Open Days: Qatar Airways / 06.08.2012 & Emirates / 29.09.2012

Podczas podniebnych wojaży po świecie często zastanawiałem się, jak to jest być stewardem. Wiadomo, że to męcząca praca, wiąże się ze zmianami stref czasowych, stresującymi sytuacjami z konfliktowymi pasażerami na pokładzie. Ale też jest to praca, która jak żadna pozwala na regularne podróże i przy okazji dłuższych postojów (layovers) na zwiedzanie egzotycznych zakątków globu. Arabskie linie z rejonu Zatoki Perskiej regularnie organizują rekrutację dla personelu pokładowego na całym świecie. Ostatnio uczestniczyłem w dwóch takich castingach w Warszawie. Oto wrażenia z Open Days w Qatar Airways oraz Emirates

QATAR AIRWAYS 
Poniżej opisuję Open Day linii Qatar Airways w Warszawie, który miał miejsce w poniedziałek 6 sierpnia 2012. Spotkanie odbyło się w sali konferencyjnej na 10. piętrze w Grand Hotel Mercure. Już w hallu głównym na parterze natknąłem się na dziki tłum ludzi - nie spodziewałem się, że aż tyle osób się stawi na rekrutacji. Większość jak widać znała się z pracy i w najlepsze ze sobą rozmawiała - z tego, co usłyszałem, to byli w większości pracownicy LOT i OLT. To aż dziwne, bo w LOT zawsze trafiam na podstarzałe stewki rodem z PRL, a tutaj takich obrazków nie było, dominowali młodzi ludzie. Najwięcej osób bało się kwestii weryfikacji poziomu języka, o ile jeszcze angielski mieli opanowany, to znajomość innych języków raczej nie wygląda u nich najlepiej. Spora część osób o rekrutacji dowiedziało się od znajomych stewardów czy pilotów – zabrzmiało to jak „znajomi królika”. Wjechałem windą na 10. piętro do sali konferencyjnej w otoczeniu pozostałych kandydatów, punktualnie przed godziną 09:00 otworzono drzwi i można było zająć miejsce w dużej klimatyzowanej sali. Pan z obsługi hotelu dostawił brakujące krzesła dla zainteresowanych i rozpoczęła się prezentacja prowadzona w całości przez dwie Panie z działu rekrutacji Qatar Airways - jedna to dość „pulchna” Polka przypominająca z wyglądu aktorkę Magdalenę Stużyńską (grała m.in. popularna Marcysia ze „Złotopolskich”). Wcześniej latała w Saudi Airlines (przewoźnik lotniczy z ultrakonserwatywnej Arabii Saudyjskiej), a potem przeszła "na ziemię" do działu kadr w Katarze. Druga rekruterka latała dla linii na Sri Lance a z wiekiem też przeszła do Qatar do HR - obie panie latają po świecie i wyłapują narybek, bo linia wciąż się rozwija, co 50 dni odbierają nowy samolot i tylko z zeszłym roku otworzyli 15 nowych tras. Panie na przemian prowadziły prawie dwugodzinną prezentację, ze szczegółami opowiadały o życiu w Doha i zarobkach. Generalnie zarobki przez pierwsze dwa lata to ok. 7000 riali, czyli 7000 zł - stała pensja to 3500 zł + za każdą wylataną godzinę płacą 45 riali, lata się od 90 do 100 godzin miesięcznie, więc jest to mniej więcej kolejne 3500 zł. Mieszkanie jest fundowane przez nich, płacą też telefon stacjonarny i rachunki, całe umundurowanie, walizki i inne akcesoria też są wliczone w koszta uposażenia. Co ciekawe, dla kobiet jest nawet specjalne szkolenie dotyczące układania fryzury i makijażu (grooming) a na lotnisku przed odlotem stylista dokonuje ostatnich poprawek. Trening jest dwumiesięczny i kończy się egzaminem, podczas szkolenia młodzi adepci awiacji dostają podstawowe wynagrodzenie, nie nalicza się wtedy "nalotu". Na starcie po wylądowaniu w Doha steward dostaje welcome bonus w wysokości 2000 QR. Przy pobycie za granicą opłacany jest pobyt w 4 i 5 * hotelach oraz dieta na posiłki. Trening jest w Katarze a naukę "ditching drills" (lądowanie na wodzie) pobiera się w centrum treningowym z basenem w Dubaju. W zamieszczonym przeze mnie pliku zebrane są najistotniejsze fakty dotyczące warunków pracy i zarobków personelu pokładowego w liniach Qatar Airways.

Panie stale podkreślały różnice kulturowe i mentalne. Personelu pokładowy jest zakwaterowany w specjalnych budynkach, mieszkania dzieli się z innymi członkami personelu latającego. Istotna sprawa – budynki nie są koedukacyjne, podczas szkolenia stewardzi muszą być w budynku już o 22, natomiast już jako pracownik trzeba zameldować się w bazie do 3 w nocy. Przyjmowanie gości także podlega wielu obostrzeniom – wszystko jak to ładnie uzasadniono „with respect to culture”. ;) Powiedzmy… 

Po zakończeniu prezentacji nastąpiło zebranie CV i zdjęć, panie zadawały każdemu jedno krótkie pytanie, mnie pani ze Sri Lanki zapytała o aktualne miejsce pracy. Po południu szacowna komisja telefonuje do wybranych osób i zaprasza na kolejny dzień na konkretną godzinę na pisemny test z języka angielskiego oraz na tzw. "reaching test" - czy dosięgniesz do wysokości 212 cm. Potem są planowo rozmowy w grupach i dopiero ostatniego dnia dla wybrańców przeprowadzane są rozmowy indywidualne. Nie doczekałem się niestety na „golden call”, ale okazało się, że do kolejnego etapu panie nie zakwalifikowały żadnego chłopaka… 

EMIRATES
 
Postanowiłem nie zrażać się niepowodzeniami i by dopomóc szczęściu udałem się na Open Days konkurencyjnych linii Emirates z Dubaju do hotelu Hyatt w sobotę 29 września 2012. Na sali na pierwszym piętrze hotelu był już tłum ludzi, mimo że byłem 20 minut przed startem spotkania. O miejscu siedzącym mogłem tylko pomarzyć. Sala konferencyjna była sporo mniejsza niż ta na rekrutacji w Hotelu Mercure dla Qatar Airways, a kandydatów równie dużo. Musiałem więc przez prawie 1,5 godziny stać pod ścianą razem z innymi kandydatami. 

Trudno powiedzieć skąd tym razem przybyły rekruterki. Jedna bardziej elegancka o imieniu Helene mówiła, że zna też arabski, więc z pewnością pochodzi z rejonu GCC. Wspomniana Helena wyglądała w miarę przyzwoicie, ale ta druga starsza i niziutka pani miała na sobie rozciągnięty czarny sweterek, który zdjęła, a pod nim zwykły fioletowy top na ramiączkach - wyglądało to bardzo mało profesjonalnie w porównaniu do QR. Całość to jeden wielki chaos, wyglądało na to, że panie na spotkanie przybyły prosto z lotniska, bo za nimi z tyłu leżały jeszcze walizki, o które się stale potykały. Było kilka klasycznych informacji i filmiki odtwarzane z DVD, ale zdecydowanie mniej szczegółów dotyczących zarobków czy akomodacji. Na początku spotkania panie rozdały wśród publiczności skopiowane kartki z informacjami na temat wynagrodzenia i szczegółów umowy z EK, ale z uwagi na bardzo dużą liczbę kandydatów nie starczyło kopii dla każdego zainteresowanego. 

Całość prowadziła bardziej reprezentacyjna Helene (swoją drogą miała bardzo ciekawy akcent!), druga z pań siedziała przy stoliku, bawiła się telefonem i często wychodziła na korytarz. Na sali było megaduszno, wcale nie działała klimatyzacja, część ludzi stało w hallu za drzwiami. Potem nastąpiło klasyczne zbieranie CV i zdjęć i tendencyjne pytanie o obecne zatrudnienie. „Piękna Helena” nawet nie raczyła zmierzyć mnie wzrokiem, więc nabrałem podejrzeń, że preferowane są kobiety. Zwłaszcza, że na pokazywanych filmikach był jeden jedyny steward pochodzący z Egiptu, reszta personelu pokładowego to w większości były Chinki i Malezyjki. Do wybrańców mieli zadzwonić do godziny 17, ale po raz kolejny nie doczekałem się telefonu. Znów zero możliwości prezentacji, testu z angielskiego i weryfikacji. A szkoda, bo uważam, że spełniam ogólnie przyjęte kryteria, po wielu przebytych lotach oraz lekturze książek o tematyce lotniczej, przerobionym kursie do Aviation English i zaliczonych przedmiotach dotyczących transportu lotniczego na SGH oraz z bogatym doświadczeniem w obcojęzycznym customer service mam orientację w temacie. Cóż, jak widać tutaj nie wystarczy nawet łut szczęścia. Być może moim przeznaczeniem jest po prostu bycie pasażerem? ;)

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz