Dolce far niente: Verona & Firenze / 03.10.2020 - 05.10.2020

Kolejna wizyta w pieknej Italii byla planowana przeze mnie juz od dawien dawna, ale wyjazd pokrzyzowala pandemia koronaswirusa. Zamiast wylotu w maju wybralem sie wiec do Wloch w pierwszy weekend pazdziernika. Tym razem chcialem zobaczyc Werone oraz Florencje, to jedne z ostatnich wiekszych osrodkow miejskich, ktorych dotychczas nie udalo mi sie odwiedzic – glownie z tego powodu, ze z Polski nie mozna tam doleciec bezposrednio. Na szczescie udalo mi sie znalezc bilet na polaczenie typu multi city Lufthansa, tym razem w obie strony z przesiadka we Frankfurcie. W czasach zarazy loty niestety nie naleza do najprzyjemniejszych doznan, serwis jest zredukowany do minimum, badz jak na trasie Frankfurt-Werona obslugiwany linia Air Dolomiti nie wystepuje w ogole. Na szczescie wciaz funkcjonuja lotniskowe saloniki biznesowe, gdzie mozna sobie odpoczac i skorzystac z oferty gastronomicznej.

Mimo wrecz fatalnych prognoz pogody Werona wita mnie popoludniowa pora pieknym sloncem i temperatura +23 stopni Celsjusza. Z lotniska do miasta kursuje bezposredni autobus za 6 euro, ja jednak wybieram opcje ekonomiczna, czyli ok. 20-minutowy spacer do stacji kolejowej Dossobuono i nastepnie 10-minutowa przejazdzke pociagiem regionalnym za jedyne 1,90 EUR. Pierwsze kroki na dworcu kolejowym w Weronie kieruje do kawiarni, czas zregenerowac sie mocnym wloskim espresso oraz croissantem z czekolada. Potem kilka minut spaceru i juz jestem w mieszkaniu, gdzie spedzam noc z soboty na niedziele. W Weronie ciezko jest dostac klasyczny hotel, w miescie kroluje niepodzielnie oferty typu Bed & Breakfast. Po zameldowaniu i rozpakowaniu walizki zmieniam stroj na zdecydowanie lzejszy i ruszam do supermarketu EUROSPAR, skad jak to zwykle we Wloszech wychodze objuczony jak wielblad. Kuchnia wloska to zdecydowanie u mnie numero uno, bedac tutaj zawsze staram sie przywiezc sobie jakies rarytasy do Polski. W drodze powrotnej zauwazam mala lokalna pizzerie, gdzie sprzedaje sie ten specjal krojony na kawalki na wynos. Tego mi trzeba, wybieram pizze z pomidorami i kilka minut pozniej juz ja palaszuje. Nastepnie po zostawieniu zawartosci wozka zakupowego w mieszkaniu wracam na miasto i kieruje sie na starowke, ktora we wczesny sobotni wieczor tetni zyciem. Gdyby nie fakt, ze czesc osob ma na sobie maski, to nie domyslilbym sie, ze panuje zlowrogi wirus i sa wprowadzone pewne ograniczenia. Zacnie prezeruje sie podswietlona Arena, ktora wyglada niczym kopia rzymskiego Koloseum. W miescie jest tez oczywiscie duzo kosciolow a czesc starego miasta to strefa ruchu pieszego, gdzie znajdziemy przede wszystkim salony odziezowe i kosmetyczne. Ruszam jeszcze w strone domu Julii (tak, tej z dramatu Szekspira), ale o tej porze brama na dziedziniec jest juz zamknieta, wiec moge tylko zobaczyc krate i czesc podworza. Podczas gdy ja wciaz spaceruje w szortach Wlosi maja na sobie juz czeso kurtki puchowe a nawet czapki, musi byc im naprawde zimno. Po samotnym, ale jakze romantycznym spacerze ulicami Werony wieczor spedzam przed telewizorem ogladajac show taneczny Ballande con le stelle i popijajac czerwone wino. Sen przychodzi dosc szybko, zwlaszcza ze tego dnia wstalem o 03:30, by zdazyc na poranny lot Lufthansa do Frankfurtu.

W niedzielny poranek po samoobslugowym sniadaniu w kuchni ruszam z powrotem na stacje kolejowa, znowu zamawiam cornetto a do tego cappuccino, w koncu ta kawe z mlekiem przystoi pic we Wloszech tylko o poranku, wiec to doskonaly poczatek dnia. Moj pociag Italotreno do Florencji juz czeka, przyjechal zgodnie z rozkladem z Bolzano a jego stacja koncowa to Roma Termini. Alstomowski sklad typu pendolino nie jest specjalnie zatloczony, poza tym co drugie miejsce jest zablokowane, wiec mam dla siebie dosc przestrzenia na 1,5 h jazdy. Przed Bolonia pociag wjezda do tunelu i niemal 1/3 trasy wiedzie w ciemnosciach niczym w metrze. Moze to i lepiej, bo akurat pogoda sie psuje i nad okolica pojawiaja sie ciemne deszczowe chmury. Kiedy docieram do Toskanii niebo jeszcze nie jest mocno zachmurzone, wiec najpierw (po obowiazkowym espresso) ruszam na pobliskie stare miasto, gdzie w koncu mam okazje zobaczyc z bliska florencja katedre z charakterystyczna pomaranczowa kopula. Krecie sie po waskich uliczkach, podziwiam charakterystyczna dla tego regionu zabudowe oraz okna i tak przypadiem docieram do Galerii Uffizi, gdzie mozna podziwiac dziela mistrzow malarstwa czy rzezby. Kolejna do wejscia jest calkiem spora, a myslalem, ze akcja pandemia jednak skutecznie odstraszy turystow. Jak slysze, sa to jednak glownie turysci lokalni, wiec ruch zagranicznym rzeczywiscie zamarl. Po dotarciu do Novotelu takze moge to potwierdzic, w hotelu poza pracownikami recepcji nie widac zywej duszy. Poniewaz hotel miesci sie przy lotnisku, to z okna mojego pokoju na ostatnim 8. pietrze moge podziwiac startujace samoloty, mam okazje zobaczyc m.in. KLM czy British Airways.

Popoludniowa pora wracam na florencka starowke, spaceruje po Ponte Vecchio i zaopatruje sie w pamiatki. Na miescie sa nieprzebrane tlumy zwiedzajacych, wszystkie lokale gastronomiczne dzialaja, najwiekszym powodzeniem zdecydowanie ciesza sie lodziarnie, ale dla mnie na taki deser jest juz za zimno. Zagladam do kilku butikow, czas szybko plynie i robi sie chlodno, pora wiec wracac do hotelu, najpierw tramwajem lotniskowym za 1,50 EUR a potem jeszcze 40 minut z okolicy lotniska. Kiedy nastepnego dnia wieczorem startuje z Florencji do Frankfurtu rejsem LH315, z pokladu Embraera dzieki neonowi z logo marki dobrze widze moj hotel, teraz moge podziwiac go z lotu ptaka. Pobyt we Wloszech, mimo pogodowej przeplatanki, uwazam za bardzo udany. Za mna zaliczone kolejne piekne miasta, a do tego moglem porozumiewac sie w tym melodyjnym jezyku. Arrivederci!

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz