Tu Radio Erewañ! / 04.11.2016 - 06.11.2016


Zdazylem sie nieco wygrzac podczas krotkiego pobytu w Jordanii, tym razem nieco zmarzne, gdyz jesienna pora wybieram sie po raz kolejny na Kaukaz, czas na zwiedzanie Erywania. Tym samym w ciagu jednego roku zalicze wszystkie trzy republiki i ich stolice z tego rejonu swiata. Wieczorowa pora w piatek w pierwszy weekend listopada pojawiam sie na lotnisku Chopina, przy stanowisku odprawy nadaje bagaz, przechodze przez kontrole bezpieczenstwa i relaksuje sie w saloniku biznesowym Polonez. Dochodzi czas boardingu, ruszam do kontroli paszportowej i wkraczam do strefy Non-Schengen, pod bramka oczekuje spora grupa pasazerow tranzytowych, w wiekszosci sa to posiadacze niemieckich paszportow, jest tez nieco Ormian, ale Polakow widac bardzo malo. Boarding opoznia sie o kilkanascie minut, wchodzimy na poklad ­i ruszamy okolo 40 minut po starcie, ale na  miejsce przylatujemy o czasie. Sam lot jest bardzo spokojny, o ile nad Europa lecimy nad chmurami, to za Morzem Czarnym niebo sie wypogadza, ale w nocy niestety nie mam mozliwosci obserwowac pasm gorskich. Ladujemy w Erywaniu ok. 5 rano czasu lokalnego, budynek terminalowy wydaje sie byc nowoczesny i przestronny. Obok nas maszyna linii Austrian Airlines szykuje sie do odlotu, na plycie widze takze samolot Aeroflotu, patrzac na rozklad to wlasnie rejsy do Moskwy sa dominujacym kierunkiem, widac, ze panstwa-satelity wciaz posiadaja bogata siatke polaczen do stolicy sowieckiego imperium. Podczas kontroli paszportowej celniczka od razu zauwaza pieczatke azerska i kieruje mnie do osobnego pokoju na krotkie przesluchanie. Spodziewalem sie tego, gdyz oba kraje sa w stanie wojny i nie podpisano oficjalnego rozejmu.  Panowie robia kserokopie pierwszej strony w moim paszporcie, pytaja o cel wizyty i wpisuja mnie do jakiegos rejestru, ale moge swobodnie wjechac na terytorium Armenii. Na zewnatrz wciaz jest ciemno, a temperatura nie rozpieszcza, o tej porze jeszcze nie kursuja autobusy do miasta, przechodze na gore na poziom wylotow, znajduje miejsce i probuje sie nieco zdrzemnac, co niestety nie jest zbyt proste, gdyz miedzy poszczegolnymi siedzeniami sa umieszczone podlokietniki. W koncu udaje mi sie jednak przyjac odpowiednia pozycje i uciac sobie drzemke. Kiedy sie budze na zewnatrz swieci juz piekne jesienne slonce, w oddali widac osniezone szczyty gorskie, majaczy Ararat. Po porannej toalecie wychodze na zewnatrz i postanawiam znalezc transport do centrum. Pani  z informacji turystycznej dobrze mnie pokierowala, po przejsciu na parking znajduje dwa stanowiska marszrutek, dwa zdezelowane busiki stoja na swoich miejscach, posiadaja numery, ale to jedyne, co mozna odczytac, gdyz cala trasa jest opisana w jezyku ormianskim. ­zgrabne szlaczki nie sa w stanie mi zupelnie nic powiedziec. Podchodzi do mnie kierowca, moim bardzo lamanym rosyjskim udaje mi sie wytlumaczyc mu, dokad chce dotrzec. Pan kieruje mnie do busika, drugi kierowca z parkingu odzywa sie do mnie po angielsku i potwierdza slowa przedmowcy. Chwile pozniej rozklekotany pojazd rusza i po ok. 30 minutach docieram do centrum do stacji metra Yeritasardakan. Centrum Erywania robi na mnie pozytywne wrazenie, jest zadbane, kamieniczki przy glownych arteriach mienia sie we wszystkich kolorach teczy, w tej czesci miasta ciezko mi doszukac sie wplywow archotektonicznych Wielkiego Brata z Moskwy. Po drodze do hotelu mijam nowoczesny deptak o anglojezycznej nazwie Northern Avenue, przy ktorym znalezc mozna najdrozsze butiki jak Burberry czy Versace. Kto by sie spodziewal, ze takie swiatowe marki sa dostepne w Armenii a sklepu H&M czy restauracji McDonald’s tutaj nie znajdziemy. Kontrasty...

Po zameldowaniu sie w hotelu i krotkim odpoczynku przy herbatce i malej buteleczce armenskiego koniaku (mily upominek ze strony hotelu) ruszam na dluzszy spacer po miescie; na pierwszy ogien ida kaskady, z ktorych roztacza sie majestatyczny widok na miasto. Dopiero teraz widac, jak bardzo jest ono rozlegle, na peryferiach kroluje wielka plyta, blokowiska z zewnatrz wydaja sie przytlaczac malutkie centrum starego miasta. Schodow jest bardzo duzo, ale niestety cala konstrukcja nie jest jeszcze ukonczona i na samej gorze nieco straszy. W pelnym sloncu spotkac mozna sporo spacerowiczow i turystow. W malym parku polozonym nieopodal mozna usiasc na jednej z licznych laweczek i podziwiac liczne konstrukcje, pomniki w najrozmaitszych ksztaltach czy fantazyjnie podciety zywoplot. W sklepiku z pamiatkami zaopatruje sie w widokowki i magnes, wczesniej na poczcie glownej kupilem znaczki, akurat trafiam znow na urzad pocztowy, wypisuje tam kartki i wrzucam je do skrzynki. Po drodze w punkcie bistro postanawiam uzupelnic kalorie i decyduje sie na chaczapuri z serem – przysmak znany mi z Gruzji, dosc podobnie smakuje kazachska samsa. Spacerujac po malowniczach zaulkach Erywania w oddali migocze mi posag mateczki Armenii, ale na nadaremnie probuje odnalezc do niego droge, plan miasta prowadzi mnie do kosciola, ale dalej przejscia nie ma, podejrzewam, ze podejscie na gore jest z innej strony, szkoda, bo nie bedzie mi dane spojrzec z tej perspektywy na Ararat. Znow docieram do stacji metra Yeritasardakan, tam robie zakupy w supermarkecie, ceny o dziwo wyzsze niz w Polsce, ale moze akurat trafilem na taki sklep. Slynne armenskie koniaki maja sie dobrze i sa bardzo mocno eksponowane w tutejszych sklepach, chetni moga takze zwiedzac fabryke Ararat i degustowac lokalny trunek. Ja pozostaje przy malej buteleczce tego napoju i postanawiam zawitac na Plac Republiki, ktory opisywany jest w kazdym przewodniku. Jak fan metra nie moge pominac oczywiscie skorzystania z tego srodka transportu, koszt zetonu to rownowartosc okolo 1 zl. Niestety, metro w Erywaniu prezentuje sie niemalze rownie ubogo jak podziemna kolejka w Tbilisi, stacje na zewnatrz przypominaja betonowe klocki, a po zjechaniu szybkimi schodami gleboko w dol natrafiamy na szare, ponure perony z kolumnami. Wagoniki kolejki sa nieco bardziej kolorowe, ale niesamowicie telepie podczas jazdy, nie wiem, czy na trasie jest tyle zakretow czy to sposob jazdy maszynistow. Zapowiedzi dzwiekowe sa nadawane w jezyku ormianskim oraz angielskim, to spory plus. Mysle, ze ciezko sie tutaj zgubic, gdyz w miescie istnieje jak dotad tylko jedna linia metra. Pozwolilem sobie nieco pojezdzic w tunelu, ale w koncu czas wyjsc na powierzchnie, wyjscie ze stacji Plac Rebupliki na obumarly plac z zardzewiala fontanna nieco w dole sprawia, ze czuje sie, jakbym trafil do Czarnobyla, ale po przejsciu na gorny poziom moim oczom ukazuja sie monumentalne eleganckie gmachy, w wiekszosci rzadowe, dumnie powiewaja na nich flagi Armenii, a po samym Placu Republiki przechadza sie cala rzesza prechodniow. Niestety, z racji na jesienna pore fontanny zdobiace plac sa juz wylaczone, wiec pozostaje mi podziwianie fasad budynkow, najwieksz gmach zajmuje Muzeum Historyczne, w ktorym dobrze udokumentowano przebieg wojny z Azerbejdzanem. Po calym dniu wytezonych spacerow czas nieco odpoczac i sie ogrzac. Udaje sie na Northern Avenue i wybieram Caffe Vergnano, gdzie przy cynamonowej latte odzyskuje energie. Powoli sie juz sciemnia, plan na moj ultrakrotki pobyt w Erywaniu wzorowo wykonany, przede mna dosc krotka noc, przed godzina 03:00 musze ruszyc z powrotem na lotnisko. Odprawiam sie online, wybieram tradycyjnie miejsce z przodu po prawej stronie przy oknie.
Po wyjsciu z hotelu i dojsciu do glownej trasy w poblizu deptaku North Avenue znajduje postoj taksowek, nocna komunikacja tutaj nie funkcjonuje, musze zatem skorzystac z tego nielubianego przede mnie rodzaju transportu. Nadzwyczaj szybko udaje mi sie wynegocjowac korzystna stawek 2000 dramow armenskich i ok. Kwadrans pozniej jestem juz na lotnisku. W hali odlotow jest duzo przestrzeni, kolejka do stanowiska PLL LOT juz sie tworzy i chwile pozniej poracownicy zapraszaja do odprawy. Po nadaniu bagazu otrzymuje karte pokladowa, przechodze do kontroli bezpieczenstwa oraz paszportowej. Ruch na lotnisku jest niewielki, oprocz naszego samolotu niebawem odbedzie sie jedynie rejs do Moskwy. Ceny w sklepie duty free oraz w dwoch lotniskowych kawiarniach sa standardowo wysokie, niby oficjalnie Armenia to tani kraj, ale na lotniskach ceny bywaja zaporowe ;) Rejs z Warszawy przybywa do EVN rozkladowo, boarding rozpoczyna sie nawet przed czasem, pasazerow jest zdecydowanie mniej nie podczas rejsu z WAW. Moja fotograficzna pamiec dostrzega wsrod pasazerow jednego mezczyzne, ktory lecial ze mna piatkowym rejsem – jak widac nie tylko ja jestem takim weekendowym podroznikiem. Kapitan XYZ wita pasazerow, po serwisie w postaci miniwafelka Prince Polo i wody mineralnej lub kawy/herbaty (cieply napoj wprowadzono na sezon zimowy) w kabinie wygaszone zostaja swiatla i ok. 3 godziny pozniej rozpoczynamz znizanie do lotniska Okecie. W niedzielny deszczowy poranek melduje sie w Warszawie. Do zobaczenia!

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz