Poznañ na bis / 26.07.2014

Po raz kolejny mam okazję polecieć porannym lotem na trasie z Poznania do Warszawy. Po imprezie w jednym z poznańskich klubów nocnym autobusem linii 242 docieram z nowoczesnego i mieniącego się kolorami dworca kolejowego Poznań Główny pod terminal odlotów poznańskiej Ławicy. Dochodzi godzina 4 rano, za oknami powoli świta. Tym razem pracownicy handlingowi pojawiają się na stanowiskach odprawy wcześniej niż kiedy leciałem ostatnio. Najpierw swoją pracę rozpoczyna stanowisko Lufthansy -€“ o poranku wyrusza lot do Monachium; chwilę później jest już czynne stanowisko PLL LOT, gdzie odbieram kartę pokładową do kolekcji -€“ od razu zauważam, że pan wydrukował mi ją w odwrotną stronę, ale już nie będę się czepiał szczegółów. Zaraz potem przechodzę do kontroli  bezpieczeństwa -€“ wejścia do niej broni mocno opalony pracownik Straży Ochrony Lotniska, który podejrzliwie wertuje kartę pokładową, sprawdza coś na swojej kartce z notatkami a następnie na telefonie i dopiero wtedy mnie wpuszcza - tak samo kontrolował przede mną pasażera Lufthansy. Nigdy nie spotkałem się z taką obsługą, najwidoczniej poznańskie lotnisko nie zainwestowało w czytniki do kodów kreskowych/ QR. Wtedy wystarczyłoby tylko zbliżenie takiej karty do automatu i wszystko byłoby jasne. Kontrola bezpieczeństwa błyskawiczna, bo oprócz mnie nie było nikogo w kolejce. Wolnym krokiem udaję się pod terminal, gdzie zajmuję wygodne miejsce na pomarańczowej ławeczce ING i udaje mi się nawet na dłuższą chwilę zasnąć. Oczywiście co jakiś czas wybudzają mnie odgłosy innych gromadzących się pasażerów czy pracowników lotniska. Na szczęście czas tym razem upłynął mi bardzo szybko i boarding rozpoczyna się punktualnie, pasażerów nie ma zbyt wielu, toteż autobus po chwili odjeżdża i kieruje się do samolotu typu Bombardier Dash Q-400 w barwach Eurolotu. Tradycyjnie część pasażerów nie zdaje sobie sprawy, że w tego typie maszyn większy bagaż podręczny nie zmieści się pod fotelem czy na półkach i trzeba oddać go ekipie handlingowej bezpośrednio przed samym wejściem do samolotu. Zajmuję moje wybrane wcześniej miejsce 3D (prawa strona przy oknie), zapinam pasy i przez okno ostatni raz spoglądam na lotnisko w Poznaniu. Stewardessa zaczyna tradycyjne powitanie, ale mówi bardzo niewyraźnie, tak że nie jestem w stanie zrozumieć jej nazwiska ani nazwiska pilota. Odwracam się nieco do tyłu i oto moim oczom ukazuje się  steward, który obsługiwał mój walentynkowy lot do Krakowa. Miło, źe zaczynam już kojarzyć obsługę - powoli staję się prawdziwym €œFrequent Travellerem.
Samolot kołuje i już po chwili wzbijamy się do góry, siedzę na przodzie, więc czuję, jak nas podnosi -€“ jeszcze tylko delikatny skręt i już mogę z lotu ptaka rozkoszować się widokiem Wielkopolski. Rozpoczyna się skromny poczęstunek, czyli Prince Polo oraz woda mineralna, próbuję się nieco zdrzemnąć ale sen nie przychodzi, jak to zwykle w samolocie. Po kilkunastu minutach lotu kapitan włącza sygnalizację zapięcia pasów, ponieważ już zbliżamy się do lądowania - wlatujemy w gęste chmury, ale nie ma żadnych turbulencji. Jeszcze tylko pobieżne sprawdzenie kabiny przed lądowaniem przez personel pokładowy, kilka skrętów maszyną, wypuszczenie podwozia i przed czasem lądujemy na warszawskim lotnisku. Halo Ziemia!

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz