Czas na kolejna
blyskawiczna wyciecze do Wloch. Poniewaz pogoda w Triescie niestety nie
rozpieszczala, to dalem Italii jeszcze druga szanse i tym razem zdecydowalem
sie na wylot do Kalabrii. W tej okolicy jeszcze nie bylem, a siatka polaczen
Ryanaira az sama sie prosila, by zobaczyc to miejsce. Lot z Krakowa do Lamezii
wystartowal o czasie, na pokladzie calkiem spora ilosc pasazerow, na szczescie
udalo mi sie zajac miejsce przy oknie a poniewaz pogoda dopisala, to moglem
obserwowac piekne widoki za oknem. Lotnisko w Lamezii Terme nie powala swoim
rozmiarem ani uroda, ale na pewno spelnia swoja role. Co wiecej, jest oddalone
od dworca kolejowego Lamezia Terme Centrale jedynie 15-20 minutowy spacer, ale
mozna tez dojechac autobusem. Na krotki pobyt w Kalabrii wybralem opcje B&B
nieopodal dworca, udalo mi sie umowic z wlascicielem i czekal na mnie juz ok.
10 rano, wiec po nocnym oczekiwaniu na lot moglem sie odswiezyc i nieco
odpoczac nim wyruszylem na plaze. Sama Lamezia jako taka swojej ladnej plazy nie
posiada, wiec postanowilem odwiedzic turystyczny hit regionu, czyli miejscowosc
o nazwie Tropea. Dojazd pociagiem trwa ok. 40-50 minut, a bilet kosztuje 4,20
EUR. Po wyjsciu ze stacji od razu widac, ze miasteczko znajduje sie na klifie,
stacja jest na gorze a do miasta trzeba sie nieco sturlac. Tropea jest bardzo
zadbana, na kazdym rogu otwarte sa kawiarnie, restauracje, sklepy z pamiatkami,
naprawde potrafi zachwycic. Co warto zauwazyc, to fakt, ze ceny sa na bardzo
przyjemnym poziomie. Najlepsze jednak jeszcze przede mna, udajac sie glowna
ulica w dol w strone morza zblizamy sie coraz bardziej do klifu i nieziemskich
widokow, ktore mozemy podziwiac z tarasu widokowego, az ciezko uwierzyc, ze
woda moze przybierac takie fantastyczne odcienie i kolory. Teraz tylko jeszcze
trzeba pokonac strome i krete schody, by dostac sie na piekna plaze miejska
znajdujaca sie pod klifem, wyglada to wspaniale, czas na lezakowanie ;) Po
powrocie czas na obiadokolacje, tym razem decyduje sie na penne all’arrabbiata,
makaron we Wloszech to w koncu cos, czego zawsze warto sprobowac.
Kolejny dzien to lot
krajowy do Bergamo, trwa dobre 1,5 h, wiec jak na rejs krajowy jest to naprawde
dlugo, ale samolot musi przeleciec niemal caly Polwysep Apeninski. Po ladowaniu
w Lombardii mierzenie temperatury kazdemu pasazerowi w terminalu i mozna
opuscic lotnisko – gdyby nie wszechobecne maski, to nie zorientowalbym sie, ze
jest pandemia, bo ludzi jest tam naprawde sporo, a autobus numer 1 do miasta
byl szczelnie wypelniony. Mam szczescie, bo rusza wkrotce po tym, jak juz udalo
mi sie do niego zmiescic. Na lotnisku w Bergamo bywalem wiele razy, ale dopiero
teraz mam okazje zobaczyc pierwszy raz zobaczyc samo miasto, ktore bardzo mi
sie podoba. Jest pelne majestatycznych okazalych budowli a po wjezdzie na gore
starego miasta ukazuje sie nam przepiekny panoramiczny widok na cala okolice. W
waskich uliczkach znajdziemy mnostwo lokali gastronomicznych, zamawiam pizze w
kawalkach oraz polente – lokalny deser, ktory jest prawdziwa bomba kaloryczna, ale
zdecydowanie warto zgrzeszyc. Do atrakcji miejskich mozna zaliczyc tez przejazd
kolejka, ktory laczy gorne miasto z dolnym, ciekawe doznanie w cenie biletu miejskiego
na 24 h. Po kulinarnej uczcie i spacerze ruszam juz z kierunku lotniska, gdzie jeszcze
zatrzymuje sie w centrum handlowym – czas na zakupy wloskich przysmakow i male aperitivo
;) W dobrym humorze moge wracac do Polski. Arrivederci!