Na styku kontynentów - Tanger / 23.09.2021

Tak sie zlozylo, ze wypad do Maroka i Francji byl moja ostatnia podroza, ktora odbylem przed akcja pandemia w lutym 2020 roku. Teraz zas pierwszy wyjazd po Europe pada wlasnie na Maroko i jest to Tanger, na styku Afryki i Europy. Korzystajac z dosc rozbudowanej siatki polaczen linii Ryanair udalo mi sie zaplanowac jednodniowa wycieczka do Maroka na trasie Warszawa Modlin – Bergamo – Tanger & Tanger – Charleroi – Warszawa Modlin. W czwartkowy poranek po porannym espresso i brioche czekam pod bramka mojego lotu BGY-TNG, boarding trwa niesamowicie krotko, bo okazuje sie, ze leci mniej niz 20 pasazerow, dawno juz nie widzialem tak pustego samolotu, mam dla siebie cale 3 siedzienia, ale ze za oknem przez wieksza czesc lotu jest piekna pogoda, to obserwuje to, co dzieje sie pod nami a przez pozostaly czas koncze czytac ksiazke „Lotniskowy zawrót głowy”. Ujmuje mnie ladowanie na afrykanskiej ziemi, ladujemy od strony oceanu i przelatujemy bardzo nisko niemal nad sama plaza, cos wspanialego. Po wyjsciu z samolotu nastepuje kontrola dokumentow „covidowych”, moje potwierdzenie szczepienia oraz formularz „fiche sanitaire” laduja na odpowiedniej kupce u sluzb lotniskowych a potem juz klasyczna kontrola paszportowa, skanowanie bagazu i moge opuscic lotnisko. Akurat udaje mi sie rozmienic banknot 200 MAD w lotniskowej placowce pocztowej placac za znaczki. Jeszcze tylko zmiana stroju na lzejszy i juz moge ruszyc w droge do miasta. Bezposrednio na lotnisko nie kursuje komunikacja miejska, ale mozna dostac sie na jej przystanek idac pieszo z lotniska. Spacer do dużego ronda z główną trasą trwa ok. 15-20 minut. Mamy ładny chodnik po obu stronach jezdni, można śmiało iść. Największa trudność to przedostanie się potem na drugą stronę jezdni, by zlapac autobus 9A w strone miasta. Jezdza bardzo czesto, wiec nie trzeba sie martwic, jesli nam ucieknie. Bilet na przejazd kupujemy placac gotowka u kierowcy, koszt biletu to 3,5 MAD (wejscie tylko przednimi drzwiami). Do miasta jechalem w porannym szczycie ok. 40 minut, z powrotem juz niecale 30 min. Jesli chcemy zasygnalizowac kierowcy, ze chcemy wysiasc na kolejnym przystanku pukamy w szybe drzwi wyjsciowych. 

Z centrum miasta dobiega typowy arabski gwar, a samo miasto jest ładne, zadbane i bardzo kolorowe. Pierwsze kroki kieruje do legendarnej Gran Cafe de Paris vis a vis ambasady Francji i Instytut Francuskiego. Miejsca na zewnatrz sa mocno oblegane, wiec zajmuje stolik przy drzwiach i zamawiam zestaw sniadaniowy. Omlet z oliwkami oraz swiezo wyciskany sok z pomaranczy smakuja wybornie, taki posilony moge ruszyc w dalsza droge, ktora przez miasto wiedzie mnie w kierunku medyny, by zagubic sie w gaszczu waskich uliczek i napatrzec sie na targ i zycie codzienne mieszkancow Maroka. Przy okazji zaopatruje sie w pamiatki a potem jeszcze dla odmiany czeka mnie wizyta w supermarkecie Marjane, gdzie do plecaka pakuje moc przekasek i lokalnych slodyczy. W koncu nadchodzi pora na glowny punkt programu, czyli wizyte na szerokiej plazy miejskiej. O tej porze dnia nie ma tam wielu plazowiczow, wiec spokojnie mogle sie zrelaksowac, zamoczyc stopy w Atlantyku i wsluchac sie w szum fal. Oprocz blekitnego nieba...

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz