Oliwki Kalamata / 27.09.2020 - 29.09.2020

Gdyby jakis czas temu ktos powiedzial mi, ze w tegoroczne wakacje az 3 razy odwiedze Grecje, to mocno bym sie zdziwil. Swiat oszalal na skutek pandemii koronawirusa, granice niemal z dnia na dzien sie zatrzasnely a samoloty zostaly uziemione. Kiedy w koncu latem czesciowo przywrocono polaczenia miedzynarodowe PLL LOT wpadl na pomysl akcji LOTnaWakacje, z ktorej ochoczo trzykrotnie skorzystalem, a poniewaz polaczenia okazaly sie sukcesem, postanowiono czesc kierunkow z letniej siatki przedluzyc do poczatku pazdziernika i tak oto zdecydowalem sie na kolejny wypad do Hellady. Niestety, czestotliwosc lotow byla juz znacznie mniejsza i jedyna sensowna trasa, ktora udalo mi sie zaplanowac bylo Warszawa-Ateny & Kalamata-Warszawa. Tym sposobem w niedzielny wieczor po niemal 2,5 h rejsu nieco turbulentnego rejsu PLL LOT znalazlem sie w greckiej stolicy; w Polsce panowal juz jesienny chlod i padalo nieprzerwanie przez caly weekend, a tymczasem na Akropolu swiecilo piekne slonce i bylo 26 stopni Celsjusza. Z lotniska ATH docieram bezposrednim autobusem X93 na miedzymiastowy dworzec autobusowy Kifisou, skad o 21:30 ruszam w dalsza droge do Kalamaty, gdzie melduje sie po rownych 3 godzinach podrozy autokarem KTEL Messinias. Na dworcu mam czas akurat okolo 1,5 h do odjazdu autobusu, wiec delektuje sie frappe i obwarzankiem z sezamem, to takie greckie przysmaki. Kiedy tak palaszuje nagle do moich uszu dochodzi tuz zza moich plecow brzmienie znajomego jezyka, przysluchuje sie uwazniej i tak – to grupka Polakow w dojrzalym wieku, ktora jak sie okazuje bedzie mi towarzyszyla. Okazuje sie, ze przylecieli wczesniej z Modlina, na pierwszy autobus nie zdazyli, na kolejny nie bylo juz biletow i w koncu jada do Kalamaty ostatnim polaczeniem. Doprawy, Polacy sa wszedzie, o czym podczas moich podrozy wielokrotnie mialem okazje sie przekonac. W hotelu Byzantio jestem pare minut przed 1 w nocy, na recepcji podejmuje mnie dziadeczek, nie mowi ani troche w jezyku angielskim, ale radzi sobie zaskakujaco dobrze. Czas sie rozpakowac, wziac prysznic i w koncu zasnac, bo rano czeka mnie wczesna pobudka. Wedlug prognozy pogody BBC Weather tylko rane bedzie bowiem pogodny, a dalsza czesc dnia ma byc deszczowa. 
Wstaje, kiedy za oknem jest jeszcze calkiem ciemno, ale wiem, ze tak to w Grecji o tej porze wyglada, na szczescie nadal jest cieplo, ruszam wiec na poranna kawe. Mam farta, bo w poblizu znajduje sie kawiarnia Gregory’s, ktora bardzo przypadla mi do gustu podczas niedawnego pobytu na wyspie Rodos. Zamawiam wrapa z falafelem i hummusem, kawe po grecku i bajgla, a za calosc place niecale 4 EUR. I pomyslec, ze w Polsce sa sieciowe kawiarnie,w ktorych sama kawa potrafi tyle kosztowac. Po naladowaniu kalorii ruszam w dol miasta w strone portu i plazy, ktore znajduja sie ok. 3 km od centrum. Miasteczko sprawia wrazenie zadbanego, jest sporo placow miejskich z zielenia, deptakow oraz sciezek rowerowych, jest czysto i porzadnie, spory kontrast do Aten, ktore w tym temacie maja wiele do nadrobienia. Po drodze moja uwage przykuwa duzy park, w ktorym znajduje sie muzeum kolejnictwa, mozna podziwiac zabytkowe slady wagonowe, od razu budzi sie we mnie dziecko, kiedy to daleka podroz pociagiem byla dla mnie najwieksza atrakcja, z czasem stalowe ptaki wyparly moja kolejowa pasje. Mijam nabrzeze i zaparkowany przy nim superjacht o nazwie Elegant007, zaraz za nim rozpoczyna sie nadmorski deptak z pustymi jeszcze ogrodkami restauracyjnymi, na szczescie otwarte sa juz niektore kawiarnie, czas teraz napic sie kawy na zimno, tym razem testuje kawiarnie Athanasiou, ktora ma w Kalamacie kilka lokali. Z cala pewnoscia moge ja polecic, espresso freddo smakuje wybornie! Przechodze przez ulice i juz jestem na ciemnej, zwirkowej plazy, jest pusciutko, w morzu kapie sie kilku mieszkancow pobliskich hoteli, mam spory odcinek tylko dla siebie, czas na kilka sweet foci w morzu i kapiel w sloncu. Jesli komus jest niewygodnie lezec na zwirku, to oczywiscie moze skorzystac z lezakow i parasoli, o tej porze obslugi przy nich jeszcze nie bylo, nie znam wiec cennika tych uslug. Niestety, prognoza pogody sie sprawdza, od zachodu nacieraja ciemne chmury zrywa sie wiatr i zaczyna padac deszcz, tym razem nie jest mi zatem dane nacieszyc sie opalenizna. Za to kieruje moje kroki do supermarketu AB, gdzie w koszyku laduja oliwki kalamon, mleczka do kawy firmy NoyNoy, paluchy z sezamem, ser feta, wino retsina i inne lokalne smakolyki. W takich chwilach bagaz rejestrowany w PLL LOT dla osob o statucie Frequent Traveller jest iscie zbawienny. Zakupy zostaja w hotelu a ja ruszam na stare miasto, w ktorego architekturze dominuja koscioly. Znajdziemy tam tez spore muzeum archeologiczne, ale jest poniedzialek, wiec tego dnia jest zamkniete. Moim oczom za to ukazuje sie futurystyczna kawiarnia TokyOh w kolorach cukierkowego rozu, z neonami i innymi gadzetami, calkiem w stylu kawai, ktory bardzo mi odpowiada, po raz kolejny zamawiam goracam kawe po grecku i delektuje sie chwila, mimo padajacego niemal caly dzien deszczu. W drodze powrotnej kupuje jeszcze pamiatki w bardzo okazyjnej cenie a na obiadokolacje wjezdzaja souvlaki na wynos. Omomom!
Wtorkowy poranek takze rozpoczynam bardzo wczesnie, bo w planach jest spacer na plaze. Po opadach nie ma juz sladu, tym razem w Gregory’s zamawiam flat white i kanapke z mozzarella i ruszam w droge ok. 40 minut. Na plazy jeszcze nie widac slonca, poniewaz kryje sie ono za gora, ktora przeslania widocznosci akurat ze strony wschodniej. Poniewaz wylot z Kalamaty (KLX) do Warszwawy (WAW) mam juz o godz. 11:55, we wtorkowy poranek nie mam juz czasu na plazowanie. W drodze powrotnej slonce w koncu wychodzi zza gory, a ja jeszcze odwiedzam placowke pocztowa, gdzie wysylam widokowke do Polski. Na rowne 2 godziny przed odlotem jestem juz na lotnisku w Kalamacie, jest ono mikroskopijnych rozmiarow, nadaje wiec bagaz, odbieram karte pokladowa, w kawiarni micafetal znanej mi z Zakynthos zamawiam ostatnia kawe po grecku i jeszcze lapie ostatnie promienie slonca. Oprocz LOTowskiego Embraera do Warszawy nieco pozniej odlatuje takze easyJet do Londynu Gatwick, w hali odlotow jest wiec spora grupka brytyjskich emerytow. Czas szybko plynie, trzeba sie zbierac, boarding rozpoczyna sie sporo przed czasem, na pokladzie nielicznych pasazerow wita szefowa pokladu pani Anna Grzejszczyk-Nowacka, za sterami siedzi zas kapitan Tadeusz Hanc, ktory sprawnie prowadzi maszyne do Warszawy, gdzie ladujemy 50 minut przed czasem rozkladowym. Lubie to! Do zobaczenia za tydzien :)

Chlodnik litewski / 19.09.2020 - 20.09.2020

Nad moim wyjazdem na Litwe krazylo jakies fatum – bilety na trasie Warszawa-Kowno / Wilno-Warszawa na polowe sierpnia kupilem w czerwcu, akurat wtedy, kiedy Litwa jako pierwszy kraj otworzyla granice dla Polakow. W Kownie nie mialem jeszcze okazji byc, wiec stwierdzilem, ze bedzie to idealna okazja, by zobaczyc miasto. Miesiac pozniej PLL LOT niespodziewanie skasowal jednak rejsy do Kowna ze swojej siatki polaczen, pozostalo wiec darmowe przebookowanie na Wilno. Niestety, na tydzien przed terminem wyjazdu Litwa zmienila zasady wjazdu dla cudzoziemcow i Polska trafila na „zolta liste” – obywatele tych krajow mieli obowiazek obowiazkowej dwutygodniowej kwarantanny po przylocie. Sam przewoznik rejsu nie odwolal, wiec skorzystalem z opcji elastycznej zmiany rezerwacji i zawiesilem bilet. W polowie wrzesnia Litwa obnizyla swoje dosc wysrubowane wymagania dotyczace obostrzen wjazdowych i Polacy z powrotem mogli dostac sie na jej terytorium. Niemal natychmiast po przeczytaniu tej wiadomosci w internecie skontaktowalem sie z linia lotnicza i za darmo (uwzgledniajac 200 PLN rabat na taryfe) zmienilem daty podrozy na najblizszy weekend. W czasach pandemii podrozy niestety nie da sie zaplanowac z wyprzedzeniem, trzeba byc bardzo elastycznym i ostroznie planowac wszelkie wypady nieco bardziej zlozone.

W sobotni poranek na Lotnisku Chopina panuje pustka, moze to dobrze, bo przy stanowisku odprawy klasy biznes PLL LOT nieco mi schodzi, gdyz pani z personelu naziemnego nie jest w pelni kompetentna i musi dzwonic do swojego help desku przed wydanie mi karty pokladowej. Wedlug niej przed wjazdem na Litwe od obywateli polskich wymagane jest bowiem zaswiadczenie o negatywnym tescie na obecnosc koronawirusa, co jednak nie odpowiada aktualnemu rozporzadzaniu. W koncu moge odebrac karte, nadac bagaz, bezstresowo przejsc przez fast track do kontroli bezpieczenstwa i zrelaksowac sie w saloniku biznesowym Polonez. Jajecznica na sniadanie jest jak znalazl, potem na zakaske wchodza inne specjaly tam serwowane. Na kilka minut przed planowanym rozpoczeciem boardingu opuszczam lounge i ruszam do mojego gate’u, ale widac, ze bedziemy miec opoznienie. W koncu wylatujemy ponad pol godziny po czasie, na pokladzie Embraera 170 jest raptem 15 pasazerow, a w klasie biznes posadzono dodatkowa zaloge LOTowska, ktora najprawdopodobniej bedzie lecial z Wilna na trasie do Londynu City (LCY) i robia podmiane zalogi. Rejs trwa okolo 50 minut, to raptem nieco dluzej niz trwa przejazd cala pierwsza linia warszawskiego metra, kapitan Jakub Smejda wraz z pierwszym pilotem Istvanem Hajzerem sprawnie pilotuja niewielka maszyne, a o dobre samopoczucie w kabinie dba przemily szef kabiny Pan Michał Hunek ;) Na poczestunek wybieram pasztecik ze szpinakiem od Putki oraz precelki, beda w sam raz do powitalnego drinka w hotelu Ibis w Wilnie. Pogoda w litewskiej stolicy jest przepiekna, swieci slonce, temperatura oscyluje w granicy 20 stopni, iscie zlota jesien, jeszcze kilka dni temu prognoza wskazywala pelna zachmurzenie i jedyne 13 stopni Celsjusza, wiec zmiana jest bardzo korzystna. Autobusem linii 3G docieram do srodmiescia, skad juz tylko kilka minut dzieli mnie od hotelu. Wilenski Ibis prezentuje sie calkiem godnie na tle tych, ktore mialem juz okazje odwiedzic, nic mu nie brakuje, chociaz w pokoju przydalby sie czajnik czy lodowka, ale to wcia nie ten standard. Za to przypominam sobie, ze te rzeczy byly na standardowym wyposazeniu hotelu Ibis w Arabii Saudyjskiej, jak widac co kraj, to obyczaj. ;) W architekturze Wilna dominuja budowle sakralne, koscioly mozna spotkac tutaj niemal na kazdym kroku i jesli ktos lubi tego typu klimaty religijne, to na pewno odnajdzie sie tutaj bardzo szybko. Ja preferuje wielkomiejski gwar i szklane domy, wiec Wilno to taka urocza sielska prowincja. Wygladat calkiem ladnie i czysto, kamienice na Starym Miescie sa zadbane i odrestaurowane, chwile na odpoczynek po wedrowce wzdluz i wszerz spedzam przy kawie i deserach, polecam z czystym sumieniem lokalna siec kawiarni o nazwie Caffeine, maja w ofercie nawet Pumpkin Spice Latte, ktora w tym roku do Polski Starbucks wprowadza dopiero kilka dni (dokladnie 22 wrzesnia). Czas na kolacje, odwiedzam stara dobra miejsowke przy ul. Šopeno, czyli bar Kavinė čeburekinė, gdzie rozplywam sie nad chlodnikiem i cepelinem. Najedzony jak swinka ruszam jeszcze przed siebie, w koncu musze zaopatrzyc sie w spozywcze nowosci, co jest rytualem kazdego mojego zagranicznego pobytu. Na Litwie bardzo smakuja mi jogurty oraz twarozki sūrelis firmy Vilkyskiu, teraz rowniez wynosze z supermarketu KIK caly koszyk nabialu i innych lakoci, z nowosci nieznanych w Polsce chwale sobie wode mineralna z sokiem marakujowym w kartonie oraz drink Somersby Spritz w szklanej butelce. Omomom!

W niedzielny poranek po hotelowym sniadaniu ruszam zrzucic kalorie i wdrapuje sie na Wzgorze 3 Krzyzy, z ktorego mozna podziwiac jak na dloni panorame Wilna, w miescie goruja kosielne wieze a w oddali dostrzec mozna takze gorujaca nad miastem (a wlasciwie jego peryferiami) wieze telewizyjna. Tuz obok na wzniesieniu znajduje sie Baszta Giedymina, mozna do niej wejsc po schodach lub wjechac specjalna kolejka, ale nie korzystalem z tej opcji, natomiast widzialem, ze ta atrakcja funkcjonowala bez zarzutu. Wilno jest dosc male, wiec po raz kolejny przemierzam ta sama trase, ktora odwiedzilem w sobotnie popoludnie, jest calkiem duzo spacerowiczow, ktorych piekna aura zachecila do wyjscia z domu. Tym razem popoludnie spedzam takze przy kawie i ciastku, dopiero przed 16:00 wychodze z hotelu (bardzo przydaje sie ten przywilej z programu lojalnosciowego Accor ALL) i tym razem nowoczesnym pociagiem w kilka minut docieram na lotnisko, za pare chwil otwarte zostaja stanowiska odprawy biletowo-bagazowej, moge odebrac karte i nadac walizke na moj wieczorny rejs do Warszawy. Tym razem nie mam co liczyc na salonik, czas spedzam wiec przed bramka czytajac ksiazke i obserwujac nielicznych pasazerow. Boarding rozpoczyna sie o czasie, pani kapitan Ma
łgorzata Jach wita pasazerow i niebawem rozpoczynam resj do stolicy. Tym razem jest on niemal widokowy, przez cala droge niebo jest bezchmurne, pod nami widac mazurskie jeziora. Zaloga z sympatyczna szefowa pokladu Agata Milkowska-Okonska i Adrianem dwoi sie i troi, by sprawnie przeprowadzic serwis oraz rozdac a nastepnie zebrac karty lokalizacji pasazera (PLF). Ladujemy na Okeciu prawie 15 minut przed czasem, wlasnie zachodzi slonce. Do zobaczenia na pokladzie juz za tydzien!