Nadszedl piatek, czas na krotki weekendowy wypad, jak to zwykle u mnie
bedzie on blyskawiczny, ale tym razem kierunek jest nieco dalszy, gdyz
wybieram sie do Colombo na Sri Lance. Sam kierunek jakos szczegolnie
mnie nie interesowal, ale kiedy zauwaylem podejrzanie niska cene na
rejsy linia Kuwait Airways na trasie z Genewy do Colombo, zdecydowalem
sie sprawdzic, jak wyglada Cejlon, ktory traktuje jako brame do Indii, a
te sa na mojej liscie miejsc do odwiedzenia. Do Genewy dotarlem na
pokladzie PLL LOT w bezposrednim rejsie do Warszawy. Rejsy na trasie
GVA-KWI wykonywane sa samolotami typu Airbus A320, co moze zaskakiwac
przy podrozy trwajacej okolo 6 godzin, ale najwidoczniej nie ma
wiekszego zapotrzebowania, poza tym sama linia tez nie nalezy do
szczegolnych gigantow. Oprocz mnie na pokladzie jest tez para Polakow,
ktora leci dalej na Filipiny, wypatrzylem ich juz wczesniej na pokladzie
rejsu WAW-GVA. Boarding rozpoczyna sie ponad 40 minut po czasie z
powodu poznego przylotu do Szwajcarii, ale w koncu autobusem zostajemy
przewiezieni na poklad, w samolocie jest bardzo egzotycznie, wiekszosc
pasazerow stanowia mieszkany Polwyspu Arabskiego lub Polwyspu
Indyjskiego. Zajmuje moje miejsce 7A, obok mnie siada dosc duzych
rozmiarow Arabka a na miejsce 7C zostaje przetransportowana starsza
poruszajaca sie na wozku pani. Chwile po starcie stewardessa o
azjatyckiej urodzie podpytuje mnie, czy moge sie przesiasc na inne
miejsce (bodajze 17D), co w sumie mi odpowiada, gdyz mam zdecydowanie
wieksza przestrzen na nogi. Pogoda na trasie jest bardzo dobra, na
monitorze sledze trase lotu, ktora na biezaco jest korygowana i w
sprytny sposob omija Izrael. Posilek tez jest calkiem zacny, bogata
oferta sokow o egzotycznych smakach jak mango, ananas i guava wydaje sie
byc skrojona pode mnie, nie ma natomiast mozliwosci posmakowac trunkow
alkoholowych. Przesiadka w Kuwejcie i oczekiwanie na rejs do Colombo
nieco mi sie dluza, ale mam ze soba spory zapas prasy. Zwracam uwage,
ze Kuwejt to spory punkt przeladunkowy dla Hindusowo, ktorzy masowo
pracuja w krajach GCC. Od razu przypomina mi sie ksiazka „Byłam służącą w
arabskich pałacach" Laili Shukri, ktora opowiadala o losach sluzacej w
Kuwejcie wlasnie. Kolejny rejs na Sri Lanke jest juz nieco krotszy i
trwa ok. 4 h 30 min, a przychodzi mi go spedzic w klasie biznes. Na
kilka dni przed odprawa online na podgladzie mojej rezerwacji na stronie
internetowej przewoznika moglem bowiem za darmo wybrac sobie miejsce w
klasie biznes; do samego konca myslalem, ze to moze blad systemu, ale
okazalo sie, ze pasazerom klasy ekonomicznej oferowane sa bez doplaty
miejsca w biznesie, zas pasazerowie klasy biznes podrozuja w klasie
pierwszej. Sam serwis byl juz taki sam jak w klasie economy, ale
rozkladajacy sie fotel i zdecydowanie wieksza przestrzen na nogi to bylo
cos, co bardzo poprawilo komfort lotu. Po wyladowaniu zaopatruje sie w
wize (koszt to 40 USD) i szybko przechodze przez kontrole paszportowa,
ale na walizke musze nieco poczekac. Po wyjsciu z lotniska szybko
wymieniam USD na rupie lankijskie i kieruje sie do autobusu do miasta,
podroy trwa okolo godziny, dopiero w scislym centrum pojawiaja sie korki
i widze, co to znaczy ruch uliczny na Sri Lance (oczywiscie jest
lewostronny). Po wyjsciu z autobusu uderza mnie w nozdrza ciezkie
powietrze a slonce zdaje sie grzac niesamowicie mocno, ale po dluzszej
chwili juz jestem w stanie zlapac oddech i zwawo maszeruje przed
siebie. Mijam zabytkowy (i wciaz czynny) dworzec kolejowy i kieruje sie
do firmowej herbaciarni Dilmah, gdzie czestuje sie korzenna herbata oraz
ciastem bananowym, calosc bardzo ladnie podana. Po posilku wedruje
nieco wzdluz nabrzeza a nastepnie glowna ulica przechadzam sie powoli w
kierunku mojego hotelu. Woda Oceanu Indyjskiego przy zachodzacym sloncu
przybiera bardzo ladny kolor. Po drodze trafiam do supermarketu Cargill,
gdzie zaopatruje w nieco regionalnych artykulow spozywczych, mam ze
soba kilka smakowych paczek herbaty Dilmah. Po dotarciu do do hotelu
Halcyon House Colombo i odpoczynku wybieram sie na wieczorny spacer do
centrum miasta, gdzie ogladam pieknie podswietlony budynek ratusza oraz
znajdujaca sie naprzeciwko niego duza figure Buddy w parku miejskim. Po
drodze trafiam tez na swiatynie buddyjska przy jeziorze, o tej porze
akurat nie trafilem na straznikow i moglem wejsc na molo za darmo.
Niedziele spedzam nieco leniuchujac i spacerujaca w kierunku plazy,
niestety, w samym Colombo plazy nie uswiadczymy, jest jedynie waski
skrawek piasku przy brzegu, tuz za torami kolejowymi. Miejsce jak
zauwazylem cieszy sie spora popularnoscia zakochanych par, ktore
obsciskuja sie pod szczelnymi liscmi palm. Duza popularnoscia cieszy sie
tutaj takze KFC, gdzie cale rodziny gromadza sie na wspolny posilek. Ja
akurat fanem kurczaka nigdy nie bylem, wiec niekoniecznie sie tam
odnajduje :-P Wieczorem kilka godzin przed odlotem jestem juz na
lotnisku, gdyz wedlug informacji ostatni autobus na lotnisko odjezdza
ok. 18:00, ale na nude nie narzekam, mam co czytac a pomiedzy wersami
obserwuje sobie podroznych. Oba rejsy powrotne CMB-KWI-GVA przebiegaja
bez zaklocen, znowu zasiadam w fotelu klasy biznes, zas lot do Genewy
jest niemal pusty, leci w nim raptem 37 pasazerow. Niestety, aura w
Genewie jest deszczowa i do wieczora zostaje na lotnisku, skad odlatuje
nieco opoznionym samolotem PLL LOT. Przed startem moglem nieco odpoczac
sobie w saloniku Swiss, jest calkiem niczego sobie. Dobranoc!
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz