Chinka Czikulinka z Szanghaju / 30.09.2017 - 04.10.2017

Kolejny wrzesniowy weekend i tak sie sklada, ze przede mna kolejna podroz; tym razem czeka mnie pierwsze spotkanie z chinska kultura. Panstwo Srodka od dawna mnie kusilo; wprawdzie zdecydowanie bardziej wolalbym zobaczyc chinska stolice, ale skoro Qatar Airways z racji noworocznej promocji zaproponowal rejsy na trasie Warszawa-Doha-Szanghaj za jedyne 1240 zl, to postanowilem skorzystac. Tak sie zlozylo, ze nieco pozniej pojawil sie blad taryfowy linii Finnair, dzieki ktoremu wybiore sie do Pekinu w lutym 2018 roku. Odliczanie rozpoczęte, a tymczasem w piatek ok. godz. 16:00 bezposrednio po pracy melduje sie na Lotnisku Chopina, grzecznie zajmuje miejsce na koncu kolejki do odprawy biletowo-bagazowej katarskiego przewoznika. Wprawdzie otwartych jest kilka stanowisk, ale pasazerowie sa obslugiwanie w zwolnionym tempie, gdyz w swoich obowiazkach wprawiaja sie nowi lotniskowi agenci i potrzebuja wiecej czasu. Po podejsciu do stanowiska (bardzo) mlody pan weryfikuj moja wize chinska a jego trenerka dodaje, ze spodziewala sie po mnie biletu dla zalogi (staff ticket), gdyz na szyi mam zalozona smyczke z logo i identyfikatorem przewoznika. To taka pamiatka z mojego okresu pracy we wroclawskim biurze Qatar Airways, teraz to tylko mgliste wspomnienie, na szczescie moge latac po swiecie na potwierdzonych biletach, a nie mocno ryzykownych niepotwierdzonych biletach typu stand by. Odbieram karty pokladowe na moje rejsy, po raz pierwszy bede startowal z Warszawy na pokladzie samolotu szerokokadlubowego, kiedy ostatnio w styczniu 2014 roku lecialem QR z Okecia trase DOH-WAW-DOH obslugiwal jeszcze maly Airbus A320, teraz zas to codzienne polaczenie wykonywane jest przez maszyne Airbus A330. Kolejka do kontroli bezpieczenstwa ciagnie sie niemilosiernie, potrzebuje ponad 20 minut, by sie przez nia przebic, potem jeszcze kontrola paszportowa, ale po drodze znajduje chwilke na skropienie sie zapachem Chanel Egoist. Po podejsciu do stanowisk strazy granicznej potwierdzam doniesienia prasowe: zostaly one rozbudowane i teraz jest ich wiecej, co umozliwia szybsze przedostanie sie pasazerow do strefy Non-Schengen. Ostatnimi czasy zwiekszyla sie liczba operowanych kierunkow poza UE, w zwiazku z czym nalezalo zadbac o odpowiednia przepustowosc lotniska w tym obszarze. Boarding rejsu opoznia sie okolo kwadrans, gdyz przy bramce obok wciaz sa wywolywani podrozni odlatujacy rejsem LO do Chicago. W koncu mozemy zajac miejsca na pokladzie, samolot jest nowszego typu, pod siedzeniami nie ma skrzynek obslugujacych system rozrywki, wiec mam calkiem sporo przestrzeni na nogi. Samolot wzbija sie tym razem odpowiednio dluzej, co wynika z jego rozmiarow i odpowiednio wiekszej masy startowej, w koncu odrywamy sie od pasa startowego i ruszamy w kierunku wschodnim, rejs do Kataru trwa nieco ponad piec godzin, tam mam nieco ponad 2 godziny na przesiadke i ruszam w dalszy dziewieciogodzinny rejs do Szanghaju. Start ma miejsce ok. 02:30 w nocy czasu lokalnego, okolo godzine po starcie serwowana jest obiadokolacja i chwile pozniej zaloga rozpoczyna usypianie kabiny, stewardessy prosza o zasloniecie okien, gdyz lecac na wschod niebawem do kabiny wpadna pierwsze promienie slonca. Skupiam sie na pokladowym systemie rozrywki, o ile znakomita wiekszosc filmowych hitow mam obejrzana, to siegam po sprawdzone przeboje muzyczne a po dawce drinkow udaje mi sie nieco zasnac. Niestety, aura nas Szanghajem jest deszczowa, ladujemy w chmurach i dopiero tuz nad lotniskiem Pudong widac ziemie. 

Po wyjsciu z samolotu udaje sie do kontroli paszportowej, niestety na pokladzie nie rozdawano kart migracyjnych, w zwiazku z czym trace nieco czasu na wypelnienie zoltych formularzy (podstawowe dane osobowe oraz miejsce zatrzymania sie w Chinach), ktore znajdziemy na poleczkach umieszczonych przed stanowiskami strazy granicznej. O podobnym czasie laduje samolot Turkish Airlines ze Stambulu, przez co kolejka sie wydluza, ale za to juz po kontroli moge odebrac moj bagaz z tasmy i nie musze na niego czekac, jak to czesto bywa na innych lotniskach. Do mojego hotelu zlokalizowanego w samym centrum Szanghaju w poblizu Ulicy Nankinskiej docieram metrem, w punkcie obslugi klienta nabywam bilet (w formie papierowej karty, ktora przy wejsciu i wyjsciu ze stacji przyklada sie do czytnika) na 72 h na komunikacje miejska (koszt 45 CNY) i po okolo godzinie jazdy linia numer 2 wysiadam na stacji People’s Square. Po drodze na jednej z poczatkowych stacji podziemnej kolejki trzeba sie przesiasc ze skladu 4-wagonowego do 8-wagonowego odjezdzajacego z tego samego peronu po przeciwnej stronie. Warto dodac, ze przy wejsciu na stacje przeswietlane sa nasze bagaze, a podczas przemieszczania sie po miescie nalezy miec odpowiedni zapas czasu, gdyz przesiadki w obrebie stacji przesiadkowych sa dosc czasochlonne ze wzgledu na dystans, ktory trzeba pokonac w podziemnych korytarzach, lecz same polaczenia transferowe sa bardzo dobrze oznaczone.

Moj pobyt w Szanghaju bede bardzo dobrze wspominac, chociaz efektu wow tym razem nie bylo. Mysle, ze im wiecej podrozuje, tym mniej rzeczy jest mnie w stanie zaskoczyc, ale nie znaczy to, ze zamierzac skonczyc z lataniem, jakas tajemnicza sila wciaz pcha mnie w swiat. Szanghaj to prawdziwa metropolia, ktora liczy okolo 20 milionow mieszkancow, urzekly mnie te dzikie przewalajace sie tlumy, a najbardziej obraz policjantow i zolnierzy, ktorzy musieli kierowac ruchem pieszam w scislym centrum. W godzinach popoludniowych zamykano nawet jedna z glownych stacji metra, gdyz natlok pasazerow byl tak duzy, ze zagrazal bezpieczenstwu podroznych. Radze przygotowac sie zatem na wizyte w miescie-molochu, ktore ma jednak swoja jasniejsze oblicze. Polecam wizyte na Starym Miescie, spacer po Zygzakowatym Moscie i ogrodach Yuyuan. Parkow w Szanghaju jest pod dostatkiem, mimo faktu, ze w dzielnicy Pudong mieszca sie liczne drapacze chmur, jak slynna Perla Orientu czy tez drugi najwyzszy budynek na swiecie Shaghai Tower. Warto przyjsc na nabrzeze Bund wieczorem, by napawac sie panorama drugiego brzegu, gdzie na drapaczach chmur codziennie do godziny 23:00 mozna podziwiac piekne kolorowe swiatla i wizualizacje. W Szanghaju bezposrednio przy stacji metra Shanghai Science and Technology Museum znajduje sie slynny bazar w stylu „fake market”, na ktorym mozna okazyjnie kupic znane swiatowe marki w bardzo okazyjnych cenach, oczywiscie nie sa to oryginalne produkty, a jedynie podroby, chociaz naprawde niektore towary wygladaja ludzaco podobnie, jak to na AliExpress, z ta roznica, ze tutaj na bazarze trzeba sie mocno targowac. Jesli zas chodzi o zakupy spozywcze to zdecydowanie polecam wypad do centrum handlowego przy stacji metra Zhongshan Park, gdzie znajdziemy francuski hipermarket Carrefour, a na polkach takie specjaly jak imbirowa Coca Cola, chipsy Lays o smaku limonki, najrozmaitsze napoje sojowe czy ksiezycowe ciastka z niespodzianka, a co wazne to te smakolyki sa bardzo przystepne cenowo. W Szanghaju pomiedzy blokami znajdziemy takze buddyjskie swiatynie, przypadkowo naprzeciwko swiatyni Jing'an natknalem sie na lokal Dunkin’ Donuts, w ktorym mozna skosztowac paczka z nadzieniem matcha. Mnie bardzo przypadla do gustu Świątynia Nefrytowego Buddy, gdzie w poszczegolnych komnatach mozna podziwiac rozne wcielenia Buddy a na dziedzincu wierni okadzaja sie za pomoca patyczkow. Szanghaj to niby Azja, ale bardzo mocno nawiazujaca do kultury zachodniej, na kazdym kroku spotkac mozna lokale sieci McDonald’s czy Starbucks Coffee, w McD polecam zestaw sniadaniowe, gdzie zupke z buleczka lub kawe z mala kanapka mozna dostac juz za 6 CNY, zas mala kawa (praktycznie kazdego rodzaju) kosztuje w Starbucks okolo 35 CNY. Mnie przypadly do gustu takze lokalne knajpki, gdzie mogle sprobowac pysznych pierozkow w ksztalcie sakiewek, kulek z czerwona fasola czy ziolowej galaretki. 
Poza tym polecam serdecznie japonskie sklepi Unisono, ktore wedlug mnie sa lokalnym odpowiednikiem dunskiej sieci sklepow Tiger, zatem znajdziemy tam mydlo i powidlo, mnie udalo sie wypatrzec plocienna torbe z Rozowa Pantera, pojduszke-zaglowek czy tez bananowy krem a za wiekszosc produktow zaplacimy grosze. A propos platnosci: radze nastawic sie na uzywanie gotowki, gdyz platnosc kartami wydanymi poza Chinami jest (poza hotelami czy niektorymi wiekszymi sklepami typu Nike, ale juz nie Carrefour) praktycznie niemozliwa, przyjmowane sa niemal wylacznie karty z logo UnionPay, ponadto powszechnie akceptowalne sa platnosci przy uzyciu mobilnych aplikacji ze smartfonow jak AliPay czy WePay, uzywane oczywiscie przez lokalsow. Jesli chodzi o komunikacje, to uprzedzam, ze o porozumiewaniu sie w jezyku angielskim mozna zapomniec, pozostaje nam uniwersalny body language, by dogadac sie z Chinkami-Czikulinkami. Powodzenia!:)                

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz