W październiku po wakacyjnej
przerwie wróciłem na szlak podróżniczy; tym razem wybieram się
na rubieże dawnego ZSRR. Ponad rok temu kupiłem bilety w taryfie
low cost linii Ukraine International Airlines na trasie WAW-KBP-ALA &
TSE-KBP-WAW. W Astanie miałem okazję być nieco ponad 2 lata temu
podczas meczu polskiej reprezentacji z Kazachstanem i spodobało mi
się na tyle, że postanowiłem odwiedzić dawną stolicę kraju
Ałma-Atę (zwaną obecnie Ałmaty), a skoro byłem już tak blisko
Kirgistanu, to zdecydowałem się jeszcze na jednodniowy wypad do
Biszkeku i dla urozmaicenia trasy rejs linią Air Astana do obecnej
stolicy Kazachstanu.
Rejs z Warszawy do Kijowa
trwał nieco ponad godzinę, podczas odprawy online u ukraińskiego
przewoźnika wybrałem sobie miejsce 7A przy oknie, podczas lotu z
racji pięknej pogody mogłem rozkoszować się krajobrazem :)
Kilkugodzinną przerwę w podróży wykorzystałem na wydostanie się
z lotniska Boryspol i skorzystanie z dobrodziejstw kuchni ukraińskiej
w Pyzatej Chacie w pobliżu stacji metra Pozniaky w centrum handlowym
Piramida. Na poklad rejsu do Ałma-Aty zaproszono nas o czasie. Warto
w tym miejscu przypomnieć. że ukrainskie linie po wprowadzeniu
taryfy low cost zmniejszyly limit bagazu podrecznego do 7 kg na osobe
a na lotnisku KPB w następuje wyrywkowa (lub nie!) weryfikacja wagi.
Kobieta z personelu lotniska wazyla podreczna waga niemal kazda
walizke kabinowa, u mnie wyszlo 8 kg, na szczęście nie musiałem
się przepakowywać. Kilka minut po zajeciu przeze mnie na pokładzie
B737-800 miejsca 7D (tym razem przy przejściu ze względu na długi
czas lotu oraz mój wzrost) stanela nade mna sluszncyh rozmiarów
starsza Ukrainka i zaczela mi zarzucac, ze zajalem jej miejsce, ze
ona ma korytarz a ja okno, ale bylem pewien swojej racji i nie dalem
sie zepchnac na gorsze dla mnie miejsce. Nie po to czuwalem na 48 h
przed wylotem, by od razu wybrac to miejsce. W koncu owa pasazerka
zawolala stewardese i niezle sie zdziwiła, ze to ja mam racje,
nadasana usiadla w końcu pod oknem. Uff, co za numer, na tyle lotow
(dokladnie 428w chwili obecnej) nigdy mi sie cos takiego nie
zdarzylo. Co ciekawe kilka minut po starcie ta pasazerka zaczela mnie
sympatycznie zagadywac i pytac skad jestem i po co lece do Alma-Aty,
ona polecala bardzo Baku, ktore ja akurat juz odwiedzilem i mogłem
jej przytaknąć. Widocznie pani chciała zetrzeć złe wrażenie,
niech zna moje dobre serduszko ;) Na starcie pilot Rusłan
zapowiedzial, ze z racji złej pogody na trasie spodziewane sa
turbulencje, ale nic takiego nie mialo miejsca, byla piekna noc i
przez szyby migotały swiatla miast pod nami niemal cala droge.
Wystartowalismy ponad 45 minut po czasie, pilot wprawdzie wspomniał,
z jakiego to powodu, ale jego angielski byl z tak mocnym wschodnim
akcentem, ze tego akurat nie zrozumialem. Zaraz po starcie
wystartowal serwis, byl do wyboru kurczak lub makaron, oprócz dania
głównego była mała porcja marchewki z groszkiem i plasterek
wedliny, maslo, buleczka i ciasto oraz kawa/herbata i woda. Sokow,
napojów gazowanych czy alkoholowych nie serwuja za darmo, a jedynie
za dodatkowa oplata w euro. Po zebraniu przez załogę tacek z
jedzeniem ruszylem do toalety, a kiedy z niej wrocilem na moim
miejscu siedzial jakis chlopak, który lamana angielszczyzna probował
mi wytlumaczyc, ze stewardessa pozwolila mu sie przesiasc na moje
miejsce. Mial w reku karte pokladowa z numerem miejsca 30D i nalegał,
bym usiadł na jego miejscu, co mi zupełnie nie było w smak. W
koncu obudzila sie moja „ulubienica” z miejsca 7F i po ukrainsku
pouczyla go, ze to moje miejsce i wreszcie odszedł na tył maszyny
cos marudzac czy przeklinając pod nosem. Jak widac moja miejscowka
byla bardzo pozadana :D Po ladowaniu na lotnisku ALA trzeba wypelnic
karte migracyjna z bardzo podstawowymi danymi i juz mozna stawac w
kolejce do okienek z kontrola paszportowa. Nieco mi tam zeszlo, bo
przed nami przylecial Turkish Airlines, zaraz po nas siadala Air
Astana z Moskwy i Pegasus ze Stambulu Sabiha. Pani po rosyjsku
spytala skad przyleciałem a potem dlugo wertowala moj paszport. Od
razu domyslilem sie, ze szukala pieczatki z mojego poprzedniego
pobytu, a ta mam w starym paszporcie i w koncu pa ruskij spytala, czy
jestem pierwszy raz. Wytlumaczylem jej, ze we wrześniu 2016 mialem
stary paszport i dopiero wtedy spojrzala na date wystawienia
dokumentu. Pewnie mieli mnie już zarejestrowanego w swoim systemie i
nie zgadzal sie jej numer paszportu.
Kiedy opuscilem strefe
przylotów bylo wciaz ciemno, oczywiscie od razu obstapili mnie
taksowkarze, ale stanowczo im podziekowalem, w kantorze wymienilem
dolary na tenge i zaszylem sie w lotniskowej kantynie na sniadaniu,
mialem gruzinskie chaczapuri, dwa nalesniczki z twarogiem i czaj
(parzony samemu, bo Ciocia Stasia z „Klanu” zmarla w te wakacje)
za 9 zl! U nas na lotnisku za tyle mozna kupić małą butelkę wody.
Potem jeszcze pokrecilem sie na poziomie wylotów, poczytałem
cyrylicą, dokąd odlatują najbliższe samoloty podpatrywałem się
z zaciekawieniem w mundury i ogromne czapki z rondem kazachskim
pogranicznikow, to tak smiesznie na nich wyglada. Ok. godz. 7 rano
gdy już zrobiło się widno wyszedłem przed terminal. Na przystanku
widnieje jedynie numer autobusu 92 i żadne inne linie nie
podjeżdżały na lotnisko przez ok. 20 minut (a stały już kolejne
2-3 busy z numerem 92), więc w końcu wsiadłem do środa, bilet
nabyłem u kierowcy (cena 150 tenge, z kartą Onay wychodzi 80 KZT) i
wysiadłem po dość długiej jeździe niemal bezpośrednio przy
stacji metra Raiymbek Batyr, skąd podziemną kolejką (żeton za 80
tenge) udałem się już w okolice mojego hotelu na ulicy Dostyk.
Przy wejściu do metra trzeba przejść przez wykrywacz metalu oraz
zeskanować bagaż. Samo metro jest nowoczesne, zostało oddane do
użytku dopiero kilka lat temu. Sprawnie sie w nim porusza, większość
komunikatow jest także w języku angielskim. Po wyjściu z metra na
stacji Abay powitała mnie piekna pogoda, było slonecznie i ciepło
a w oddali majaczyły malownicze lancuchy gorskie. Pierwsze chwile
spędziłem w ulubionym Starbucksie przy latte i nowojorskim sernikuw
centrum handlowym Dostyk Plaza, było jeszcze jest dosc wczesnie (w
moim hotelu oficjalnie przyjmuja od 13:00), wiec postanowilem sie
zrelaksowac w kawiarni.
W piatkowe popołudnie
zdobyłem szczyt widokowy Kok Tobe, można na niego wjechać kolejką
linową spod stacji metra Abay, ale ja wybrałem autobus o numerze 99
a na sam wierzchołem góry dotarłem już pieszo. Na samej górze
poza piękną panoramą Tienszanu można skorzystać z nieco
jarmarcznych atrakcji jak diabelski młyn, gokarty itd., jest tam też
restauracja, małe ZOO, kramy z pamiątkami (polecam tam zakup
magnesów!), jest także pomnik zespołu The Beatles, można się
sfotografować z muzykami. Po zejściu na dół do miasta zrobiłem
sobie bardzo długi spacer do miasta, gdzie podziwiałem dawne gmachy
rządowe, parki oraz sobór św. Mikołaja, który na myśl przywodzi
moskiewski Plac Czerwony. Trafiłem także na deptak zwany Arbatem, w
pobliżu którego ulokowały się domy towarowe oraz eleganckie
restauracje czy kawiarnie. W drodze powrotnej wstąpiłem jeszcze do
McCafe na malinowego makaronika i cappuccino, musiałem nieco dać
odpocząć schodzonym nogom. W sobotę odwiedziłem zaś największy
meczet kraju, spacerowalem po kolorowych miekkich dywanach i siedzac
po turecku obserwowalem modlacych sie. Meczet robi wrazenie, chociaz
najpiekniejszy na swiecie jest moim skromnym zdaniem ten w Abu Dhabi,
mam nadzieję zobaczyć go za rok. Położony w pobliżu Zielony
Bazar to klimaty lat 90. w Polsce, zaś \swiezy sok z owocow granatu
- pychotka! Skosztowałem także lokalnego kebaba, samsę i baklavę
a w jednym z supermarketów trafiłem na napój Coca Cola Coffee,
było też moje niedawne odkrycie, czyli Sprite ogórkowy, lubię
wszelkie nowinki spożywcze i nieoczywiste smaki, np. w Kijowie
zaopatrzyłem się w owsiankę o smaku tiramisu czy panna cotta.
Bardzo atrakcyjne cenowo były także maski do twarzy w płachcie
koreańskiej marki Missha, które w ich oficjalnych salonach można
było nabyć już za 500 tenge (nieco ponad 5 zł!).
W
niedzielę zgodnie z planem robiłem trasę Ałmaty – Biszkek.
Bilet na marszrutkę z dworca Sayran kupuje się w kasie w pobliżu
stanowiska numer 1, koszt to 1800 tenge. Z biletem/paragonem
przechodzimy przez kontrolę ("cieć" rozwalony przy biurku
przy barierkach sprawdza wydruk z kasy) i wychodzimy na zewnątrz,
gdzie na pierwszym stanowisku (dobrze oznaczonym) czeka już na nas
marszrutka. Kierowca schował mój bagaż na tył vana i po około
ok. kwadransie oczekiwania na komplet pasażerów ruszyliśmy. Droga
do granicy minęła całkiem szybko, w niedzielne przedpołudnie ruch
był znikomy. Po drodze nie było żadnego przystanku. Przed granicą
kierowca wydaje nam bagaże i pieszo udajemy się do kontroli, gdzie
najpierw skanowane są bagaże a potem ustawiamy się w kolejce do
kazachskich pograniczników. Było czynnych całkiem sporo stanowisk,
ale przestrzegam, że z racji przepychanek osób chętnych do
szybszego przekroczenia granicy nieco to trwa. Straż graniczna
oddaje nam paszport z pieczątką wyjazdową oraz małą karteczkę,
którą oddajemy żołnierzowi stojącemu na moście granicznym,
idziemy przez most wytyczonym korytarzem i docieramy na stronę
kirgiską, gdzie przejście jest mniejszych rozmiarów, ale wydaje mi
się, że kolejka posuwa się sprawniej i po chwili jestem bogatszy o
kolejną pieczątkę w paszporcie. Po wyjściu czekają już na nas
taksówkarze, ja jednak szukałem mojej marszrutki, ale najwidoczniej
kierowca nie raczył na mnie poczekać bądź zawrócił przed
granicą. W kantorze wymieniłem euro na somy (dość słaby kurs), a
kilka metrów dalej pan już nawoływał do marszrutek jadących z
parkingu do centrum Biszkeku, przejazd to wydatek raptem 30 somów,
nie ma się czego bać, chociaż ścisk w nich potrafi być
niemiłosierny. W moim przypadku cała podróż do stolicy Kirgistanu
zmieściła się w ok. 4 godzinach
Sam Biszkek to powrót do
przeszłości, wydaje się, że wszyscy o tym mieście zapomnieli, w
hotelu byłem jedynym gościem tej doby. Dominuje architektura rodem
z ZSRR, w mieście znajdziemy pomnik Lenina oraz innego rodzaju
zabytki z minionej epoki, są symbole „pabiedy”, jest wiele
gigantycznych budynków rządowych w wokół centralnego placu
Ała-Too przy maszcie z flagą narodową wartę trzymają żółnierze.
Jedyną rozrywką jest tętniączy życiem dom towarowy CUM, gdzie
zwłaszcza w KFC (powiew Zachodu!) można spotkać istne tłumy
Kirgizów. Kolejnego dnia o poranku ruszam na lotnisko FRU, skad
linią Air Astana odlatuję z powrotem do Kazachstanu. NA lotnisko
dostaję się marszrutką # 380, odjezdza ona w Biszkeku z
okolic ambasady Indii. Nieco czasu zajelo mi zlokalizowanie jej
postoju. Otoz zatrzymuje sie ona na ul. Jash Gvardiya Blvd. w poblizu
skrzyzowania z ul. Frunze, takze jest maly kawalek do przejscia od
samej ambasady przy rondzie/stacji paliw.
O dziwo lotnisko w Biszkeku prezentuje się
nadspodziewanie dobrze w porównaniu z miastem, jest przestronne a
obsługa komunikuje się bezproblemowo w języku angielskim, co w
stolicy Kirgistanu nie było takie oczywiste. Akurat trwa poranna
fala odlotów, startuje rejs Turkish Airlines do Stambułu, chwilę
później rozpoczyna się boarding pasażerów odlatujacych linią
Uzbekistan Airways do Taszkientu a także linią China Southern do
chińskiego Urumczi, przez szybę obserwuję także lądowanie
kirgiskiej taniej linii Air Manas (spółka córka tureckiego
Pegasusa obsługująca trasy lokalne). Mój Embraer 190 linii Air
Astana rozkładowo melduje się na płycie lotniska FRU i niebawem
mogę zająć miejsce, podczas boardingu okazuje się, że ze względu
na wyważenie samolotu zostało zmienione moje miejsce i siadam w
piątym rzędzie (12K – uwagę zwraca niestandardowa numeracja
siedzeń), co bardzo mi odpowiada. Na pokładzie jest raptem 30 osób,
większość ma transfer w Astanie (TSE) na inne połączenia tego
przewoźnika. Linia uchodzi za jedną z lepszych i muszę jej to
przyznać. Na trwającym nieco ponad godzinę locie po osiągnieciu
wysokości przelotowej rozpoczyna się serwis w postaci ciepłego
ciasta z farszem mięsno-warzywnym oraz gorących i zimnych napojów.
W nocy nastąpiło załamanie pogody i kazachska stolica wita mnie
niskim pułapem chmur, temperaturą w okolicach zera i intensywnymi
opadami śniegu z deszczem. Przybijamy do rękawa i udajemy się do
nowego terminala 1, za mojej poprzedniej bytności w Astanie był on
jeszcze w budowie, akurat o tej porze nie ma innych lądujących
samolotów, kontrola paszportowa jest błyskawiczna, wkrótce
odbieram bagaż rejestrowanz (tym razem mam ten przywilej) i ruszam
przed terminal, gdzie po chwili wsiadam w autobus 12 jadący do
dworca kolejowego. Widzę, że dokonała się rewolucja w
komunikacji, wprowadzono karty miejskie a bilety kupuje się u
kierowcy (90 tenge + kolejne 90 tenge za bagaż), nie ma już
osobnego stanowiska sprzedawcy biletów/kontrolera.
Tymczasem po przybyciu na miejsce do hotelu Art
Astana spotkała mnie dosć niemiła niespodzianka. Nocleg miałem
zarezerwowany niemal jak zawsze na portalu Booking.com a cena
wynosiła 2000 KZT Na miejscu recepcjonistka poinformowala mnie, ze
to byl blad cenowy i mam zaplacic 11 000 KZT i co wiecej akceptuja
tylko gotowke, chociaz na stronie widnieje inormacja o platnosci
karta. Co ciekawe, cała konwersacja przebiegała przy użyciu
translatora, gdyż ani ona ani jej koleja nie mówili ani słowa po
angielsku! Ale 2 lata temu w Astanie spotkało mnie to samo :D Rad
nierad udalem sie do bankomatu po gotowke i oplacilem calosc,
dostalem pokwitowanie z hotelu z oficjalna stawka 11 000 tenge i
napisalem reklamacje do Booking.com. Do momentu rezerwacji nie
otrzymalem ani od nich ani od hotelu zadnej informacji o anulacji
rezerwacji czy bledzie cenowym, nikt tez nie kontaktowal sie ze mna
telefonicznie w tej sprawie. Zobaczymy, czy zwrócą mi owe 9000
tenge, dotychczas miałem same pozytyzwne doświadczenia w z tym
portalem i już dwa razy zwracali mi różnicę na kartę kredytową.
Niestety, z racji niesprzyjającej aury niemal cały
poniedziałek spędziłem w kawiarni, gdzie studiowałem francuską
gramatykę, jakiekolwiek spacery po mięscie skutkowałyby
zmoknięciem i przeziębieniem a tego chciałem uniknąć. Dobrze, że
Astanę odwiedzilem już wcześniej, także niewiele straciłem tym
razem. Natomiast kolejka z lotniska do miasta wciąż w trakcie
budowy, teraz termin jej otwarcia to rok 2020. W wielu miejscach
stoją już konstrukcje wiaduktów, będę trzymał kciuku za tę
budowę oraz za rozbudowę metra w Ałma-Acie. O 2 w nocy zamówionym
Uberem odjeżdżam w stronę lotniska, tym razem dojazd zajmuje mi
jedynie 20 minut a całość kosztuje raptem ok. 13 zł. O tak, ceny
w Kazachstanie i Kirgistanie zdecydowanie należą do bardzo niskiej
półki cenowej :) O dziwo, lot do Kijowa mimo początkowego
opóźnienia ląduje prawie 50 minut przed czasem, mam zatem sporo
czasu, by jeszcze dotrzeć do centrum miasta i ta Chreszczatyku
skosztować croissanta z Nutellą i bananami oraz pysznej kawy a
następnie zjeść barszcz ukraiński w Puzatej Chacie :) Daswidanja,
wpadnę ponownie w czerwcu 2019!
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz