Korsarz z Korsyki / 02.09.2021 – 04.09.2021

Na francuska Korsyke wybieralem sie juz od lat, ale wciaz bylo mi tam jakos nie po drodze. Kiedys mialem juz nawet kupionu bilet linia Volotea za 1 euro, ale ciezko bylo dopasowac lot powrotny i ostatecznie zrezygnowalem z wyjazdu. Az w koncu Korsyka pojawila sie w siatce linii easyJet i zabukowalem sobie lot typu multi city na trasie Berlin-Ajaccio & Bastia-Berlin. Niestety, w wyniku pandemicznych turbulencji linia poszatkowala rozklad i zostalo w nim jedynie polaczenie do Bastii, ale poniewaz bardzo zalezalo mi, by w koncu odwiedzic wyspe, na ktorej urodzil sie Napolen Bonaparte, to zdecydowalem sie na dwudniowy wypad na polnocna czesc wyspy. Tym razem mam tez okazje po raz pierwszy odleciec z nowego lotniska Berlin Brandenburg, ktore swoim blaskiem oczywiscie deklasuje dawne porty lotnicze Tegel i Schönefeld. Sam lot przebiega bardzo spokojnie, mam to szczescie, ze dwa miejsca obok mnie sa wolne, jestem zatem wystarczajaco miejsca na nogi a ja korzystajac z pieknej pogody na wysokosci przelotowej moge podziwiac zmieniajace sie krajobrazy za oknem. Niestety, juz po ladowaniu w Bastii pogod sie zmienia i znad gor nadciagaja chmury. Kiedy tylko wychodze z hotelu akurat zaczyna lekko kropic, ale udaje mi sie jeszcze dotrzec na poczte, by wyslac kupione po drodze widokowki. Zasiadam pod parasolem przy glownym placu miejskim i tam degustuje nalesnika z kremem z kasztanow oraz espresso (we Francji nazywane czesto expresso!). Pogoda nieco sie poprawia, odwiedzam jeszcze supermarket SPAR i zaopatruje sie we francuskie specjalny marki Bonne Maman oraz bagietki, sery i butelke lokalnego wina. Skoro przestalo padac, czas przejsc sie na zachod slonca w kierunku plazy Arinella, na ktora mam w planach wybrac sie nastepnego dnia i nadrabiac zaleglosci w opalaniu. Po drodze mijam urokliwy port jachtowy, wokol ktorego tradycyjnie znajduja sie liczne restauracje, ceny raczej kosmiczne, wiec lojalnie uprzedzam, by przygotowac odpowiednio gruby portfel. Uwaga tez na platnosci karta, bo w wielu miejscach nie sa w powszechnym uzyciu. 

Kolejnego poranka zza okiennic widac piekne slonce, wiec juz o 7 wyruszam w droge na plaze, po drodze jeszcze tylko lyk aromatycznej kawy i croissant z migdalami i godzine pozniej rokladam sie juz na piasku nad morzem. Plaza Arinella jest szeroka i piaszczysta, ale niestety kolor piasku to szary, poza tym czesc wybrzeza jest zainfekowana przez sinice, wiec nie wyglada to najlepiej. Plaza o poranku jest wyludniona, w oddali widac jedynie prom plynacy do Francji lub na sasiednia Sardynie, do poludnia trwa u mnie zatem blogi relaks nad Morzem Srodziemnym. Niestety, po godzinie 12:00 znowu naplywaja ciemnie chmury i deszcz przegania mnie z plazy, wiec trzeba wrocic do miasta, w sumie to czas akurat na sieste. Wieczorem takze sie wypogadza, wiec spaceruja kolorowymi waskimi uliczkami Bastii, miasto jest naprawde przeurocze i bardzo zadbane, naprawde serdecznie polecam kazdemu, by sie tam wybral. Sobotni poranek to juz czas, by zbierac sie na lotnisko, na szczescie istnieje dobre skomunikowanie z lotniskiem w postaci shuttle busa odjezdzajacego spod dworca kolegowego w Bastii – cena biletu do 10 euro platne gotowka u kierowcy. Poranna cafe creme i ok. pol godziny pozniej jestem juz na lotnisku, pogoda idealna, obserwuje plyte lotniska, po ktorej koluja glownie maszyny lokalnego przewoznika Air Corsica. Po okolo godzinie przylatuje juz moj easyJet z Berlina i rozpoczynamy boarding. Adieu!

Pocztówka z Triestu / 28.08.2021 - 30.08.2021


Po niemal calych wakacjach bez wyjazdu nadszedl czas na moj krotki urlop. Za cel wycieczki obralem sobie wloski Triest, gdyz to wlasnie z tego miasta wywodzi sie kawa Illy. Poza tym o Triescie slyszalem same dobre rzeczy, wiec postanowilem na wlasnej skorze doswiadczyc, jak tam jest. Loty linia Lufthansa przebiegaja bardzo sprawnie, tym razem we Frankfurcie czeka mnie bardzo szybko spacer, bo musze szybko przemiescic sie z czesci terminala A do B, a to calkiem spory dystans – miedzy ladowaniem samolotu z Warszawy a odlotem do Triestu mam jedyne 55 minut, niezle wyzwanie w porcie lotniczym Frankfurt, ale idzie mi sprawnie, dobiegam do bramki akurat w chwili, kiedy rozpoczyna sie boarding. Po ostatnich pandemicznych cieciach pasazerowie klasy ekonomicznej w ramach poczestunku otrzymuja jedynie mala butelke wody Elisabethen oraz czekoladke z logo przewoznika, za wszelkie inne produkty trzeba slono placic. Takie czasy, pod pozorem pandemii linie szukaja tylko pretekstu, by zminimalizowac wszelkie dodatkowe koszty, a tanie linie lotnicze sluza im za przyklad...

Po ladowaniu w Triescie w automacie biletowym kupuje bilet na autobus do miasta, mam szczescie, bo akurat kiedy schodze z wiaduktu na przystanek, to pojazd szykuje sie do odjazdu. Podczas drogi do miasta moja uwage zwracaja dwujezyczne tablice informacyjne przy trasie – oprocz jezyka wloskiego niemal wszystkie informacje sa wyszczegolnione takze w jezyku slowenskim, Triest lezy bowiem tuz przy granicy ze Slowenia. Sam Triest wyroznia sie tez na tle innych wloskich miast, przewazaja tutaj szerokie ulice, bulwary, jest jasno, a to wszystko zasluga faktu, ze w przeszlosci miasto bylo znanym portem w granicach monarchii austro-wegierskiej. Przy porcie znajduje sie kanal, ktory nieco przypomina te kanaly z Wenecji; wokol niego rozstawily sie oczywiscie liczne restauracji i kawiarnie, w tym flagowa placowka Illy. W sierpniowym sloncu rozkoszuje sie dolce far niente przy aperolu a potem odwiedzam wspomniana kawiarnie Illy, gdzie poza espresso spozywam takze przepysznego croissanta z kremem pistacjowym, ten smak to dla mnie prawdziwa kwintesencja pobytu w Italii. W niedzielny poranek wspinam sie ze starego miasta na wzgorze San Giusto, gdzie znajduja sie katedra. Koscioly nie sa jednak moja specjalnoscia, zdecydowanie bardziej urzeka mnie panorama miasta, w porcie wlasnie cumuje statek MSC Splendida, na ktory to udawalo sie sporo moich wspoltowarzyszy lotu do Triestu. Jak widac rejsy po Adriatyku czy Morzu Srodziemnym wciaz sa popularne wsrod turystow. Ze wzgorza schode do miasta po tzw. Schodach Gigantow - Scala Dei Giganti, prezentuja sie niezwykle imponujaco. Teraz czas juz na dluzszy spacer do zamku Miramare, ktory znajduje sie za miastem, droga wiedzie przez okolice dworca kolejowego a potem wzdluz betonowej plazy Barcola, ktora w niedziele przedpoludnie jest wypelnia sie spragnionymi slonecznych kapieli mieszkancow okolicy. 

Po okolo dwoch godzinach wedrowki docieram do celu – najbardziej urzekaja mnie ogrody wokol zamku oraz fontanna w parku na dole. Castello Miramare jest polozony na klifie, wyglada niezwykle malowniczo i mysle, ze warto tam zajrzec. Widac, ze to turystyczny magnes, bo parking jest wypelniony autami po brzegi. W drodze powrotnej i ja korzystam ze slonca na „plazy” Barcola, chociaz plaza to zdecydowanie zbyt duze slowo, bo nie uswiadczymy tutaj nawet odrobiny piasku. Niestety, zza gor nagle nadchodza ciemne chmury i czar pryska – trzeba sie w mgnieniu oka ewakuowac, bo rozpoczyna sie letnia burza. Chmury niestety zagoszcza w Triescie na dobre i do konca mojego weekendowego pobytu wiatr nie bedzie w stanie ich rozgonic a tuz przed lotem powrotnym w poniedzialkowy wieczor rozszaleje sie kolejna burza z piorunami. Jak widac pogoda nawet w wakacje we Wloszech potrafi splatac figla. Arrivederci Italia!