Kiedy bylem maly Hawaje wydawaly mi sie tak
niedostepne i odlegle, ze nawet nie marzylem, iz kiedys odwiedze ten
archipelag. Po latach los jednak sie do mnie usmiechnal i zeslal promocje w
postaci lotow do Honolulu z wylotem z Belgradu w cenie ok. 500 EUR. Dla
konesera lotnictwa to nie lada gratka, bowiem sama trasa jest ciekawa i wiedzie
przez Vancouver a tam wczesniej nie mialem okazji byc. Do samej Kanady pewnie
bym sie ponownie nie wybral, a tym samym w pakiecie mam calodniowe zwiedzanie
glownego osrodka miejskiego w Kolumbii Brytyjskiej. Mam takze dluga przesiadke
we Frankfurcie, po raz pierwszy mam okazje pojechac do miasta i wieczorem podziwiac
rozswietlone wiezowce.
W srode czas na dlugi lot do Vancouver realizowany
samolotem B747-600, to dopiero drugi raz, kiedy bede mial okazje przeleciec sie
ta wielka czterosilnikowa maszyna. Niestety, okazuje sie, ze przestrzen na
pokladzie jest mocno ograniczona i gdyby nie fakt, ze srodokowe miejsce jest
wolne, to mialbym spory problem, by sie zmiescic. Na szczescie przyzwoity serwis
pokladowy oraz serwis rozrywkowy sprawiaja, ze sam lot uplywa w milej atmosferze
i mimo dwugodzinnego opoznienia bede milo go wspominal. Pogoda w Vancover typowa dla tego miasta –
jest wietrznie i deszczowo, ale nie moge powiedziec, ze jest zimno. Zabudowa
bardzo przypomina ta, ktora widzialem juz w Montrealu i Toronto, przy ulicy
stoja niskie pawilony czy domki, jest na szczescie sporo kawiarni, bede sie
mial wiec gdzie ogrzac przy goracym napoju – wlasnie wizyty w kawiarniach to z
racji niepogody kwintesencja mojego pobytu w Vancouver. Kolejnego dnia z rana
chwilo przestalo padac, ruszam wiec na dluzszy spacer nabrzezem do Waterfront a
pozniej robie sobie rundke po parkach. W scislym centrum Vancouver znajduje sie
calkiem sporo biurowcow ze szkla i stali, jako fan wiezowcow chlone te widoki.
Drugiego dnia pobytu kolejka docieram na lotnisko, teraz czeka mnie ok. 6 h lotu do Honolulu. Nazwa hawajskiej stolicy zawsze kojarzyla mi sie z powiedzeniem „Do Honolulu malpy straszyc”, teraz bede mial okazje przekonac sie, ze na miejscu malpy wcale nie zwisaja z drzew. :) Pierwotnie moj lot mial byc operowany linia Air Canada i nowym samolotem typu B737 MAX, jednak z powodu uziemienia tych maszyn kanadyjski przewoznik wynajal na tej trasie wysluzone Boeingi B767 od linii czarterowej Omni Air International. O ile najpierw bylem bardzo sceptycznie nastawiony do tego samolotu, to calkiem spodobala mi sie ta nieco nietypowa maszyna, zaloga na pokladzie byla mieszana, czesc obslugi z Air Canada a czesc z Omni Air, byly dwa serwisy z bezplatnymi napojami, serwis rozrywki tez bylo dostepny, filmy akurat mieli juz dosc archiwalne, ale muzyka mi odpowiadala, a co najwaniejsze moglem sledzic trase lotu na biezaco na wyswietlaczu. Ladowanie w Honolulu przebiega bardzo gladko, po wyjsciu z samolotu (tym razem lecialem tylko z bagazem podrecznym) nie musze juz zalatwiac zadnych formalnosci wjazdowych na teren USA, gdyz Stany Zjednoczone na rejsach z Kanady przeprowadzaja swoja „immigration” jeszcze na terenie Kanady na lotnisku wylotu, co sprawie, ze po ladowaniu w Stanach traktowani jestesmy jako pasazerowie lotu krajowego.
Drugiego dnia pobytu kolejka docieram na lotnisko, teraz czeka mnie ok. 6 h lotu do Honolulu. Nazwa hawajskiej stolicy zawsze kojarzyla mi sie z powiedzeniem „Do Honolulu malpy straszyc”, teraz bede mial okazje przekonac sie, ze na miejscu malpy wcale nie zwisaja z drzew. :) Pierwotnie moj lot mial byc operowany linia Air Canada i nowym samolotem typu B737 MAX, jednak z powodu uziemienia tych maszyn kanadyjski przewoznik wynajal na tej trasie wysluzone Boeingi B767 od linii czarterowej Omni Air International. O ile najpierw bylem bardzo sceptycznie nastawiony do tego samolotu, to calkiem spodobala mi sie ta nieco nietypowa maszyna, zaloga na pokladzie byla mieszana, czesc obslugi z Air Canada a czesc z Omni Air, byly dwa serwisy z bezplatnymi napojami, serwis rozrywki tez bylo dostepny, filmy akurat mieli juz dosc archiwalne, ale muzyka mi odpowiadala, a co najwaniejsze moglem sledzic trase lotu na biezaco na wyswietlaczu. Ladowanie w Honolulu przebiega bardzo gladko, po wyjsciu z samolotu (tym razem lecialem tylko z bagazem podrecznym) nie musze juz zalatwiac zadnych formalnosci wjazdowych na teren USA, gdyz Stany Zjednoczone na rejsach z Kanady przeprowadzaja swoja „immigration” jeszcze na terenie Kanady na lotnisku wylotu, co sprawie, ze po ladowaniu w Stanach traktowani jestesmy jako pasazerowie lotu krajowego.
Po krotkiej nocy wstaje pelen energii i wybieram sie na wschod slonca na plaze Waikiki, jest jeszcze ciemno, kiedy opuszczam hostel, kilkanascie metrow dalej widac juz przepiekna plaze i palmy oraz inna egzotyczna roslinnosc, woda w oceanie ma calkiem przyjemna temperature. Wszystkie budynki sa pomalowane na kolorowo, jest niesamowicie czysto, niczym w bajce. Po porannym spacerze po plazy ruszam na sniadanie do restauracji McDonald’s, ktora mimo bardzo wczesnej pory jest juz otwarta, tak samo jest z innymi kawiarniami i lokalami przy glownej arterii polozonej niemal bezposrednio przy plazy. Nie ma takze problemow z zakupem pamiatek czy widokowek. Na rajskiej plazy spedzam leniwe dwa dni, obserwuje turystow, piekne krajobrazy i ciesze sie sloncem. W sobotni poranek przed sniadaniem w hostelu (serwuja znakomite tosty z maslem orzechowym) wybieram sie na Diamentowa Gore, czyli nieczynny juz wulkan, z ktorego szczytu mozna podziwiac zachwycajaca panorame wyspy Oahu. Wejscie na szlak turystyczny kosztuje raptem 1 USD, droga na gore jest bardzo kreta i stroma, ostatni jej odcinek to krotka wedrowka w wydrazonym w skale tunelu, trzeba to wziac pod uwage. W sobotni wieczor urzadzam sobie jeszcze spacer do centrum handlowego, wychodze obladowany m.in. lokalna kawa, czekoladkami z orzechami macadami, polecam serdecznie!
W niedzielny poranek melduje sie na jeszcze sennym
lotnisku Honolulu, skanuje moja walizke (wszystkie bagaze pasazerow lecacych na
„mainland” USD musza zostac przeswietlone) a w automacie biletowym odbieram karty
pokladowe na kolejne rejsy. Tym razem jestem zabukowany na trasie HNL-LAX-MUC-BEG,
gdzie lot do Kalifornii operuje amerykanski United na nieznanym mi samolocie Boeing
B757, ktory ma dosc nietypowa konstrukcje – jest bowiem bardzo dlugi i waski. Trafia
mi sie miejsce w srodku, ale nie moge narzekac, bo mam wystarczajaco miejsca na
nogi, lot jest wyjatkowo gladki i smakuja mi przekaski oraz napoje serwowane na
pokladzie. Ladujemy w Los Angeles przed czasem, to juz kolejny moj raz na tym
lotnisku. Przed ladowaniem sprawdzilem sobie mapke terminali w Los Angeles,
okazalo sie, ze na jednym z terminali maja moje ulubione Dunkin’ Donuts, ktore
w centrum Honolulu byly niedostepne. Z kolorowymi paczkami i kawa w dloni
ruszam do terminala miedzynarodowego, skad odlece na pokladzie samolotu A340 do
Monachium. Okazuje sie, ze czesc miesc z tylu kabiny jest wolnych i mam dla
siebie cale dwa miejsca, moge wygodnie sie rozgoscic i rozkoszowac serwisem
pokladowym, popijac drinki i ogladac swiatla miast pod nami. Okolo 11 godzin
pozniej melduje sie w Monachium, teraz juz tylko wieczornz rejs PLL LOT do
Warszawy z drozdzowka od Putki na pokladzie :) Aloha!
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz