Ryga na weekend / 30.05.2015 - 31.05.2015

W sobotnie deszczowe popołudnie zabieram moją walizkę i ruszam na warszawskie Lotnisko Chopina, kolejny cel z siatki PLL LOT na horyzoncie, bilety do Rygi zakupiłem jeszcze w sierpniu ubiegłego roku korzystając z promocji, zatem na lot to stolicy Łotwy czekałem całkiem długo. Ale opłaciło się...
Tak jak ostatnio korzystam ze stanowiska odprawy dla pasażerów klasy biznes, szybko przemieszczam się przez kontrolę bezpieczeństwa, jeszcze tylko wizyta w Aelia Duty Free Shop i już jestem w business lounge Polonez, to będzie teraz taki mój mały rytuał przed podróżą liniami zrzeszonymi w programie lojalnościowym Miles & More. Dzięki temu na Rygi dolatuję najedzony i wypoczęty. Tym razem boarding odbywa się z gate'u # 1, który jest zlokalizowany tuż przy wyjściu z saloniku, nie mam zatem przeprawy przez całe lotnisko, które znam już niemal na pamięć. Nowo oddana część robi wrażenie zdecydowanie bardziej przy stanowiskach odpraw, natomiast po przekroczeniu strefy zastrzeżonej większych zmian nie ma. Jest wprawdzie więcej sklepów i lokali, ale nigdy nie byłem ich zwolennikiem, gdyż ceny są tam z zasady mocno zawyżone. Również niedawno oddany McDonald's wraz z McCafé mają zawyżony cennik inny niż w pozostałych lokalach tej sieci. To akurat nie jest tylko domena Polski, podobnie rzecz wygląda w Barcelonie czy Amsterdamie, ale o dziwo nie we Frankfurcie czy w Londynie. I nie dotyczy tylko McDonald's, ale również Starbucks Coffee. Ot, taki ukłon w stronę moich ulubionych komercyjnych miejscówek.
Boarding opóźnia się o prawie kwadrans, później jeszcze czekamy na jednego spóźnialskiego pasażera. Obłożenie Embraera jest bardzo dobre, ale nic dziwnego, bo destynacja RIX jest jedną z najtańszych w ofercie Lotu i kupując bilet ze sporym wyprzedzeniem można wybrać się na urlop za niewielką sumę pieniędzy. Sympatyczna szefowa pokładu pani Małgorzata Adamczyk wita gościa na pokładzie, następuje mój ulubiony moment, czyli instruktaż bezpieczeństwa. Chwilę później z głośników przemawia kapitan Robert Kąkol i startujemy. Podczas lotu przeglądam magazyn pokładowy Kalejdoskop, z siatki LO do zaliczenia zostało mi coraz mniej kierunków, wszystkie z nich to część wschodnia Europy, mam nadzieję, że w bliżej nieokreślonej przyszłości uda mi się zawitać do VNO, MSQ, ODS, KIV czy EVN. Póki co podchodzimy do lądowania w Rydze od strony morza, a kapitan prosi załogę o zapięcie pasów w miarę możliwości, gdyż przewiduje turbulencje. Na szczęście nic takiego nie ma miejsca i spokojnie przyziemiamy na pasie startowym. Z taśmy odbieram bagaż i przechodzę do hali przylotów, gdzie jak zawsze widzę osoby oczekujące na swoich bliskich, a na mnie nie czeka nikt znajomy. Niestety, nie mam rodziny ani przyjaciół za granicą, więc nie będzie mi dane przywitanie przez kogoś po podróży, to taki dość smutny moment, kiedy zdajesz sobie sprawę, że możesz liczyć tylko na siebie. OK, koniec tego rozczulania się nad sobą, Ryga czeka! W informacji turystycznej na lotnisku zaopatruję się w plan miasta oraz bilet na przejazd na lotnisko oraz z powrotem, który ładowany jest na specjalnej elektronicznej karcie, którą należy aktywować po wejściu do autobusu. Do odjazdu mam około 20 minut, kiedy czekam przed terminalem wiatr się wzmaga i zaczyna padać deszcz. Podróż po Rydze rozpoczyna się w strugach deszczu, po ok. 30 minutach jazdy autobus kończy bieg przy dworcu kolejowym, wtapiam się w tłum przechodniów i aby przeczekać ulewę wchodzę na dworzec, który okazuje się być połączony z centrum handlowym. Trafiam na czynną pocztę, gdzie kupuję i od razu wysyłam widokówki, byłem przekonany, że nie będę miał takiej możliwości, a tu takie pozytywne zaskoczenie. Na dolnym poziomie odkrywam supermarket Rimi, pierwsze kroki kieruję do działu z pieczywem, gdzie znajduję bardzo smacznie wyglądające wypieki. Jak zwykle przemierzam sklep z wypiekami na twarzy w poszukiwaniu produktów, które są niedostępne w Polsce, z pewnością dużą popularnością cieszy się tutaj firma cukiernicza Laima, której wyroby można znaleźć niemal co krok. O dziwo bardzo słabo wypadają an tym tle jogurty, wybór jest mizerny, a poza tym są drogie. Za to widać, że Łotysze podobnie jak Estończycy lubują się w mlecznych twarożkach o najrozmaitszych smakach, do Polski dopiero niedawno zaczęły docierać takie wyroby (np. batoniki Magija).
Kiedy wychodzę z budynku okazuje się, że przestało padać i powoli się przejaśnia. Po raz pierwszy widzę słynny zegar dworcowy, który jest jednym z wizerunków Rygi. Przechodzę przez ulicę i kieruję wzdłuż głównej arterii miasta, mijam po prawej stronie wejście do „cyrku bałtyckiego”, następnie spory park, w którym odbywa się jakiś festyn piwny i docieram do Hotelu Mercure. Tutaj zaczyna się dzielnica „art deco” z charakterystyczną zabudową, w większości zajmowaną przez gmachy ambasad. Po kilkunastu minutach spaceru docieram do mojego hotelu, personel jest niezwykle sympatyczny. Chwila odpoczynku i ponownie ruszam w miasto, zwłaszcza że chmury zupełnie się rozeszły i pojawiło się zachodzące słońce. Mimo różnicy czasu dzień kończy się tutaj później, w końcu Ryga jest położona zdecydowanie bardziej na Północ niż Warszawa. Docieram ponownie w okolice dworca, gdzie posilam się w ulubionym McDonald's, niestety, menu wygląda na niemal identyczne z polskim, nie ma nic ciekawego w ofercie, więc zadowalam się duża cafe latte oraz ciastkiem z owocami leśnymi. Przez okna widać młodzież udającą się na imprezy, ja zaś ruszam pod budowlę do złudzenia przypominającą Pałac Kultury i Nauki w Warszawie. Gmach nie jest może tak okazały jak ten w Polsce, ale ma ładniejszą czekoladową barwę; mieści się w nim Akademia Nauk a na szczycie taras widokowy, akurat schodzili z niego ostatni goście podziwiający panoramę Rygi. Wracam do hotelu nieco inną trasą, tym razem zahaczam o przepiękną starówkę, gdzie znajdziemy przepiękne zdobione kamienie, jest też słynny dom z kotami na dachu oraz Trzej Bracia i siedziba Bractwa Czarnogłowych z pomnikiem Rolanda. Byłem przekonany, że Ryga to takie socjalistyczny klocek, a okazuje się, że to bardzo ładne i zadbane miasto w niczym nie przypominające molocha jakim jest Moskwa.
O rześkim poranku wybieram się na kolejny spacer, przechadzam się ulicami w dzielnicy „art deco”, gdzie podziwiam kolorowe fasady ambasad, najbardziej podoba mi się azerska. Jak bardzo żałuję, że WizzAir zrezygnował z obsługiwania trasy Budapeszt-Baku, na którą miałem już kupiony bilet na jesień. Teraz będę musiał zmodyfikować moje plany. Po dłuższej chwili docieram do szpaleru drzew przy Pomniku Wolności, który jest dzielnie strzeżony przez policjantów. Po drugiej stronie ulicy jest całodobowy McDonald's, gdzie zaopatruję się w zestaw śniadaniowy, siadam przy oknie i lustruję okolicę, a później po raz kolejny, tym razem przy świetle dziennym oglądam starówkę oraz mosty na Dźwinie. Na drugim brzegu widać nieco wieżowców oraz bardzo oryginalny gmach Biblioteki Narodowej.
Wszystko co dobre, szybko się kończy, mój pobyt w Rydze dobiega końca, wracam do hotelu po bagaż i udaję się w kierunku dworca kolejowego. Mam jeszcze nieco czasu w zapasie, więc wstępuję do McCafé na kawę po wiedeńsku, jest to ta pozycja w menu, która nie jest dostępna we wszystkich krajach. Autobusem 22 jak poprzedniego dnia docieram na lotnisko i chwilę później znów zaczyna padać. Kolejka do odprawy już się uformowała, chociaż personel lotniskowy dopiero powoli zbiera się do pracy. Odbieram kartę pokładową i w drugiej części budynku przechodzę przez kontrolę bezpieczeństwa, samo lotnisko przypomina zdecydowanie model skandynawski, jest raczej surowe. O dziwo tym razem ruch jest spory, odlatuje większość maszyn Air Baltic, ale jest też np. rejs Lufthansy do Monachium. Maszyna lotu ustawiona jest w dalszej części lotniska, które jest obecnie modernizowane, więc do samolotu trzeba dotrzeć autobusem. Obsługa nie kwapi się do zamówienia drugiego pojazdu i na siłę tłoczy wszystkich pasażerów w jednym. Uff, dobrze, że zaraz zajmuję miejsce w samolocie. Wita nas ta sama ekipa stewardes, co w dniu wczorajszym, ale za sterami siedzi kapitan Jarosław Stan. Lot przebiega bardzo spokojnie i o godz. 15 jestem już z powrotem na Lotnisku Chopina w Warszawie. Dziękuję za uwagę!

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz