Znacie
Ev’ry Night, znacie? :-P A scislej mowiac, czy znacie teledysk do tego
„hita-kita” Mandaryny? Jesli kojarzycie jego lokalizacje, to bedziecie
wiedziec, dokad wybralem sie w kolejna podroz, ktora tym razem
rozpoczynam w moim ulubionym Berlinie. Pomysl na odwiedzenie Chorwacji
zrodzil sie w mojej glowie kilka lat temu, kiedy lecac do Neapolu
kapitan zwrocil nasza uwage na widniejace w dole mury obronne
Dubrovnika. Chorwackie wybrzeze Adriatyku wygladalo z lotu ptaka bardzo
atrakcyjnie, wiec zimowa pora zarezerwowalem bilety na trasie Berlin
Schönefeld – Dubrovnik – Berlin Schönefeld. W sobotnie przedpoludnie
pociagiem Airport Express z dworca ZOO docieram na lotnisko SXF,
wyglada ona tak samo nieatrakcyjnie jak zawsze, nowy port lotniczy
Berlin Brandenburg International (BER) stoi wybudowany juz od kilku
ladnych lat, niestety wady konstrukcyjne spowodowaly, ze gigantyczna
inwestycja wciaz nie zostala oddana do uzytku i chcac uniknac blamazu
wladze nie podaja nowego terminu otwarcia BBI. Nieoficjalnie mowi sie
nawet o 2019 roku...
Po
dotarciu do pomaranczowej czesc terminalu, gdzie znajduja sie wylacznie
stanowiska odpraw linii easyJet. Mam jeszcze okolo 30 minut do
rozpoczecia odprawy na moj rejs, zajmuje miejsce w zatloczonym i mocno
podniszczonym terminalu i uwaznie lustruje pasazerow, z ktorych
zdecydowana wiekszosc stanowia Polacy, co wiecej, to oni wlasnie
licznie udaja sie do Dubrovnika. Ustawiam sie w kolejce do odprawy i
dostaje pomaranczowa karte pokladowa, jestem chyba jedynym, ktory prosi o
tradycyjna karte, poniewaz wszyscy maja wydrukowane karty online.
Rowniez posiadam taki wydruk, ale jak tylko moge staram sie odbierac
tradycyjne boarding passy, to takie moje hobby. Po kontroli
bezpieczenstwa i przejsciu przez sklep wolnoclowy kiedy
zerkam na monitor okazuje sie, ze wylot bedzie opozniony okolo 40
minut. Tak jak podejrzewam dzieje sie tak z powodu poznego przylotu
samolotu na berlinskie lotnisko. Dopiero przy bramce widac, jak wiele
turystow wybralo ten sam kierunek. Startujemy w koncu okolo godzine po
czasie, ale kapitan nadrabia opoznienia i tragedii nie ma, bo na miejscu
jestesmy jedynie ok. 20 – 30 minut po czasie. Bardzo duze wrazenie
robi ladowanie, samolot szybuje nad lazurowymi wodami Adriatyku, by
wzbic sie na specjalne wzniesienie, na ktorej usypany jest pas
startowy. Po wyjsciu z Airbusa od razu staje oko w oko z goracym
powietrzem, slonce mocno opalizuje. Jeszcze tylko blyskawiczna kontrola
paszportowa i juz jestem w przestronnej hali przylotow, gdzie mila
niespodzianke stanowi bankomat chorwackiej sieci banków, w ktorego polskim odpowiedniku mam konto w Polsce.
W
hali przylotow zlokalizowane jest rowniez stanowisko przewoznika Atlas,
ktory kursuje miedzy lotniskiem DBV a dworcem autobusowym. Autobus jest
juz mocno wypelniony, ale jeszcze znajduje wolne miejsce i po kilku
minutach odjezdzamy. Bardziej oplaca sie kupic bilety w dwie strony,
platnosc tylko gotowka. Dojazd do centrum trwa okolo 30-40 minut. W
Chorwacji swieci piekne slonce, przez okna autokaru kontempluje bajkowe
krajobrazy Riwiery Adriatyku. Dla tej okolicy charakterystyczne sa
strome urwiska opadajace wprost do morza, turkusowa woda pieknie
wspolgra z dzika, nieco orientalna roslinnoscia, co jakis czas widac
egzotyczne palmy, a w oddali blyszcza pomaranczowe dachowki domostw w
Dubrowniku.
Po
wyjsciu z autobusu umieram z pragnienia, ale dzielnie walcze z
pragnieniem i decyduje sie najpierw dotrzec do kwatery, w ktorej mam
zarezerwowany nocleg. W tych stronach o klasyczny hotel raczej ciezko,
sa bardzo drogie hotele pieciogwiazdkowe a hoteli klasy sredniej
praktycznie sa nieobecne, Chorwacja ma za to do zaoferowania liczne
apartamenty, wille czy kwatery prywatne. Moje mieszkanie znajduje sie
jak to zwykle bywa na wzgorzu, by sie tam wdrapac musze niezle sie
napocic, zar leje sie z nieba, ale piekne widoki na nowy port i zatoke
wynagradzaja trudy wspinaczki. Po rozgoszczeniu sie w
mieszkaniu i odpoczynku wracam do miasta, tym razem pokonanie kamiennych
schodkow nie przysparza mi trudnosci, bowiem zbiegam w dol. Po drodze
na dworzec autobusowy mijalem hipermarket Konzum i to wlasnie tam
kieruje pierwsze kroki, by zobaczyc, jakie specjaly goszcza na
chorwackich polkach. Okazuje sie, ze nie roznia sie tak bardzo od tego,
co mozna zobaczyc w Polsce, ale udaje mi sie upolowac m.in. gruszkowy
cydr Somersby, ktory dotychczas pilem w ubieglym roku w Bulgarii. O
dziwo zaskakuja mnie ceny, ktore wydaja sie byc wyzsze niz w Polsce, np.
pollitrowa Coca Cola to wydatek 5 zl. Na szczescie przy kasie znajduje
tez widokowki, wiec wieczorem bede mogl je wypisac. Po wyjsciu ze
sklepu kieruje sie wzdluz nowego portu do scislego centrum miasta, moja
uwage zwracaja eleganckie jachty zacumowane przy brzegu, wyglada to
niczym w Saint Tropez, nie przypuszczalbym, ze to takie elegancki
kurort. Slonce powoli zachodzi, kiedy po dluzszym spacerze docieram na
starowke, ktora jest okolona poteznymi murami obronnymi, ktore uchodza
za swoista wizytowke miasta. Przy bramie stoja przebrani za straznikow
mlodzi chlopcy z bronia, zaraz za zwodzonym mostem przenosimy sie do
innego swiata, marmurowe chodniki az blyszcza w zachodzacym sloncu.
Turysci przechadzaja sie po glownym deptaku miasta Stradun, podazam za
nimi docieram do pieknego placu z katedra, bogato zdobione fasady
budynkow az bija blaskiem, cala starowka jest w kremowej tonacji
zdobiona bogaro marmurem. Po przejsciu za kolejna brame znajduje sie
maly cypel, gdzie zlokalizowany jest maly stary port, skad odplywaja
male stateczki turystyczne, wiekszosc z nich kursuje na niedaleka wyspe
Lokrum, gdzie mozna rozkoszowac sie dziewiczymi plazami oraz podziwiac
klasztor. Powoli zapada zmrok i zaczynam odczuwac zmeczenie, wracam do
mojego apartamentu i zasypiam jak susel.
Kiedy
budze sie w niedzielny poranek na niebie klebia sie deszczowe chmury,
juz wiem, ze z plazowania nic nie bedzie. Po sniadaniu na tarasie
postanawiam zatem pospacerowac ponownie po starowce i napawac sie
widokami ze wzgorza. Mimo niedzielnego przedpoludnia czynne sa wszystkie
sklepy a takze piekarnia nieopodal, moge sprobowac swiezego pieczywa
oraz slynnego burka, nieoficjalnego przysmaku Chorwacji, przekaska jest
bardzo smaczna, rowniez w wersji na zimno, polecam serdecznie. Po
popoludniowej burzy momentalnie wypogadza sie, ruszam w kierunku plazy,
by zobaczyc, czy rzeczywiscie sa takie kamieniste, za jakie uchodza.
Okazuje sie, ze w poblizu starego miasta znajduje sie sztuczna plaza z
eleganckimi lezakami, parasolami i klimatyzowanym klubem, z ktorego to
glosnikow wydobywa sie dosc glosna muzyka house. Rozkladam sie na
piasku, widac, ze poprawa pogody zmobilizowala turystow do masowego
ruszenia na plaze. To bardzo dobra zapowiedz kolejnego dnia, ktory
niemal w calosci od godzin wczesnoporannych spedzam na plazy korzystajac
z kapieli slonecznych. Kilka razy zdecydowalem sie nawet wejsc do
lodowatej wody, ale uksztaltowanie dna morskiego skutecznie
uniemozliwialo spacery brzegiem plazy. Czas na plazy plynie powoli,
przygladam sie korzystajacym z lata turystom, w poblizu na chwile
rozklada sie takze duza rodzina z Polski, ale wkrotce dzieci krzykiem
zmuszaja ich do zejscia z plazy. Po kapieli slonecznej na chwile
zahaczam jeszcze na startowke, gdzie w jednej z waskich uliczek
zlokalizowana jest poczta i moge wyslac widokowki do Polski i
Szwajcarii. Upal w nagrzanych murach dosc ciezko zniesc, staram sie
szybko przemknac w cieniu do mojego mieszkania. Zabieram moje manatki i
zmykam na autobus Atlas jadacy w kierunku lotniska. Tym razem droga do
portu lotniczego trwa jedynie nieco ponad kwadrans, wdrapuje sie po
schodkach do hali odlotow i szukam miejsca, w ktorym moglbym poczekac na
rozpoczecie odprawy.
Okazuje sie, ze jest tylko jedna kawiarnia okupowana przez pasazerow rejsu do Zagrzebia oraz
lotu czarterowego do
Paryza. Udaje mi sie jednak znalezc miejsce na stolku barowym
(uwielbiam!) i przez dluzsza chwile delektuje sie cappuccino. Po
rozpoczeciu odprawy biletowo-bagazowej na rejs do Berlina (nieco
wczesniej odlatuje maszyna easyJet do CDG) odbieram karte pokladowa (o
dziwo jest to jedynie zwykla biala kartka papieru, bez zadnego koloru, a
juz na pewno zupelnie nie taka ladna i pomaranczowa, do jakich
przyzwyczail mnie tez przewoznik). Gladko przechodze przez kontrole
bezpieczenstwa i znajduje sie w strefie duty free, gdzie tradycyjnie juz
testuje nowe dla mnie zapachy perfum. Mam jeszcze duzo czasu, zamawiam Coca Colę w barku i siegam po lekture, ktora zabralem ze soba w podroz. Okazuje się, że boarding rozpocznie się nawet przed czasem, nie jestem przywyczajony do takich standardów i doceniam starania obsługi lotniska, gdyż dzięki temu możemy planowo wystartować i dotrzeć do Berlina przed czasem. Na pokładzie samolotu wita nas uśmiechnięta załoga easyJeta, jak to zwykle bywa, wśród załogi jest także jedna Polka - to już chyba klasyka gatunku przy berlińskiej bazie. Krótki po starcie wpadamy w chmury i samolotem zaczyna telepać, kapitan włącza sygnalizację zapięcia pasów i (płatny) serwis zostaje chwilowy wstrzymany. Na szczęście po około 10 minutach turbulencje ustają i do samego Berlina podróż przebiega bardzo spokojnie. Gute Nacht! Okazuje sie, ze jest tylko jedna kawiarnia okupowana przez pasazerow rejsu do Zagrzebia oraz
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz