Ich bin ein Berliner / 08.11.2014 - 10.11.2014

Po tygodniu przerwy w lataniu ponownie melduje sie na Lotnisku Chopina w Warszawie. Czas odwiedzic moje ukochane miasto Berlin. Bilety kupilem juz w kwietniu, wiec do listopada musialem sporo poczekac, ale oplacalo sie, bo akurat trafilem na obchody 25. rocznicy Muru Berlinskiego. Okolo godziny 8:30 melduje sie przy stanowisku odprawy i bardzo szybko nadaje bagaz. Chwile pozniej jest za mna juz niemalze kilometrowa kolejka, wiec dobrze wycyrklowalem moment otwarica check-inu linii AirBerlin, ktora to dostane sie do stolicy Niemiec. Do tej pory z Warszawy zawsze jezdzilem do Berlina pociagiem Berlin-Warszawa-Express lub autokarem Polski Bus czy Simple Express, teraz czas na inny komfort i podniebna podroz. Czas na Okeciu uplywa mi w miare szybko, wsrod podroznych przewazaja Polacy, ktorzy leca do Berlina spedzic tam dlugi listopadowy weekend. Lot jest wykonywany malym samolotem Bombardier Dash Q-400, ktory dobrze znam juz z rejsow operowanych na trasach krajowych Eurolotu. Boarding rozpoczyna sie o czasie, schodzimy na dol do podstawionego autobusu i podjezdzamy nim pod stojacy juz na plycie lotniska samolot. Na tego typu lotach oprocz 2 pilotow mamy tylo dwuosobowa zaloge, czolo samolotu zajmuje pan, z tylu o pasazerow troszczy sie zas stewardessa. Zajmuje moje wybrane podczas odprawy online miejsce 3F (nieco inna numeracja miejsc niz w LO) i zanim rozpoczniemu kolowanie do progu pasa przegladam magazyn pokladowy AirBerlin, ale niestety nie robi na mnie najlepszego wrazenia. Zerkam takze na mape kierunkow obslugiwanych przez linie, najbardziej egzotycznie brzmia dla mnie loty na portugalskie Azory oraz na holenderskie Curacao. Personel pokladowy rozpoczyna tradycyjne safety demo, w tego typu samolotach instrukcja jest bardzo ograniczona, poniewaz nie ma prezentacji masek z tlenem oraz kamizelek ratunkowych (nie lecimy nad woda). Jeszcze wita sie z nami kapitan i za kilka chwil startujemy; tego dnia pogoda w Warszawie jest bardzo kiepska, zaraz po starcie wlatujemy w deszczowe chmury i przez ponad polowe lotu lecimy w gestym mleku, nie widac nic za oknem. Po osiagnieciu wysokosci przelotowej rozpoczyna sie serwis, do wyboru jest batonik lub chipsy oraz zimny lub goracy napoj, szalu nie ma, ale w porownaniu z PLL LOT i tak jest lepiej. W koncu zza chmur wychodzi slonce i widac ziemie, nie lubie przelotow w chmurach, kiedy mam jakiegos punktu odniesienia i jestem niejako zawieszony w przestrzeni. Po okolo kwadransie znizamy sie do ladowania, za oknami widac juz Berlin, przez Brandenburgie przemierzaja pociagi S-Bahn, w koncu przyziemiamy gladko na pasie startowym lotniska Tegel. Sprzed samolotu do terminala C zabiera nas autobus, dawno temu mialem okazje odlatywac z tego terminala, niestety, przypomina on niskobudzetowy barak, ale nie ma sie co dziwic, ze linia nie inwestuje w budynek, poniewaz po otwarciu lotniska BER port lotniczy TXL zostanie zamkniety na cztery spusty. Takie sa plany, ale ciagle opoznienia nie daja zadnej gwarancji terminu oddania glownego lotniska BER do uzytku. Dosc dlugo czekamy na bagaz, bo o podobnej porze laduja inne samoloty, a przepustowosc jest mocno ograniczona. Wreszcie na tasmie pojawia sie moja walizka i opuszczam terminal C, przechodze do glownego budynku dedykowanemu pozostalbym liniom lotniczym. Akurat trwa odprawa na rejs mojego bylego pracodawcy do Dohy, a na plycie lotniska widze samolot Mongolian Air, lecacy do Ulan Bator z miedzyladowaniem w Moskwie.                    

Autobus linii X9 jedzie do dworca ZOO bardzo sprawnie, udaje sie uniknac korkow i zbednych postojow, po uplywie niecalych 30 minut docieram na miejsce, a stamtad juz tylko rzut beretem do ulicy Uhlandstrasse, gdzie w hotelu Eden am ZOO mam zarezerwowany nocleg. Zanim jednak dotre na miejsce zatrzymuje sie na kakao (sic!), ciastko jagodowe i Veggieburger TS w Mcdonald’s i dopiero po posilku spacerkiem zmierzam do hotelu. Jest umiejscowiony w eleganckiej kamienicy na 2. pietrze, jestem tutaj pierwszy raz, miejsce calkiem klimatyczne i w samym centrum Berlina Zachodniego. Jesli jeszcze kiedys bede potrzebowal noclegu w tej czesci miasta, to z pewnoscia rozwaze ich oferte.
Teraz czas na spacer, na zakupowej alei Berlina Kurfürstendamm czuc juz swiateczna atmosfere, przy ulicy ustawione sa ozdobione kolorowymi bombkami choinki, w wystawach sklepowych wszystkie dekoracje nawiazuja do nadchodzacego Bozego Narodzenia. Na poczatku Ku’dammu oraz na koncu tej arterii ustawione sa olbrzymie postacie Mikolajow, ktore po zapadnieciu zmroku beda pieknie podswietlone. W mojej ulubionej kawiarni Starbucks Coffe sa juz dostepne w sprzedazy swiateczne napoje, w tym roku jako nowosc jest Honey & Almond Chocolate, oczywiscie musze jej sprobowac. Wieczorowa pora wybieram sie na spacer na Potsdamer Platz, akurat otworzyl sie tam juz jarmark bozonarodzeniowy, dzikie tlumy grzeja sie przy winie, delektuja sie swiatecznymi specjalami czy jezdza na karuzeli lub lodowej slizgawce. Kiedy kieruje sie w strone Bramy Brandenburskiej zauwazam, ze tlum wciaz gestnieje, nigdy nie widzialem w tym miejscu takiej ilosci ludzi, wtem zdaje sobie sprawe, ze zbliza sie 25. rocznica upadku Muru Berlinskiego i w zwiazku z tym wladze miasta zorganizowaly specjalny event. Na miejscu dawnej niemiecko-niemieckiej granicy, gdzie przez lata stal potezny mur, ustawiono lampiony w formie balonow, ktore nastepnego dnia poznym wieczorem zostana wypuszczone do nieba. Na scenie pod brama wystepuja niemieccy artysci z tamtych lat, echo niesie sie po pobliskim parku Tiergarten, przez ktory wracam w strone mojego hotelu. Po drodze zatrzymuje sie przy kolumnie Siegessäule, wkrotce potem docieram juz w okolice dworca ZOO i udaje sie na zasluzony odpoczynek przed nocna impreza.
Kolejne dwa dni uplywaja mi na spacerach po Berlinie, korzystam tez z mojego ulubionego metra i kolejki S-Bahn, zapowiadane stacje w jezyku niemieckim brzmia dla mojego ucha tak milo i kojaco, kto wie, moze kiedys Berlin bedzie moim nowym domem, bo nie ukrywam, ze cos ciagnie mnie do niemieckiej stolicy. W niedziele tancze do upadlego na imprezie w CafeMoskau, a w poniedzialek buszuje po supermarkecie HIT; czego tam nie ma, jak zwykle niemieckie artykuly spozywcze spelniaja moje kulinarne zachcianki, jest napoj Mezzo o smaku coli i malin, kokosowy batonik Kit Kat Chunky, jogurt Mueller Milk kokoso+Raffaello, ryz na mleku Mueller o smaku tiramius czy Crunchips o smaku cheeseburgera. W promocji trafiam na czekoladki Ritter Sport o najrozmaitszych smakach za jedyne 0,69 euro.

W poniedzialkowe wczesne popoludnie autobusem 109 spod dworca ZOO docieram na lotnisko Berlin Tegel, tym razem kierowca musi sie przeciskac przez korki, wiec niektorzy pasazerowie w autobusie nerwowo zerkaja na swoje zegarki, jak dobrze, ze przewidujaco zawsze wyjezdzam wczesniej. W terminalu C nadaje bagaz przy stanowiskach odprawy AirBerlin (wspolne dla wszystkich lotow odbywajacych sie z terminala C), odbieram karte pokladowa (yuppie, jest kolorowa i na twardszym papierze!) i przechodze sprawnie przez kontrole bezpieczenstwa. Lotnisko jest wyludnione, nie ma zadnych kolejek i sprawnie docieram do gate C60, gdzie po okolo dwoch godzinach oczekiwania zaczyna sie  boarding. Samolot Bombardier Dash Q400 jest zaparkowany tuz przed wyjsciem, zatem tym razem nie ma koniecznosci korzystania z autobusu. Na zewnatrz jest juz ciemno, wieje lekki wiatr, w samolocie jest zimno, ale w trakcie lotu powoli sie rozgrzewam. Tym razem na przodzie samolotu prezentuje sie stewardessa w firmowym plaszczu linii AirBerlin, z tylu zas w gustownym sweterku stacjonuje sympatyczny steward w poldlugich wlosach. Zwracam uwage na jego nazwisko na identyfikatorze, jest typowo niemieckie z „von”, a podczas serwisu pokladowego pan zwraca sie do mnie czysta polszczyzna, bez wyczuwalnego akcentu. Podejrzewam, ze ma dwujezycznych rodzicow i stad jego znakomita wymowa. Podczas lotu pod nami widac swiatla mijanych miejscowosci, tym razem sam lot trwa tylo godzinke i jest rownie lagodny jak lot do Berlina, w samolocie pusto, liczba pasazerow z pewnoscia nie przekroczyla 20 osob, wiec deboarding na warszawskim Okeciu przebiegl sprawnie i wszyscy zabrali sie do jednego autobusu. Samolot podchodzi do ladowania z mojej ulubionej strony i tym optymistycznym akcentem koncze ta krotka opowiesc. Do zobaczenia niebawem!                  

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz