Bimbanie w Bilbao / 30.11.2019 - 01.12.2019

W sobotni Andrzejkowy poranek pojawiam sie na Lotnisku Chopina, przede mna przedostatni wypad weekendowy w tym roku. Jest on o tyle istotny, ze po przeleceniu 3 segmentow uzyskam przedluzenie statusu Frequent Traveller na kolejne 2 lata, zatem do lutego 2023 roku. Jest to bardzo istotna kwestia wobec sporych zmian w programie Miles & More, ktore Lufthansa zaplanowala na styczen 2021 roku. Przy stanowisku odprawy dowiaduje sie, ze moj lot ma male oblozenie i tak tez jest, miejsce 4D obok mnie na pokladzie Embraera 195 pozostaje wolne. Tym razem catering z racji sporu z firma cateringowa LSG wypada bardzo skromnie, zamiast croissanta czy kanapki oferowany jest jedynie batonik Duplo firmy Ferrero oraz napoje, na szczescie obfite sniadanie udalo mi sie zjesc w LOT-owskim saloniku. Rejs trwa ok. 1 h 20 minut, ladujemy w Monachium duzo przed czasem, do Terminala 2 monachijskiego lotniska docieramy autobusem, zaszywam sie w fotelu w Business Lounge’u i przy drugim sniadaniu robie przeglad prasy miedzynarodowej. Kolejny rejs Lufthansy zabiera mnie do miejsca docelowego podrozy jakim tym razem jest hiszpanskie Bilbao. Stolica kraju Baskow jest dosc malo znana w Polsce, a mnie od zawsze gdzies ta nazwa intrygowala, wiec postanowilem sprawdzic, co sie za tym kryje.
Po 2 h lotu Airbusem A320 ladujemy w deszczowym Bilbao, na szczescie bezposrednio spod drzwi lotniska do centrum kursuje autobus (cena biletu 3 EUR), wysiadam przy stacji metra (tak, Bilbao ma az 3 linie podziemnej kolejki), kupuje bilet w automacie i kwadrans ppzniej jestem juz w Barakaldo na przedmiesciach miasta, gdzie znajduje sie moj hotel Ibis. Niestety, akurat inny hotel tej sieci mieszczacy sie w centrum nie mial wolnych miejsc w wybranym przeze mnie terminie. Nie wyszlo mi to jednak na zle, gdyz obok hotelu znajdowalo sie bardzo duze skupisko sklepow wielkopowierzchniowych, McDonald’s oraz moja silownia McFit, gdzie udalem sie w niedzielny poranek po sniadaniu pocwiczyc.
Wieczorem kiedy deszcz przestaje padac udaje sie do centrum, jest sobota, dzikie tlumy przechadzaja sie po reprezentacyjnej alei Gran Via, przedswiateczny czas, niebawem Mikolajki, trzeba zatem kupic prezenty. Miasto jest pieknie udekorowane niebieskimi swiatelkami i choinkami, a w parku mozna pojezdzic na lyzwach na lodowisku lub zjesc churros w czekoladzie. Jest stosunkowo cieplo, powyzej 12 stopni, spaceruje po srodmiesciu, podziwiam piekna zabudowe oraz waskie ulice na starym miescie. Poniewaz aura dopisuje, do hotelu postanawiam wrocic pieszo, trasa przez dosc dlugi odcinek biegnie wzdluz nabrzeza rzeki, z gory mozna podziwiac lezace w dole miasto i jego swiatla.
Niedziela to ciag dalszy spacerow po miescie, w niemal pelnym sloncu prezentuje sie ono rownie dobrze jak wieczorem, miasto jest naprawde bardzo zadbane i cieszy oko, az dziw, ze Bilbao jest tak malo znane i nie przyciaga rzeszy turystow. Wielu osobom kojarzy sie zwykle z terrorystyczna organizacja ETA, o ktorej raz po raz mozna bylo uslyszec w latach 90. Tymczasem obecnie to bardzo przyjazne dla odwiedzajaczych miasto, majace wiele do zaoferowania (m.in. muzeum Guggenheima). Adios!

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz