Nothing Toulouse / 22.01.2017

W niedzielny poranek melduję się na lotnisku w Modlinie, kilka tygodni wcześniej w systemie linii Ryanair skusilem sie na tani bilet na trasie WMI-TLS w nadziei na milo spedziona jednodniowke w Tuluzie. Poniewaz rejsy na tej trasie odbywaja sie tylko 2 razy w tygodniu, musialem znalezc sobie odpowiednie polaczenie powrotne – idealnym rozwiazaniem okazal sie powrot linia easyJet z Tuluzy do Berlina tego samego dnia wieczorem.
Przed startem rejsu do Tuluzy spotyka mnie mila niespodzianka, steward sklada mi propozycje zajecia miejsca w rzedzie awaryjnym z wieksza przestrzenia na nogi. Sam lot przebiega bez zaklocen i po nieco ponad 2 godzinach ladujemy na lotnisku TLS. Miasto slynie z fabryki Airbusa, przy lotnisku widac hangary, w ktorym remontowane serwisowane sa samoloty francuskiej produkcji, na plycie stoja A380 oraz A350 – to pierwszy raz, kiedy widze ta maszyne na zywo. Po wyjsciu z samolotu czeka nas kontrola paszportowa. Wprawdzie Francja jest w stefie Schengen, ale po zamachach terrorystycznych i wprowadzeniu stanu wyjatkowego przywrocono kontrole dokumentow na granicy. Na lotnisku od razu znajduje male stoisko z pamiatkami, gdzie nabywam widokowki, a chwile pozniej udaje sie do saloniku prasowego po najnowszy numer trgodnika „Paris Match”. Musze dbac o moj poziom francuskiego, zwlaszcza teraz, kiedy uczeszczam na zajecia prowadzone przez native speakera.
Dojazd do centrum miasta jest bardzo prosty, spod terminala odjezdza tramwaj oraz autobus, istotna informacja to taka, ze automat biletowy przyjmuje jedynie monety euro, nie sa akceptowane banknoty ani karty platnicze czy kredytowe. Francuzi moga placic specjalna karta „carte bancaire”, to chyba odpowiednik niemieckiej karty EC. W poblizu zlokalizowany jest wprawdzie punkt obslugi pasazera, ale w niedziele jest czynny jedynie popoludniami. Zatem polecam sie zaopatrzyc w bilon. Przejazd tramwajem T2 do stacji metra "B" Palais de Justice zabiera mi okolo 40 minut, wsiadam do podziemnej kolejki i z jedna krotka przesiadka docieram do stacji Capitol, ktora miesci sie w samym sercu miasta na Placu Ratuszowym. Niestety, tego dnia aura nie sprzyja spacerom, jest pochmurno, mgliscie i pada lekki deszcz i az do wieczora sie to nie zmieni. Zatrzymuje sie na chwile w restauracji McDonald’s, testuje dwie male kanapki, ktore sa dostepne w ofercie francuskiej sieci. Po naladowaniu kalorii ruszam na krotki spacer po centrum, okazuje sie, ze jest ono calkiem nieduze i spokojnie w ciagu godziny mozna sie po nim pokrecic. Dzdzysta aura nie sprzyja spacerom, na ulicach i chodnikach jest niemal zupelnie pusto. Jak to zwykle we Francji, wszystkie sklepy sa w niedziele zamkniete, co jeszcze bardziej poteguje atmosfere „wymarcia”. O dziwo zamknieta jest takze duza ilosc knajp czy restauracji, pewnie swoje podwoje otwieraja jedynie w sezonie letnim.  Pod jednym z elegantszych hoteli w centrum miasta stoja dwa autokary, a przed gmachem hotelu ustawione sa barierki, na ktore napiera spory tlumek krzyczacych fanow, to jakas druyzna sportowa, niestety, nie bylem w stanie rozszyfrowac, kim byly oklaskiwane osoby, ktore wkrotce odjechaly podstawionymi autobusami. Przypadkiem docieram do kina, sprawdzam aktualny repertuar (nie tak znow inny od polskiego) i ceny biletow (10 euro), tuz obok znajduje sie moja ulubiona kawiarnia Starbucks Coffee, ale byc we Francji i isc do amerykanskiej kawiarni to raczej nie w porzadku, zwlaszcza ze nie widze zadnych kawowych nowosci w menu. Spacerujac dalej trafiam do malej cukierni z aneksem gastronomicznym, gdzie przesympatyczne panie serwuja slodkie i slone przekaski. Zamawiam espresso lungo, kanapke croque monsieur oraz croissanta z migdalami i zajmuje miejsce przy stoliku. Po degustacji francuskich klasykow zabieram sie za lekture magazynu „Paris Match”. Czas przy prasowce szybko uplywa, ruszam w droge po raz kolejny, tym razem juz bezposrednio pod gmach wymiaru sprawiedliwosci, gdzie znajduje sie przystanek, z ktorego wroce na lotnisko. Po drodze z zewnatrz zatrzymuje sie jescze przy katedrze sw. Szczepana oraz w kiosku z pamiatkami. Dominuje kolor fioletowy, ktory jest charakterystyczny dla tego regionu (Prowansja). Waskimi uliczkami docieram do tramwaju, w niedziele nie kursuja zbyt czesto, musze nieco poczekac na pojazd.

Na lotnisku calkiem spory ruch, w koncu to niedzielne popoludnie, moj rejs linii easyJet do Berlina zaplanowany jest na godzine 19:55, mam jeszcze czas, wiec zajmuje miejsce przy jednym ze stolikow nieopodal stanowisk odprawy, wzmacniam sie mala buteleczka likieru Baileys i wczytuje sie w ostanie strony biografie Coco Chanel. Kontrola bezpieczenstwa bardzo profesjonalna, po kilku minutach jestem juz w strefie air side lotniska i przy kawie i ciastku oczekuje na moj lot. Przy bramce obok akurat trwa boarding na lot linii Tunis Air do Tunisu, obserwuje sobie arabskich pasazerow, ktorzy jak zwykle na poklad zabieraja niemal caly swoj dobytek, nie liczac zwykle kllku sztuk bagazu rejestrowanego. Tymczasem na moj rejs do Berlina czeka podejrzanie mala liczba pasazerow – okazuje sie, ze tak zostaje juz do konca i w Airbusie A320 bedzie raptem 17 pasazerow oraz zaloga. W tym wypadku boarding przebiega niezwykle sprawnie, zaloga musi jeszcze dokonac relokacji miejsc, by wywazyc samolot. Znowu w przydziale dostaje miejsce w rzedzie ewakuacyjnym. Rejs uplywa mi bardzo przyjemnie, za oknem noc, ale niebo jest wypogodzone, wiec moge podziwiac z gory swiatla miast. Berlin Schönefeld, serdecznie witamy! :)

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz