Walentynki w Krakowie / 14.02.2014



Kolejny miesiąc i czas na przetestowanie kolejnego połączenia lotniczego. Postanowiłem odwiedzić gród Kraka i korzystając z „promocji” u włoskiego Marsjanina nabyłem bilet na połączenie PLL LOT relacji Warszawa (WAW) - Kraków (KRK) za niecałe 6 euro. Cel wyjazdu był typowo rozrywkowy, dlatego też wybrałem wieczorny rejs LO odlatujący z Lotniska Chopina o 19:40. Pierwotnie lot ten miał być wykonywany samolotem Embraer, ale kilka dni przed planowaną datą wylotu okazało się, że linia zrobiła€”podmiankę” i do dawnej stolicy Polski polecę Bombardierem Dash 8 Q400 w barwach Eurolotu. Tak się składa, że nigdy dotąd nie leciałem samolotem turbośmigłowym, pora nadrobić zaległości na krótkich dystansach, a skoro bilety u pośrednika są tanie, to stanowią one bardzo dobrą alternatywę od niskokosztowych połączeń Polskiego Busa. Wieczór wcześniej dokonuję odprawy on-line, wybieram miejsce przy oknie i w piątek ok. godz. 18:00 pojawiam się na Okęciu. Po powrocie z Wrocławia do Warszawy dojazd na największe polskie lotnisko wreszcie nie jest problemem. Przy stanowiskach odprawy LOT-u nie ma kolejki, pani szybko drukuje mi kartę pokładową. Oczywiście mam ze sobą wydrukowaną także kartę w formacie A4, ale jej na razie celowo nie prezentuję obsłudze naziemnej - kolekcjonuję bowiem papierowe karty pokładowe i skoro lecę tradycyjnym przewoźnikiem, to postanawiam zatroszczyć się o kolejną kartę do kolekcji. To juz mój 111. lot. Kontrola bezpieczeństwa przesuwa się do przodu dość powoli, tym razem to ja zapiszczałem i musiałem przejść „macankę” pana w czarnych rękawiczkach - wrażenia dotykowe gwarantowane! Mam jeszcze dużo czasu do wylotu, spaceruję sobie po terminalu, spora jego część nadal jest w remoncie, ale kiedy już go otworzą, z pewnością nabierze nowego blasku. Pojawi się w nim mój ulubiony McDonald’s :D Mam to szczęście, ze zazwyczaj na lotnisku dostrzegam celebrytów czy inne znane osobistości - tym razem zauważyłem znanego niemieckiego mistrza gastronomii Kurta Schellera - pana nie daje się nie zauważyć, bo nosi siwe sumiaste wąsy. Czas umilam sobie w kawiarni So Coffee, gdzie na dłuższą chwilę zajmuję się kontemplacją podróżnych. W końcu jednak zbliża się czas boardingu, podchodzę do wyjścia numer 1 i skanuję wydrukowaną samemu kartę pokładową z odprawy internetowej. Tym sposobem cały kuponik wydrukowany przez panią na stanowisku zostaje dla mnie. Tylko dlaczego personel naziemny zawsze musi zaznaczać długopisem istotne informacje na karcie? Naprawdę, byłbym bardzo miło zaskoczony, gdyby nikt nie mazał mi po karcie. Dla większości z pasażerów to pewnie nic nie znaczący świstek papieru, którego pozbędą się zaraz po przylocie, ja zaś ten dokument traktuję niemal jak relikwie :D Po schodkach udajemy się do samolotu, jest całkiem sporo pasażerów, sądząc po strojach wielu z nich to ruch biznesowy. Zajmuję miejsce 11A, siedzenie obok mnie pozostaje wolne, natomiast z rozbawieniem obserwuję, jak na miejscach po drugiej stronie kokoszą się dwie pasażerki o znacznie obfitszych kształtach. Jedna z wyraźną dezaprobata zapina pas, widać, ze jest jej ciężko. W tym samolocie Eurolotu „na warcie” są jedynie dwie osoby z personelu pokładowego. Następuje moja ulubiona część, czyli prezentacja instrukcji bezpieczeństwa w dwóch językach. Mam to szczęście, że młody steward stoi tuz obok mnie i mogę podziwiać jego ładnie skrojony mundur. Szkoda tylko, ze warunki pracy w Eurolocie są tak słabe – firma już podczas rekrutacji zaznacza, że należy mieć założoną własną działalność gospodarczą, by wystawiać im faktury za świadczenie usług. Po instruktażu w kabinie gasną światła na czas startu, pilot wita pasażerów i zaczynamy kołowanie, miałem wrażenie, ze trwa całą wieczność a maszyna dość wolno posuwa się naprzód. I wreszcie następuje oderwanie się od pasa i Bombardier Dash wzbija się w powietrze. Z lotu ptaka Warszawa nocą wygląda przepięknie, obserwuję okolice Okęcia i już chwilę później chmury zasłaniają jakikolwiek widok. Po wyłączeniu sygnalizacji zapięcia pasów obsługa rozdaje małe wafelki Prince Polo oraz wodę i/lub herbatę – podczas tego połączenia nie ma możliwości złożenia dodatkowego zamówienia. Przeglądam magazyn pokładowy „Caleidoscope” i wkrótce potem rozlega się komunikat kapitana, że rozpoczęliśmy zniżanie do lotniska w Krakowie. Przed lotem myślałem, ze w samolocie będą mocno odczuwalne turbulencje a hałas będzie znaczniejszy niż w samolocie odrzutowym, ale wcale tak nie było. Dopiero pod koniec przy zniżaniu samolotem raz lekko zarzuciło – akurat gdy obsługa zbierała śmieci. Obyło się bez ofiar w ludziach ;) Za oknami wieczór, ale z góry widać już było światła miasta. Po raptem 30 minutach lotu łagodnie lądujemy na pasie startowym lotniska w Krakowie. 111. lot za mną, dobranoc Państwu!

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz