Daktyle z Tunezji / 05.10.2018 - 07.10.2018

W końcu kiedy za oknem nadeszła jesień i po letniej flaucie nadszedł czas na powrót do „życia na walizkach”. Na pierwszy ogień dostała się Tunezja. Od dawna wybierałem się do sąsiedniej Algierii, chcą odwiedzić Algier i Oran, gdzie urodził się Yves Saint Laurent, ale z racji restrykcyjnej polityki wizowej na razie nie jest mi dane odwiedzenie tego największego kraju w Afryce (od niedawna w celu uzyskania wizy turystycznej potrzebne jest bowiem oficjalne zaproszenie od Algierczyków, a ja nie posiadam takich znajomych). Skoro nie Algieria, to mój wybór padł na inne państwo Maghrebu, teraz tylko należało znaleźć odpowiednie połączenie lotnicze, co wcale nie było łatwym zadaniem. Z Polski o regularnych połączeniach lotniczych możemy tylko pomarzyć, skorzystałem zatem z bogatej siatki spółki-córki Air France/KLM, czyli linii Transavia, która operuje na trasach z większych francuskich miast do Tunezji. Udało mi się wybrać trasę Lion-Monastyr, powrót zaś zaplanowałem Tunis-Paryż Orly, pozostało tylko zgrać to z dolotami z Polski do Francji i tutaj z pomocą przyszli mi dobrze znani na naszym niebie tani przewoźnicy w postaci linii WizzAir (WAW-LYS) i Ryanair (BVA-WMI).
Piątkowy poranny rejs z Warszawy do Lyonu przebiegał bez zakłóceń a kapitan Jacek Mainka wylądował przed czasem, co było dla mnie o tyle istotne, że na przesiadkę nie miałem zbyt wiele czasu i nieco ryzykowałem takim połączeniem organizowanym na własną rękę, ale kto nie ryzykuje, nie pije szampana. Po dotarciu do terminala okazało się, że pomimo przylotu ze strefy Schengen musimy przejść kontrolę paszportową, co zajęło nieco czasu, gdyż obsadzone były tylko dwa stanowiska. Poza tym pojęcie transferu na lotnisku w LYS nie istnieje, trzeba zatem przejść z hali przylotów na poziom odlotów i ponownie poddać się kontroli bezpieczeństwa. Na szczęście chwilę po wylądowaniu w Lyonie dostałem SMS od Transavii, że mój rejs do Monastyru będzie miał ok. 50 minut opóźnienia, więc nie musiałem się bardzo spieszyć i w strefie airside lotniska znalazłem jeszcze czas na wizytę kawiarni EXKi, lekturę tygodnika Paris Match oraz zakup małej butelki szampana Moët & Chandon. Odlot odbywał się ze strefy D lotniska, która już jakiś czas temu miałem okazję odwiedzić lecąc linią easyJet do Krakowa. Terminal ten to nic innego jak większych rozmiarów blaszany kontener dedykowany tanim liniom. Boarding rozpoczyna się nawet przed czasem, ale wszystkie procedury zabrały sporo czasu i w końcu wystartowaliśmy ku północnym wybrzeżom Afryki z około godzinnym opóźnieniem. Wnętrze kabiny utrzymane jest w jasnozielonej kolorystyce, która mi kojarzy się ze szpitalem, samoloty są nowe a miejsca na nogi było wystarczająco. Wkrótce po starcie rozpoczął się płatny serwis, ja zaś podziwiałem francuską ziemię z lotu ptaka a kiedy tylko dotarliśmy nad Morze Śródziemne i zakryły je chmury, zająłem się lekturą magazynu pokładowego. Po ok. 1.5 h rejsu wylądowaliśmy na lotnisku w Monastyrze, jest to mały port lotniczy nastawiony głównie na obsługę ruchu czarterowego z Europy. Deboarding odbył się bardzo sprawnie i po kwadransie od lądowania byłem już w hali przylotów. W samolocie trzeba wypełnić specjalny formularz z naszymi danymi osobowymi, jego drugą cześć trzymamy do momentu wylotu z kraju. Samo lotnisko w Monastyrze jest bardzo dobrze skomunikowane z okolicą dzięki szybkiej kolejce o nazwie metro Sahel, której przystanek znajduje się niemal zaraz za lotniskowym parkingiem, skąd możemy dostać się do kurortów oraz do Sousse, czyli do głównego miasta w regionie, dokąd się też udałem. Nowoczesny skład szybko przemierza przedmieścia i po ok. 20 minutach jazdy klimatyzowanym pociągiem wysiadłem na stacji Bab Jedid, bilet na przejazd kupuje się już w pociągu u konduktora, który sam Was znajdzie, zapłacilem bodajże 3 dinary (udało mi się je dostać w warszawskiej Galerii Mokotów, ale możecie także wymienić euro czy dolary amerykańskie w lotniskowym kantorze). Dzięki mapom w telefonie bezproblemowo udało mi się trafić do hotelu Nour Justinia położonego niemal w centrum Sousse tuż przy promenadzie, specjalnie zarezerwowałem sobie pokój z widokiem na morze. Hotel na moje oko lata świetności miał już za sobą, ale cena noclegu była bardzo konkurencyjna, a dodatkowym atutem było śniadanie we francuskim stylu, które miałem okazję zjeść następnego poranka w hotelowej kawiarni. Tym razem priorytetem było dla mnie plażowanie, zatem po rozpakowaniu bagażu i odświeżeniu się ruszyłem od razu na plażę, która o tej porze roku była już opustoszała i na piasku prawie nikt się nie wygrzewał. Miałem okazję poleżeć sobie pod parasolami ze strzechy i pospacerować wzdłuż brzegu mocząc stopy we wciąż ciepłej wodzie Morze Śródziemnego. Ciekawe, czy turyści po prostu już wyjechali (mamy początek października) czy też po zamachach terrorystycznych i destabilizacji politycznej w obawie o swoje bezpieczeństwo nie wybierają tego kraju jako celu swoich wczasów. Wieczór spędziłem na wędrówkach po mieście, zaopatrzyłem się w pamiątki w centrum handlowym Soula Center a w supermarkecie Monoprix nabyłem arabskie przysmaki jak chałwa czy daktyle. Ceny niskie, więc można sobie poszaleć :) Na kolację udaję się do jednej z eleganckich restauracji w centrum, gdzie z menu wybieram couscous z warzywami. W okolicy kręci się sporo bezpańskich kotów, które wchodzą do restauracyjnych ogródków w poszukiwaniu resztek pożywienia, mam okazję dokarmić dwa zgrabne kociaki. Miau! :)
W sobotni poranek wstaję kilkanaście minut po 6 rano, promienie wschodzącego słońca już padają na mój balkon, pusta plaża prezentuje się bardzo majestatycznie, do śniadania mam jeszcze nieco czasu, więc udaję się na krótką przebieżkę wzdłuż corniche. Po posiłku w hotelowej kawiarni na parterze zbieram się na główny dworzec kolejowy, gdyż planuję udać się pociągiem do Tunisu. Niestety, już na starcie mamy ok. 1 h 40 minut opóźnienia, ale mam spory zapas czasu i na spokojnie podziwiam przez okno uroki tunezyjskiego krajobrazu, po drodze widać sporo pasących się przy torach owiec. Same wagony są dość wysłużone, jadę w klasie première, która to z założenia oferuje podróżnym większy komfort. Co warto zauważyć: bilet kupowany online jest tańszy o ponad 2 dinary. W końcu po prawie dwugodzinnej podróży skład dociera do dworca w Tunisie a do moich uszu wdziera się już tak długo wyczekiwany wielkomiejski gwar. Główna ulica miasta, na której części znajduje się elegancki deptak usytuowana jest nieopodal, zaopatruję się jeszcze w napoje w markecie Monoprix i ruszam przed siebie. Fasady są tutaj bogato zdobione, na każdym kroku znajdziemy piękne kawiarnie z ogródkami, gdzie w cieniu parasola można delektować się aromatyczną kawą, co niniejszym czynię i przy gorącym espresso oddaję się mojemu ulubionemu zajęciu jakim jest obserwacja ruchu ulicznego. Podobnie jak ma to miejsce na Bałkanach w kawiarniach gośćmi są wyłącznie mężczyźni, kobiet tutaj nie spotkamy, zatem wygląda to niemal odwrotnie niż w Europie, gdzie to raczej kobiety spotykają się towarzysko przy kawie. Przy deptaku ulokowane są wszystkie większe sieciówki modowe, jest wszechobecny H&M czy sklepy Inditexu. Siedząc w jednej z kawiarni adresują pocztówki do wysłania, w kiosku udało mi się kupić także znaczki, mam nadzieję, że kartki dotarły do dalekiej Polski. Zbliża się nieubłaganie popołudnie, docieram w okolice portu, skąd z pętli autobusowej linią docieram bezpośrednio na lotnisko w TUN. 

Muszę przyznać, że hala odlotów ze stanowiskami check-in robi wrażenie, a ruch jest spory. Pojawiają się zapowiedzi dość egzotycznych kierunków takich jak Tripolis w Libii czy Cotonu w Beninie, oj, jakże chciałbym odwiedzić ponownie tzw. „czarną Afrykę”. Na rejsy Transavii odprawa on-line nie jest dostępna, można jedynie na ich stronie internetowej wybrać swoje miejsce. Pani przy stanowisku odprawy jest nieco zdezorientowana i początkowo szuka francuskiej wizy w moim paszporcie :D Kolejne formalności nie trwają już długo, klasyczna kontrola bezpieczeństwa (trzeba zdjąć buty, ale rozdawane są jednorazowe ochraniacze) i kontrola paszportowa i idę szukać bramki. Obok mojego gate'u będzie odlatywał kilka minut wcześniej przewoźnik Nouvel Air do Paryża CDG, ja zaś planowo ok. godz. 22 lądują na lotnisku Orly, co ma ten plus, że dojazd do serca miasta jest tańszy i w moim przypadku akurat prostszy, chociaż trwa nieco ponad godzinę. Oddana kilka lat temu linia tramwajowa zdecydowanie ułatwiła komunikację i wydostanie się z portu lotniczego ORY. Dobry wieczór, Paryżu! Czas ruszyć w tango ;)

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz