W piatek ok. godz. 03:30 na wrocławskim lotnisku z głośników rozbrzmiewa
zapowiedź, ze odprawa na rejs pasazerow linii Polskich Linii Lotniczych
LOT do Tel Avivu zostala otwarta. Otwieram ciezkie powieki po dosc malo
komfortowej nocy na lotnisku i karnie ustawiam sie w kolejce, przede
mna jest spora grupa wycieczkowa pielgrzymow w srednim wieku udajacych
sie do Ziemi Swietej. Glos zabiera opiekunka stadka z biura podrozy,
wszyscy w skupieniu sluchaja uwag doswiadczonej globtroterki, zwlaszcza
ze czesc osob bedzie po raz pierwszy podrozowac samolotem. Dla mnie
bedzie to juz trzecia wizyta w Izraelu, ciesze sie, ze ponownie moge
odwiedzic to miejsce, wygrzac sie na bardzo dobrze zagospodarowanej
plazy, zetknac sie z tak odmienna kulture oraz sprobowac przysmalow
kuchni bliskowschodniej takich jak hummus czy falafel. Po wejsciu na
poklad i zajeciu miejsca 3F okazuje sie, ze przod bedzie zajety przez
grupke ortodoksyjnych Zydow przystrojonych w chalaty i kapelusze. Chwile
po starcie panowie wstaja w przejsciu miedzy fotelami Boeinga 737-800 i
rozpoczynaja na glos swoje rytualne modly, co spotyka sie z prosba
zalogi pokladowej o bardziej ciche zachowanie i zwrocenie uwagi na
pozostalych pasazerow, ktorzy zwlaszcza biorac pod uwage wczesna pore,
chcielibh odpoczac. Modlacy sie panowie zupelnie nie reaguja na coraz
bardziej stanowcze slowa zrezygnowanej juz szefowej pokladu pani
Magdaleny Wisniewskiej, mam wrazenie, ze jeszcze na zlosc probuja
przekrzyczec sie ze stewardessa, ale obywa sie bez interwencji kapitana,
juz obawialem sie przymusowego ladowania po drodze, co z pewnoscia
wywolaloby skandal dyplomatyczny, zwlaszcza ze ostatnio z Izraelem nasze
stosunki nie wygladaja najlepiej. Po ok. 3 h 20 minutach lotu ladujemy
na lotnisku Ben Guriona w Tel Avivie, znam juz jego konstrukcje,
sprawnie i bez zwracania uwagi sluzb docieram do kontroli paszportowej,
gdzie kolejka posuwa sie w slimaczym tempie, ale za to tym razem straz
graniczna nie zamecza mnie pytaniami, odbieram walizke z tasmy i jestem
juz na zewnatrz. W zwiazku z modernizacja trasy kolejowej pociagi do
miasta w piatek nie kursuja, ale za to podstawiane sa darmowe autobusy
zastepcze, ktory dowoza pasazerow do stacji Savidor w centrum miasta.
Podczas mojego ostatniego pobytu w TLV takze korzystalem z tej stacji,
juz bez pomocy mapy docieram do nadmorskiej promenady, po drodze
wstepuje do supermarketu po male zakupy oraz zamawiam zestaw z hummusem i
dodatkami w lokalnej knajpce. Po dotarciu do wynajmowanego przeze mnie
apartamentu, odswiezeniu sie i przebraniu ruszam zwawo na promenade.
Widac, ze rozpoczyna sie szabat i swietowanie, zewszad wychodza ludzie,
bardzo duza ich liczba jezdzi na rowerach czy wrotkach. Slonce juz
powoli zachodzi, przy kubku aromatycznej kawy podziwiam zachodzace
slonce i spaceruje po zimnym juz piasku. W sobotni poranek najpierw
zaopatruje sie w pyszne lokalne pieczywo (trojkatna bulka z topionym
zoltym serem i oliwkami bardzo przypomina gruzinskie chaczapuri) i
uderzam na plaze przy hotelu Hilton. Co mnie zdumiewa, to dosc swobodne
podejscie Izraelitow do psow, ktore na plazy czuja sie jak u siebie i
dokazuja na calego. Popoludnie spedzam na wedrowkach po starej czesci
miasta zwanej Yafo, gdzie przy wiezy zegarowej zaopatruje sie w pyszny
falafel. Ze wzgorza roztacza sie wspanialy widok na port oraz
rozswietlona tysiacem barw promenade. Na wylocie z Izraela w niedziele
znow podpadlem pracownikom lotniskowego wywiadu (przez tureckie
pieczatki). Zirytowalo mnie wrecz pytanie szefa owej ochrony, ktory
spytal, dlaczego znow do nich przylecialem, a nie np. do Wloch. Tym
razem po raz kolejny zostala mi przydzielona kategoria 5/6 - to juz
klasyka w moim przypadku, zatem moj bagaz zostal odpowiednio szczegolowo
skontrolowany. Nizsze kategorie maja Zydzi oraz Polacy w grupach
pielgrzymkowych ;) Shalom!
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz