Cyrulik sewilski / 24.10.2020

Weekendowa jednodniowke w hiszpanskiej Sevilli mialem w planach juz od dawien dawna, swego czasu bowiem Ryanair umozliwial wylot z Krakowa do Andaluzji w sobote rano i powrot do Warszawy Modlin tego samego dnia wieczorem, co dla mnie jako kolekcjonera dni wolnych bylo bardzo korzystne. Niestety, pozniej rozklad lotow ulegl zmianie i samoloty do Krakowa i Warszawy lataly niemalze o tej samej porze, potem zas pojawil sie wirus i zwiazane z nim ograniczenia w podrozowaniu, zwlaszcza do Hiszpanii. W koncu udalo mi sie „stworzyc” sobotni wyjazd na trasie Berlin Schönefeld-Sevilla-Warszawa Modlin. Do Berlina przybylem w piatkowy poranek, mialem mnostwo czasu dla siebie i dobrze go wykorzystalem, m.in. biorac udzial w zwiedzaniu z przewodnikiem dawnego lotniska Tempelhof (THF).

W sobotni poranek linia S9 docieram na lotnisko Berlin Schönefeld – to juz ostatnie dni, kiedy funkcjonuje ono pod ta nazwa, niebawem otwiera sie bowiem wyczekiwany od lat port lotniczy Berlin Brandenburg International (BER). Przed wylotem podczas skanowania kart pokładowych obsluga prosi o okazanie kodu QR wymaganego dla osób podróżujących do Hiszpanii. Całkiem sporo osób nie wie o konieczności owej rejestracji, byli to głównie wracający z Niemiec Hiszpanie, wszak był to ostatni lot na tej trasie. Rejs trwa 3 h 10 min i nie wyroznia sie niczym szczegolnym, jest jednak zdecydowanie ciszej niz zwykle, bowiem zaloga nie prowadzi sprzedazy w natarczywy sposob jak to mialo miejsce do tej pory. Mam do dyspozycji caly rzad, wiec moge sie bardziej wyciagnac. Po przylocie na lotnisko w Sevilli w korytarzu formowane są dwie kolejki – jedna dla osób, które wypełnią formularz w wersji papierowej na miejscu, druga dla osób z kodem QR. Przed 14:00 lotnisko wyglądało na mocno wyludnione i poza pracownikami niemal nikogo tam nie było, szybkie zeskanowanie kodu, przejście obok kamery termowizyjnej i „¡Bienvenido a España!”. Czas zmienic garderobe na letnia, w Andaluzji sa 24 stopnie, jest slonecznie i zdaje sie, ze wciaz trwa tam lato. W kasie biletowej w hali przylotow kupuje bilet dzienny lotniskowy za 6 euro, co interesujace, Sewilla wydaje sie nieswiadomie promowac turystyke jednodniowa – bilet tam i z powrotem wazny tego samego dnia kosztuje 6 euro, w przypadku powrotu w innym dniu nalezy liczyc sie z wydatkiem 8 euro. Niesamowite :D Przystanek linii lotniskowej EA znajduje sie po lewej stronie od wyjscia, jest bardzo dobrze oznaczony, autobus przyjezdza zgodnie z rozkladem jazdy i po ok. 35 minutach docieram do przystanku koncowego Plaza de Armas, skad do starego miasta jest juz rzut beretem. Juz w drodze do centrum widac, ze Sevilla jest nieslychanie piekna, ma bardzo bogata architekture, kolorowe wzornictwo, egzotyczna bujna roslinnosc, feeria barw az uderza po oczach. Ale zanim napawam sie widokiem zabytkow, to pierwsze kroki kieruje do supermarketu Mercadona, gdzie zaopatruje sie w kilka hiszpanskich przysmakow, bedzie wiec flan, turron czy chorizo.

Poniewaz mam na szybki spacer po miescie raptem niecale 3 godziny, ograniczam sie niemal do schematu znanego z window shopping i szybkim krokiem zaliczam tylko najwieksze zabytki miasta, wszystkie oczywiscie z zewnatrz. O dziwo wielkiego wrazenie nie robi na mnie slynna Katedra Najświętszej Marii Panny, ale niestandardowo konstrukcja Metropol Parasol. Zwróciłem takze uwagę na hiszpańskie flagi z czarną żałobną wstążeczką zwisające z wielu balkonów – podejrzewam, że to w związku z pandemią. Turystów specjalnie nie widać, a jeśli już, to słychać głównie język francuski.  Po spacerze czas nadrobic kalorie, w koncu wybila godzina 17:00, zakonczyla sie siesta, otworzyla sie gastronomia i moge zamowic churros z czekolada. Mala rzecz, a cieszy! Najedzony moge wrocic na lotnisko i udac sie w trwajacy 3 h 40 min rejs do Modlina. Tym razem pasazerow jest juz wiecej, wielu Polakow wraca do kraju po wypoczynku na poludniu Polwyspu iberyjskiego, to w koncu ostatnia mozliwosc bezosredniego rejsu na tej trasie. Niestety, polska zaloga bardzo stara sie uprzykrzac lot swoimi ogloszeniami na temat swojego zacnego serwisku pokladowego. Na szczescie wlaczenie muzyki w telefonie skutecznie wycisza mnie od natloku serwowanych informacji w trzech jezykach na temat niezaprzeczalnych walorow smakowych spaghetti bolognese i kilka minut po polnocy laduje na lotnisku Modlin WMI. Do zobaczenia w przestworzach, kiedys, gdzies!

Dolce far niente: Verona & Firenze / 03.10.2020 - 05.10.2020

Kolejna wizyta w pieknej Italii byla planowana przeze mnie juz od dawien dawna, ale wyjazd pokrzyzowala pandemia koronaswirusa. Zamiast wylotu w maju wybralem sie wiec do Wloch w pierwszy weekend pazdziernika. Tym razem chcialem zobaczyc Werone oraz Florencje, to jedne z ostatnich wiekszych osrodkow miejskich, ktorych dotychczas nie udalo mi sie odwiedzic – glownie z tego powodu, ze z Polski nie mozna tam doleciec bezposrednio. Na szczescie udalo mi sie znalezc bilet na polaczenie typu multi city Lufthansa, tym razem w obie strony z przesiadka we Frankfurcie. W czasach zarazy loty niestety nie naleza do najprzyjemniejszych doznan, serwis jest zredukowany do minimum, badz jak na trasie Frankfurt-Werona obslugiwany linia Air Dolomiti nie wystepuje w ogole. Na szczescie wciaz funkcjonuja lotniskowe saloniki biznesowe, gdzie mozna sobie odpoczac i skorzystac z oferty gastronomicznej.

Mimo wrecz fatalnych prognoz pogody Werona wita mnie popoludniowa pora pieknym sloncem i temperatura +23 stopni Celsjusza. Z lotniska do miasta kursuje bezposredni autobus za 6 euro, ja jednak wybieram opcje ekonomiczna, czyli ok. 20-minutowy spacer do stacji kolejowej Dossobuono i nastepnie 10-minutowa przejazdzke pociagiem regionalnym za jedyne 1,90 EUR. Pierwsze kroki na dworcu kolejowym w Weronie kieruje do kawiarni, czas zregenerowac sie mocnym wloskim espresso oraz croissantem z czekolada. Potem kilka minut spaceru i juz jestem w mieszkaniu, gdzie spedzam noc z soboty na niedziele. W Weronie ciezko jest dostac klasyczny hotel, w miescie kroluje niepodzielnie oferty typu Bed & Breakfast. Po zameldowaniu i rozpakowaniu walizki zmieniam stroj na zdecydowanie lzejszy i ruszam do supermarketu EUROSPAR, skad jak to zwykle we Wloszech wychodze objuczony jak wielblad. Kuchnia wloska to zdecydowanie u mnie numero uno, bedac tutaj zawsze staram sie przywiezc sobie jakies rarytasy do Polski. W drodze powrotnej zauwazam mala lokalna pizzerie, gdzie sprzedaje sie ten specjal krojony na kawalki na wynos. Tego mi trzeba, wybieram pizze z pomidorami i kilka minut pozniej juz ja palaszuje. Nastepnie po zostawieniu zawartosci wozka zakupowego w mieszkaniu wracam na miasto i kieruje sie na starowke, ktora we wczesny sobotni wieczor tetni zyciem. Gdyby nie fakt, ze czesc osob ma na sobie maski, to nie domyslilbym sie, ze panuje zlowrogi wirus i sa wprowadzone pewne ograniczenia. Zacnie prezeruje sie podswietlona Arena, ktora wyglada niczym kopia rzymskiego Koloseum. W miescie jest tez oczywiscie duzo kosciolow a czesc starego miasta to strefa ruchu pieszego, gdzie znajdziemy przede wszystkim salony odziezowe i kosmetyczne. Ruszam jeszcze w strone domu Julii (tak, tej z dramatu Szekspira), ale o tej porze brama na dziedziniec jest juz zamknieta, wiec moge tylko zobaczyc krate i czesc podworza. Podczas gdy ja wciaz spaceruje w szortach Wlosi maja na sobie juz czeso kurtki puchowe a nawet czapki, musi byc im naprawde zimno. Po samotnym, ale jakze romantycznym spacerze ulicami Werony wieczor spedzam przed telewizorem ogladajac show taneczny Ballande con le stelle i popijajac czerwone wino. Sen przychodzi dosc szybko, zwlaszcza ze tego dnia wstalem o 03:30, by zdazyc na poranny lot Lufthansa do Frankfurtu.

W niedzielny poranek po samoobslugowym sniadaniu w kuchni ruszam z powrotem na stacje kolejowa, znowu zamawiam cornetto a do tego cappuccino, w koncu ta kawe z mlekiem przystoi pic we Wloszech tylko o poranku, wiec to doskonaly poczatek dnia. Moj pociag Italotreno do Florencji juz czeka, przyjechal zgodnie z rozkladem z Bolzano a jego stacja koncowa to Roma Termini. Alstomowski sklad typu pendolino nie jest specjalnie zatloczony, poza tym co drugie miejsce jest zablokowane, wiec mam dla siebie dosc przestrzenia na 1,5 h jazdy. Przed Bolonia pociag wjezda do tunelu i niemal 1/3 trasy wiedzie w ciemnosciach niczym w metrze. Moze to i lepiej, bo akurat pogoda sie psuje i nad okolica pojawiaja sie ciemne deszczowe chmury. Kiedy docieram do Toskanii niebo jeszcze nie jest mocno zachmurzone, wiec najpierw (po obowiazkowym espresso) ruszam na pobliskie stare miasto, gdzie w koncu mam okazje zobaczyc z bliska florencja katedre z charakterystyczna pomaranczowa kopula. Krecie sie po waskich uliczkach, podziwiam charakterystyczna dla tego regionu zabudowe oraz okna i tak przypadiem docieram do Galerii Uffizi, gdzie mozna podziwiac dziela mistrzow malarstwa czy rzezby. Kolejna do wejscia jest calkiem spora, a myslalem, ze akcja pandemia jednak skutecznie odstraszy turystow. Jak slysze, sa to jednak glownie turysci lokalni, wiec ruch zagranicznym rzeczywiscie zamarl. Po dotarciu do Novotelu takze moge to potwierdzic, w hotelu poza pracownikami recepcji nie widac zywej duszy. Poniewaz hotel miesci sie przy lotnisku, to z okna mojego pokoju na ostatnim 8. pietrze moge podziwiac startujace samoloty, mam okazje zobaczyc m.in. KLM czy British Airways.

Popoludniowa pora wracam na florencka starowke, spaceruje po Ponte Vecchio i zaopatruje sie w pamiatki. Na miescie sa nieprzebrane tlumy zwiedzajacych, wszystkie lokale gastronomiczne dzialaja, najwiekszym powodzeniem zdecydowanie ciesza sie lodziarnie, ale dla mnie na taki deser jest juz za zimno. Zagladam do kilku butikow, czas szybko plynie i robi sie chlodno, pora wiec wracac do hotelu, najpierw tramwajem lotniskowym za 1,50 EUR a potem jeszcze 40 minut z okolicy lotniska. Kiedy nastepnego dnia wieczorem startuje z Florencji do Frankfurtu rejsem LH315, z pokladu Embraera dzieki neonowi z logo marki dobrze widze moj hotel, teraz moge podziwiac go z lotu ptaka. Pobyt we Wloszech, mimo pogodowej przeplatanki, uwazam za bardzo udany. Za mna zaliczone kolejne piekne miasta, a do tego moglem porozumiewac sie w tym melodyjnym jezyku. Arrivederci!