Przede mną następne kolejne loty
krajowe. Korzystając z pięknej wakacyjnej pogody postanawiam ponownie zajrzeć
do Trójmiasta i po raz kolejny zabalować w Sopocie. Około godziny 20 w piątkowy
wieczór melduję się na Lotnisku Chopina przy tymczasowym stanowisku odprawy
klasy biznes. Standardowe miejsce, gdzie dokonywano odprawy jest obecnie
przebudowywane, zaś część dla pasażerów klasy ekonomicznej już działa. Przy
stanowiskach odprawy nikogo nie ma, pracownikom widać się nudzi, pani z obsługi
naziemnej czyta książkę „Bezsenność w Tokio” (gorąco polecam, zwłaszcza przed
wyprawą do Japonii), panowie obok dyskutują na temat tego, co by zjedli na
kolację. Uśmiecham się pod nosem słysząc takie rozmowy, to pokazuje, że
pracownicy mają też ludzkie odczucia, a nie są tylko bezwzględnymi maszynami egzekwującymi
wymagania linii lotniczych dotyczących bagaży czy dodatkowych opłat. Po
wygłoszeniu standardowej formułki żegnam się z panią i przechodzę do fast
tracka do strefy bezpieczeństwa, tutaj również nikogo przede mną nie ma,
dopiero kiedy się pojawiam tuż przed bramką jeden pan z obsługi woła koleżankę
do skanera bagażu podręcznego. Ponieważ jak widać ruch tam jest znikomy,
aparatura losowo wybiera mnie do kontroli, zostaję zatem „obmacany” przez pana
a moja torba Adidasa i jej zawartość zostaje sprawdzona przez panią z ochrony.
I po bólu, można iść dalej. Tradycyjnie zaszywam się w Business Lounge Polonez,
to obecnie chyba największy profit ze srebrnej karty Miles & More. Do
odlotu mam jeszcze ponad dwie godziny, swobodnie mogę się więc poczęstować
specjałami kulinarnymi dostępnymi w saloniku. Na początek biorę zestaw obiadowy,
na który tym razem składa się pomidorowa zupa krem z grzankami, tarta z mięsem
i warzywami, zapiekanka serowa oraz kulki ziemniaczane. Po deserze i
obowiązkowym podwójnym espresso czas na nadrobienie zaległości w lekturze
prasy, a kiedy już przejrzałem najbardziej interesujące mnie artykuły sięgam po
książkę o przygodach stewardessy „Z głową w chmurach”. Po dłuższej chwili
relaksu w lounge’u zbieram się do wyjścia numer 3 na boarding, personel
naziemny już jest w gotowości i ok. 22:20 pasażerowie są proszeni do autobusu.
Nieco czekamy aż pojazd się wypełni i ruszamy do Bombardiera Q400, ponownie
będę leciał maszyną z reklamą województwa kujawsko-pomorskiego. Interesujące,
że jest taki samolot, skoro rejsy krajowe do/z Bydgoszczy nie są już w siatce
połączeń PLL LOT. Po wejściu na pokład i powitaniu przez szefa pokładu pana
Adama Kaletę zajmuję miejsce wybrane miejsce 8D. Moja towarzyszka podróży z miejsca
8C już
siedzi, więc muszę się nieco przecisnąć, ale pani jest bardzo bezkolizyjna a
całą 40-minutową podróż do Gdańska przesypia. Start samolotu się opóźnia,
kapitan Witold Chodorowski informuje, że czekamy jeszcze na ostatnich pasażerów
transferowych. W końcu zjawiają się i oni, następuje prezentacja zasad
bezpieczeństwa, światła w kabinie gasną i startujemy. Tym razem maszyna unosi się w kierunku
wschodnim, nie mogę więc podziwiać panoramy Warszawy, ale za to przy lądowaniu
pięknie widać oświetlone Trójmiasto. Natychmiast po osiągnięciu wysokości
przelotowej załoga rozdaje Prince Polo oraz żelki Frugo i wodę, ja tradycyjnie
studiuję nowy numer miesięcznika Kalejdoskop. Czas mija błyskawicznie, zniżamy
pułap i po kwadransie lądujemy na płycie gdańskiego lotniska, dochodzi północ.
Kilka minut przed godziną 7 rano
melduję się z powrotem na gdańskim lotnisku. Właśnie rozpoczyna się check-in,
przy jednym z dwóch stanowisk trwa najwidoczniej trening nowej pracownicy,
starszy kolega pomaga jej przy procedurze odprawy pasażerów. Otrzymuję kartę
wstępu na pokład i od razu przechodzę do kontroli bezpieczeństwa, gdzie na
tradycyjnie jestem pytany o kod pocztowy. Później mój bagaż podręczny jak to ma
zwykle miejsce na lotnisku w Gdańsku zostaje poddany oddzielnej kontroli. Tym
razem nie jest on przeszukiwany, ale za to muskany specjalny papierkiem na
obecność materiałów wybuchowych. Jeszcze tylko schody ruchome i już mogę zająć
wygodne miejsce w hali odlotów, wypić ulubioną kawę i wrócić do pasjonującej
książki o przygodach personelu pokładowego w USA. Ani się obejrzałem, kiedy na
płycie lotniska pojawił się już Bombardier , który zabierze nas z powrotem do
Warszawy. Powoli rozpoczyna się Boarding, ponieważ nie ma dużo pasażerów, to szef
pokładu Robert Pietrzak już po chwili zamyka drzwi do samolotu i wita
zgromadzonych na pokładzie podróżnych. Wręcz momentalnie rozpoczyna się push
back, ma miejsce instruktaż bezpieczeństwa i rozbieg maszyny. Po osiągnięciu
wysokości przelotowej kapitan Łukasz Pawlak wraz z pierwszą oficer Aleksandrą
Popielarz podają podstawowe parametry lotu,
a załoga rozpoczyna serwis. Piękna pogoda na całej trasie umożliwia
obserwację ziemi za oknem, po kilkunastu minutach widać już zakola Wisły i
samolot zniża pułap, a załoga przygotowuje kabinę do lądowania. Halo ziemia!
Mój dwusetny lot właśnie przeszedł do historii…
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz