Sobota w Kijowie / 14.04.2018

W sobotni skoro swit melduje sie na stolecznym lotnisku im. Fryderyka Chopina, przede mna krotki jednodniowy wypad do Kijowa, na ktory czekal od niemal roku, kiedy to przewoznik Ukraine International Airlines zaoferowal pasazerow taryfe low cost dzialajaca na zasadzie first minute. Bilety w bardzo atrakcyjnych cenach mozna kupowac na okolo rok przed podroza, majac na uwadze, ze jest to najbardziej restrykcyjna taryfa, tylko z bagazem podrecznym, ktora nie umozliwa lotow z przesiadka w ramach jednej rezerwacji. Przy cenie ok. 160 zl za rejs powrotny bylem bardzo kontent z zakupu, jedyne co musialem zrobic, to uzbroic sie w anielska cierpliwosc, gdyz bilet na wylot w marcu kupowalem w kwietniu ubieglego roku. W tym czasie  ukrainski przewoznik wprowadzil dosc istotna zmiane: pasazerowie musza odprawic sie online i wydrukowac karte pokladowa, w przeciwnym razie za odprawe przy stanowisku pobranie zostanie dodatkowa oplata za wydrukowanie kart pokladowych, warto miec to na uwadze podrozujac liniami UIA. 
Boardig do samolotu w Warszawie ma miejsce przez rekaw, przy odprawie system na rejsie do Kijowa automatycznie przydzielil mi miejsce 5F, co bardzo mnie ucieszylo, gdyz jest to miejsce z przodu kabiny a na dodatek przy oknie po prawej stronie. Juz na pokladzie samolotu Boeing 737 okazalo sie, ze rzad piaty jest wyjatkowo feralny. Po raz pierwszy w zyciu okazalo sie bowiem, ze ledwo zmiescilem sie w moim fotelu. Mam 186 cm wzrostu, ale dotychczas nie odczuwalem nigdy tak bardzo ograniczonej przestrzeni, tutaj juz wchodzac do mojego rzedu zauwazylem, ze fotele sa w bardzo bliskiej odleglosci wzgledem rzedu czwartego, w ktorym przewoznik oferowal wieksza przestrzen na nogi i podejrzewam, ze to bylo tym wlasnie spowodowane. Odstep miedzy kolejnymi rzedami wygladal juz standardowo. Na powrocie mialem miejsce w rzedzie 23. i tam przestrzeni na nogi bylo wystarczajaco. Na szczescie rejs trwal nieco ponad godzine, wiec tak bardzo sie nie zmeczylem; podczas lotu obsluga serwowala platny catering, wygladalo to bardzo podobnie jak w PLL LOT jeszcze kilka miesiecy temu (obecnie poza woda mozna za darmo napic sie na pokladzie kawy lub herbaty i tradycyjnie poczestowac sie Prince Polo, ktore przez stewardessy dumnie jest nazywane „przekaska”). Po ladowaniu na lotnisku Borispol (KBP) bylem nieco zaskoczony, ze pilot nie dokolowal do terminala, zatrzymalismy sie na plycie lotniska i dotarlismy do hali przylotow autobusem. Podczas oczekiwania na przewiezienie do terminala mialem okazje obserwowac prace ukrainskich sluzb lotniskowych, bardzo intrygujaco wygladaja ciagniki z przyczepami, ktore transportuja bagaze, mozna sie poczuc jak na polu, gdzie praca wre a glowna rola w przedstawieniu odgrywaja traktory bialoruskiej produkcji, podobne rozwiazania widzialem juz dwa lata temu na minskim lotnisku. 
Do miasta docieram autobusem firmy Sky Express, ktory startuje sprzed hali przylotow, koszt dojazdu do stacji metra Charkowska to 60 hrywien, do glownego dworca kolejowego polozonego nieco dalej placimy 100 hrywien, bilety kupuje sie u kierowcy. Bezsposrednio po wyjsciu z autobusu trafiam na sowieckie blokowisko z wielkiej plyty, taki kijowski odpowiednik Ursynowa, przy glownej arterii biegnacej do miasta swoje stragany maja straganiarki z mydlem i powidlem, ja przeciskam sie przez spragnionych wrazen na przydroznym bazarze i docieram do oazy kapitalizmu, jaka jest znajdujacy sie tam McDonald’s. Mam szczescie, jest wczesny poranek i jeszcze jest tam serwowane sniadanie, zamawiam menu, w sklad ktorego wchodza kasza owsiana, naleniki i oraz kakao, calkiem pozywny zestaw na dobry poczatek dnia. Po konsumpcji czas spalic kalorie spacerujac po miescie, do scislego centrum docieram oczywiscie metrem, w kasie kupuje zeton za 5 hrywien i moge bez konca przemieszczac sie po tym podziemnym labiryncie, dopiero przy wyjsciu na powierzchnie i przejsciu przez bramki musialbym nabyc nowy zeton uprawniajacy mnie do kolejnego przejazdu – dopoki jestem w strefie peronowej, moge przebywam tam do woli. Z racji mojego zamilowania do kolei robie kilka przesiadek (Kijow ma 3 linie metra), odwiedzam najglebsza stacje metra na swiecie, za ktora to oficjalnie uznaje sie stacje Arsenalna. Wystroj stacji nawiazuje do czasow swietnosci Zwiazku Radzieckiego, mozna spotkac monumenty przedstawiajace sierp i mlot i inne symbole wladzy ludowej, taki relikt tamtych czasow. Po wyjsciu na powierzchnie (uwaga na szybko kursujace wiekowe schody ruchome) ponownie uderzam do McDonald’sa, tym razem jednak kieruje sie do McCafė, biore tylko kawe na wynos i rozpoczynam moj spacer po majestatycznym Chreszczytaku i Placu Niezaleznosci. Na Majdanie nie widac wiekszych sladow konfliktu zbrojnego z Rosja, na glownym placu miasta spotkac mozna kwiaciarki czy tez radosnych spacerowiczow robiacych sobie zdjecia z „zywymi’ maskotkami. W oddali polyskuja zlote kopuly Soboru Madrosci Bozej, przemieszczam sie zatem powolo w kierunku tej swiatyni, po drodze wstepuje jeszcze do urzedu pocztowego, skad do Polski wysylam zakupione wczesniej pocztowki. Odwiedzam takze supermarket Billa znajdujacy sie w centrum handlowym Globus, gdzie zaopatruje sie w lokalne przysmaki. 

Przechadzajac sie po Chreszczataku dostrzegam filie piekarni Lviv Croissants, gdzie wypiekane sa przepysze croissany z bardzo roznym nadzieniem. Zaraz jednak wybieram sie na obiad do Puzatej Chaty, a moj zoladek nie jest z gumy, pozostaje mi wiec tym razem obejsc sie smakiem. Wizyta w Pyzatej Chacie na Chreszczatyku to prawdziwa uczta dla mojego podniebienia, rozplywam sie nad barszczem ukrainskim i kotletem po kijowsku, na deser zas przenosze sie do kawiarni Love Coffee (lokalna sieciowka) znajdujacej sie na ostatnim pietrze Pinchuk Art Center tuz obok Rynku Besarabskiego. Przy wejsciu do budynku czeka w kolejce spory tlumek odwiedzajacych, nie jest to jednak kolejka do kawiarni, a do ­galerii sztuki, musze takze ustawic sie w kolejce i nieco poczekac, trzeba przejsc prze wykrywacz metalu i pokazac zawartosc swojego plecaka czy torebki. Za te drobne niedogodnosci jestesmy szczodrze wynagrodzeni po dotarciu winda na ostanie pietro budynku, cale wnetrze kawiarni jest utrzymane w bieli i ma bardzo futurystyczny design, na stolikach mozna ogladac archiwalne albumy Polaroida, a przez okna podziwiac panorame srodmiescia Kijowa i dachy sasiednich budynkow. Cala kawiarnia jest w nurcie eko, mozemy wybierac rozne rodzaje mleka organicznego dodawanego do kawy, ja wybralem moja ulubiona matcha latte i milo spedzilem czas delektujac sie zielonym napojem kontemplujac zdjecia z poprzedniej epoki. Wybija godzina 17:00, wiec powoli zbieram sie w droge powrotna na lotnisko, po drodze wstepuje jeszcze do sklepu MINISO, ktory dobrze znam z moich podrozy do Chin. Wprawdzie oferta na Ukrainie nie wydaje sie byc szczegolnie korzystna, ale w oko wpada mi maska do spania imitujaca misia, urzeka mnie od pierwszego wejrzenia i od razu laduje w koszyku, bedzie idealnie nadawac sie na kolejne dalekie podroze, a te mam juz starannie zaplanowane. Metrem ze stacji Teatralna docieram bezposrednio do dworca kolejowego, mam jeszcze nieco czasu do odjazu autobusu Sky Bus na lotnisko, wpadam na kolejna przekaske do KFC, male frytki, kawa i ruszam w droge. Tym razem jedziemy znacznie dluzej, bo prawie godzine, na pewnym odcinku trafilismy na spory korek, ktorego nie sposob bylo ominac. Jak zwykle mialem jednak spory zapas czasowy, wiec nie musialem sie nigdzie spieszyc. Na kijowskim lotnisku jeszcze przed wejsciem do terminala musimy poddac sie wstepnej kontroli bezpieczenstwa, sa bramki wykrywajace metal a nasz bagaz zostaje przeswietlony, miejmy to na uwadze planujac wylot z Kijowa (KBP), gdy procedura moze przyczynic sie do powstania dodatkowych kolejek. Wyjmuje wydrukowana wczesniej karte pokladowa, przechodze przez kolejna kontrole bezpieczenstwa i kontrole paszportowa, na szczescie pani kontrolujaca moj paszport nie pyta, dlaczego bylem w Kijowie tylko na 1 dzien ;) Mam sporo czasu dla siebie, lustruje tablice swietlne i kierunki, z ktorych wykonywane sa polaczenia lotnicze, pod wieczor dominuja kierunki wschodnie, na jesieni sam bede mial okazje przeleciec sie do Alma-Aty, ponownie na pokladzie linii UIA. Poki co kieruje sie na dolny poziom, skad bedzie odbywal sie boarding na moj powrotny rejs do Warszawy. Do WAW jest znacznie wiecej pasazerow niz na trasie do KBP, sadzac po paszportach, to pol na pol stanowia Polacy i Ukraincy. O dziwo start maszyny nastepuje planowo (wedlug serwisu Flight Radar maszyna codziennie lapala spore opoznienie), wylatujemy z Kijowa przy zachodzacym sloncu, lecimy prawdzie na zachod, ale kiedy ok. 20:30 ladujemy w Warszawie jest juz ciemno, nie udalo sie przechytrzyc praw fizyki. To byl bardzo mily dzien, oby wiecej takich wycieczek. :)