Monte Negro, czyli Podgorica / 17.06.2018 - 18.06.2018

W niedziele bladym switem melduje sie na lotnisku Berlin Schönefeld. Nie bylo mnie tam od paru ladnych sezonow i widze, ze ten port lotniczy przeszedl maly lifting. Nic dziwnego, skoro nowe lotnisko BER wciaz nie zostalpo oddane do uzytku, a pasazerow stale przybywa. U mnie tym razem przyszedl czas na wizyte w czarnogorskiej stolicy, z pomoca przyszlo mi nowe polaczenie linii WizzAir na trasie Warszawa – Podgorica. Jak zwykle staram sie podrozowac korzystajac z opcji weekendowych, stad tez opcja startu mojej wycieczki w Berlinie. Sprawnie przechodze kontrole bezpieczenstwa i znajduje jedno z niewielu wolnych miejsc, gdzie moge sobie usiasc. Numer bramki mojego rejsu linii Ryanair na trasie SXF-TGD ma byc wyswietlony za ponad godzine, mam jeszcze sporo czasu na odpoczynek. Kiedy na monitorze pojawia sie moj gate, od razu widnieje przy nim informacja, ze rozpoczal sie boarding, co jest dosc dziwne, gdyz do odlotu pozostala jeszcze ponad godzina. Udaje sie do bramki, najpierw ma miejsce kontrola paszportowa (Czarnogora nie nalezy do UE), a nastepnie kontrola kart pokladowych i bagazu podrecznego. Praktycznie wszystkie walizki dostaja od razu przywieszke i beda bezplatnie nadane do luku bagazowego. Ku mojemu zaskoczeniu nie ma rozdzialu na pasazerow priority i pozostalych, autobusem podjezdzamy pod samolot, ale na razie nie mozemy wejsc na poklad, gdyz dopiero co dotarla do niego zaloga. Widze, jak kapitan robi obchod wokol Boeinga 737, w koncu wchodzimy do srodka, zajmuje miejsce 15 A przy oknie i czekam, az wszyscy pasazerowie zajma swoje miejsce. Wprawdzie jestesmy juz gotowi do startu, ale musimy jeszcze poczekac na slot, pilot informuje o tloku w przestrzeni powietrznej nad Berlinem z racji rozpoczynajacego sie sezonu letniego. W koncu ponad 20 minut po czasie wznosimy sie w powietrze, jest piekna pogoda i niemal bezchmurne niebo. Po raz pierwszy od dawna mam mozliwosc obserwowac w trakcie lotu inne przelatujace w poblizu maszyny, czasem nawet widac w zasiegu wzroku az 3 inne samoloty lecace na innych wysokosciach w podobnych kierunkach. Podejscie do ladowania jest bardzo malownicze, samolot zatacza kregi nad pasmami gorskimi a ostatnia prosta ma miejsce nad jeziorem. Po ladowaniu szybko wychodzimy na plyte lotniska, ale trzeba nieco odstac w kolejce do kontroli paszportowej, tutaj pierwszenstwo maja obywatele Czarnogory. Hala przylotow jest bardzo mala, a lwia jej czesc zajmuje kawiarnia z lotniskowymi cenami. W toalecie przebieram sie w bardziej swobodne ubrania, gdyz na zewnatrz temperatura wynosi juz ponad 27 stopni Celsjusza a jest dopiero kwadrans po 10 rano. Wychodze na zewnatrz i ruszam za glowna (i jedyna) droga bez pobocza, po drodze taksowkarz namawia mnie na kurs do miasta w atrakcyjnej cenie i zapewnia mnie, ze pociagi do miasta z przystanku Aerodrom nie kursuja, jako zagorzaly przeciwnik takiej mafii sam  postanawiam sie jednak o tym przekonac i okazuje sie, ze pan mijal sie z prawda. Poniewaz z rozklad ze strony czarnogorskich informuje, ze najblisze polaczenie odjedzie dopiero za niecala godzine, postanawiam dotrzec do najblizszego ronda i tam robie male zakupy spozywcze w sklepie VOLI. Waluta Czarnogory jest wprawdzie euro, ale nie ma sie czego bac, gdyz ceny sa tutaj (wciaz) bardzo przystepne i na pewno duzo nie wydamy. Z powrotem docieram na obskurny przystanek kolejowy Aerodrom, oprocz mnie na stacyjce pojawia sie takze mlody chlopak i starszy pan, niebawem z Baru najezdza nadgryziony zebem czasu pociag; sklad przypomina dawne niebiesko-zolte wagony, ktore kursowaly w Polsce jako osobowki (tzw. „kible”). Po stromych schodach wdrapuje sie do wagonu, zajmuje miejsce w rozklekotanym pociagu i przez okno kontempluje piekny krajobraz. Przejazd do miasta trwa okolo 5 minut, po wyjsciu przed dworzec moim oczom ukazuje sie mocno betonowy krajobraz, spogladam na mape offline na moim smartfonie i kieruje sie do Hotelu Ideal. Miasteczko wydaje sie byc spowite w letargu, jest senne a jedyni ludzie, ktorych mozna spotkac, to bywalcy kawiarni. To akurat mi sie podoba, bo ja uwielbiam delektowac sie mocna aromatyczna kawa w lokalu i obserwowac otoczenie. Ok. 12:30 melduje sie na recepcji, pokoj juz jest gotowy, wspinam sie na schody na drugie pietro i padam ze zmeczenia. Po dosc intensywnej nocy w Berlinie padam na lozko i do wieczora czas spedzam w pieleszach, dopiero kiedy upal nieco zelzeje regeneruje sie i wychodze do pobliskiego supermarketu w centrum handlowym Forum zupelnic zapasy przekasek, a nastepnie zasiadam w kawiarni i przy zachodzacym sloncu podziwiam pasma gorskiej majaczace w oddali. W poniedzialkowy poranek schodze do hotelowej restauracji na sniadanie, kelner podaje mi menu i wybieram zestaw standardowy, co okazuje sie trafnym wyborem. Po posilku ruszam na spacer po miescie, ale na dobra sprawe w Podgoricy niestety zupelnie nie ma co ogladac, najwieksza atrakcje stanowi dla mnie park miejski, gdzie moge nieco odpoczac od upalu w cieniu drzew. W samo poludnie po wymeldowaniu sie z hotelu spedzam w kawiarni w centrum miasta. Moja uwage przykuwa fakt, ze wsrod gosci kawiarni sa sami mezczyzni, od razu widac, ze kultura balkanska ma wiele wspolnego z arabska, tam takze w lokalach rozrywkowych urzeduja wylacznie panowie, panie swoj czas spedzaja w domach i zajmuja sie gospodarstwem domowym. Wczesnym popoludniem kieruje sie na dworzec kolejowy, w kasie nabywam bilet na lotnisko za jedyne 1 euro i oczekuje na podstawienie skladu do Baru. W oddali juz sie grzmi i blyska, kiedy po kilku minutach jazdy wysiadam na stacji Aerodrom akurat konczy sie ulewa, chwile czekam pod zadaszeniem i ruszam na lotnisko, na szczescie juz nie pada i szybko docieram pod terminal. Akurat trwa odprawa rejsu PLL LOT do Warszawy, jest jeszcze kilka rejsow linii Montenegro Airlines do Frankfurtu, Zurychu i Wiedni, na tablicy swietlen pojawia sie juz informacja, ze samolot WizzAir z Katowic wyladuje w Podgoricy przed czasem, co pozwala miec nadzieje, ze rejs do Warszawy odleci planowo. 
Boarding rozpoczyna sie juz na ponad godzine przed odlotem, tutaj takze nie ma podzialu na pasazerow z pierwszenstwem wejscia na poklad, wszyscy karnie wychodza na dwor przed budynek terminala, samolot z Katowic jeszcze nie przylecial  i widzimy, jak podchodzi do ladowania. Poza tym obserwujemy start dwoch samolotow czarnogorskiego przewoznika oraz ladowanie maszyny Turkish Airlines. Deboarding pasazerow inauguracyjnego lotu KTW-TGD trwa w najlepsze, jak widac nowe polaczenie wypalilo i byl chyba komplet pasazerow, z luku bagazowego wyladowano 3 wozki sporych walizek. Trwa pobiezne sprzatanie kabiny pasazerskiej a kapitan robi obchod samolotu, jedna ze stewardess (jak sie pozniej okazuje szefowa pokladu) robi sobie pamiatkowe fotke na schodkach przy maszynie, wszyscy uwijaja sie jak w ulu i juz po chwili daja znak, ze mozna wchodzic na poklad. Tym razem system WizzAir przypisal mi miejsce 10B, jestem wzglednie zadowolony, bo to wprawdzie przod kadluba, aczkolwiek miejsce w srodku nie jest zbytnio wygodne, kiedy dwa pozostale sa zajete, a tak bylo w moim przypadku. Z uwagi na fakt, ze jest to pierwszy lot na trasie do Warszawy wypelnienie nie jest bardzo duze i tyl samolotu jest pusty. Poniewaz wszyscy sa na pokladzie przed czasem personel pokladowy umila sobie czas przy rozmowie z obsluga naziemna, z przystojnym pracownikiem panie poflirtuja sobie jeszcze raz, gdyz ten sam samolot robi rotacje KTW-TGD-WAW-TGD-KTW. W koncu zamkniete zostaja drzwi i kolujemy do progu pasa, dosc szybko mijamy deszczowe chmury i lecimy do Warszawy w pelnym sloncu. Przed podejsciem do ladowania okazuje sie, ze rodzina siedzaca w moim rzedzie na miejscach 10 CDE (mata, tata, corka w wieku 5-6 lat oraz bebe na kolanach u ojca) nie ma pasa bezpieczenstwa dla niemowlaka – stewardessa byla mocno zdziwiona i byla przekonana, ze pas dla dziecka spadl pod siedzenia w trakcie lotu, ale tak sie nie stalo. Przy starcie zaobserwowalem bowiem, ze ojciec trzyma dziecko w objeciach i zadnego pasa nei bylo widac. Zastanawiam sie, jak to mozliwe, za zaloga przeoczyla ten fakt, zwlaszcza ze na liscie pasazerow widnieje odpowiednia adnotacja, ze leci infant. Samolot laduje, a stewardessa biegnie na tyl kabiny po pas dla dziecka, potem musi jeszcze pomoc rodzicom go zapiac, co a historia ;) Na szczescie udaje sie jej zdazyc nim samolot zblizy sie do Okecia i mozemy bezpiecznie wyladowac. Kapitan Piotr Wojcik wraz za zaloga dziekuja za lot z WizzAir. Do zobaczenia na pokladzie po wakacjach!

LOT - Later Or Tomorrow, czyli nocny lot po kraju / 03.06.2018

W niedzielne pozne popoludnie niemal prosto z plazy w Sopocie autobusem linii 122 docieram do Portu Lotniczego im. Lecha Walesy w Gdansku. Mam jeszcze kilka minut do rozpoczecia odprawy mojego wieczornego rejsu LO 3826 PLL LOT do Warszawy, w toalecie przebieram sie z bardziej plazowego outfitu i chwile pozniej juz jestem przy stanowisku odprawy, gdzie otrzymuje karte pokladowa na moje polaczenie. Dawno mnie w Gdansku nie bylo, w tym czasie wprowadzono automatyczne bramki prowadzace do kontroli bezpieczenstwa: teraz wystarczy tylko zeskanowac kod kreskowy / QR i mozna ustawic sie w kolejce, nie ma juz tez pytan obslugi o kod pocztowy. Sama kontrola przebiega bardzo sprawnie, wiekszosc pasazerow o tej porze odlatuje tanimi przewoznikami do Wielkiej Brytanii i Irlandii, jest tez LOTowskie polaczenie do Krakowa z pominieciem Warszawy. Przechodze przez sklep wolnoclowy, ceny w nim przyprawiaja o zawrot glowy; zeby za opakowanie Ptasiego Mleczka placic 26 zl?!
Czekam cierpliwie na moj rejs, wedlug informacji na karcie pokladowej boarding jest zaplanowany na godzine 20:35. Rejs do Krakowa startujacy 5 minut wczesniej juz od dluzszego czasu widnieje jako opozniony, nagle zmienia sie takze status mojego rejsu do Warszawy, natomiast nie pojawia sie informacja na temat planowanej godziny wylotu. Kilka klikniec na smartfonie i juz wiem, ze rejs LO 3825 z Warszawy jeszcze nie wyruszyl do Gdanska, podobnie opoznione jest polaczenie do Budapesztu, na stronie Lotniska Chopina nie ma takze zadnej adnotacji o planowanej godzinie odlotu, trzeba czekac. O ile dla mnie godzina przylotu nie byla az tak bardzo istotna, to domyslam sie, ze wiekszosc pasazerow transferowych nie byla zadowolona z braku informacji. Oficjalnie nie wydano zadnego komunikatu glosowego dotyczacego znacznego opoznienia wymienionego rejsu, informacja o nieregularnosci byla widoczna jedynie na tablicy swietlnej, gdzie nie podano orientacyjnej godziny odlotu samolotu do lotniska docelowego, a ponadto przez pewien czas rejs ten w ogole nie byl widoczny w zestawieniu, co moglo sugerowac jego odwolanie. Pasazerowie kontynuujacy swoja podroz z lotniska w Warszawie zostali na dobra sprawe pozostawieni bez opieki i szczegolowej informacji. Wprawdzie przy stanowisku gate mozna bylo uzyskac ulotki z informacjami o przyslugujacych prawach zgodnie z rozporzadzeniem (WE) NR 261/2004 Parlamentu Europejskiego, jednak w zaden sposob nie mozna bylo swoich praw wyegzekwowac. Panie z obslugi handlingowej na lotnisku w Gdansku rozkladaly rece, ze nie sa one bezposrednio pracownikami linii lotniczej PLL LOT i nie sa wystarczajaco decyzyjne (w kwestii przebukowania utraconych polaczen czy tez zagwarantowania noclegu). W koncu ok. 23:30 na plycie lotniska pojawil sie opozniony Dash Q400 i niebawem rozpoczeto boarding. Pasazerow w progu wital szef pokladu pan Jakub Gronkiewicz, za sterami Dasha siedzi kapitan Marcin Zimon, ktory opoznienie uzasadnil koniecznoscia zamiany samolotu na warszawskim lotnisku. Boarding zostaje zakonczony, zajmuje moje miejsce 7D i jeszcze przed startem przegladam nowy czerwcowy numer magazynu pokladowego Kalejdoskop. Wkrotce nastepuje przygotowanie kabiny pasazerskiego do lotu, ma miejsce instruktaz bezpieczenstwa, swiatla w kabinie zostaja wygaszone i jestesmy gotowi do startu, kilka minut po polnocy wznosimy sie w powietrze. W samolocie jak to w Dashu jest bardzo glosno, mam miejsce mniej wiecej na wysokosci skrzydel, kiedy wiec otrzymuje moja porcje wody minteralnej i ustawiam ja na stoliku moge obserwowac wirowanie wody w plastikowym kubeczku :-P Cala podroz trwa zgodnie z zapowiedzia ok. 40 minut, nad Polska trwa piekna noc, lamiemy zasady ciszy nocnej na stolecznym lotnisku i lagodnie przyziemiamy na pasie startowym. Uff, to byl dlugi dzien! Dobranoc...