Sobotni poranek to dobry czas na
poczatek weekendowego wypadu na Ukraine. Korzystajac z polaczen linii WizzAir
udalo mi sie stworzyc weekendowke na trasie Katowice-Charkow-Wroclaw, dni
urlopowe sa dla mnie na wage zlota, rejsy weekendowe to moja specjalnosc, szkoda
tylko, ze mieszkajac w Warszawie musialem tym razem korzystac z polaczen „zamiejscowych”,
ale taka jest czasem cena podrozowania. Charkow wielu osobom pewnie kojarzy sie
z ostatnim konfliktem zbrojnym miedzy Rosja u Ukraina, tymczasem na miejscu
okazuje sie byc zupelnie bezpiecznie. Mnie zas Charkow zapadla w pamiec z racji
slynnej juz kontuzji goleni prawej prezydenta Aleksandra Kwasniewskiego.
Pamietacie? :-P
Rejs linii WizzAir na trasie KTW-HRK
jest dla mnie nieco wyjatkowy, to bowiem moj 500. lot w zyciu, swietuje moj
maly jubileusz w powietrzu i postanowiam go uczcic kawa na pokladzie „rozowej
landrynki”. :D Lot przebiega zgodnie z planem, miejsce 26E niestety nie jest
zbytnio komfortowe, ale ok. 1 h 40 minut lotu jest do przezycia. Na deser czeka
nas jeszcze odejscie na drugi krag, to juz trzecie moje przerwane podejscie do
ladowania w ostatnim czasie, emocje zatem gwarantowane. Po wyjsciu z rozowego
Airbusa pieszo docieramy do budynku terminala, tam nastepuje szybka kontrola
dokumentow i juz znajduje sie w hali przylotow, gdzie czeka calem spora grupka
osob oczekujacych na swoich bliskich, na pokladzie byli niemal wylacznie obywatele
Ukrainy, nic wiec dziwnego, ze pojawia sie taki tlumek. Po wyjsciu kieruje sie
do kawiarni, przy americano i rogaliku z malinami relaksuje sie po rejsie a pozniej
juz docieram napobliski przystanek trolejbusa
numer 5, skad za jedyne 6 hrywien docieram do centrum miasta (petla przy ul.
Uniwersyteckiej). Pierwsze wrazenia z podrozy trolejbusem to szerokie arterie z
postsowieckimi blokami, sporo blaszanych hal, budek i przybudowek masci
wszelakiej, na ulicy pelno rozklekotanych pojazdow (zdezelowane tramwaje typu
Tatra), ale tez i nowoczesniejszych aut, przypomina mi to nieco Polske lat 90.,
mozna cofnac sie w czasie lecac z Polski stosunkowo niedaleko. Jak dobrze, ze
juz nie trzeba ogladac takiej rzeczywistosci. Trzeba jednak przyznac, ze w
Charkowie preznie dzialaja 3 linie metra, Warszawie do takiej siatki polaczen
jeszcze daleko.
Pobyt na Ukrainie to dla mnie przede
wszystkim okazja do skosztowania specjalow lokalnej kuchni w Puzatej Chacie (barszcz
ukrainski, kotlet kijowski, pierozki) czy kawiarnianej sieciowce Lviv
Croissants serwujaca kawe oraz rewelacyjne rogaliki z bardzo urozmaiconym
nadzieniem. Kawiarnie na Ukrainie znajdziemy niemal na kazdym kroku, od malych
stoisk w podziemiach metra do nowoczesnych lokali rozsianych po miescie (np.
Aroma Kava, Sweeter, Kulynychi). Z zewnatrz odwiedzam liczne cerkwie, ich zlote
kopuly i kolorowe fasady maja w sobie cos magicznego, przyciagaja z daleka
swoim blaskiem. Uwage zwracaja liczne i czyste parki, warto tez sprawdzic, jak
dzisiaj prezentuje sie gmach Dzierżpromu, ktory stanowi doskonaly
przyklad architektury sowieckiej wczesnego ZSRR. Samo miasto nie ma w sobie
moze zbyt wiele uroku, jednak dla mnie kazda odskocznia do innego miejsca to
bardzo dobra forma rozrywki. Warto skorzystac, jesli mamy taka mozliwosc.
Rejs powrotny w niedzielny wieczor do
Wroclawia rowniez jest bardzo mocno wypelniony, gro podroznych stanowi kwiat ukrainskiej
emigracji, tym razem na szczescie mam miejsce 9C, wiec moge chociaz lekko
rozprostowac nogi. Kapitan Adam Dziki gladko prowadzi wieczorny rejs do
Wroclawia, niemal przez caly lot widac pod nami swiatla mijanych miejscowosci,
niebo jest bezchmurne i nie wystepuja turbulencje a we Wroclawiu ladujemy sporo
przed czasem, dzieki czemu bez problemu docieram na czas na dworzec na nocny
pociag IC Karkonosze. Do zobaczenia na pokladzie i na Ukrainie juz niebawem!
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz