PrzeLOTem w Rzeszowie / 06.07.2014

Kolejny weekend, czas rozpocząć następną podniebną podróż, tym razem na trasie Rzeszów - Warszawa. Po raz kolejny dzięki uprzejmości AFT mogłem cieszyć się biletem w bardzo atrakcyjnej cenie. Po kilkugodzinnym pobycie w Rzeszowie docieram autobusem linii 51 na lotnisko w Jasionce - od niedawna w Rzeszowie znajdują się dwa terminale, odloty odbywają się z nowoczesnego przeszklonego budynku - po odwiedzeniu kilku lotnisk w Polsce mam wrażenie, że ich projekty są do siebie dość podobne. Odlot do Warszawy planowany jest na godzinę 15, mam jeszcze prawie 2,5 godziny do odlotu, trwa odprawa na rejs Lufthansy do Frankfurtu - planowy start o godz. 13:35, jest już ostatnia chwila, by oddać bagaż i odprawić się, ale pasażerowie podchodzą do tej kwestii bardzo lekceważąco, wcale się nie spieszą i wolnym krokiem zmierzają do stanowisk check-in. Nie byłbym w stanie tak późno pojawić się na lotnisku - wprawdzie w Rzeszowie ruch pasażerski jest znikomy, lecz zawsze mogą wystąpić najrozmaitsze sytuacje losowe a nie chciałbym ryzykować, że nie zostanę wpuszczony na pokład samolotu. Punktualnie na dwie godziny przed odlotem PLL LOT na Lotnisko Chopina otwiera się odprawa - okazuje się, że samolot Lufthansy z powodów technicznych będzie miał ponad 2 godziny opóźnienia i obsługa lotniska musi sprawdzić, czy pasażerowie zdążą na swoje przesiadki we Frankfurcie. Do stanowiska biletowego Star Alliance ustawia się bardzo duża kolejka osób, które musiały opuścić już strefę tylko dla pasażerów, by dokonać niezbędnych zmian w rezerwacjach. Ludzie są mocno podenerwowani, bo nie zdążą na przesiadki na swoje loty do Kanady czy USA, część z nich ma polecieć moją maszyną przez WAW i zostać przebukowana na rejsy LOT-u. Tymczasem ja szybko dostaję kartę pokładową, jestem już wcześniej odprawiony on-line, teraz wystarczyło tylko wydrukować boarding pass. Ruchomymi schodami wjeżdżam na poziom górny, przechodzę kontrolę bezpieczeństwa - tym razem "macanka" przez funkcjonariusza SOL-u, mimo że bramka nie zapiszczała - mam łaskotki, kiedy ktoś wkłada mi ręce do wewnętrznej strony spodni przy pasku i sprawdza, czy czegoś tam nie ukryłem...
W strefie odlotów znajduje się duża grupa pasażerów oczekujących na feralny lot Lufthansy - dzięki nim kawiarnia ma niezły utarg i biznes się kręci, podróżni chętnie korzystają też ze sklepu Baltony. To, co jest bardzo interesujące dla fana lotnictwa, to fakt, że przez przeszkloną szybę można obserwować lądujące i startujące samoloty - niestety, jak wspomniałem, nie ma ich zbyt dużo. O dziwo czas nawet mi się bardzo nie dłuży i wreszcie za oknami widzę lądującego Embraeara 195 w barwach naszego narodowego przewoźnika. Z pokładu samolotu po podstawieniu schodków wychodzą pasażerowie, którym z tarasu widokowego machają rodziny, które przyjechały na lotnisko powitać swoich bliskich. Mnie tradycyjnie nikt nie przywita w Warszawie, a nie powiem, bo po długiej podróży chętnie zobaczyłbym znajomych witających mnie może niekoniecznie chlebem i solą, ale kiedyś widziałem powitanie na Okęciu, gdzie grupka znajomych przyszła z balonikami i kolorowymi gadżetami, całkiem sympatycznie to wyszło. Około 14:45, z lekkim poślizgiem, rozpoczyna się boarding - jako pierwsi na pokład samolotu wchodzą dwaj chłopcy, których do środka prowadzi pracownik obsługi lotniska. Lecą bez opieki osoby dorosłej, a taki serwis nazywa się w liniach lotniczych Unaccompanied Minor. Miałem wątpliwą przyjemność kilka razy organizować taką usługę w mojej poprzedniej pracy. Po chwili miejsca mogą zajmować już wszyscy pasażerowie - ostatnio po kraju latałem maszynami Dash Q 400 EuroLot, a tutaj taka miła odmiana w postaci Embraera - co mnie nieco razi w oczy to fakt, że samoloty nie mają kolorowego wyświetlacza dotykowego jak np. w WizzAir, na którym cabin crew sprawdza i reguluje niektóre parametry kabiny a kiedy nic się nie dzieje jako tło wygaszacza ekranu ustawione jest logo danej linii lotniczej. W tym samolocie ten "przedsionek" wygląda dość obskurnie i mało zachęcająco. Zajmuję moje miejsce 4D, tradycyjnie przy oknie. Dzisiaj szefową pokładu jest nieco starsza, ale bardzo uśmiechnięta stewardessa, kapitanem podczas rejsu do Warszawy jest Zdzisław Modelski - wyjątkowa "gra" imienia z nazwiskiem sprawiła, że doskonale je zapamiętałem ;) Boarding szybko zostaje zakończony, LF nie jest zbyt wysoki, rozpoczyna się standardowy instruktaż bezpieczeństwa poprzedzony informacją, że LOT akceptuje już korzystanie z urządzeń elektronicznych podczas swoich lotów. Co bardzo pozytywnie mnie zaskakuje to fakt, że pod każdym fotelem znajduje się gniazdko elektryczne. 
Samolot kołuje, szybko się rozpędza i już szybujemy w powietrzu. Przez okno mogę z lotu ptaka podziwiać Podkarpacie, ale chwilami malownicze widoki przesłaniają dość gęste białe chmury. Urocze stewardessy w chustach ze wzorami łowickimi rozdają klasyczny poczęstunek w postaci małego wafelka Prince Polo oraz wody. Po kilku minutach z kokpitu odzywa się kapitan, podaje parametry lotu i nieco później zaczynamy zniżanie do lądowania w Warszawie. Nie zdążyłem nawet przeczytać połowy magazynu pokładowego Kalejdoskop, ale nadrobię to w najbliższy piątek podczas kolejnego rejsu w przestworzach. Na horyzoncie majaczy już Wisła, przecinamy obwodnicę i po niecałych 35 minutach lotu lądujemy na Lotnisku Chopina - tym razem wyjście przez rękaw, brawo LOT! :)    
            
 

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz