Dubrovnik - perła Adriatyku / 26.06.2015 - 30.06.2015

Znacie Ev’ry Night, znacie? :-P A scislej mowiac, czy znacie teledysk do tego „hita-kita” Mandaryny? Jesli kojarzycie jego lokalizacje, to bedziecie wiedziec, dokad wybralem sie w kolejna podroz, ktora tym razem rozpoczynam w moim ulubionym Berlinie. Pomysl na odwiedzenie Chorwacji zrodzil sie w mojej glowie kilka lat temu, kiedy lecac do Neapolu kapitan zwrocil nasza uwage na widniejace w dole mury obronne Dubrovnika. Chorwackie wybrzeze Adriatyku wygladalo z lotu ptaka bardzo atrakcyjnie, wiec zimowa pora zarezerwowalem bilety na trasie Berlin Schönefeld – Dubrovnik – Berlin Schönefeld. W sobotnie przedpoludnie pociagiem Airport Express z dworca ZOO docieram na lotnisko SXF, wyglada ona tak samo nieatrakcyjnie jak zawsze, nowy port lotniczy Berlin Brandenburg International (BER) stoi wybudowany juz od kilku ladnych lat, niestety wady konstrukcyjne spowodowaly, ze gigantyczna inwestycja wciaz nie zostala oddana do uzytku i chcac uniknac blamazu wladze nie podaja nowego terminu otwarcia BBI. Nieoficjalnie mowi sie nawet o 2019 roku...
Po dotarciu do pomaranczowej czesc terminalu, gdzie znajduja sie wylacznie stanowiska odpraw linii easyJet. Mam jeszcze okolo 30 minut do rozpoczecia odprawy na moj rejs, zajmuje miejsce w zatloczonym i mocno podniszczonym terminalu i uwaznie lustruje pasazerow, z ktorych zdecydowana wiekszosc stanowia Polacy, co wiecej, to oni wlasnie licznie udaja sie do Dubrovnika. Ustawiam sie w kolejce do odprawy i dostaje pomaranczowa karte pokladowa, jestem chyba jedynym, ktory prosi o tradycyjna karte, poniewaz wszyscy maja wydrukowane karty online. Rowniez posiadam taki wydruk, ale jak tylko moge staram sie odbierac tradycyjne boarding passy, to takie moje hobby. Po kontroli bezpieczenstwa i  przejsciu przez sklep wolnoclowy kiedy zerkam na monitor okazuje sie, ze wylot bedzie opozniony okolo 40 minut. Tak jak podejrzewam dzieje sie tak z powodu poznego przylotu samolotu na berlinskie lotnisko. Dopiero przy bramce widac, jak wiele turystow wybralo ten sam kierunek. Startujemy w koncu okolo godzine po czasie, ale kapitan nadrabia opoznienia i tragedii nie ma, bo na miejscu jestesmy jedynie ok. 20 – 30 minut po czasie. Bardzo duze wrazenie robi ladowanie, samolot szybuje nad lazurowymi wodami Adriatyku, by wzbic sie na specjalne wzniesienie, na ktorej usypany jest pas startowy. Po wyjsciu z Airbusa od razu staje oko w oko z goracym powietrzem, slonce mocno opalizuje. Jeszcze tylko blyskawiczna kontrola paszportowa i juz jestem w przestronnej hali przylotow, gdzie mila niespodzianke stanowi bankomat chorwackiej sieci banków, w ktorego polskim odpowiedniku mam konto w Polsce.
W hali przylotow zlokalizowane jest rowniez stanowisko przewoznika Atlas, ktory kursuje miedzy lotniskiem DBV a dworcem autobusowym. Autobus jest juz mocno wypelniony, ale jeszcze znajduje wolne miejsce i po kilku minutach odjezdzamy. Bardziej oplaca sie kupic bilety w dwie strony, platnosc tylko gotowka. Dojazd do centrum trwa okolo 30-40 minut. W Chorwacji swieci piekne slonce, przez okna autokaru kontempluje bajkowe krajobrazy Riwiery Adriatyku. Dla tej okolicy charakterystyczne sa strome urwiska opadajace wprost do morza, turkusowa woda pieknie wspolgra z dzika, nieco orientalna roslinnoscia, co jakis czas widac egzotyczne palmy, a w oddali blyszcza pomaranczowe dachowki domostw w Dubrowniku.
Po wyjsciu z autobusu umieram z pragnienia, ale dzielnie walcze z pragnieniem i decyduje sie najpierw dotrzec do kwatery, w ktorej mam zarezerwowany nocleg. W tych stronach o klasyczny hotel raczej ciezko, sa bardzo drogie hotele pieciogwiazdkowe a hoteli klasy sredniej praktycznie sa nieobecne, Chorwacja ma za to do zaoferowania liczne apartamenty, wille czy kwatery prywatne. Moje mieszkanie znajduje sie jak to zwykle bywa na wzgorzu, by sie tam wdrapac musze niezle sie napocic, zar leje sie z nieba, ale piekne widoki na nowy port i zatoke wynagradzaja trudy wspinaczki.  Po rozgoszczeniu sie w mieszkaniu i odpoczynku wracam do miasta, tym razem pokonanie kamiennych schodkow nie przysparza mi trudnosci, bowiem zbiegam w dol. Po drodze na dworzec autobusowy mijalem hipermarket Konzum i to wlasnie tam kieruje pierwsze kroki, by zobaczyc, jakie specjaly goszcza na chorwackich polkach. Okazuje sie, ze nie roznia sie tak bardzo od tego, co mozna zobaczyc w Polsce, ale udaje mi sie upolowac m.in. gruszkowy cydr Somersby, ktory dotychczas pilem w ubieglym roku w Bulgarii. O dziwo zaskakuja mnie ceny, ktore wydaja sie byc wyzsze niz w Polsce, np. pollitrowa Coca Cola to wydatek 5 zl. Na szczescie przy kasie znajduje tez widokowki, wiec wieczorem bede mogl je wypisac. Po wyjsciu ze sklepu kieruje sie wzdluz nowego portu do scislego centrum miasta, moja uwage zwracaja eleganckie jachty zacumowane przy brzegu, wyglada to niczym w Saint Tropez, nie przypuszczalbym, ze to takie elegancki kurort. Slonce powoli zachodzi, kiedy po dluzszym spacerze docieram na starowke, ktora jest okolona poteznymi murami obronnymi, ktore uchodza za swoista wizytowke miasta. Przy bramie stoja przebrani za straznikow mlodzi chlopcy z bronia, zaraz za zwodzonym mostem przenosimy sie do innego swiata, marmurowe chodniki az blyszcza w zachodzacym sloncu. Turysci przechadzaja sie po glownym deptaku miasta Stradun, podazam za nimi docieram do pieknego placu z katedra, bogato zdobione fasady budynkow az bija blaskiem, cala starowka jest w kremowej tonacji zdobiona bogaro marmurem. Po przejsciu za kolejna brame znajduje sie maly cypel, gdzie zlokalizowany jest maly stary port, skad odplywaja male stateczki turystyczne, wiekszosc z nich kursuje na niedaleka wyspe Lokrum, gdzie mozna rozkoszowac sie dziewiczymi plazami oraz podziwiac klasztor. Powoli zapada zmrok i zaczynam odczuwac zmeczenie, wracam do mojego apartamentu i zasypiam jak susel.
Kiedy budze sie w niedzielny poranek na niebie klebia sie deszczowe chmury, juz wiem, ze z plazowania nic nie bedzie. Po sniadaniu na tarasie postanawiam zatem pospacerowac ponownie po starowce i napawac sie widokami ze wzgorza. Mimo niedzielnego przedpoludnia czynne sa wszystkie sklepy a takze piekarnia nieopodal, moge sprobowac swiezego pieczywa oraz slynnego burka, nieoficjalnego przysmaku Chorwacji, przekaska jest bardzo smaczna, rowniez w wersji na zimno, polecam serdecznie. Po popoludniowej burzy momentalnie wypogadza sie, ruszam w kierunku plazy, by zobaczyc, czy rzeczywiscie sa takie kamieniste, za jakie uchodza. Okazuje sie, ze w poblizu starego miasta znajduje sie sztuczna plaza z eleganckimi lezakami, parasolami i klimatyzowanym klubem, z ktorego to glosnikow wydobywa sie dosc glosna muzyka house. Rozkladam sie na piasku, widac, ze poprawa pogody zmobilizowala turystow do masowego ruszenia na plaze. To bardzo dobra zapowiedz kolejnego dnia, ktory niemal w calosci od godzin wczesnoporannych spedzam na plazy korzystajac z kapieli slonecznych. Kilka razy zdecydowalem sie nawet wejsc do lodowatej wody, ale uksztaltowanie dna morskiego skutecznie uniemozliwialo spacery brzegiem plazy. Czas na plazy plynie powoli, przygladam sie korzystajacym z lata turystom, w poblizu na chwile rozklada sie takze duza rodzina z Polski, ale wkrotce dzieci krzykiem zmuszaja ich do zejscia z plazy. Po kapieli slonecznej na chwile zahaczam jeszcze na startowke, gdzie w jednej z waskich uliczek zlokalizowana jest poczta i moge wyslac widokowki do Polski i Szwajcarii. Upal w nagrzanych murach dosc ciezko zniesc, staram sie szybko przemknac w cieniu do mojego mieszkania. Zabieram moje manatki i zmykam na autobus Atlas jadacy w kierunku lotniska. Tym razem droga do portu lotniczego trwa jedynie nieco ponad kwadrans, wdrapuje sie po schodkach do hali odlotow i szukam miejsca, w ktorym moglbym poczekac na rozpoczecie odprawy.
Okazuje sie, ze jest tylko jedna kawiarnia okupowana przez pasazerow rejsu do Zagrzebia oraz
lotu czarterowego do Paryza. Udaje mi sie jednak znalezc miejsce na stolku barowym (uwielbiam!) i przez dluzsza chwile delektuje sie cappuccino. Po rozpoczeciu odprawy biletowo-bagazowej na rejs do Berlina (nieco wczesniej odlatuje maszyna easyJet do CDG) odbieram karte pokladowa (o dziwo jest to jedynie zwykla biala kartka papieru, bez zadnego koloru, a juz na pewno zupelnie nie taka ladna i pomaranczowa, do jakich przyzwyczail mnie tez przewoznik). Gladko przechodze przez kontrole bezpieczenstwa i znajduje sie w strefie duty free, gdzie tradycyjnie juz testuje nowe dla mnie zapachy perfum. Mam jeszcze duzo czasu, zamawiam Coca Colę w barku i siegam po lekture, ktora zabralem ze soba w podroz. Okazuje się, że boarding rozpocznie się nawet przed czasem, nie jestem przywyczajony do takich standardów i doceniam starania obsługi lotniska, gdyż dzięki temu możemy planowo wystartować i dotrzeć do Berlina przed czasem. Na pokładzie samolotu wita nas uśmiechnięta załoga easyJeta, jak to zwykle bywa, wśród załogi jest także jedna Polka - to już chyba klasyka gatunku przy berlińskiej bazie. Krótki po starcie wpadamy w chmury i samolotem zaczyna telepać, kapitan włącza sygnalizację zapięcia pasów i (płatny) serwis zostaje chwilowy wstrzymany. Na szczęście po około 10 minutach turbulencje ustają i do samego Berlina podróż przebiega bardzo spokojnie. Gute Nacht!                

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz