Jako fan weekendowych wypadow od jakiegos
czasu polowalem na tanie bilety do Cagliari na Sardynii, rozklad rejsow linii Ryanair
umozliwial polaczenie wylotu z Krakowa w soboty i powrot w niedziele do Warszawy
Modlin. Nieco musialem poczekac na tanie bilety, udalo sie zgrac terminy w polowie
kwietnia, kupowane ok. 1,5 miesiaca przed odlotem kosztowaly ok. 120 zl za rejs
w jedna strone.
W sobote w poludnie docieram do
mikroskopijnego lotniska w Modlinie, nadal za nim nie przepadam i uwazam, ze to
po prostu wiekszy barak, ale Ryanair na Lotnisko Chopina powrotu nie planuje (oprocz
krajowek). Sam rejs nie wyroznia sie niczym szczegolnym, ale chyba po raz
pierwszy mam okazje leciec nowym samolotem Boeing 737-800. Po wyladowaniu na
lotnisku w Cagliari (co za piekna pogoda!) kupuje bilet w automacie biletowym
Trenitalii i przedzieram sie na stacje kolejowa zlokalizowana kilkaset metrow
od terminala, droga do niej jest dobrze oznaczona. Mozna odniesc wrazenie, ze
polozona w szczerym polu stacja jest opuszczona, przezywam niezly szok, kiedy
na kilka minut przed wjazdem pociagu z glosnikow rozbrzmiewa zapowiedz. Tory
nie posiadaja sieci trakcyjnej, wiec lokalny pociag ciagniety jest przez
lokomotywe spalinowa, a sama jazda do stacji glownej trwa mniej niz kwadrans.
Pierwsze kroki z dworca kolejowego kieruje
do znajdujacego sie na placyku McDonald’s – wyglada on bardzo niedbale, odnosze
wrazenie, ze jest nieremontowany od wiekow, ale lokal wciaz funkcjonuje. W tym
samym budynku znajduja sie takze kasy biletowe lokalnych przewoznikow i
informacja oraz przechowalnia bagazu a talety sa zamykane na klucz dostepny u
pracownikow McD, mam wrazenie, ze przenioslem sie do innej epoki ;)
Po wloskiej kawce i croissancie oraz kokosowym shake’u czas dotrzec do mojego apartamentu. We Wloszech zwlaszcza w mniejszych miejscowosciach bardzo popularne sa mieszkania bed and breakfast, w takim tez zatrzymuje sie na jedna noc. Na przywitanie od sympatycznej Wloszki (nie mowiacej niemal wcale po angielsku) czeka na mnie ulubiona kawa Lavazza za ekspresu. Po krotkiej chwili odpoczynku ruszam w miuasto – waskie krete uliczki, kamienna nawierzchnia, okiennie, palemki w doniczkach na balkonach i prania suszace sie na sznurkach – takie oto wloskie klimaty. Dochodze do glownej ulicy handlowej i ruszam na lowy w sklepie firmowym Bialetti, gdzie udaje mi sie upolowac pomaranczowa kawiarke Fiametti. Pozniej przedzieram sie przez waskie uliczki ku czesci portowej, gdzie cumuja stateczki i lodki. Zachodzace slonce bardzo ladnie sie prezentuje, przy glownej ulicy – bulwarze biegnacym rownolegle do portu znajduje sie czesc restauracyjna, gdzie o tej porze przy licznych stolikach do kolacji zasiadaja Wlosi oraz liczni turysci. Zapada zmrok, w supermarkecie robie spore zakupy lokalnych smakolykow, obowiazkowa kawa Lavazza, brzoskwiniowe Bacardi, makarony Barilla i czekoladki Baci.
Po wloskiej kawce i croissancie oraz kokosowym shake’u czas dotrzec do mojego apartamentu. We Wloszech zwlaszcza w mniejszych miejscowosciach bardzo popularne sa mieszkania bed and breakfast, w takim tez zatrzymuje sie na jedna noc. Na przywitanie od sympatycznej Wloszki (nie mowiacej niemal wcale po angielsku) czeka na mnie ulubiona kawa Lavazza za ekspresu. Po krotkiej chwili odpoczynku ruszam w miuasto – waskie krete uliczki, kamienna nawierzchnia, okiennie, palemki w doniczkach na balkonach i prania suszace sie na sznurkach – takie oto wloskie klimaty. Dochodze do glownej ulicy handlowej i ruszam na lowy w sklepie firmowym Bialetti, gdzie udaje mi sie upolowac pomaranczowa kawiarke Fiametti. Pozniej przedzieram sie przez waskie uliczki ku czesci portowej, gdzie cumuja stateczki i lodki. Zachodzace slonce bardzo ladnie sie prezentuje, przy glownej ulicy – bulwarze biegnacym rownolegle do portu znajduje sie czesc restauracyjna, gdzie o tej porze przy licznych stolikach do kolacji zasiadaja Wlosi oraz liczni turysci. Zapada zmrok, w supermarkecie robie spore zakupy lokalnych smakolykow, obowiazkowa kawa Lavazza, brzoskwiniowe Bacardi, makarony Barilla i czekoladki Baci.
Nastepnego ranka ruszam na okolo godziny
spacer do pobliskiej miejscowosci Poetto, gdzie znajduje sie nadmorska plaza. O
tej porze roku plaza jest jeszcze zupelnie pusta i dosc zabrudzona, morze
wyrzucilo na brzeg sporo mulu oraz wodorostow. O ile na plazy jest pusto, to w
kawiarniach z widokiem na zatoke oraz skaly pojawiaja sie lokalni spacerowicze
(joggin, pieski), zamawiam espresso i przy aromatycznej kawie wertuje ksiazke. Czas
szybko plynie, wiec zbieram sie na autobus do centrum miasta. Biletow nie mozna
kupic u kierowcy, kiosku ani widu ani slychu, wiec musialem dojechac na gape,
na szczescie w niedzielny poranek nie trafilem na kontrolerow :)
Na odlot samolotu do Krakowa stawiam sie punktualnie na lotnisku, szybko
przechodze przez kontrole bezpieczenstwa, mam jeszcze spory zapas czasu, przez
okna obserwuje, codzieje sie na plycie lotniska w Cagliari, ruch tanich
przewoznikow jest calkiem spory, ale zdecydowanie najwiekszy ruch generuja
pasazerowie Alitalii, ktorzy przesiadaja sie w Rzymie lub Mediolanie. Rejs do
Krakowa nie wyroznia sie niczym szczegolnym, samolot dosc szybko wzbija sie nad
warstwe chmur i mniej wiecej do wysokosci Wegier/Austrii lecimy nad oblokami,
na szczescie zadne turbulencje nie sa odczuwalne. ;) Krakow welcome to!
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz