LOT z Nowego Jorku do Warszawy, a zdecydowana większość podróżnych
jest właśnie z tego samolotu, więc zostali przebukowani na to połączenie. Po
schodkach wchodzę na pokład malutkiego samolotu, zawsze muszę uważać na głowę,
kiedy wchodzę do środka. Sympatyczna szefowa pokładu Maria Krupa wita pasażerów,
zajmuję przydzielone mi miejsce 3D, zapinam pasy i w oczekiwaniu na start
oddaję się lekturze magazynu pokładowego Kalejdoskop. Czekamy jeszcze na drugi
autobus z podróżnymi, w końcu wszyscy zajmują miejsca i rozpoczyna się safety
demo. W odróżnieniu od samolotów PLL LOT na pokładach Eurolotu nie można używać
telefonów komórkowych. Mam wrażenie, że kołowanie po pasie trwa całą wieczność,
ale wreszcie wzbijamy się w powietrze. Wznosimy się w kierunku zachodnim,
mijamy Aleję Krakowską, rozpoznaję znajome budynki. Niebawem przelatujemy nad
Dworcem Zachodnim PKP, oświetlona stolica z lotu ptaka wygląda pięknie. Szybko osiągamy
wysokość przelotową ok. 5200
m, błyskawicznie rozpoczyna się serwis, dostaję szklaneczkę
wody oraz wafelek Prince Polo i zagłębiam się w lekturze, najbardziej intryguje
mnie artykuł na temat samolotów PLL LOT, które wystąpiły w filmach. Kapitanem
wieczornego rejsu LO 3949 jest Jacek Figlus, na 10 minut przed lądowaniem
podaje podstawowe informacje na temat lotu i chwile później rozpoczynamy zniżanie
na lotnisko Ławica w Poznaniu. Poznań z góry również jest rozświetlony, bardzo
mi się podobają takie widoki. Łagodnie przyziemiamy na lotnisku im. Henryka
Wieniawskiego.
Po powrocie z
imprezy melduję się na lotnisku kilka minut przed 4 rano. Za ladami do
pracy przygotowują się już pracownicy obsługi handlingowej, o tej porze
kawiarnie jeszcze są zamknięte, więc zadowalam się cappuccino z
automatu. Po krótkim relaksie przy porannej kawie udaję się do
stanowiska odprawy, przy ladzie stoi dwóch czarnoskórych Kenijczyków
lecących do Moskwy z przesiadką w Warszawie. Po chwili także i ja
odbieram moją kartę pokładową na rejs do Warszawawy startujący o 05:45 z
poznańskiej Ławicy. Z kartą w dłoni udaję się do kontroli
bezpieczeństwa, wiem, że w Poznaniu jest jakiś specyficzny system
sprawdzania kart pokładowych, bo pracownik SOL zawsze musi spojrzeć w
swoje notatki, nie ma tam bowiem automatycznego czytnika kart. Kontrola
bezpieczeństwa w ten sobotni blady świt przebiega błyskawicznie, przede
mną tylko wspomnianych dwóch murzynów oraz pewna Polka z amerykańskim
paszportem wracająca do USA, w ręku ma 3 karty pokładowe wydane z logo
Lufthansy, zatem pierwszy odcinek odbywa rejsem do Monachium. Zastanawia
mnie fakt, że z POZ nie ma porannych lotów do Frankfurtu, w ten sposób
pasażerowie nie mogą skorzystać z pełnej siatki połączeń niemieckiego
przewoźnika, bo część rejsów odlatuje jedynie z FRA i to właśnie w
godzinach porannych, jak np. mój lot do MIA sprzed ponad roku. Ale te
kwestie zostawię już do rozwiązania pracownikom LH, ja zaś zasiadam na
miejscu przed bramką numer 03 i zatapiam się w lekturze Henninga
Mankella. Wprawdzie oczka się kleją, ale dzielnie udaje mi się dotrwać
do godziny 5 z minutami, kiedy to rozpoczyna się boarding. Jak zawsze w
Poznaniu przy wyjściu podstawiony jest autobus, tym razem pasażerów nie
ma zbyt wielu. Po chwili stajemy już pod Bombardierem, ponownie w
barwach Eurolotu. Zaraz przy wejściu stoi w płaszczu dość zmarznięta
szefowa pokładu Patrycja Nowakowska, kapitanem tego rejsu jest Ireneusz
Piasecki, przypomina mi się, że już miałem okazję lecieć z tym pilotem.
Nic dziwnego, że załogi zaczynają się powoli powtarzać, skoro ostatnimi
czasy regularnie latam z PLL LOT. Na zewnątrz jest jeszcze zupełnie
ciemno, więc zza okien maszyny niewiele widać. Tym razem również zajmuję
miejsce 3B i z uwagą przyglądam się mojemu ulubionemu instruktażowi
bezpieczeństwa. Powoli kołujemy do progu pasa i wzbijamy się w
powietrze, w górze widać już różowy horyzont, lecimy na wschód, więc
powoli się rozwidnia, ale pod nami wciąż widać światła miast. Tym razem
pilot przemawia do pasażerów kilka minut po starcie, pogoda do lądowania
jest bardzo dobra, niebo jest bezchmurne, ale temperatura w Warszawie
to jedynie 5 stopni powyżej zera. Chwilę po starcie nie mogło zabraknąć
oczywiście tradycyjnego małego wafelka Prince Polo oraz szklaneczki
wody mineralnej. Dokańczam przeglądać magazyn pokładowy Kalejdoskop;
następna podróż na pokładzie PLL LOT do Kijowa to dopiero listopad, więc
już nie będę miał okazji zerknąć na ta lekturę. Podchodzimy do
lądowania od strony Piaseczna, mijamy trasę szybkiego ruchu, tory
kolejowe (lina radomska) i lądujemy na Lotnisku Chopina. Do widzenia!
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz