Sardynki z Sardynii, czyli Olbia / 10.05.2019 - 13.05.2019


Weekendowy wypad do Italii zawsze spoko, a jesli do tego jest na pokladzie mojej ulubionej Lufthansy, to tym bardziej cieszy. Zeby jednak nie bylo zbyt rozowo, najlepsza taryfe na kierunku srodziemnomorskie niemiecki gigant lotniczy ma z Wroclawia, pozostaje mi zatem dostac sie jeszcze z Warszawy do stolicy Dolnego Slaska. Tutaj z pomoca przychodzi mi nasz narodowy przewoznik, ktory doskonale wpasowuje sie w moje potrzeby godzinowe. W piatek poznym wieczorem melduje sie na opustoszalym Lotnisku Chopina, na kontroli bezpieczenstwa dla klasy biznes hula wiatr, w saloniku Polonez rowniez puchy, ale oferta menu „po godzinach” takze pozostawia wiele do zyczenia, poza tym lounge robi wrazenie nieposprzatenego i niemal brudnego.
Rejs do Wroclawia bedzie obslugiwany samolotem typu Embraer, ale do niego zostaniemy przewiezieni autobusem. Przed boardingiem okazuje sie, ze bedzie overbooking i obsluga lotniska szuka chetnych, ktorzy za rekompensata zgodza sie na nocleg w Warszawie i rejs w dniu kolejnym. Na mnie Lufthansa nie poczeka, wiec tym razem 250 euro przeszlo mi kolo nosa, moze innym razem bede mial okazje skorzystac z takiego przywileju. W piatkowy wieczor niebo sie wypogodzilo, nocny rejs do Wroclawia pilotowany przez kapitana Slawomira Sękalskiego trwal jedyne 35 minut. Co istotne w swietle ostatniej zmiany – na pokladzie wciaz serwowane bylo Prince Polo a nie wafelek Grzesiek! Mam sentyment do tego miasta, w koncu mieszkalem w nim caly 2013 rok pracujac w biurze Qatar Airways. Tym razem zostaje jednak na lotnisku, gdyz wylot do Monachium mam  z samego rana. Rano szybko odebralem przy stanowisku odprawy karty pokladowe na dwa odcinki WRO-MUC-OLB, boarding na poklad maszyny CRJ900 w barwiach slowenskiej linii Adria Airways, ktora to operuje lot na tej trasie w imieniu Lufthansy. Maszyna jest mala, wiec odpowiednio wczesniej pasazerowie dostali zawieszki „Delivery at aircraft” na wiekszy bagaz podreczny, ktory nie miesci sie w schowkach bagazowych w kabinie.  Zaloga takze jest z Adrii ze Slowenii, jest odpowiednio przeszkolona w jezyku niemieckim i widac, ze stara sie spelniac standardy niemieckiego przewoznika. Lot do Monachium startuje punktualnie, na Slasku jest tego dnia piekna pogoda, ale im blizej Bawarii, tym bardziej niebo jest zachmurzone, podczas ladowania pada i taka pogoda w MUC utrzymuje sie przez caly weekend.

Podczas rejsu w ramach poczestunku serwowane jest slodkie ciastko z nadzieniem wisniowym oraz napoje, jak to na pokladzie Lufthansy bywa. Dlugi transfer umilam sobie spedzajac czas w saloniku, gdzie zalapuje sie zarowno na serwis sniadaniowy jak i obiadowy, na kanapke podczas okolo godzinnego rejsu MUC-OLB nie mam juz ochoty. Start naszego Airbusa A319 na Sardynie jest opozniony ponad pol godziny z powodu poznego przylotu samolotu do Monachium, ale na wyspie ladujemy o czasie. Load factor jest bardzo niski, mam dla siebie caly rzad 3 miejsc, wiec podczas lotu poza wygladaniem za okno moge sie wygodniej rozlozyc i poczytac co nieco ciekawostek z magazynu pokladowego LH. Sardynia wita mnie piekna sloneczna pogoda, a temperatura wynosi 24 stopnie Celsjusza. Z lotniska do miasta kursuje autobus, ale w weekend nie ma wielu kursow, wiec do Olbii docieram pieszo, po drodze delektujac sie widokami szmaragdowego wybrzeza. Wieczorny spacer dobrze mi robi, po zameldowaniu sie w hotelu czas na zakupy wloskich specjalnosci w supermarkecie, jak zawsze  koszyk ugina sie od przysmakow. Leniwy dzien zakanczam w gelaterii, porcja smacznych lodow na dobranoc to jest to!

Niedzielny poranek rozpoczynam slodkim sniadaniem w hotelowej restauracji, po posilku ruszam w dlugi ponad 7-kilometrowy spacer na malownicza plaze Pittulongu, po drodze wstepuje jeszcze do McCafé na lyk aromatycznego espresso. Na miejscu jest niemal pusto, mam dla siebie cale polacie piasku, wybieram dogodna miejscowke i spaceruje wzdluz brzegu, blekitny lazur wody pieknie mieni sie w sloncu, ale jest ona jeszcze nieprzyzwoicie zimna, przedpoludnie spedzam zatem na opalaniu i lekturze czasopism ilustrowanych. W droge powrotna ruszam miejskim autobusem (linia 4), jeszcze tylko zabieram bagaz z hotelu i ze sporym zapasem czasowym ruszam na lotnisko, gdzie przy stanowisku grupy Lufthansa akurat trwa odprawa na rejs edelweiss do Zurichu. Kontrola bagazu podrecznego nie jest na szczescie drobiazgowa i wszystkie specjaly kulinarne zostaja zatwierdzone, moge przy espresso macchiato oczekiwac na moj rejs powrotny do Monachium. Tym razem samolot jest znacznie lepiej wypelniony, rejs powrotny leci inna trasa i trwa ponad 20 minit dluzej, po drodze mijamy strefe zmieniajacych sie wiatrow i pojawiaja sie lekkie trubulencje, ponadto niemal caly czas lecimy nad chmurami i znow nie widac ladu pod nami, nie mam wiec ciekawych widokow, skupiam sie na muzyce z telefonu. Po ladowniu ponownie dluzsza chwila na relaks w saloniku Lufthansy, przed 22:00 zaczyna sie moj boarding na rejs do Wroclawia, ponownie operowany przez Adrie i maszyne o nazwie Vesna. Zaloga tym razem inna, pani po niemiecku nie mowi za dobrze, ale sie staram, inna sprawa, ze specjalnie nie ma dla kogo, bo na locie zdecydowanie wieksza czesc pasazerow to mieszkany poludnia Europy. Sam lot trwa ok. 50 minut i jest bardzo spokojny, ok. 23:30 laduje we wroclawskim porcie lotniczym. Arrivederci!

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz