W niedzielny poranek melduję się na lotnisku w Modlinie, kilka tygodni wcześniej
w systemie linii Ryanair skusilem sie na tani bilet na trasie WMI-TLS w nadziei
na milo spedziona jednodniowke w Tuluzie. Poniewaz rejsy na tej trasie odbywaja
sie tylko 2 razy w tygodniu, musialem znalezc sobie odpowiednie polaczenie
powrotne – idealnym rozwiazaniem okazal sie powrot linia easyJet z Tuluzy do
Berlina tego samego dnia wieczorem.
Przed startem rejsu do Tuluzy spotyka mnie mila niespodzianka, steward sklada
mi propozycje zajecia miejsca w rzedzie awaryjnym z wieksza przestrzenia na
nogi. Sam lot przebiega bez zaklocen i po nieco ponad 2 godzinach ladujemy na
lotnisku TLS. Miasto slynie z fabryki Airbusa, przy lotnisku widac hangary, w
ktorym remontowane serwisowane sa samoloty francuskiej produkcji, na plycie
stoja A380 oraz A350 – to pierwszy raz, kiedy widze ta maszyne na zywo. Po
wyjsciu z samolotu czeka nas kontrola paszportowa. Wprawdzie Francja jest w
stefie Schengen, ale po zamachach terrorystycznych i wprowadzeniu stanu
wyjatkowego przywrocono kontrole dokumentow na granicy. Na lotnisku od razu
znajduje male stoisko z pamiatkami, gdzie nabywam widokowki, a chwile pozniej
udaje sie do saloniku prasowego po najnowszy numer trgodnika „Paris Match”.
Musze dbac o moj poziom francuskiego, zwlaszcza teraz, kiedy uczeszczam na
zajecia prowadzone przez native speakera.
Dojazd do centrum miasta jest bardzo prosty, spod terminala odjezdza
tramwaj oraz autobus, istotna informacja to taka, ze automat biletowy przyjmuje
jedynie monety euro, nie sa akceptowane banknoty ani karty platnicze czy
kredytowe. Francuzi moga placic specjalna karta „carte bancaire”, to chyba
odpowiednik niemieckiej karty EC. W poblizu zlokalizowany jest wprawdzie punkt
obslugi pasazera, ale w niedziele jest czynny jedynie popoludniami. Zatem
polecam sie zaopatrzyc w bilon. Przejazd tramwajem T2 do stacji metra
"B" Palais de Justice zabiera mi okolo 40 minut, wsiadam do
podziemnej kolejki i z jedna krotka przesiadka docieram do stacji Capitol,
ktora miesci sie w samym sercu miasta na Placu Ratuszowym. Niestety, tego dnia
aura nie sprzyja spacerom, jest pochmurno, mgliscie i pada lekki deszcz i az do
wieczora sie to nie zmieni. Zatrzymuje sie na chwile w restauracji McDonald’s,
testuje dwie male kanapki, ktore sa dostepne w ofercie francuskiej sieci. Po
naladowaniu kalorii ruszam na krotki spacer po centrum, okazuje sie, ze jest
ono calkiem nieduze i spokojnie w ciagu godziny mozna sie po nim pokrecic.
Dzdzysta aura nie sprzyja spacerom, na ulicach i chodnikach jest niemal
zupelnie pusto. Jak to zwykle we Francji, wszystkie sklepy sa w niedziele
zamkniete, co jeszcze bardziej poteguje atmosfere „wymarcia”. O dziwo zamknieta
jest takze duza ilosc knajp czy restauracji, pewnie swoje podwoje otwieraja
jedynie w sezonie letnim. Pod jednym z
elegantszych hoteli w centrum miasta stoja dwa autokary, a przed gmachem hotelu
ustawione sa barierki, na ktore napiera spory tlumek krzyczacych fanow, to
jakas druyzna sportowa, niestety, nie bylem w stanie rozszyfrowac, kim byly
oklaskiwane osoby, ktore wkrotce odjechaly podstawionymi autobusami. Przypadkiem
docieram do kina, sprawdzam aktualny repertuar (nie tak znow inny od polskiego)
i ceny biletow (10 euro), tuz obok znajduje sie moja ulubiona kawiarnia Starbucks
Coffee, ale byc we Francji i isc do amerykanskiej kawiarni to raczej nie w
porzadku, zwlaszcza ze nie widze zadnych kawowych nowosci w menu. Spacerujac
dalej trafiam do malej cukierni z aneksem gastronomicznym, gdzie
przesympatyczne panie serwuja slodkie i slone przekaski. Zamawiam espresso
lungo, kanapke croque monsieur oraz croissanta z migdalami i zajmuje miejsce
przy stoliku. Po degustacji francuskich klasykow zabieram sie za lekture
magazynu „Paris Match”. Czas przy prasowce szybko uplywa, ruszam w droge po raz
kolejny, tym razem juz bezposrednio pod gmach wymiaru sprawiedliwosci, gdzie
znajduje sie przystanek, z ktorego wroce na lotnisko. Po drodze z zewnatrz
zatrzymuje sie jescze przy katedrze sw. Szczepana oraz w kiosku z pamiatkami. Dominuje
kolor fioletowy, ktory jest charakterystyczny dla tego regionu (Prowansja). Waskimi
uliczkami docieram do tramwaju, w niedziele nie kursuja zbyt czesto, musze
nieco poczekac na pojazd.
Na lotnisku calkiem spory ruch, w koncu to niedzielne popoludnie, moj rejs
linii easyJet do Berlina zaplanowany jest na godzine 19:55, mam jeszcze czas,
wiec zajmuje miejsce przy jednym ze stolikow nieopodal stanowisk odprawy,
wzmacniam sie mala buteleczka likieru Baileys i wczytuje sie w ostanie strony
biografie Coco Chanel. Kontrola bezpieczenstwa bardzo profesjonalna, po kilku minutach
jestem juz w strefie air side lotniska i przy kawie i ciastku oczekuje na moj
lot. Przy bramce obok akurat trwa boarding na lot linii Tunis Air do Tunisu,
obserwuje sobie arabskich pasazerow, ktorzy jak zwykle na poklad zabieraja
niemal caly swoj dobytek, nie liczac zwykle kllku sztuk bagazu rejestrowanego. Tymczasem
na moj rejs do Berlina czeka podejrzanie mala liczba pasazerow – okazuje sie,
ze tak zostaje juz do konca i w Airbusie A320 bedzie raptem 17 pasazerow oraz
zaloga. W tym wypadku boarding przebiega niezwykle sprawnie, zaloga musi jeszcze
dokonac relokacji miejsc, by wywazyc samolot. Znowu w przydziale dostaje
miejsce w rzedzie ewakuacyjnym. Rejs uplywa mi bardzo przyjemnie, za oknem noc,
ale niebo jest wypogodzone, wiec moge podziwiac z gory swiatla miast. Berlin
Schönefeld, serdecznie witamy! :)
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz