Arabskie klimaty / 19.06.2019 - 23.06.2019


Zwykle kiedy w Polsce ma miejsce dlugi weekend, ja melduje sie w pracy i w ten sposob zyskuje dodatkowy dzien wolnego do puli urlopowej, ale tym razem postanowilem zrobic wyjatek od reguly i udaje sie na krotki wypad juz w srode. O 04:00 rano na Lotnisku Chopina jest jeszcze pusto, ale na plecach czuc juz oddech licznych pasazerow rejsow czarterowych – mam nad nimi te przewage, ze nie stoje w kolejce do nadania bagazu, gdyz tym razem podrozuje tylko z bagazem podrecznym w taryfie First Minute linii Ukraine International Airlines. Samolot  do Kijowa KBP (z nocowania w WAW) znajduje sie juz przy gate, ale jak na zlosc boarding znacznie sie w tym dniu opoznia. Punktualny start jest dla mnie o tyle istotny, ze niecale 2 h pozniej mam odlot rejsu UIA do Kairu, ktory jest na oddzielnej rezerwacji, wiec w przypadku opoznienia rejsu przylotowego zostaje w czarnej d****. W koncu udaje sie jakos zapakowac wszystkich pasazerow i wystartowac w kierunku wschodnim, a na samym lotnisku Boryspol mam jeszcze nawet czas na kawe o przeglad pasazerow odlatujacych moim rejsem. Okazuje sie, ze samolot B737 jest bardzo mocno wypelniony, kiedy odbijam karte pokladowa pojawia sie komunikat „seating issue” i zostaje mi wydrukowana nowa karta z miejscem 1B. Niestety, nie byl tu upgrade, a raczej downgrade, gdyz okazuje sie, ze przydzielone mi miejsce zwykle jest zlozone i funkcjonuje w klasie biznes jako „przegrodka” miedzy dwoma siedzeniami gwarantujac pasazerom wieksza swobode. Z moich obserwacji wynika, ze wspomniane miejsce ma zdecydowanie inne parametry niz fotel standardowy, sam ledwo sie w nim zmiescilem, a musze przyznac, ze moje gabaryty do obfitych na pewno nie naleza. 3 godziny w tym samolocie to droga przez meke, oczywiscie o posilku mozna tylko pomarzyc. Kiedy juz dolatujem nad Afryke wypatruje przez okno sladow egipskiej stolicy, z gory ladnie widac piramidy, meandry Nilu oraz rozmiar tej aglomeracji. Spodziewalem sie barakow i budynkow z blachy falistej, a tymczasem Kair moze pochwalic sie pieknymi gmachami i wiezowcami, takze samo lotnisko do najbrzydszych nie nalezy. Niestety, komunikacja publiczna mocno kuleje, zdecydowanie polecam zaprzyjaznic sie z Uberem, ktory w przystepnej cenie dowiezie nas do centrum miasta. Moge z czystym sumieniem polecic nocleg w butikowym hotelu Tahrir Plaza Suites, miejsce ma niesamowity potencjal i prezentuje sie rewelacyjnie, kazdy pokoj poswiecony jest innego bostwu, pokoje sa eleganckie, dobrze wyposazone, a rano serwowane jest w nich sniadanie kontynentalne. Dawno tak pozytywnie sie nie zaskoczylem.
Kair to przede wszystkim piramidy, kiedy srodowego wieczora docieram do Gizy (polecam przejazdzke metrem!) wejscie do glownego kompleksu jest juz zamkniete, ale monumentalne ostroslupy sa dobrze widoczne z daleka. W Kairze zwraca uwage ruch uliczny, tutaj pieszy takze jest bez szans, wszyscy kierowcy notorycznie uzywaja klaksonow  a co ciekawe nagle na jezdnie moze wparowac ... wielblad :D Wrazenia niezapomnianie! Nie bylbym soba gdybym nie udal sie do hipermarketu Carrefour, po wyjsciu z ktorego czulem sie obladowy niczym wspomniany wyzej wielblad. Na kolejny odcinek trasy Kair-Dubaj przysluguja mi az dwie sztuki bagazu rejestrowanego, wiec moge pozwolic sobie na wieksze zapasy. Oczywiscie pojawienie sie bialego turysty w busiku do stacji metra to nie lada sensacja, wiec na poczatku niemal wszystkie pary oczu skierowane sa na mnie, ale w koncu lokalsi sie przyzwyczajaja do mojej obecnosci i kontynuuje podroz bez natretnej obserwacji. Musze przyznac, ze o ile Egipcjalnie momentami potrafili byc nachalni i glosni, to nikt przez caly pobyt mnie nie oszukal, wydawano reszte, nie probowano doliczyc dodatkowych oplat itd. a w urzedzie pocztowym obsluzono poza kolejnoscia (widokowki dotarly do Polski w ciagu tygodnia). Poza hotelem polecam takze kawiarnie La Poire w poblizu placu Tahrir (pyszne ciasta oraz rozne rodzaje kaw w naprawde przystepnej cenie), nie polecam za to Muzeum Starozytnosci, gdzie mozna poczuc sie jak w zatechlej pracowni biologicznej w polskiej szkole, prezentowane ekspozycje zupelnie mnie nie zainteresowaly, a Egipcjalnie za wstep dla turystow nieco sobie licza.
Wieczor to noc pelna emocji, po raz pierwszy mialem bowiem okazje przeleciec sie liniami Emirates, ktore slyna z bardzo wysokiego poziomu obslugi na pokladzie. I rzeczywiscie, serwis jest godny linii 5-gwiazdkowej, obsluga dwoi sie i troi, zagaduje, serwuje alkoholowe drinki oraz podwojna porcje kolacji a na deser przesympatyczny pan steward zegna sie po polsku mowiac „Do widzenia”. Bardzo mily gest (Zaznaczam, pan nie byl Polakiem!) Do tego oczywiscie wyborna rozrywka pokladowa, az szkoda, ze rejs trwaj jedynie 3 godziny.
Dubaj mialem okazje odwiedzic przed paroma laty, teraz to taka sympatyczna rewizyta polaczona z kapielami w basenie na dachu hotelu Dusit Thani, plazowaniem, zakupami oraz nowymi punktami w postacji wizyty na szczycie Burj Khalifa oraz w meczecie w Abu Dhabi. Widok z najwyzszego budynku swiata podczas zachodu slonca robi wrazenie, ale zdecydowanie bardziej podoba mi sie Wielki Meczet Szejka Zajeda w Abu Dhabi, ktorego biel przy pelnym sloncu az bije po oczach. Arabska ornamentyka, przepych a jednoczesnie nowoczesne rozwiazania doskonale obrazuja to, jak obecnie wygladaja Zjednoczone Emiraty Arabskie. Ponad 40-stopniowy upal daje sie we znaki, ale to w sumie jedyna niedogodnosc, ktora odczuwam podczas pobytu w Dubaju. Rejs powrotny UIA na szczescie udaje sie jakos przetrwac, tym razem oblozenie jest sporo mniejsze i nie ma problemu z przestrzenia na nogi 😊 A w drodze powrotnej podczas przesiadki w Kijowie ruszam do miasta, gdzie konsumuje przysmaki w Puzatej Chacie. Omomom!

Norweskie letnie noce / 14.06.2019 - 15.06.2019


Wycieczka weekendowa do Norwegii a zwlaszcza podroz nocnym pociagiem na trasie Oslo-Trondheim od dawna czekaly w kolejce do realizacji. W koncu udalo mi sie tak zaplanowac pobyt, by nie wykorzystac puli urlopowej, gdyz przy licznych podrozach czas kazdy dzien jest na wage zlota. W piatkowy poranek zameldowalem sie na lotnisku w Modlinie, skad punktualnie odlecialem linia Ryanair do Oslo Torp. W Ryanairze jak to zwykle bywa zaraz po starcie rozpoczal sie handel obnosny, sprzedaz zdrapek i chinskich zupek, mnie znacznie bardziej interesowaly piekne widoki za oknem. Po raz pierwszy mialem okazje podziwiac z lotu ptaka i do tego w pelnym sloncu Polwysep Helski, nawet nie przypuszczalem, ze tak pieknie sie prezentuje. Po ladowaniu w lotniskowej kawiarni zaopatruje sie w kawe i kanelbulle i zabieram sie do pracy, po 16:00 wylaczam laptopa i ruszam na spacer do pobliskiego Sandefjord, dokad kilka lat temu wybralem sie na jednodniowke. Wtedy Norwegie odwiedzalem zima, a tym razem trafilem na piekna letnia aure. W Sandefjord przy parku miejskim i jeziorze akurat trwal festyn sportowy, poogladalem sobie Norwegow grajacych w pilke siatkowa, w drodze powrtotnej do Torp odwiedzilem jeszcze supermarket, gdzie zaopatrzylem sie w prowiant na nocna podroz. Lokalny pociag w kierunku Oslo punktualnie pojawia sie na peronie, mijam niewielkie miasteczka, trasa jest dosc malownicza, zerkam jednak na zegarek, mam bowiem niecale pol godziny na przesiadke na pociag do Trondheim a moj pociag lapie okolo kwadrans opoznienia. W koncu docieram na glowny dworzec w Oslo, sklad do Trondheim jest juz podstawiony, mam jeszcze chwile, by w minimarkecie 7/11 kupic kubek goracej kawy. Punktualnie ruszam w nocna podroz, wagon bezprzedzialowy jest niestety dosc mocno zatloczony, nie ma mowy o wolnym miejscu obok, ze zmeczenia szybko zasypiam, wczesniej w wagonie barowym odbieram darmowy zestaw (poduszka, koc, opaska na oczy, zatyczki do uszu) i udaje mi sie z niewielkimi przerwami przekimac do rana. Wrazenie robi dzien polarny, przez cala noc ani na chwile nie zaszlo slonce, zawislo wprawdzie nisko nad horyzontem, ale nie schowalo sie zupelnie – zjawisko w Polsce niespotykane. Rozowe niebo o godzinie 1 czy 2 w nocy to cos pieknego, polecam kazdemu, teraz marzy mi sie noc polarna i zorza, czyli aurora borealis. Podrozowanie pociagiem po Norwegii do naprawde znakomity sposob na przemierzanie sporych odleglosci w komfortowych warunkach, a jesli zdecydujemy sie na zakup biletu w taryie „minipris” odpowiednio wczesniej, to taka wycieczka bedzie nas kosztowala naprawde grosze. W tym celu warto sledzic strone przewoznika VY.
W Trondheim moj pociag melduje sie nawet przed czasem przed 7 rano, dworzec kolejowy jest polozony urokliwie przy wodzie, w sklepie na stacji zaopatruje sie w kolejna kanelbulle i ruszam spacerem przez miasto. W miescie zdecydowanie warto obejrzec domki stawiane na palach oraz starowke, gdzie w waskich uliczkach czas biegnie niespiesznie, a kolorowe lokale zapraszaja do skorzystania i napawania sie chwila. Przez caly dzien utrzymuje sie piekna letnia aura, robie jeszcze rundke w okolice przystani przy dworcu kolejowym, gdzie ze specjalnych punktow widokowych mozna podziwiac piekna granatowa ton morska i wdychac charakterystyczny dla takich miejsc zapach. Dla fanow komunikacji ciekawostka – to wlasnie w Trondheim znajduje sie najdalej na polnoc polozona linia tramwajowa na swiecie, mozna sie przejechac dosc zabytkowym jak na standardy europejskie pojazdem.
Na lotnisko w Trondheim kursuje pociag z glownego dworca kolejowego, ale akurat w ten weekend trwa remont trasy i kolej podstawia autobusy zastepcze. Jestem sporo przed czasem, na lotnisku zupelnie nic sie nie dzieje, wszystkie punkty gastronomiczne w strefie ogolnodostepnej sa nieczynne i wygladaja na wymarle, jesli ktos chce wrzucic cos na zab polecam udac sie do znajdujacej sie przy lotnisku stacji benzynowej, na pewno maja tam hot-dogi oraz zapiekanki w przystepnych jak na ultradroga Norwegie cenach. Siedzac w fotelu w strefie przylotow obserwuje, jak powoli na lotnisko zmierza kwiat polskiej emigracji. Styrani, zmeczeni ciezka fizyczna praca wasaci panowie i przepitych twarzach targaja wielkie walizy, po raz pierwszy widze tak wielka kolejke do nadania bagazu rejestrowanego w linii WizzAir, wydaje sie, ze pomimo calego swojego uroku Trondheim to zdecydowanie nie jest turystyczny kierunek dla Polakow, a WizzAir stawia na przewoz polskich robotnikow z Gdanska do Norwegii. Tuz po starcie rozpoczyna sie serwis pokladowy i trwa w najlepsze do wyczerpania zapasow. Zdecydowanie widac, ze panowie lubia sobie wypic. Lysy kark siedzacy obok mnie zamawia dwie buteleczki wodki i cole i wypija je niemalze jednym haustem. Rejs obslugiwany jest przez wysluzona maszyne Airbus A320, tym razem system przydzielil mi miejsce E, wiec najgorsza opcje, czuje sie jak sardynka w puszce, a po locie na moich kolanach wciaz czuje materialowa siatke z siedzenia przed soba. Takie to uroki latania landrynka :D Dobry wieczor, Gdansk!

Bom dia, Lisboa! / 08.06.2019 - 10.06.2019


Kierunek kolejnej weekendowej podrozy to Lizbona; nie ukrywam, ze na stolice Portugalii wybor padl calkiem przypadkiem, kiedy to mniej wiecej rok temu na moim ulubionym forum lotniczym Fly4Free pojawil sie wpis na temat bezposrednich rejsow linia TAP Portugal na trasie Warszawa-Lizbona w bardzo atrakcyjnej cenie. Warto zwrocic uwage, ze narodowy portugalski przewoznik to jedna z niewielu linii, ktora podczas rejsow po Europie wciaz serwuje w klasie ekonomicznej cieply posilek oraz czestuje alkoholem (wino badz piwo). Tego sobotniego popoludnia kolejka do stanowiska odprawy na warszawskim Okeciu jest niesamowita, a przybylem do terminala sporo wczesniej. Na szczescie personel bardzo sprawnie odprawia poszczegolnych pasazerow, co wiecej, pan z obslugi bez zbednych pytan nadaje moj bagaz podreczny do luku, ach, co to za wygoda, kiedy nie musze uzerac sie w walizka kabinowa podczas rejsu. Bardzo ubolewam nad tym, ze tradycyjne linie lotnicze poszly w tym (i niestety nie tylko w tym) zakresie droga tanich linii lotniczych. Boarding nieco sie opoznia, w rezultacie do Portugalii docieramy niemal 40 minut po czasie, sam rejs trawa prawie 4 h 20 minut, jak podczas lotu informowal kapitan jest to sprawka silnego wiatru, ktory ogranicza predkosc maszyny. Ku mojemu zdziwieniu w Portugalii jest zdecydowanie chlodniej niz tego dnia w Warszawie. Z lotniska do miasta docieram metrem, po drodze zaliczam jedna przesiadke, a w poblizu hotelu, jeszcze przed zameldowaniem sie, zaliczam male zakupy w pobliskim markecie Auchan. Kolejnego dnia mamy niedziele a na dodatek Zielona Swiatki, nie mam wiec gwarancji, ze sklepy beda w tym dniu otwarte. Nabywam nieco lokalnych specjalnosci, a glowna atrakcja tych zakupow jest porto, ktore bardzo sobie cenie, za butelek place niecale 5 euro, w Polsce ten sam trunek jest zdecydowanie drozszy. Po dotarciu do hotelu i ululaniu sie wspomnianym porto szybko zasypiam, rano za to wstaje rzeski jak skowronek i juz przed 7 rano ruszam w miasto, do Lizbony wlewa sie piekne slonce, po drodze czas na slodkie sniadanie, bardzo posmakowaly mi portugalskie ciastka pastel, do tego espresso i jest piekny poczatek poranka, po drodze posilam sie jeszcze tostem z McDonald’s i spaceruje glownym deptakiem miasta podziwiajac zdobione fasady budynkow oraz znajdujace sie niemalze wszedzie azulejos. Poniewaz jest to juz moja druga w Lizbonie, to tym razem nie skupiam sie na flagowych zabytkach i atrakcjach portugalskiej stolicy, ale po kontemplacji przy nabrzezu ruszam na podmiejski pociag do Cascais i po niespelnma 30-minutowej podrozy kieruje sie na plaze Carcavelos, plaza jest szeroka, piaszczysta a ocean prezentuje swoj bezkres, z ksiazka w dloni spedzam tam lwia czesc dnia i dopiero po poludniu wracam do Lizbony. Czuje juz maly glod, czasd udac sie do McDonald’s na zupke – tak, tak, w Portugalii maja w stalym menu roznego rodzaju zupy w dwoch rozmiarach, sa naprawde smaczne i pozywne, ale wiadomo, nic nie przebije pysznych slodkosci z piekarenek. Juz ciesze sie na moj kilkugodzinny powrot do Lizbony w listopadzie, kiedy znow bede mogl polasuchowac. Godziny popoludniowo-wieczorne spedzam wloczac sie waskimi uliczkami Lizbony, sledze wspinajace sie na wzgorza tramwaje, to doprawy niesamowite, ze tego rodzaju pojazdy sa w stanie przemiescic sie razem z pasazerami i nie wypasc z szyn, to trzeba zobaczyc! Wieczorem zaopatruje sie w Starbucksie w mrozone espresso i zajmuje sie tym, co lubie najbardziej, czyli kontemplacja przechodniow. Lubie to!
W poniedzialkowy poranek docieram jedna z pierwszych kolejek metra na lotnisko, tym razem pani na stanowisku odpraw dedykowanym pasazerom statusowym Star Alliance nie chce nadac mojej walizki nieodplatnie, musze jakos sobie poradzic :-P Niestety, rejs powrotny jest dosc turbulentny, takze obiad (pyszna rybka!) spozywam lapczywie, by nie rozlac wina i nie pobrudzic siebie ani wspolpasazerow. Samolot ponownie jest bardzo dobrze wypelniony, nie wiem, czy to zasluga tej promocyjnej taryfy czy po prostu Portugalia stala sie tak popularna wakacyjna destynacja. Faktem jest, ze kraj ten bardzo pozytywnie zaskoczyl mnie cenowo, w lokalnych kawiarniach czy w sklepach spozywcych jest stosunkowo tanio w porownaniu do Polski. Goraco polecam!

Hinduska przygoda - Mumbai & New Delhi / 30.05.2019 - 05.06.2019


Wyprawa do Indii od dawien dawna znajdowala czolowe miejsce na mojej liscie kierunkow podrozniczych do odwiedzenia, zwykle jednak nie znajdowalem atrakcyjnych cenowo ofert w ta strone swiata. Dlatego kiedy tylko pojawia sie w internecie informacja o promocji/bledzie taryfowym Oman Air na trasy do Azji, to czym predzej zarezerwowalem bilety na trasie Amsterdam-Maskat-Bombaj & Delhi-Maskat-Mediolan. Wydatek nieco ponad 800 zl za 4 rejsy dobrej klasy przewoznikiem to jak za darmo, nawet po doliczeniu kosztow dolotow na pokladzie PLL LOT do Amsterdamu i powrotu z Mediolanu oferta wciaz byla niesaowicie atrakcyjna cenowo, a ze po drodze mialem 2 noclegi na europejskich lotniskach – no coz, nie takie niedogodnosci sie przezwyciezalo. :)
Przy okazji tego dealu mialem tez w koncu po raz pierwszy okazje zakosztowac serwisu holenderskich linii lotniczych KLM, ktora dotychczas znalem tylko z opowiesci innych podroznikow. Nie bede ukrywal, ze standard oferowany na pokladzie bardzo przypadl mi do gustu. Miejsce obok mnie bylo wolne, mialem duzo miejsca dla siebie, posilek specjalny przeszedl moje najsmielsze oczekiwania, a niezwykle sympatyczny personel rozpieszczal mnie przekaskami i drinkami (koniak czy likier Baileys). A propos personelu, to ten byl juz nieco wiekowy, ale paniom na pokladzie nie brakowalo werwy i usmiechu, wszystkie stewardesy mialy charakterystyczne tlenione wlosy oraz spalona od solarium twarz, tak wlasnie je zapamietalem. Za to jeden umiescniony steward w czarnym fartuszku podbil moje serce, ze swoja aparycja i w tym stroju wygladal niczym striptizer na wieczorze panienskim, LOL :D Z ciekawostek – rest z Amsterdamy od Muscatu odbywa sie z miedzyladowaniem w Ad Dammam w Arabii Saudyjskiej, gdzie czesc pasazerow wysiada, czesc dosiada a w przerwie personel naziemny pobieznie sprzata samolot. W Maskacie mam przyjemnosc korzystac juz z nowego terminalu, niemal do zludzenia przypomina on ten w Doha, jest bardzo przestronny i wygodny, da sie spokojnie odpoczac w oczekiwaniu na przesiadke. Rejs Oman Air do Bombaju realizowany jest na pokladzie wysluzonego Boegina B737, maszyna jest bardzo szczelnoie wypelniona a pasazerowie targaja ze soba niewiarygodnej wielkosci bagaze podreczne, widze, ze jestem jedynym osobnikiem o bialej skorze na pokladzie. Startujemy z niemal godzinnym opoznieniem, gdyz jakas Arabka awanturuje sie z zaloga i nie chce przypiac swojego malego dziecka pasami, musi interweniowa kapitan, mialem wrazenie, ze samolot stal na pasie startowym dluzej niz trwal sam rejs przez morze. Tym razem zaloga byla bardzo umeczona, hinduscy podrozni daja o sobie znac, sa bardzo roszczeniowi i wymagaja niesamowitej podzielnosci uwagi. Kiedy tylko zaloga przechodzila przez kabine iedne stewardesy byly niemal z kazdej strony przywolywane przez las rak proszacy o wszystko co mozliwe, a podczas serwowania cieplego posilku ludzie niemalze wyrywali sobie tacki z rak, by dostac swoja porcje przed wspolpasazerem, takich dantejskich scen na pokladzie jeszcze nie widzialem, pewnie dlatego sam rejs minal mi tak szybko i ledwo sie zorientowalem, a juz ladowalismy w miejskiej betonowej dzungli. Formalnosci na granicy trwaly bardzo krotko (e-visa), zdecydowanie dluzej czekalem na odbior bagazu. Z lotnsika do miasta docelowo prowadzic me metro, ale na razie trzeba przejsc ok. kwadrans do najblizej polozonej stacji naziemnej kolejki.  Bilety nabywamy w kasie mowiac nazwe przystanku, na ktorym chcemy wysiasc. Oczekuje dzikiego tlumu, ale nic takiego nie ma miejsca, jest naprawde swobodnie. Ruch uliczny w porownaniu z Wietnamem tez nie jest specjalnie straszny, owszem, jest glosno i bardzo goraco, ale spodziewalem sie wiekszego szoku kulturowego. Z przesiadka na lokalny pociag (i tutaj juz trzeba umiec sie rozpychac i wskoczyc do pociagu w biegu) takze poszlo calkiem w porzadku, sam hotel tez znajduje bardzo szybko, zdecydowanie najwiekszym wyzwaniem bylo znalezienie sklepu spozywczego typu supermarket, Hindusi zaopatruja sie zwykle na straganach czy stoiskach, ale sposob przechowywania roznorakich produktow na nich wola o pomste do nieba i zdecydowanei wole nie ryzykowac zatrucia. Podczas pobytu w Indiach stolowalem sie glownie w sieciach typu fast food, to najbezpieczniejsza opcja, poza tym lokale oferuja klimatyzacja, a to jest czynnik kluczowy.
Pierwszy dzien to spacery z Bombaju, ktory przez lata uznawany byl za perle w koronie imperium brytyjskiego a wplywy kolonizatora widac nie tylko po lewostronnym ruchu ulicznym, ale takze w architekturze (Dworzec Wiktorii). Z racji upalu przechadzajac sie po miescie dosc czesto robie przerwy w licznych kawiarniach, gdzie odpoczywam i laduje akumulatory przezd kolejna czescia spaceruj, pod wieczor docieram do Bramy Indii, gdzie jako bialy jestem niemalze zmuszony do zapozowania z kilkoma lokalsami, dla wielu z nich bialy skora to wciaz egzotyka.
Kolejny dzien uplywa mi na podrozy do stolicy Indii New Delhi, niestety, moj rejs Air India jest juz na starcie opozniony o 2 godziny, mam wiec sporo czasu, aby wynudzic sie na bombajskim lotnisku, ktore nie oferuje wielu atrakcji. Sam lot jest bardzo spokojny, z lotu ptaka obserwuje hinduska ziemie a kolejny betonowy moloch jest coraz blizej. Na uwage zasluguje bogaty serwis jak na trasie krajowa, goracy posilek, deser, dwie rundki z napojami. Na lotnisku Indiry Gandhi w New Delhi walizki pojawiaja sie szybko i kieruje sie do metra, ktore wypluwa mnie w samym centrum przy glownym dworcu kolejowym. W niesamowitej kakofonii dzwiekow i smrodzie docieram do mojej enklawy – hotelu i po zameldowaniu ruszam do centrum na nocny przemarsz po sklepach i kolorowych miejscowkach przy Connaught Plac, by w koncu dotrzec do parku i majestatycznego monumentu Brama Indii, wokol ktorego zbieraja sie cale rodziny i urzadzaja sobie piknik. Pomnik jest bardzo dobrze oswietlony, a u jego gory wyswietlane sa barwy flagii Indii.
Niedziela to pobudka skoro swit na pociag Shatabdi Express do Agry, gdzie znajduje sie Taj Mahal. Byc w Indiach i nie przejechac sie dlugim kilkudziesieciowagonowym pociagiem? Tego wprost nie mozna przegapic, zwlaszcza ze ceny biletow na szybkie pociagi nawet w wyzszej klasie sa smiesznie tanie, a podczas podrozy serwowany jest cieply posilek, cos niesamowitego! Bylem przygotowany na scisk i tlok oraz opoznienia, ale zarowno sklad do Agry jak i powrotny pociag do Delhi przybyly punktualnie, moge jedynie przyczepic sie do faktu, ze sklad sa lekko zuzyte, taki szkopul. Taj Mahal polozony jest ok. 9 km od stacji kolejowej w Agrze, ale mam przed soba caly dzien i spory zapas czasu, wiec trase do palacu przebywam w dwie strony pieszo. Po wyjsciu ze stacji z pewnoscia bedziecie otoczeni przez tlum rikszarzy czy taksowkarzy, ale kiedy nie wykazecie zainteresowania, w koncu odpuszcza. Zagraniczni turysci za wejscie na teren obiektu placa znacznie wiecej niz Hindusi, ale i tak warto zaplacic te 50-60 zl. Taj Mahal to perelka i nie sposob nacieszyc nia wzroku, moglbym patrzec na ta majestatyczna marmurowa budowle bez konca.
Rejsy powrotne Oman Air przebiegaja bez zarzutu, a oba loty sa punktualne. W drodze powrotnej na 1 dobre zatrzymuje sie na nocleg w Maskacie, by napawac sie nieco arabskim klimatem, skosztowac lokalnego jedzenia (falafel, herbata karak) i zrobic zapasy w Carrefourze. Centrow handlowych jest tutaj pod dostatkiem, a czynne sa nawet do 1 w nocy i wcale nie bylem jedyna osoba, ktora jeszcze po polnocy tam buszowala. Ponadto zawsze fascynowaly mnie arabskie sukmany, zarowna damskie jak i meskie stroje wygladaja niezwykle egzotycznie. Kolejnego dnia laduje juz w slonecznej Italii, gdzie w srodowy poranek przed rejsem PLL LOT do Warszawy mam okazje jeszcze skosztowac przysmakow wloskiej kuchni w salonoiku Lufthany na Malpensie. Mamma  mia!