Poznañ by night / 03.10.2014 - 04.10.2014

Nadchodzi weekend, więc tradycji musi stać się zadość. Przede mną bardzo krótki lot krajowy do stolicy Wielkopolski, następnie impreza w jednym z poznańskich klubów i powrót do Warszawy porannym lotem. Na Lotnisko Chopina przybywam w piątkowy wieczór kwadrans przed godziną 18, kolejka do odprawy pasażerskiej jest znikoma, ja jak zwykle wybieram stanowiska do odprawy tradycyjnej. Przede mną przy stanowisku stoi trzech młodych mężczyzn, najprawdopodobniej pochodzenia arabskiego. Okazuje się, że tylko jeden z nich jest pasażerem i leci do Monachium, natomiast dwóch kolegów go odprowadza. U mnie krotka piłka, muszę jedynie odebrać kartę pokładową, pan jeszcze upewnia się, czy pozostawić miejsce 3D przy oknie i drukuje dokument dla mnie. Kontrola bezpieczeństwa przebiega bardzo szybko i już jestem w strefie tylko dla osób podróżujących. Spoglądam na tablicę wylotów, moją uwagę zwraca samolot linii Finnair, nieco później jest zaś boarding lotu linii AirBerlin, już cieszę się na listopadową wizytę w tym mieście. Zajmuję miejsce przy bramce 36, z gate’u obok odlatuje samolot Lufthansy do Frankfurtu; od razu widać, że będzie bardzo dobrze obłożony, a jego pasażerowie to w większości delegacje, mnóstwo elegancko ubranych podróżnych wchodzi na pokład. Zajmuję się lekturą szwedzkiego kryminału pt. „Powrót nauczyciela tańca” Henninga Mankella, książka jest bardzo wciągająca, więc czas szybko mija i słyszę zapowiedź, że boarding opóźni się o ok. 15 minut z powodu późnego przylotu samolotu do Warszawy. Bardzo mi się nie spieszy, więc dodatkowy kwadrans na lotnisku tym razem nie robi mi różnicy. Niebawem zostajemy poproszeni do wyjścia, na dole czeka juz na nas autobus, którym podjedziemy do czekającego na płycie postojowej Bombardiera Dash Q400 w barwach Eurolotu. W autobusie panuje duży ścisk, okazuje się, że o ponad 5 godzin opóźnił się wylot samolotu PLL LOT z Nowego Jorku do Warszawy, a zdecydowana większość podróżnych jest właśnie z tego samolotu, więc zostali przebukowani na to połączenie. Po schodkach wchodzę na pokład malutkiego samolotu, zawsze muszę uważać na głowę, kiedy wchodzę do środka. Sympatyczna szefowa pokładu Maria Krupa wita pasażerów, zajmuję przydzielone mi miejsce 3D, zapinam pasy i w oczekiwaniu na start oddaję się lekturze magazynu pokładowego Kalejdoskop. Czekamy jeszcze na drugi autobus z podróżnymi, w końcu wszyscy zajmują miejsca i rozpoczyna się safety demo. W odróżnieniu od samolotów PLL LOT na pokładach Eurolotu nie można używać telefonów komórkowych. Mam wrażenie, że kołowanie po pasie trwa całą wieczność, ale wreszcie wzbijamy się w powietrze. Wznosimy się w kierunku zachodnim, mijamy Aleję Krakowską, rozpoznaję znajome budynki. Niebawem przelatujemy nad Dworcem Zachodnim PKP, oświetlona stolica z lotu ptaka wygląda pięknie. Szybko osiągamy wysokość przelotową ok. 5200 m, błyskawicznie rozpoczyna się serwis, dostaję szklaneczkę wody oraz wafelek Prince Polo i zagłębiam się w lekturze, najbardziej intryguje mnie artykuł na temat samolotów PLL LOT, które wystąpiły w filmach. Kapitanem wieczornego rejsu LO 3949 jest Jacek Figlus, na 10 minut przed lądowaniem podaje podstawowe informacje na temat lotu i chwile później rozpoczynamy zniżanie na lotnisko Ławica w Poznaniu. Poznań z góry również jest rozświetlony, bardzo mi się podobają takie widoki. Łagodnie przyziemiamy na lotnisku im. Henryka Wieniawskiego.
Po powrocie z imprezy melduję się na lotnisku kilka minut przed 4 rano. Za ladami do pracy przygotowują się już pracownicy obsługi handlingowej, o tej porze kawiarnie jeszcze są zamknięte, więc zadowalam się cappuccino z automatu. Po krótkim relaksie przy porannej kawie udaję się do stanowiska odprawy, przy ladzie stoi dwóch czarnoskórych Kenijczyków lecących do Moskwy z przesiadką w Warszawie. Po chwili także i ja odbieram moją kartę pokładową na rejs do Warszawawy startujący o 05:45 z poznańskiej Ławicy. Z kartą w dłoni udaję się do kontroli bezpieczeństwa, wiem, że w Poznaniu jest jakiś specyficzny system sprawdzania kart pokładowych, bo pracownik SOL zawsze musi spojrzeć w swoje notatki, nie ma tam bowiem automatycznego czytnika kart. Kontrola bezpieczeństwa w ten sobotni blady świt przebiega błyskawicznie, przede mną tylko wspomnianych dwóch murzynów oraz pewna Polka z amerykańskim paszportem wracająca do USA, w ręku ma 3 karty pokładowe wydane z logo Lufthansy, zatem pierwszy odcinek odbywa rejsem do Monachium. Zastanawia mnie fakt, że z POZ nie ma porannych lotów do Frankfurtu, w ten sposób pasażerowie nie mogą skorzystać z pełnej siatki połączeń niemieckiego przewoźnika, bo część rejsów odlatuje jedynie z FRA i to właśnie w godzinach porannych, jak np. mój lot do MIA sprzed ponad roku. Ale te kwestie zostawię już do rozwiązania pracownikom LH, ja zaś zasiadam na miejscu przed bramką numer 03 i zatapiam się w lekturze Henninga Mankella. Wprawdzie oczka się kleją, ale dzielnie udaje mi się dotrwać do godziny 5 z minutami, kiedy to rozpoczyna się boarding. Jak zawsze w Poznaniu przy wyjściu podstawiony jest autobus, tym razem pasażerów nie ma zbyt wielu. Po chwili stajemy już pod Bombardierem, ponownie w barwach Eurolotu. Zaraz przy wejściu stoi w płaszczu dość zmarznięta szefowa pokładu Patrycja Nowakowska, kapitanem tego rejsu jest Ireneusz Piasecki, przypomina mi się, że już miałem okazję lecieć z tym pilotem. Nic dziwnego, że załogi zaczynają się powoli powtarzać, skoro ostatnimi czasy regularnie latam z PLL LOT. Na zewnątrz jest jeszcze zupełnie ciemno, więc zza okien maszyny niewiele widać. Tym razem również zajmuję miejsce 3B i z uwagą przyglądam się mojemu ulubionemu instruktażowi bezpieczeństwa. Powoli kołujemy do progu pasa i wzbijamy się w powietrze, w górze widać już różowy horyzont, lecimy na wschód, więc powoli się rozwidnia, ale pod nami wciąż widać światła miast. Tym razem pilot przemawia do pasażerów kilka minut po starcie, pogoda do lądowania jest bardzo dobra, niebo jest bezchmurne, ale temperatura w Warszawie to jedynie 5 stopni powyżej zera. Chwilę po starcie nie mogło zabraknąć oczywiście tradycyjnego małego wafelka Prince Polo oraz szklaneczki wody mineralnej. Dokańczam przeglądać magazyn pokładowy Kalejdoskop; następna podróż na pokładzie PLL LOT do Kijowa to dopiero listopad, więc już nie będę miał okazji zerknąć na ta lekturę. Podchodzimy do lądowania od strony Piaseczna, mijamy trasę szybkiego ruchu, tory kolejowe (lina radomska) i lądujemy na Lotnisku Chopina. Do widzenia!

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz