Lato 2020 juz na zawsze
pozostanie na kartach historii z racji pandemii koronawirusa. Zycie
zweryfikowalo moje podroznicze plany, musialem szybko znalezc alternatywe, bo
wakacje spedzone w Polsce i bez latania wydawaly mi sie czyms tak
niewykonalnym, ze gdy tylko pojawila sie wakacyjna oferta PLL LOT
#LOTnaWakacje, to nie wahalem sie ani chwili i jeszcze przed oficjalnym startem
kampanii reklamowej zakupilem bilety na kilkudniowy pobyt na greckiej wyspie
Zakynthos. Tym razem udalo mi sie nawet namowic na wyjazd dobrego znajomego, co
jest dla mnie czyms niemalze nieprawdopodobnym, gdyz od dawien dawna podrozuje
sam z braku towarzystwa. Ahoj, grecka przygodo!
W koncu nadchodzi data upragnionego wyjazdu do
Grecji, jeszcze przed snem kilka minut po godzinie 23:00 dostaje mailowo kod QR
od greckiego ministerstwa turystyki, ktorego pierwsza cyfra to 2 – wedlug internetow
oznacza to, ze ominie mnie test na COVID-19 po przylocie na Zakynthos. Moge
odetchnac z ulga, bo jesli okazaloby sie, ze jestem bezobjawowym nosicielem, to
czekaloby mnie 14 dni kwarantanny w zamknietym osrodku – wprawdzie na koszt
Grecji, ale o bilet powrotny i pule dni urlopowych musialbym zatroszczyc sie
juz sam, a takie rozwiazanie nie bylo mi na reke. Ale teraz juz tylko pozytywne
emocje! Chwile po 4 rano meldujemy sie na Lotnisku Chopina i po zmierzeniu
temperatury ruszamy do strefy odprawy pasazerskiej PLL LOT. Stanowiska klasy
biznes jeszcze nie sa obsadzone przez pracownikow lotniska, ale o tej porze
jest wciaz pusto i szybko nadajemy bagaz oraz przechodzimy przez kontrole
bezpieczenstwa. Hala odlotow swieci pustkami, po krotkim spacerze wzdluz
terminala kieruje sie na gore do saloniku Polonez, ktory otwiera sie
punktualnie o 05:00 rano i jestem tego dnia jego pierwszym gosciem. Mila pani z
obslugi oferuje danie z bufetu sniadaniowego na cieplo: omlet lub
frankfurterki, wybieram omlet i po chwili pani zaskakuje mnie eleganckim
talerzem i opakowanym w plastikowa tacke daniem, ktore wyglada jakby wyjete
zywcem z serwisu sniadaniowego klasy ekonomicznej – poza sama jajecznica jest
tez pomidorek, szczypiorek i pieczarki. Oprocz tego w saloniku sporo dan
gotowych zapakowanych w plastikowe kubeczki i folie, mozna wybierac sposrod kilku
rodzajow salatek czy deserow. Napoje zimne i gorace sa dostepne w
dotychczasowej formule (samoobsluga), roznica jest taka, ze nalewa sie je do
kubkow papierowych badz plastikowych. Po smacznym sniadaniu czas udac sie na
boarding z bramki numer 3, pasazerow jest niemal komplet, a do Embraera 190
jestesmy przewozeni autobusem, co nieco opoznia start, ale pogoda nam sprzyja i
niemal o czasie rozkladowym o 10:00 rano ladujemy pod wodza kapitana Cezarego Klimika na lotnisku w Zakynthos. Personel pokladowy jest bardzo mily, serwis obecnie
sklada sie z butelkowanej wody mineralnej Ostromecko, drozdzowki z jablkami lub
pasztecika ze szpinakiem z piekarni Putka a takze z Grzeska, precelkow lub
orzeszkow. Nie wyglada to najgorzej, ale brakuje mi cieplych napojow. Sam lot
takze mija bardzo przyjemnie, mamy wybrane miejsca w rzedzie awaryjnym w srodku
kabiny, wiec miejsca na nogi wyjatkowo jest pod dostatkiem. To tyle o samym
rejsie, a teraz juz pare slow o Grecji.
Poniewaz to nie byla moja pierwsza wizyta w
tym kraju, to wiedzialem, czego mniej wiecej moge sie spodziewac i tak tez to
wygladalo. Plaza w miasteczku (lub moze raczej wiosce) Kalamaki nie urzekala
kolorem piasku, za to sama woda byla naprawde ciepla, mocno przezroczysta i
mozna bylo oddalic sie naprawde daleko od brzegu. Jak na polowe lipca miasto
zionelo pustka, turystow mozna bylo szukac z lupa, czynne lokale gastronomiczne
byly niemal zupelnie puste, czesc hoteli i obiektow noclegowych w ogole nie
zostala otwarta. Takze i ceny byly bardzo przystepne mimo niekorzystnego dla
Polakow kursu euro. W marketach czy sklepach z pamiatkami bez trudu mozna
zakupic magnesy czy mydelka za 1 euro, sa takze male opakowania greckich przysmakow
jak miody, alkohole (ouzo) czy oliwa z oliwek, a jesli mamy ochote na wieksze
zakupy to polecam 4 km spacer to sasiedniego miasteczka Lagana, gdzie znajduje
sie supermarket SPAR, jest tam takze McDonald’s, ale jego oferta nie rzucala na
kolana. Pogoda dopisala, chociaz pierwszego dnia na plazy spotkala nas niemila
niespodzianka w postaci cieplego letniego deszczu rodem z reklamy Nivea. Na
szczescie do konca pobytu jest juz tylko „lampa” – i to na tyle mocna, ze w
sobote po spacerze do malowniczego Zante Town czas spedzamy juz tylko na lezakach
pod parasolem przy hotelowym basenie. Na miescie epidemii nie widac, a turysci nie musza
nosic maseczek, ktore zdazyly mi juz w Polsce zbrzydnac, w Grecji to obsluga
nosi maseczki, przylbice badz rekawiczki. Smaki kuchni greckiej w postaci
moussaki, souvlakow w picie czy niesmiertelna salatka grecka zostaly zaliczone,
niedosyt pozostal, ale jesli wszystko pojdzie dobrze, to na koniec sierpnia
jeszcze raz zawitam do Grecji, tym razem z weekendowa wizyta na Rodos. Do zobaczenia
w powietrzu!