Na styku kontynentów - Tanger / 23.09.2021

Tak sie zlozylo, ze wypad do Maroka i Francji byl moja ostatnia podroza, ktora odbylem przed akcja pandemia w lutym 2020 roku. Teraz zas pierwszy wyjazd po Europe pada wlasnie na Maroko i jest to Tanger, na styku Afryki i Europy. Korzystajac z dosc rozbudowanej siatki polaczen linii Ryanair udalo mi sie zaplanowac jednodniowa wycieczka do Maroka na trasie Warszawa Modlin – Bergamo – Tanger & Tanger – Charleroi – Warszawa Modlin. W czwartkowy poranek po porannym espresso i brioche czekam pod bramka mojego lotu BGY-TNG, boarding trwa niesamowicie krotko, bo okazuje sie, ze leci mniej niz 20 pasazerow, dawno juz nie widzialem tak pustego samolotu, mam dla siebie cale 3 siedzienia, ale ze za oknem przez wieksza czesc lotu jest piekna pogoda, to obserwuje to, co dzieje sie pod nami a przez pozostaly czas koncze czytac ksiazke „Lotniskowy zawrót głowy”. Ujmuje mnie ladowanie na afrykanskiej ziemi, ladujemy od strony oceanu i przelatujemy bardzo nisko niemal nad sama plaza, cos wspanialego. Po wyjsciu z samolotu nastepuje kontrola dokumentow „covidowych”, moje potwierdzenie szczepienia oraz formularz „fiche sanitaire” laduja na odpowiedniej kupce u sluzb lotniskowych a potem juz klasyczna kontrola paszportowa, skanowanie bagazu i moge opuscic lotnisko. Akurat udaje mi sie rozmienic banknot 200 MAD w lotniskowej placowce pocztowej placac za znaczki. Jeszcze tylko zmiana stroju na lzejszy i juz moge ruszyc w droge do miasta. Bezposrednio na lotnisko nie kursuje komunikacja miejska, ale mozna dostac sie na jej przystanek idac pieszo z lotniska. Spacer do dużego ronda z główną trasą trwa ok. 15-20 minut. Mamy ładny chodnik po obu stronach jezdni, można śmiało iść. Największa trudność to przedostanie się potem na drugą stronę jezdni, by zlapac autobus 9A w strone miasta. Jezdza bardzo czesto, wiec nie trzeba sie martwic, jesli nam ucieknie. Bilet na przejazd kupujemy placac gotowka u kierowcy, koszt biletu to 3,5 MAD (wejscie tylko przednimi drzwiami). Do miasta jechalem w porannym szczycie ok. 40 minut, z powrotem juz niecale 30 min. Jesli chcemy zasygnalizowac kierowcy, ze chcemy wysiasc na kolejnym przystanku pukamy w szybe drzwi wyjsciowych. 

Z centrum miasta dobiega typowy arabski gwar, a samo miasto jest ładne, zadbane i bardzo kolorowe. Pierwsze kroki kieruje do legendarnej Gran Cafe de Paris vis a vis ambasady Francji i Instytut Francuskiego. Miejsca na zewnatrz sa mocno oblegane, wiec zajmuje stolik przy drzwiach i zamawiam zestaw sniadaniowy. Omlet z oliwkami oraz swiezo wyciskany sok z pomaranczy smakuja wybornie, taki posilony moge ruszyc w dalsza droge, ktora przez miasto wiedzie mnie w kierunku medyny, by zagubic sie w gaszczu waskich uliczek i napatrzec sie na targ i zycie codzienne mieszkancow Maroka. Przy okazji zaopatruje sie w pamiatki a potem jeszcze dla odmiany czeka mnie wizyta w supermarkecie Marjane, gdzie do plecaka pakuje moc przekasek i lokalnych slodyczy. W koncu nadchodzi pora na glowny punkt programu, czyli wizyte na szerokiej plazy miejskiej. O tej porze dnia nie ma tam wielu plazowiczow, wiec spokojnie mogle sie zrelaksowac, zamoczyc stopy w Atlantyku i wsluchac sie w szum fal. Oprocz blekitnego nieba...

Destination Calabria / 15.09.2021 - 16.09.2021

Czas na kolejna blyskawiczna wyciecze do Wloch. Poniewaz pogoda w Triescie niestety nie rozpieszczala, to dalem Italii jeszcze druga szanse i tym razem zdecydowalem sie na wylot do Kalabrii. W tej okolicy jeszcze nie bylem, a siatka polaczen Ryanaira az sama sie prosila, by zobaczyc to miejsce. Lot z Krakowa do Lamezii wystartowal o czasie, na pokladzie calkiem spora ilosc pasazerow, na szczescie udalo mi sie zajac miejsce przy oknie a poniewaz pogoda dopisala, to moglem obserwowac piekne widoki za oknem. Lotnisko w Lamezii Terme nie powala swoim rozmiarem ani uroda, ale na pewno spelnia swoja role. Co wiecej, jest oddalone od dworca kolejowego Lamezia Terme Centrale jedynie 15-20 minutowy spacer, ale mozna tez dojechac autobusem. Na krotki pobyt w Kalabrii wybralem opcje B&B nieopodal dworca, udalo mi sie umowic z wlascicielem i czekal na mnie juz ok. 10 rano, wiec po nocnym oczekiwaniu na lot moglem sie odswiezyc i nieco odpoczac nim wyruszylem na plaze. Sama Lamezia jako taka swojej ladnej plazy nie posiada, wiec postanowilem odwiedzic turystyczny hit regionu, czyli miejscowosc o nazwie Tropea. Dojazd pociagiem trwa ok. 40-50 minut, a bilet kosztuje 4,20 EUR. Po wyjsciu ze stacji od razu widac, ze miasteczko znajduje sie na klifie, stacja jest na gorze a do miasta trzeba sie nieco sturlac. Tropea jest bardzo zadbana, na kazdym rogu otwarte sa kawiarnie, restauracje, sklepy z pamiatkami, naprawde potrafi zachwycic. Co warto zauwazyc, to fakt, ze ceny sa na bardzo przyjemnym poziomie. Najlepsze jednak jeszcze przede mna, udajac sie glowna ulica w dol w strone morza zblizamy sie coraz bardziej do klifu i nieziemskich widokow, ktore mozemy podziwiac z tarasu widokowego, az ciezko uwierzyc, ze woda moze przybierac takie fantastyczne odcienie i kolory. Teraz tylko jeszcze trzeba pokonac strome i krete schody, by dostac sie na piekna plaze miejska znajdujaca sie pod klifem, wyglada to wspaniale, czas na lezakowanie ;) Po powrocie czas na obiadokolacje, tym razem decyduje sie na penne all’arrabbiata, makaron we Wloszech to w koncu cos, czego zawsze warto sprobowac.

Kolejny dzien to lot krajowy do Bergamo, trwa dobre 1,5 h, wiec jak na rejs krajowy jest to naprawde dlugo, ale samolot musi przeleciec niemal caly Polwysep Apeninski. Po ladowaniu w Lombardii mierzenie temperatury kazdemu pasazerowi w terminalu i mozna opuscic lotnisko – gdyby nie wszechobecne maski, to nie zorientowalbym sie, ze jest pandemia, bo ludzi jest tam naprawde sporo, a autobus numer 1 do miasta byl szczelnie wypelniony. Mam szczescie, bo rusza wkrotce po tym, jak juz udalo mi sie do niego zmiescic. Na lotnisku w Bergamo bywalem wiele razy, ale dopiero teraz mam okazje zobaczyc pierwszy raz zobaczyc samo miasto, ktore bardzo mi sie podoba. Jest pelne majestatycznych okazalych budowli a po wjezdzie na gore starego miasta ukazuje sie nam przepiekny panoramiczny widok na cala okolice. W waskich uliczkach znajdziemy mnostwo lokali gastronomicznych, zamawiam pizze w kawalkach oraz polente – lokalny deser, ktory jest prawdziwa bomba kaloryczna, ale zdecydowanie warto zgrzeszyc. Do atrakcji miejskich mozna zaliczyc tez przejazd kolejka, ktory laczy gorne miasto z dolnym, ciekawe doznanie w cenie biletu miejskiego na 24 h. Po kulinarnej uczcie i spacerze ruszam juz z kierunku lotniska, gdzie jeszcze zatrzymuje sie w centrum handlowym – czas na zakupy wloskich przysmakow i male aperitivo ;) W dobrym humorze moge wracac do Polski. Arrivederci!


Korsarz z Korsyki / 02.09.2021 – 04.09.2021

Na francuska Korsyke wybieralem sie juz od lat, ale wciaz bylo mi tam jakos nie po drodze. Kiedys mialem juz nawet kupionu bilet linia Volotea za 1 euro, ale ciezko bylo dopasowac lot powrotny i ostatecznie zrezygnowalem z wyjazdu. Az w koncu Korsyka pojawila sie w siatce linii easyJet i zabukowalem sobie lot typu multi city na trasie Berlin-Ajaccio & Bastia-Berlin. Niestety, w wyniku pandemicznych turbulencji linia poszatkowala rozklad i zostalo w nim jedynie polaczenie do Bastii, ale poniewaz bardzo zalezalo mi, by w koncu odwiedzic wyspe, na ktorej urodzil sie Napolen Bonaparte, to zdecydowalem sie na dwudniowy wypad na polnocna czesc wyspy. Tym razem mam tez okazje po raz pierwszy odleciec z nowego lotniska Berlin Brandenburg, ktore swoim blaskiem oczywiscie deklasuje dawne porty lotnicze Tegel i Schönefeld. Sam lot przebiega bardzo spokojnie, mam to szczescie, ze dwa miejsca obok mnie sa wolne, jestem zatem wystarczajaco miejsca na nogi a ja korzystajac z pieknej pogody na wysokosci przelotowej moge podziwiac zmieniajace sie krajobrazy za oknem. Niestety, juz po ladowaniu w Bastii pogod sie zmienia i znad gor nadciagaja chmury. Kiedy tylko wychodze z hotelu akurat zaczyna lekko kropic, ale udaje mi sie jeszcze dotrzec na poczte, by wyslac kupione po drodze widokowki. Zasiadam pod parasolem przy glownym placu miejskim i tam degustuje nalesnika z kremem z kasztanow oraz espresso (we Francji nazywane czesto expresso!). Pogoda nieco sie poprawia, odwiedzam jeszcze supermarket SPAR i zaopatruje sie we francuskie specjalny marki Bonne Maman oraz bagietki, sery i butelke lokalnego wina. Skoro przestalo padac, czas przejsc sie na zachod slonca w kierunku plazy Arinella, na ktora mam w planach wybrac sie nastepnego dnia i nadrabiac zaleglosci w opalaniu. Po drodze mijam urokliwy port jachtowy, wokol ktorego tradycyjnie znajduja sie liczne restauracje, ceny raczej kosmiczne, wiec lojalnie uprzedzam, by przygotowac odpowiednio gruby portfel. Uwaga tez na platnosci karta, bo w wielu miejscach nie sa w powszechnym uzyciu. 

Kolejnego poranka zza okiennic widac piekne slonce, wiec juz o 7 wyruszam w droge na plaze, po drodze jeszcze tylko lyk aromatycznej kawy i croissant z migdalami i godzine pozniej rokladam sie juz na piasku nad morzem. Plaza Arinella jest szeroka i piaszczysta, ale niestety kolor piasku to szary, poza tym czesc wybrzeza jest zainfekowana przez sinice, wiec nie wyglada to najlepiej. Plaza o poranku jest wyludniona, w oddali widac jedynie prom plynacy do Francji lub na sasiednia Sardynie, do poludnia trwa u mnie zatem blogi relaks nad Morzem Srodziemnym. Niestety, po godzinie 12:00 znowu naplywaja ciemnie chmury i deszcz przegania mnie z plazy, wiec trzeba wrocic do miasta, w sumie to czas akurat na sieste. Wieczorem takze sie wypogadza, wiec spaceruja kolorowymi waskimi uliczkami Bastii, miasto jest naprawde przeurocze i bardzo zadbane, naprawde serdecznie polecam kazdemu, by sie tam wybral. Sobotni poranek to juz czas, by zbierac sie na lotnisko, na szczescie istnieje dobre skomunikowanie z lotniskiem w postaci shuttle busa odjezdzajacego spod dworca kolegowego w Bastii – cena biletu do 10 euro platne gotowka u kierowcy. Poranna cafe creme i ok. pol godziny pozniej jestem juz na lotnisku, pogoda idealna, obserwuje plyte lotniska, po ktorej koluja glownie maszyny lokalnego przewoznika Air Corsica. Po okolo godzinie przylatuje juz moj easyJet z Berlina i rozpoczynamy boarding. Adieu!

Pocztówka z Triestu / 28.08.2021 - 30.08.2021


Po niemal calych wakacjach bez wyjazdu nadszedl czas na moj krotki urlop. Za cel wycieczki obralem sobie wloski Triest, gdyz to wlasnie z tego miasta wywodzi sie kawa Illy. Poza tym o Triescie slyszalem same dobre rzeczy, wiec postanowilem na wlasnej skorze doswiadczyc, jak tam jest. Loty linia Lufthansa przebiegaja bardzo sprawnie, tym razem we Frankfurcie czeka mnie bardzo szybko spacer, bo musze szybko przemiescic sie z czesci terminala A do B, a to calkiem spory dystans – miedzy ladowaniem samolotu z Warszawy a odlotem do Triestu mam jedyne 55 minut, niezle wyzwanie w porcie lotniczym Frankfurt, ale idzie mi sprawnie, dobiegam do bramki akurat w chwili, kiedy rozpoczyna sie boarding. Po ostatnich pandemicznych cieciach pasazerowie klasy ekonomicznej w ramach poczestunku otrzymuja jedynie mala butelke wody Elisabethen oraz czekoladke z logo przewoznika, za wszelkie inne produkty trzeba slono placic. Takie czasy, pod pozorem pandemii linie szukaja tylko pretekstu, by zminimalizowac wszelkie dodatkowe koszty, a tanie linie lotnicze sluza im za przyklad...

Po ladowaniu w Triescie w automacie biletowym kupuje bilet na autobus do miasta, mam szczescie, bo akurat kiedy schodze z wiaduktu na przystanek, to pojazd szykuje sie do odjazdu. Podczas drogi do miasta moja uwage zwracaja dwujezyczne tablice informacyjne przy trasie – oprocz jezyka wloskiego niemal wszystkie informacje sa wyszczegolnione takze w jezyku slowenskim, Triest lezy bowiem tuz przy granicy ze Slowenia. Sam Triest wyroznia sie tez na tle innych wloskich miast, przewazaja tutaj szerokie ulice, bulwary, jest jasno, a to wszystko zasluga faktu, ze w przeszlosci miasto bylo znanym portem w granicach monarchii austro-wegierskiej. Przy porcie znajduje sie kanal, ktory nieco przypomina te kanaly z Wenecji; wokol niego rozstawily sie oczywiscie liczne restauracji i kawiarnie, w tym flagowa placowka Illy. W sierpniowym sloncu rozkoszuje sie dolce far niente przy aperolu a potem odwiedzam wspomniana kawiarnie Illy, gdzie poza espresso spozywam takze przepysznego croissanta z kremem pistacjowym, ten smak to dla mnie prawdziwa kwintesencja pobytu w Italii. W niedzielny poranek wspinam sie ze starego miasta na wzgorze San Giusto, gdzie znajduja sie katedra. Koscioly nie sa jednak moja specjalnoscia, zdecydowanie bardziej urzeka mnie panorama miasta, w porcie wlasnie cumuje statek MSC Splendida, na ktory to udawalo sie sporo moich wspoltowarzyszy lotu do Triestu. Jak widac rejsy po Adriatyku czy Morzu Srodziemnym wciaz sa popularne wsrod turystow. Ze wzgorza schode do miasta po tzw. Schodach Gigantow - Scala Dei Giganti, prezentuja sie niezwykle imponujaco. Teraz czas juz na dluzszy spacer do zamku Miramare, ktory znajduje sie za miastem, droga wiedzie przez okolice dworca kolejowego a potem wzdluz betonowej plazy Barcola, ktora w niedziele przedpoludnie jest wypelnia sie spragnionymi slonecznych kapieli mieszkancow okolicy. 

Po okolo dwoch godzinach wedrowki docieram do celu – najbardziej urzekaja mnie ogrody wokol zamku oraz fontanna w parku na dole. Castello Miramare jest polozony na klifie, wyglada niezwykle malowniczo i mysle, ze warto tam zajrzec. Widac, ze to turystyczny magnes, bo parking jest wypelniony autami po brzegi. W drodze powrotnej i ja korzystam ze slonca na „plazy” Barcola, chociaz plaza to zdecydowanie zbyt duze slowo, bo nie uswiadczymy tutaj nawet odrobiny piasku. Niestety, zza gor nagle nadchodza ciemne chmury i czar pryska – trzeba sie w mgnieniu oka ewakuowac, bo rozpoczyna sie letnia burza. Chmury niestety zagoszcza w Triescie na dobre i do konca mojego weekendowego pobytu wiatr nie bedzie w stanie ich rozgonic a tuz przed lotem powrotnym w poniedzialkowy wieczor rozszaleje sie kolejna burza z piorunami. Jak widac pogoda nawet w wakacje we Wloszech potrafi splatac figla. Arrivederci Italia!

Galicyjskie delicje / 17.07.2021 - 18.07.2021

Lwów to idealny kierunek na tak lubiane przeze mnie wypady weekendowe, jest blisko, niedrogo, mozna dobrze zjesc, napic sie i poczuc nieco oldschoolowy klimat dawnego ZSRR. Na Kresy ruszam na pokladzie PLL LOT, tym razem jest o tyle egzotycznie, ze na trasie Warszawa-Lwow podstawiono samolot Boeing 737 MAX 8, ktory przywrocono do sluzby calkiem niedawno po niemal dwuletnim uziemieniu. Tym razem nie ma jednak mowy o zadnej awarii a nad bezpieczenstwem zalogi czuwa znany z programu Operacja LOT instruktor Jarosław Wieczorek, punktualnie o 13:30 ladujemy na Ukrainie – szybkie sprawdzenie paszportu, potwierdzenia szczepienia i ubezpieczenia, odbior bagazu rejestrowanego i juz jestem poza terenem terminala. Okazuje sie, ze z powodu remontu bulwaru im. Stepana Bandery nie kursuje trolejbus numer 29 z lotniska pod uniwersytet, ruszam wiec w strone miasta i na wiekszym skrzyzowaniu udaje mi sie dostac na poklad innego autobusu jadacego w kierunku centrum, bilet kosztuje obecnie 10 hrywien, platnosc gotowka u kierowcy. Poniewaz to juz moj trzeci pobyt we Lwowie orientuje sie nieco w miescie i bez wiekszych przygod docieram do hotelu Ibis Styles, gdzie zarezerwowalem sobie nocleg na pobyt, klimatyzwany pokoj to zdecydowanie to, czego mi teraz trzeba, w miescie jest bowiem ok. 30 stopni. Poniewaz jest pora obiadowa takze i ja postanawiam cos przekasic, nieopodal zlokalizowana jest Puzata Chata, gdzie klasycznie wybieram barszcz ukrainski oraz kotlet po kijowsku a do tego kompot truskawkowy, omomom ;) Na deser jeszcze McFlurry z McDonald’s w polewie marakujowej i juz mozna ruszac na spacer po miescie – kieruje sie tym razem na Cmentarz Łyczkowski, gdyz podczas poprzednich wizyt nie mialem okazji go odwiedzic a to miejsce na pewno warto zobaczyc. Po spacerze po nekropolii wracam na lwowski Rynek, ktory o tej porze tetni zyciem, jest cale mnostwo turystow czy tez mieszkancow, ludnosc raczej lokalna, jezyka polskiego tym razem o dziwo nie slychac. Przechodze obok restauracji J.A. Baczewski i udaje sie do znanego z Polski lokalu Pijana Wisnia, gdzie serwowa na jest wysmienita nalewka wisniowa, tym razem w wersji na zimno. Wizyta we Lwowie nie bylaby zaliczona bez wizyty w kawiarni Lviv Croissants, bardzo podoba mi sie ta sieciowka, gdzie serwowane sa croissanty z przeroznym nadzieniem na goraco a do tego obowiazkowo kawa czy nawet kakao :) W drodze powrotnej wstepuje jeszcze do hipermarketu Arsen, trzeba zaopatrzyc sie w arsenal ukrainskich przysmakow jak chalwa, rozpuszczalne kawy smakowe czy jogurty Danone. Ciezszy o dwie torby wracam do hotelu, jeszcze tylko aperol w ramach statutowego welcome drinka i czas do spania.

W niedzielny poranek wybudzam sie rzeski i gotowy do dzialania, po obfitym sniadaniu w hotelowej restauracji potwierdzam na recepcji pozne wymeldowanie i spacerowym krokiem udaje sie w strone dworca kolejowego, bardzo podoba mi sie ten majestatyczny gmach i chce ponownie go zobaczyc. Mam szczescie, bo akurat na peron wtaczaja sie dwa pociagi dalekobiezne, te ukrainskie niebieskie wagony wygladaja wedlug mnie niczym pociagi pancerne, czesto dodatkowo okratowane, niezwykle ciezkie, ale najwazniejsze, ze spelniaja swoja role. Na dworcu jest ruch jak w ulu, widac, ze tam kolej nie jest w takim kryzysie jak w Polsce a moze akurat trafiam na godziny szczytu. Milo popatrzec na tlumy podroznych z bagazami. Wieczorem i ja zamieniam sie w podroznika, jednak nie jest to oczywiscie pociag, a samolot. Samolot B737 800 jest pelen, trafiam na miejsce przy scianie, wiec nawet nie moge sobie dobrze wyjrzec przez okno, ale tym razem za wiele nie widac, bo przez caly niemal rejs lecimy w chmurach, pod nami front burzowy, z tego tytulu nie ma takze serwisu, wiec na Putke ze szpinakiem bede musial jeszcze poczekac nieco ponad dwa miesiace ;) Do zobaczenia w przestworzach!

Bomboloni z Rimini/ 25.06.2021 - 26.06.2021

Ciao a tutti! Kolejny weekend i kolejna wyprawa do basenu Morza Srodziemnego ;) Celem mojej podrozy jest oslawione Rimini, ktore swiecilo triumfy w Polsce w latach 90., czyli w czasach mojego dziecinstwa, kiedy to z Polski jezdzilo sie tam na kolonie i obozy. Wtedy sie nie zalapalem na wyjazd do slonecznej Italii, wiec stwierdzilem, ze czas nadrobic zaleglosci, a ze Ryanair zaoferowal bardzo tanie bilety okoloweekendowe, to nic nie stalo na przeszkodzie, by tam poleciec. Lot z Modlina do Rimini trwa okolo dwoch godzin, do Wloch wylatuje w dniu zakonczenia roku szkolnego, na pokladzie samolotu nie ma wiec jeszcze wielu osob. Zaraz po wejsciu podchodzi do mnie stewardessa i oferuje miejsce w rzedzie ewakuacyjnym, oczywiscie korzystam z takiej propozycji i moge leciec nad Adriatyk w komfortowych warunkach majac do dyspozycji 3 siedzenia. Po wyladowaniu na miniaturowym lotnisku w Rimini mierzona jest wszystkim pasazerom temperatura i to by bylo na tyle, Wlochy staja przede mna otwore. Tak sie sklada, ze nocleg zarezerwowalem sobie wczesniej w dzielnicy nadmorskiej Miramare, w ktorej znajduje sie zarowno lotnisko jak i stacja kolejowa, do hotelu mam raptem 10 minut drogi z terminala. Przed dotarciem do niego robie jeszcze zakupy z supermarkecie, do koszyka wedruja klasyczne przysmaki w postaci kawy Lavazza, makaronow Barilla, sloiczkow z sosami pesto, ciastka Pan di Stelle czy napoje chinotto, podczads zakupow zdecydowanie jestem w swoim zywiole. W hotelu zostawiam moj ekwipunek i ruszam na spacer w kierunku plazy, znalazienie tzw. plazy publicznej nieco trwa, gdyz na wysokosci Rimini dominuja prywatne platne plaze hotelowe, a wolny wstep jest tylko na nieliczne plaze. Za oplata zyskujemy zas mozliwosc skorzystania z lezaka i parasola oraz toalet i przebieralni, wszystko wyglada bardzo elegancko, kazda plaza prywatna ma swoj numer i nazwe i rozni sie nieco wystrojem od pozostalych. Nim jednak rozloze sie na reczniku przystaje jeszcze w lokalnej kawiarni i rozkoszuje sie pierwszym wloskim espresso tego dnia, na deser zamawiam ciasto francuskie z owocami, dolce vita! Plaza sama w sobie jest ogromna, piaszczysta i bardzo zadbana oraz strzezona przez ratownikow lustrujacych morze z kolorowych podestow/budek, wloski Baywatch ;)

Pobyt w Rimini przebiega wybornie, delektuje sie przysmakami kuchni wloskiej, jest pizza, sa slone wypieki, wino, kawa a takze moje odkrycie – pączki z nadzieniem o nazwie bomboloni – palce lizac, nie roznia sie niemal wcale od polskich odpowiednikow. Az dziwne, ze do tej pory nie trafilem na ten przysmak, moze to jakis bardziej lokalny smakolyk...

Lot powrotny mam tym razem z oddalonej o ok. 3 h jazdy pociagiem Pescary, po drodze na pokladzie Trenitalii mijam kolejne kurorty tej czesci adriatyckiego wybrzeza, momentami trakcja kolejowa prowadzi niemal tuz przy plazy jak na polskim Helu. Poniewaz jest niedziela plaze i zatoczki sa oblegane przez spragnionych relaksu Wlochow. W Pescarze panuje nieznosny upal, miasto jest nagrzane, 33 stopnie w cieniu robia swoje. Chlodze sie w gelaterii nieopodal glownego placu miejskiego a potem robie jeszcze spacer nadmorska promenada i spedzam krotka chwile na plazy, wyglada ona dosc podobnie do tej w Rimini, nie jest jednak az tak szeroka. Samo miasto nie wyroznia sie niczym szczegolnym, ma port, w oddali widac nieco zabudowan przemyslowych, ktore mijam po drodze na lotnisko, znajduje sie ono ok. 6 km od plazy, wiec z racji sporego zapasu czasowego ruszam tam pieszo. Lotnisko takze jest malych rozmiarow, wieczorem odbywaja sie tylko 2 loty linii Ryanair, krajowy do Mediolanu Bergamo bedzie pelen, ten do Modlina raczej wypelniony w 1/3, wiec mam caly rzad ponownie dla siebie. Lecimy jedyne 1 h 45 minut i przed czasem ladujemy w Polsce. Arrivederci Italia!

U Cioci Hani w Chanii / 19.06.2021 - 20.06.2021

Kalimera! W koncu nadszedl czas na pierwsza zagraniczna podroz anno domini 2021. Covidowe szalenstwo na dobre opanowalo kule ziemska, konca nie widac, wiec i moje podroze sa nadal bardzo mocno ograniczone. Po kilku miesiacach lotow krajowych na pokladach PLL LOT ruszam na weekendowy wypad do greckiej Chanii, tam mnie jeszcze nie bylo ;) Na Krecie mialem juz kiedys okazje byc w Heraklionie, a w ubieglym roku Hellade odwiedzilem az trzykrotnie, kraj ten z kazda wizyta coraz bardziej mnie urzeka, kiedy wiec pojawily sie bilety w przystepnych cenach udalo mi sie zlozyc rezerwacje w sam raz na moje potrzeby, czyli expressowo. W sobotni poranek po nocnym piatkowym Dashowaniu nocke spedzilem na terminalu lotniska Krakow Balice, fotele kawiarni Costa Coffee na antresoli zdecydowanie spelniaja swoja role. Dochodzi 3:30 a do stanowisk odprawy linii Ryanair juz ustawia sie spora kolejka podrozujacych. Wszystko dlatego, ze wlasnie wtedy personel lotniskowy weryfikuje dokumenty niezbedne do wjazdu – w moim przypadku jest to certyfikat Covid EU Pass oraz dokument PLF (kod QR) wymagany przez Grecje. Po sprawdzeniu dokumentow oraz karty pokladowej przez personel otrzymuje sie karteczke z napisem „Dosc checked”, ktora nalezalo okazac podczas kontroli bezpieczenstwa – wtedy obsluga miala pewnosc, ze pasazer ma prawo do wejscia na poklad samolotu, co z kolei umozliwialo sprawny boarding. Wejscie na poklad oczywiscie odbywa sie z plyty, klasycznie dwie kolejki jak to u irlandzkiego przewoznika. Sam lot nie wyroznia sie niczym szczegolnym, maszyna nie jest szczelnie wypelniona, wiec moge zajac miejsce przy oknie i delektowac sie widokami podczas rejsu. Po ladowaniu nastepuje organoleptyczna kontrola paszportu covidowego oraz dokumenty PLF i mozna opuscic lotnisko. Do odjazdu autobusu mam jeszce troche czasu, zmieniam ubranie na lzejsze i czekam na odjazd busa KTEL, przystanek znajduje sie po prawej stronie od wyjscia. Ja swoj bilet mam juz zakupiony online i wydrukowany, ale nie ma problemu z zakupem go za gotowke u kierowcy, okolo 30 minut pozniej jestem juz w centrum Chanii, po drodze autobus jedzie wzdluz wybrzeza, z gory widac maly port oraz wybrzeze, miasto prezentuje sie malowniczo.

Pierwsze kroki to oczywiscie kawiarni Gregory's, moje ubiegloroczne odkrycie, takze tutaj w samym centrum maja swoja placowke. Kawka po grecku i bajgiel na powitanie to jest to! Jest wczesne sobotnie przedpoludnie, pogoda dopisuje, po degustacji kawki ruszam jeszcze do supermarketu AB, gdzie zaopatruje sie w lokalne przysmaki, grecka kawa, jogurty, ser feta, oliwa z oliwek, oliwki, przekaski, wino retsina i juz wygladam jak wielblad, ledwo docieram do hotelu Irene, gdzie zatrzymuje sie na jedna noc. Pokoj juz na mnie czeka, sprawnie sie w nim instaluje i po odswiezeniu sie ruszam na stare miasto i do portu, ktore przedstawiaja sie urokliwie. Calosc jest bardzo zadbana, jest kolorowo i elegancko, po raz kolejny nie zawiodlem sie na Grecji. Podczas spaceru zakamarkami starowki znajduje sklepy z pamiatkami, zaopatruje sie w magensy, widokowki oraz znaczki, nie ma z tym zadnego problemu. Teraz czeka juz na mnie gwozdz programu, czyli plaza miejska w Chanii. Jestem nia bardzo pozytywnie zaskoczony, spodziewalem sie bowiem malej kamienistej plazy a tutaj piaszczyste wybrzeze oraz bardzo dobre zaplecze, dla chetnych sa lezaki i parasole a wzdluz plazy (paralia) znajdziemy liczne restauracje, gdzie mozna sie posilic. Plaze sa strzezone, sa tam takze przebieralnie oraz toalety, wyszstko wyglada bardzo profesjonalnie. Cale popoludnie spedzam zatem na plazy, opalam sie, czytam, robie spacery wzluz morza, delektuje sie kawa na zimno, obserwuje nie taki licznych plazowiczow, tego mi trzeba. Wieczor to zas spotkanie z kuchnia grecka, czas na przeboj poprzedniego sezonu, czyli salate grecka, podbila moje podniebienie, wiec w tym roku to wlasnie na nia decyduje sie na kolacje. Porcja jest tak duza, ze nie jestem w stanie jej calej zmiescic. Przede mna jeszcze wieczorny spacer do hotelu i obserwacje kociego zycia – greckie koty w ciagu dnia najwyrazniej spaly zmeczone upalem i dopiero po zachodnie slonca wyszly z cienia i ruszyly na zer.

Niedzielny poranek to wizyta na lokalnym „rynku” po kawe i slodko-slone przekaski, a potem juz plaza, jestem bardzo wczesnie, wiec nie ma na niej jeszcze niemal nikogo, mam okazje popluskac sie w zimnym o tej porze morzu. Nie mam niestety duzo czasu, gdyz przed poludniem musze wymeldowac sie z pokoju i udac sie juz na lotnisko – tym razem do Warszawy wracam na pokladzie linii WizzAir. Samolot jest niemal calkiem pusty, bo to dopiero drugi lot na trasie Chania-Warszawa, wiec jeszcze nie ma wielu amatorow na tej trasie. Zajmuje wygodne miejsce z przodu przy oknie i przez ok. 2,5 h rejsu do stolicy kontempluje widoki za oknem. Do zobaczenia, Grecjo! Na pewno jeszcze wroce...