Gzik z Poznania / 05.08.2016 - 06.08.2016



Po nieco dłuższej przerwie powracam na warszawskie Lotnisko Chopina. Kolejny raz udało mi się skorzystać z tanich biletów linii PLL LOT na rejsy krajowe, nie wahałem się długo i wybrałem korzystne czasowo (i cenowo oczywiście też!) loty do Poznania. Czasy oferowanych połączeń były bardzo korzystne, w sam raz do mojego imprezowego harmonogramu. Wprawdzie z Paris Hilton nie mogę się równać, W piątkowe popołudnie kwadrans po godz. 17:00 pojawiam się w terminalu i kieruję się do jak zawsze opustoszałych stanowisk odprawy klasy biznes, agenci handlingowi są tutaj wyraźnie znudzeni, czytają książki w wolnym czasie, bardzo rzadko pojawiają się pasażerowie, którym mogą pomóc. Oczywiście odprawiłem się odpowiednio wcześniej online na stronie przewoźnika, by wybrać dogodne miejsce w Bombardierze Q-400 (tym razem 4D), ale nie mogę odebrać sobie tej przyjemności, by otrzymać wydrukowaną kartę na specjalnym papierze. Podczas odprawy online na stronie PLL LOT zauważyłem interesującą prawidłowość –  mój numer karty Miles & More (FQTV) nie był wpisany po wejściu w rezerwację i dostępność miejsc ograniczała się do jednego siedzenia, które zostało mi odgórnie narzucone przez system, wszystkie inne miejsca pokazywane były jako zajęte / niedostępne, co wydawało się dość dziwne, gdyż odprawiałem się na ponad 24 h przed odlotem. Po wpisaniu numeru karty Frequet Traveller dostępność miejsc w samolocie nagle okazała się znacznie większa i mogłem bez problemu „przesiąść się”. ;) Ot, taki mały trik, ale czasem przydatny trik, może komuś się przyda.
Szybkim krokiem kieruję się ku kontroli bezpieczeństwa w wersji „fast track”, nikogo poza mną nie ma przy stanowisku, więc błyskawicznie przechodzę do strefy air side i od razu zaszywam się  w saloniku, czas na małe before party przed imprezą w poznańskim klubie. Przy okazji robię prasówkę i zauważam efekty „dobrej zmiany” – Gazeta Wyborcza nie jest już dostępna w pojedynczych egzemplarzach, można ją wprawdzie przeczytać, ale egzemplarz jest specjalnie osadzony na drewnianej rączce służącej do przeglądania, nie można już zabrać sobie tego tytułu ze sobą. Za to pojawiło się bardzo dużo egzemplarzy Gazety Polskiej. Zrelaksowany, docieram do bramki numer 45 zlokalizowanej zupełnie na końcu terminala, po drodze mam zatem możliwość rozglądania się po lotnisku i pasażerach, to lubię! Przy wyjściu 44 obok będzie odbywał się niebawem boarding rejsu czarterowego, kolejka, którą początkowo błędnie wziąłem jako kolejkę do lotu do POZ, czeka właśnie na inną maszynę. Ponieważ mój rejs obsługuje mały Bombardier Q-400, to do samolotu zostajemy przewiezieni autobusem, dość długo czekamy na ostatnich pasażerów przesiadkowych, którzy w końcu docierają na pokład i kierowca rusza po płycie lotniska. Na pokładzie samolotu pasażerów wita szefowa pokładu p. Katarzyna Suska, chwilę później z głośników rozlega się głos kapitana rejsu WAW-POZ p. Arkadiusz Karasia, który przedstawia także pierwszego oficera p. Piotra Glińskiego. Załoga przedstawia instrukcję bezpieczeństwa i całkiem szybko kołujemy do progu pasa, by po kilku minutach wzbić się w powietrze w kierunku wschodnim. Niebawem czeka więc nas zakręt w powietrzy, by znaleźć się na trasie lotu do Poznania. Szybko osiągamy wysokość przelotową, o ile tego dnia w Warszawie niebo było raczej zachmurzone, to na trasie lotu jest słonecznie a przed samym lądowaniem w stolicy Wielkopolski mogę podziwiać stare miasto.
O poranku po dość intensywnej nocy spędzonej na parkiecie w jednym z poznańskich klubów docieram nocnym autobusem na lotnisko imienia Henryka Wieniawskiego. Zaskakująco duża grupa pasażerów koczowała tej nocy na lotnisku, okazuje się, że o 06:00 odlatuje rejs czarterowy do tureckiej Antalyi. Czyżby dodatkowy zatrzyk gotówki z programu 500 + przyczynił się do wzmożonego ruchu turystycznego? Nie da się ukryć, że gro pasażerów stanowią rodziny z małymi dziećmi. Ja jednak czekam na otwarcie odprawy PLL LOT, najpierw pojawia się jedna pracownica, ale wkrótce dołącza do niej kolega i u niego odbieram kolejną kartę pokładową na mój 261. lot. Zanim rodziny z dziećmi nadadzą swoje bagaże, mnie udaje się już przejść przez kolejkę do kontroli bezpieczeństwa i oczekuję na poranny rejs do WAW, na płycie stoi już zaparkowany samolocik, jak to zwykle bywa mała maszyna Bombardier Q-400, mam to samo przydzielone miejsce 4B, jest ono chyba najbardziej optymalne i po raz kolejny miejsce obok mnie jest wolne. Tym razem szefową pokładu jest p. Anna Domańska, a za sterami siedzi kpt. Piotr Gliński, który jeszcze przed startem wita pasażerów wita pasażerów i informuje, że czas naszego rejsu to około 30 minut. W rzeczywistości minęło niemal 40 minut zanim wylądowaliśmy w stolicy, ale i tak nigdzie mi się nie spieszyło tego sobotniego poranka. Przez noc pogoda uległa zmianie, pod nami białe chmury, ale na szczęścoe obywa się bez turbulencji i od strony Piaseczna lądujemy na pasie Okęcia. Dziękuję za uwagę!

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz