Zakinthos by #LOTnaWakacje / 16.07.2020 - 19.07.2020


Lato 2020 juz na zawsze pozostanie na kartach historii z racji pandemii koronawirusa. Zycie zweryfikowalo moje podroznicze plany, musialem szybko znalezc alternatywe, bo wakacje spedzone w Polsce i bez latania wydawaly mi sie czyms tak niewykonalnym, ze gdy tylko pojawila sie wakacyjna oferta PLL LOT #LOTnaWakacje, to nie wahalem sie ani chwili i jeszcze przed oficjalnym startem kampanii reklamowej zakupilem bilety na kilkudniowy pobyt na greckiej wyspie Zakynthos. Tym razem udalo mi sie nawet namowic na wyjazd dobrego znajomego, co jest dla mnie czyms niemalze nieprawdopodobnym, gdyz od dawien dawna podrozuje sam z braku towarzystwa. Ahoj, grecka przygodo!

W koncu nadchodzi data upragnionego wyjazdu do Grecji, jeszcze przed snem kilka minut po godzinie 23:00 dostaje mailowo kod QR od greckiego ministerstwa turystyki, ktorego pierwsza cyfra to 2 – wedlug internetow oznacza to, ze ominie mnie test na COVID-19 po przylocie na Zakynthos. Moge odetchnac z ulga, bo jesli okazaloby sie, ze jestem bezobjawowym nosicielem, to czekaloby mnie 14 dni kwarantanny w zamknietym osrodku – wprawdzie na koszt Grecji, ale o bilet powrotny i pule dni urlopowych musialbym zatroszczyc sie juz sam, a takie rozwiazanie nie bylo mi na reke. Ale teraz juz tylko pozytywne emocje! Chwile po 4 rano meldujemy sie na Lotnisku Chopina i po zmierzeniu temperatury ruszamy do strefy odprawy pasazerskiej PLL LOT. Stanowiska klasy biznes jeszcze nie sa obsadzone przez pracownikow lotniska, ale o tej porze jest wciaz pusto i szybko nadajemy bagaz oraz przechodzimy przez kontrole bezpieczenstwa. Hala odlotow swieci pustkami, po krotkim spacerze wzdluz terminala kieruje sie na gore do saloniku Polonez, ktory otwiera sie punktualnie o 05:00 rano i jestem tego dnia jego pierwszym gosciem. Mila pani z obslugi oferuje danie z bufetu sniadaniowego na cieplo: omlet lub frankfurterki, wybieram omlet i po chwili pani zaskakuje mnie eleganckim talerzem i opakowanym w plastikowa tacke daniem, ktore wyglada jakby wyjete zywcem z serwisu sniadaniowego klasy ekonomicznej – poza sama jajecznica jest tez pomidorek, szczypiorek i pieczarki. Oprocz tego w saloniku sporo dan gotowych zapakowanych w plastikowe kubeczki i folie, mozna wybierac sposrod kilku rodzajow salatek czy deserow. Napoje zimne i gorace sa dostepne w dotychczasowej formule (samoobsluga), roznica jest taka, ze nalewa sie je do kubkow papierowych badz plastikowych. Po smacznym sniadaniu czas udac sie na boarding z bramki numer 3, pasazerow jest niemal komplet, a do Embraera 190 jestesmy przewozeni autobusem, co nieco opoznia start, ale pogoda nam sprzyja i niemal o czasie rozkladowym o 10:00 rano ladujemy pod wodza kapitana Cezarego Klimika na lotnisku w Zakynthos. Personel pokladowy jest bardzo mily, serwis obecnie sklada sie z butelkowanej wody mineralnej Ostromecko, drozdzowki z jablkami lub pasztecika ze szpinakiem z piekarni Putka a takze z Grzeska, precelkow lub orzeszkow. Nie wyglada to najgorzej, ale brakuje mi cieplych napojow. Sam lot takze mija bardzo przyjemnie, mamy wybrane miejsca w rzedzie awaryjnym w srodku kabiny, wiec miejsca na nogi wyjatkowo jest pod dostatkiem. To tyle o samym rejsie, a teraz juz pare slow o Grecji.

Poniewaz to nie byla moja pierwsza wizyta w tym kraju, to wiedzialem, czego mniej wiecej moge sie spodziewac i tak tez to wygladalo. Plaza w miasteczku (lub moze raczej wiosce) Kalamaki nie urzekala kolorem piasku, za to sama woda byla naprawde ciepla, mocno przezroczysta i mozna bylo oddalic sie naprawde daleko od brzegu. Jak na polowe lipca miasto zionelo pustka, turystow mozna bylo szukac z lupa, czynne lokale gastronomiczne byly niemal zupelnie puste, czesc hoteli i obiektow noclegowych w ogole nie zostala otwarta. Takze i ceny byly bardzo przystepne mimo niekorzystnego dla Polakow kursu euro. W marketach czy sklepach z pamiatkami bez trudu mozna zakupic magnesy czy mydelka za 1 euro, sa takze male opakowania greckich przysmakow jak miody, alkohole (ouzo) czy oliwa z oliwek, a jesli mamy ochote na wieksze zakupy to polecam 4 km spacer to sasiedniego miasteczka Lagana, gdzie znajduje sie supermarket SPAR, jest tam takze McDonald’s, ale jego oferta nie rzucala na kolana. Pogoda dopisala, chociaz pierwszego dnia na plazy spotkala nas niemila niespodzianka w postaci cieplego letniego deszczu rodem z reklamy Nivea. Na szczescie do konca pobytu jest juz tylko „lampa” – i to na tyle mocna, ze w sobote po spacerze do malowniczego Zante Town czas spedzamy juz tylko na lezakach pod parasolem przy hotelowym basenie. Na miescie epidemii nie widac, a turysci nie musza nosic maseczek, ktore zdazyly mi juz w Polsce zbrzydnac, w Grecji to obsluga nosi maseczki, przylbice badz rekawiczki. Smaki kuchni greckiej w postaci moussaki, souvlakow w picie czy niesmiertelna salatka grecka zostaly zaliczone, niedosyt pozostal, ale jesli wszystko pojdzie dobrze, to na koniec sierpnia jeszcze raz zawitam do Grecji, tym razem z weekendowa wizyta na Rodos. Do zobaczenia w powietrzu!

Jednodniówka w Alghero / 04.07.2020


Po dlugim okresie przymusowej przerwy w lataniu spowodowanej pandemia koronawirusa, niezliczonych odwolaniach moich zaplanowanych rejsow i godzinach spedzonych na infolinii w koncu doczekalem dnia, kiedy moglem ponownie wzbic sie w niebo (tego dnia akurat bezchmurne). Coz to za emocje, czulem sie niemal, jakbym lecial po raz pierwszy. I chociaz lotom towarzyszy cale mnostwo obostrzen, to jednak i tak bylem bardzo zadowolony z mojego jednodniowego wypadu do Alghero na Sardynii, ktory skladal sie z dwoch lotow WAW-AHO linia WizzAir oraz AHO-KTW irlandzkim przewoznikiem Ryanair. Po gladkim locie prowadzonym przez kapitana Michala Janika na Sardynii niestety moim oczom ukazalo sie mocno zachmurzone niebo, na szczescie w ciagu dnia sie wypogodzilo i moglem rozkoszowac sie wloskim sloncem na plazy miejskiej. Pierwsze kroki zaraz po ladowaniu to oczywiscie kawka i croissant z czekolada, moj standardowy zestaw kawiarniany podczas pobytu w Italii. Fakt, ze konsumpcja ma miejsce na lotnisku nie wplywa niemal wcale na cene, w Polsce (czy w innych krajach) trzeba byloby liczyc sie z wydatkiem jak za zboze. Po uzupelnieniu kalorii w automacie biletowym lokalnego przewoznika ARST nabywam bilet na autobus (jego koszt to 1,30 EUR w jedna strone), ktorego przystanek znajduje sie niemal bezposrednio przed drzwiami terminala. Autobus podwozi do centrum w okolo 25 minut, jego przystanek koncowy jest zarazem jego poczatkowym. Tuz obok znajduje sie maly park a za nim deptak z kawiarniami, do jednej z nich zachodze i rozkoszuje sie wzmocniona kawa typu ristretto oraz foccaccia z salami. 
W miedzyczasie wypogadza sie, wiec ruszam na piekna plaze o jasnym cienkim piasku, ludzi o tej porze nie ma jeszcze wiele, wiec bez problemu znajduje spora przestrzen dla siebie i obserwuje sobie pozostalych nielicznych plazowiczow. Po okolo 2 godzinach na niebie znow pojawiaja sie ciemne chmury i zrywa sie wiatr, jest to zatem doskonala pora, by przejsc sie na lowy do supermarketu Conad, gdzie zaopatruje sie w klasyczne wloskie specjaly a plecak szybko sie wypelnia. Zaluje bardzo, ze mam jedynie maly bagaz podreczny i nie moge przewiezc sloiczkow i wiekszej objetosci, bo kolejne sosy Barilli bardzo mnie kusza. W sklepie nieco mi schodzi, a kiedy opuszczam jego teren na zewnatrz znow panuje upal, potrzebuje ochlody w postaci deseru lodowego – zdecydowanie lody o smaku kokosowym oraz unicorn to dobry wybor. Jeszcze tylko pora na pamiatki i spacer glowna droga wzdluz wybrzeza, gdzie nasadzane sa palmy. Okazuje sie, ze na autobus na lotnisko musze nieco poczekac, ale nie stanowi to problemu, bo akurat moge sie schowac w cieniu rosnacych tam drzew. Droga na lotnisko mija blyskawicznie, chociaz autobus nieco kluczy po sasiednich osiedlach. Przed wejsciem na teren terminala nastepuje pomiar temperatury i juz moge udac sie do kontroli bezpieczenstwa, ktora przebiega blyskawicznie. W oczekiwaniu na lot Ryanairem do Katowic funduje sobie kolejne espresso i przegladam wloska prase. W koncu Boeing 737 ze Slaska przybywa do Alghero i niebawem mozemy wejsc na poklad. I tutaj nastepuje niespodzianka: liczba pasazerow wynosi bowiem 5 + infant! W tak pustym samolocie nie mialem jeszcze okazji leciec. Kapitan Kamil Domanski zapowiada, ze przed nami bardzo spokojny lot, podczas ktorego mozna bedzie podziwiac m.in. piekne chorwackie wybrzeze i tak sie tez dzieje. Kilka minut przed godzina 20:00 melduje sie z powrotem w Polsce i juz nie moge doczekac sie kolejnego rejsu. Do zobaczenia w chmurach!