Ciao a tutti! Kolejny weekend
i kolejna wyprawa do basenu Morza Srodziemnego ;) Celem mojej podrozy jest
oslawione Rimini, ktore swiecilo triumfy w Polsce w latach 90., czyli w czasach
mojego dziecinstwa, kiedy to z Polski jezdzilo sie tam na kolonie i obozy.
Wtedy sie nie zalapalem na wyjazd do slonecznej Italii, wiec stwierdzilem, ze
czas nadrobic zaleglosci, a ze Ryanair zaoferowal bardzo tanie bilety
okoloweekendowe, to nic nie stalo na przeszkodzie, by tam poleciec. Lot z
Modlina do Rimini trwa okolo dwoch godzin, do Wloch wylatuje w dniu zakonczenia
roku szkolnego, na pokladzie samolotu nie ma wiec jeszcze wielu osob. Zaraz po
wejsciu podchodzi do mnie stewardessa i oferuje miejsce w rzedzie ewakuacyjnym,
oczywiscie korzystam z takiej propozycji i moge leciec nad Adriatyk w
komfortowych warunkach majac do dyspozycji 3 siedzenia. Po wyladowaniu na miniaturowym
lotnisku w Rimini mierzona jest wszystkim pasazerom temperatura i to by bylo na
tyle, Wlochy staja przede mna otwore. Tak sie sklada, ze nocleg zarezerwowalem
sobie wczesniej w dzielnicy nadmorskiej Miramare, w ktorej znajduje sie zarowno
lotnisko jak i stacja kolejowa, do hotelu mam raptem 10 minut drogi z terminala.
Przed dotarciem do niego robie jeszcze zakupy z supermarkecie, do koszyka
wedruja klasyczne przysmaki w postaci kawy Lavazza, makaronow Barilla,
sloiczkow z sosami pesto, ciastka Pan di Stelle czy napoje chinotto, podczads
zakupow zdecydowanie jestem w swoim zywiole. W hotelu zostawiam moj ekwipunek i
ruszam na spacer w kierunku plazy, znalazienie tzw. plazy publicznej nieco
trwa, gdyz na wysokosci Rimini dominuja prywatne platne plaze hotelowe, a wolny
wstep jest tylko na nieliczne plaze. Za oplata zyskujemy zas mozliwosc
skorzystania z lezaka i parasola oraz toalet i przebieralni, wszystko wyglada
bardzo elegancko, kazda plaza prywatna ma swoj numer i nazwe i rozni sie nieco
wystrojem od pozostalych. Nim jednak rozloze sie na reczniku przystaje jeszcze
w lokalnej kawiarni i rozkoszuje sie pierwszym wloskim espresso tego dnia, na deser
zamawiam ciasto francuskie z owocami, dolce vita! Plaza sama w sobie jest ogromna,
piaszczysta i bardzo zadbana oraz strzezona przez ratownikow lustrujacych morze
z kolorowych podestow/budek, wloski Baywatch ;)
Pobyt w Rimini przebiega wybornie, delektuje sie przysmakami kuchni wloskiej,
jest pizza, sa slone wypieki, wino, kawa a takze moje odkrycie – pączki z
nadzieniem o nazwie bomboloni – palce lizac, nie roznia sie niemal wcale od
polskich odpowiednikow. Az dziwne, ze do tej pory nie trafilem na ten przysmak,
moze to jakis bardziej lokalny smakolyk...
Lot powrotny mam tym razem z oddalonej o ok. 3 h
jazdy pociagiem Pescary, po drodze na pokladzie Trenitalii mijam kolejne
kurorty tej czesci adriatyckiego wybrzeza, momentami trakcja kolejowa prowadzi
niemal tuz przy plazy jak na polskim Helu. Poniewaz jest niedziela plaze i
zatoczki sa oblegane przez spragnionych relaksu Wlochow. W Pescarze panuje
nieznosny upal, miasto jest nagrzane, 33 stopnie w cieniu robia swoje. Chlodze
sie w gelaterii nieopodal glownego placu miejskiego a potem robie jeszcze
spacer nadmorska promenada i spedzam krotka chwile na plazy, wyglada ona dosc podobnie
do tej w Rimini, nie jest jednak az tak szeroka. Samo miasto nie wyroznia sie
niczym szczegolnym, ma port, w oddali widac nieco zabudowan przemyslowych,
ktore mijam po drodze na lotnisko, znajduje sie ono ok. 6 km od plazy, wiec z
racji sporego zapasu czasowego ruszam tam pieszo. Lotnisko takze jest malych
rozmiarow, wieczorem odbywaja sie tylko 2 loty linii Ryanair, krajowy do
Mediolanu Bergamo bedzie pelen, ten do Modlina raczej wypelniony w 1/3, wiec
mam caly rzad ponownie dla siebie. Lecimy jedyne 1 h 45 minut i przed czasem
ladujemy w Polsce. Arrivederci Italia!