Charkow w sam raz na weekend / 21.09.2019 - 22.09.2019


Sobotni poranek to dobry czas na poczatek weekendowego wypadu na Ukraine. Korzystajac z polaczen linii WizzAir udalo mi sie stworzyc weekendowke na trasie Katowice-Charkow-Wroclaw, dni urlopowe sa dla mnie na wage zlota, rejsy weekendowe to moja specjalnosc, szkoda tylko, ze mieszkajac w Warszawie musialem tym razem korzystac z polaczen „zamiejscowych”, ale taka jest czasem cena podrozowania. Charkow wielu osobom pewnie kojarzy sie z ostatnim konfliktem zbrojnym miedzy Rosja u Ukraina, tymczasem na miejscu okazuje sie byc zupelnie bezpiecznie. Mnie zas Charkow zapadla w pamiec z racji slynnej juz kontuzji goleni prawej prezydenta Aleksandra Kwasniewskiego. Pamietacie? :-P
Rejs linii WizzAir na trasie KTW-HRK jest dla mnie nieco wyjatkowy, to bowiem moj 500. lot w zyciu, swietuje moj maly jubileusz w powietrzu i postanowiam go uczcic kawa na pokladzie „rozowej landrynki”. :D Lot przebiega zgodnie z planem, miejsce 26E niestety nie jest zbytnio komfortowe, ale ok. 1 h 40 minut lotu jest do przezycia. Na deser czeka nas jeszcze odejscie na drugi krag, to juz trzecie moje przerwane podejscie do ladowania w ostatnim czasie, emocje zatem gwarantowane. Po wyjsciu z rozowego Airbusa pieszo docieramy do budynku terminala, tam nastepuje szybka kontrola dokumentow i juz znajduje sie w hali przylotow, gdzie czeka calem spora grupka osob oczekujacych na swoich bliskich, na pokladzie byli niemal wylacznie obywatele Ukrainy, nic wiec dziwnego, ze pojawia sie taki tlumek. Po wyjsciu kieruje sie do kawiarni, przy americano i rogaliku z malinami relaksuje sie po rejsie a pozniej juz docieram napobliski  przystanek trolejbusa numer 5, skad za jedyne 6 hrywien docieram do centrum miasta (petla przy ul. Uniwersyteckiej). Pierwsze wrazenia z podrozy trolejbusem to szerokie arterie z postsowieckimi blokami, sporo blaszanych hal, budek i przybudowek masci wszelakiej, na ulicy pelno rozklekotanych pojazdow (zdezelowane tramwaje typu Tatra), ale tez i nowoczesniejszych aut, przypomina mi to nieco Polske lat 90., mozna cofnac sie w czasie lecac z Polski stosunkowo niedaleko. Jak dobrze, ze juz nie trzeba ogladac takiej rzeczywistosci. Trzeba jednak przyznac, ze w Charkowie preznie dzialaja 3 linie metra, Warszawie do takiej siatki polaczen jeszcze daleko.
Pobyt na Ukrainie to dla mnie przede wszystkim okazja do skosztowania specjalow lokalnej kuchni w Puzatej Chacie (barszcz ukrainski, kotlet kijowski, pierozki) czy kawiarnianej sieciowce Lviv Croissants serwujaca kawe oraz rewelacyjne rogaliki z bardzo urozmaiconym nadzieniem. Kawiarnie na Ukrainie znajdziemy niemal na kazdym kroku, od malych stoisk w podziemiach metra do nowoczesnych lokali rozsianych po miescie (np. Aroma Kava, Sweeter, Kulynychi). Z zewnatrz odwiedzam liczne cerkwie, ich zlote kopuly i kolorowe fasady maja w sobie cos magicznego, przyciagaja z daleka swoim blaskiem. Uwage zwracaja liczne i czyste parki, warto tez sprawdzic, jak dzisiaj prezentuje sie gmach Dzierżpromu, ktory stanowi doskonaly przyklad architektury sowieckiej wczesnego ZSRR. Samo miasto nie ma w sobie moze zbyt wiele uroku, jednak dla mnie kazda odskocznia do innego miejsca to bardzo dobra forma rozrywki. Warto skorzystac, jesli mamy taka mozliwosc.
Rejs powrotny w niedzielny wieczor do Wroclawia rowniez jest bardzo mocno wypelniony, gro podroznych stanowi kwiat ukrainskiej emigracji, tym razem na szczescie mam miejsce 9C, wiec moge chociaz lekko rozprostowac nogi. Kapitan Adam Dziki gladko prowadzi wieczorny rejs do Wroclawia, niemal przez caly lot widac pod nami swiatla mijanych miejscowosci, niebo jest bezchmurne i nie wystepuja turbulencje a we Wroclawiu ladujemy sporo przed czasem, dzieki czemu bez problemu docieram na czas na dworzec na nocny pociag IC Karkonosze. Do zobaczenia na pokladzie i na Ukrainie juz niebawem!

Viva Colombia! / 30.08.2019 - 04.09.2019



W Polsce wakacje mają się ku końcowi, po dwóch letnich miesiącach spędzonych w biurze czas wyruszyć w drogę do Ameryki Południowej, tym samym odwiedzając ostatni kontynent w tym roku. Jak to mam w zwyczaju bilet na trasę Birmingham-Zurich-Sao Paulo-Bogota & Bogota-Miami-Zurich-Birmingham miałem zakupioną już w grudniu ubiegłego roku korzystając z błędu cenowego linii Swiss i Avianca (okazja trafiła się tradycyjnie dzięki uprzejmości forum Fly4Free) – koszt takiego biletu opiewał na niecałe 300 GBP, więc to nie lada gratka...

Lot samolotem typu Boeing 777 linii Swiss do São Paulo był pełny, wszystkie miejsca w mojej okolicy były zajęte, podczas lotu udałem się na krótki spacer do kuchni na końcu kabiny (po ulubione whisky z colą), również i tam kabina pasażerska była mocno zatłoczona. W ostatnim czasie nie widziałem tak szczelnie wypełnionych samolotów i miałem dużo miejsca na nogi, tym razem 11 godzin spędziłem w dość bojowych warunkach. Niestety rozrywka pokładowa pogorszyła się w całej grupie LH, muzyka pochodzi od prawie całkowicie nieznanych autorów, filmy przedstawiają się już nieco lepiej, widziałem dwa tytuły niedostępne w szerokiej dystrybucji w Polsce - Greta z Isabelle Huppert i Cold Pursuit. Swiss nieco wynagrodził mi niewygody, z racji posiadania statusu Frequent Traveller w programie Miles & More sojuszu Star Alliance stewardesa podarowała mi kubek z wizerunkiem samolotu i szwajcarskimi czekoladkami w środku, bardzo miły gest. Pochwalę także i kolumbijską linię Avianca, przed lotem z São Paulo do Bogoty personel naziemny lotniska po angielsku wywołał mnie do bramki, przy tym poprawnie wypowiedział moje imię i nazwisko. Chcieli się upewnić, że nie nadawałem bagażu rejestrowanego, bo mieli dzwonić do sortowni i sprawdzić, czy mi go przeładowali. Na szczęście nie było takiej konieczności. Poza tym na pokładzie w systemie rozrywki pokładowej oferowano do obejrzenia m.in. polski film "Zimna Wojna", respekt! Ja akurat wybrałem niemiecki film "100 rzeczy" traktujący o konsumpcjonizmie.
O ile sama Bogota niestety nie przypadła mi do gustu, bo była szara, bura i ponura, takie miasto, które lata świetności ma dawno za sobą, to Cartagena prezentuje zupełnie inny wymiar wypoczynku. W otoczonym murami starym mieście znajdują się wąskie uliczki z niesamowicie kolorowymi fasadami domów, można podglądać życie mieszkańców, zasiąść w cieniu przy pysznej kolumbijskiej kawie Juan Valdez (polecam tinto). Poza tym w Cartagenie bez problemu znajdziemy sklepy z pamiątkami (w Bogocie było to niesamowicie problematyczne), większy asortyment w sklepach a przede wszystkim panuje tu zdecydowanie lepsza pogoda. W Bogocie lokalna ludność chodziła w kurtkach puchowych i czapkach zimowych przy ok. 15-20 stopniach…
Za to na uwagę w Bogocie zasługuje wydajny transport publiczny Transmilenio w postaci specjalnych szybkich autobusów jeżdżących buspasami wytyczonymi na środku jezdni. Działa to całkiem sprawie dzięki kartom „Tu Clave”. W Kolumbii metro znajdziemy jedynie w Medellin, mieście Pablo Escobara. Generalnie z racji braku linii kolejowej oraz kiepskich dróg w Kolumbii dominuje transport lotniczy, co kilkanaście minut mają miejsce loty kilku linii miedzy różnymi miastami w kraju.


Cartagena to przede wszystkim plaże, na których możemy spotkać całe morze ludzi, gdzie gra donośna muzyka a atmosfera jest niczym na jarmarku, gdyż przez plażę (uwaga, ciemny piasek jak na Kanarach!) non-stop przechadzają całe tabuny sprzedawców badziewia wszelakiego: woda, piwo, lody, przekąski, okulary, bransoletki, masaż aloesem, balony, papierosy i Bóg jeden wie, co jeszcze mają w asortymencie. Strategicznie wybierałem dobrą miejscówkę poza ich głównym szlakiem na plaży Bocagrande. Zaraz za tą plażą jest główna ulica a po drugiej stronie stoją dumnie smukłe nowoczesne wieżowce, czyli to, co lubię najbardziej. Najciekawsza "nowością" na plaży w Kolumbii jest wygląd parawanów które wyglądają niesamowicie szkaradnie a siedzi się od nimi na ... plastikowych krzesełkach! Cóż za udogodnienie :D Niestety, w krajach rozwijających się plastik i tandeta królują. Na szczęście widoczki niczego sobie rekompensują mi te estetyczne koszmarki rodem z bazarowych szczęk. Na plaży raczej sami tubylcy, czyli Latynosi i Murzyni - ich na wybrzeżu mieszka duzo z przyczyn historycznych - tutaj przybijały do brzegu statki z niewolnikami z Afryki do pracy w koloniach.
Z racji huraganu Dorian nadciągającego nad Florydę Swiss zdecydował się odwołać mój rejs z Miami do Zurychu, wobec czego zostałem darmowo przebukowany na rejsy Lufthansa na trasie BOG-FRA-BHX. W związku z tymi zmniejszył mi się czas podróży i dodatkowa przesiadka w USA wypadła z planu, za o uzyskałem wyższą klasę rezerwacyjną a w konsekwencji upgrade do Economy Premium, nie powiem, na prawie 11 h rejsie robiło to znaczą różnicę. Miło było zaznać nieco luksusu na koniec urlopu…