So hot in Sopot, czyli WAW-GDN by OLT Express - 04.05.2012

Tym razem przede mną błyskawiczna podróż krajowa na trasie Warszawa – Gdańsk. Co roku bywam bowiem w Trójmieście, mam to tej okolicy sentyment, urzeka mnie sopockie molo i jestem wielkim fanem imprez w tym nadbałtyckim kurorcie. Tym razem miałem okazję lecieć po raz pierwszy liniami OLT Express - wylot o godz. 14:30 z Lotniska Chopina. Odprawa w strefie E terminalu rozpoczęła się punktualnie na dwie godziny przed odlotem. Z tego co zaobserwowałem, to sporo pasażerów oddawało bagaż rejestrowany - zupełnie inaczej niż w modelowych tanich liniach. Bagaż w cenie robi swoje :] Odlot był z gate nr 44, samolot przyleciał z Gdańska i wkrótce po wyjściu pasażerów rozpoczął się boarding, który przebiegał bardzo sprawnie. Wchodzenie na pokład odbywało się przez rękaw, przy wejściu pasażerów witała uśmiechnięta stewardessa i szef personelu pokładowego z dość oryginalną blond fryzurą. Przypominał mi ekschłopak najzdolniejszej kielczanki, czyli Edyty Herbuś. Tak, tak, chodzi o tego „słynnego” chippendalesa Dawida Ozdobę ;) Pamiętacie ich filmik po imprezie krążący w sieci? Redakcja Pudelka czuje się w obowiązku przypomnieć to zakurzone nagranie z YouTube.
Przy powitaniu wręczano chusteczki odświeżające oraz małą tortillę (coś na podobieństwo kanapki Snack Wrap z McDonald's). Mniej więcej o 14.35 samolot po kilku chwilach kołowania oderwał się od pasa startowego i przez kilka chwil wzbijał się w górę, nie ma to jak widok warszawskich blokowisk z lotu ptaka. Niemal natychmiast po wyłączeniu sygnalizacji zapięcia pasów rozpoczął się serwis napojów - były napoje gorące oraz dwa rodzaje soków Hortex do wyboru - pomarańczowy i pomidorowy. Poszło szybko, załoga uporała się z obsłużeniem paxów na czas. Sam lot przebiegał dość gładko, tylko kilka razy zakołysało Airbusem A320. Siedziałem na miejscu 5F (po prawej stronie przy oknie), nie rozglądałem się specjalnie do tyłu, ale load factor był niezły, chyba wszystkie grupy społeczne, w tym niestety płaczące dzieci przede mną. W pobliżu mojego miejsca zlokalizowane były silniki, więc ich praca mocno uniemożliwiała mi koncentrację na lekturze prasy bulwarowej (trzeba wiedzieć, co w showbiznesie piszczy), ale to był krótki lot, więc uzbroiłem się w cierpliwość. ;] W niektórych miejscach widać, że samolot był już wcześniej eksploatowany w innej linii lotniczej, zwłaszcza rzuca się to w oczy na fotelach, podłokietnikach czy framudze okien. Na około 20 minut przed lądowaniem kapitan włączył sygnalizację zapięcia pasów i rozpoczęło się zniżanie do lotniska w Gdańsku. Bardzo spodobało mi się to, że z samolotu mogłem podziwiać gdańską starówkę :] Punktualnie o 15:15 samolot przyziemił i po kołowaniu rozpoczął się deboarding przez przednie i tylne drzwi - podjechały schodki. Krótki spacer na teren starego terminalu i oczekiwanie w kolejce po odbiór bagażu. Ta część portu lotniczego jest w remoncie, więc momentami było ciężko się przecisnąć przez napierający tłum w korytarzu i robotników budowlanych. Zwrócę jeszcze uwagę na dość niskiej jakości tłumaczenie z języka angielskiego na język polski na instrukcjach bezpieczeństwa w kieszeniach foteli (np. remove your shoes jako usuń buty) czy napis na papierowej torebce głoszący "torebka chorobowa" (sickness bag). Ale może to ja się zbytnio czepiam jako filolog :-P
Podsumowując, za cenę 50 zł (zamawiałem bilety ze zniżki studenckiej - a propos - nikt z obsługi lotniska nie pytał mnie o legitymację, a regulamin promocji wyraźnie na to wskazywał) dostałem błyskawiczny transfer do Trójmiasta i usługę na naprawdę przyzwoitym poziomie. Z pewnością jeszcze nie raz skorzystam z ich usług, tym razem zapewne na trasach międzynarodowych uruchamianych na koniec października. Dodam też, że był to lot, w trakcie którego wybiła moja dwusetna godzina w powietrzu! :) Kolejna relacja będzie z pewnością dłuższa, bo i final destination ciekawa – Moskwa czeka!




1 komentarz: