A może nad morze - Trójmiasto / 07.08.2015 - 08.08.2015



Przede mną następne kolejne loty krajowe. Korzystając z pięknej wakacyjnej pogody postanawiam ponownie zajrzeć do Trójmiasta i po raz kolejny zabalować w Sopocie. Około godziny 20 w piątkowy wieczór melduję się na Lotnisku Chopina przy tymczasowym stanowisku odprawy klasy biznes. Standardowe miejsce, gdzie dokonywano odprawy jest obecnie przebudowywane, zaś część dla pasażerów klasy ekonomicznej już działa. Przy stanowiskach odprawy nikogo nie ma, pracownikom widać się nudzi, pani z obsługi naziemnej czyta książkę „Bezsenność w Tokio” (gorąco polecam, zwłaszcza przed wyprawą do Japonii), panowie obok dyskutują na temat tego, co by zjedli na kolację. Uśmiecham się pod nosem słysząc takie rozmowy, to pokazuje, że pracownicy mają też ludzkie odczucia, a nie są tylko bezwzględnymi maszynami egzekwującymi wymagania linii lotniczych dotyczących bagaży czy dodatkowych opłat. Po wygłoszeniu standardowej formułki żegnam się z panią i przechodzę do fast tracka do strefy bezpieczeństwa, tutaj również nikogo przede mną nie ma, dopiero kiedy się pojawiam tuż przed bramką jeden pan z obsługi woła koleżankę do skanera bagażu podręcznego. Ponieważ jak widać ruch tam jest znikomy, aparatura losowo wybiera mnie do kontroli, zostaję zatem „obmacany” przez pana a moja torba Adidasa i jej zawartość zostaje sprawdzona przez panią z ochrony. I po bólu, można iść dalej. Tradycyjnie zaszywam się w Business Lounge Polonez, to obecnie chyba największy profit ze srebrnej karty Miles & More. Do odlotu mam jeszcze ponad dwie godziny, swobodnie mogę się więc poczęstować specjałami kulinarnymi dostępnymi w saloniku. Na początek biorę zestaw obiadowy, na który tym razem składa się pomidorowa zupa krem z grzankami, tarta z mięsem i warzywami, zapiekanka serowa oraz kulki ziemniaczane. Po deserze i obowiązkowym podwójnym espresso czas na nadrobienie zaległości w lekturze prasy, a kiedy już przejrzałem najbardziej interesujące mnie artykuły sięgam po książkę o przygodach stewardessy „Z głową w chmurach”. Po dłuższej chwili relaksu w lounge’u zbieram się do wyjścia numer 3 na boarding, personel naziemny już jest w gotowości i ok. 22:20 pasażerowie są proszeni do autobusu. Nieco czekamy aż pojazd się wypełni i ruszamy do Bombardiera Q400, ponownie będę leciał maszyną z reklamą województwa kujawsko-pomorskiego. Interesujące, że jest taki samolot, skoro rejsy krajowe do/z Bydgoszczy nie są już w siatce połączeń PLL LOT. Po wejściu na pokład i powitaniu przez szefa pokładu pana Adama Kaletę zajmuję miejsce wybrane miejsce 8D. Moja towarzyszka podróży z miejsca 8C już siedzi, więc muszę się nieco przecisnąć, ale pani jest bardzo bezkolizyjna a całą 40-minutową podróż do Gdańska przesypia. Start samolotu się opóźnia, kapitan Witold Chodorowski informuje, że czekamy jeszcze na ostatnich pasażerów transferowych. W końcu zjawiają się i oni, następuje prezentacja zasad bezpieczeństwa, światła w kabinie gasną i startujemy.  Tym razem maszyna unosi się w kierunku wschodnim, nie mogę więc podziwiać panoramy Warszawy, ale za to przy lądowaniu pięknie widać oświetlone Trójmiasto. Natychmiast po osiągnięciu wysokości przelotowej załoga rozdaje Prince Polo oraz żelki Frugo i wodę, ja tradycyjnie studiuję nowy numer miesięcznika Kalejdoskop. Czas mija błyskawicznie, zniżamy pułap i po kwadransie lądujemy na płycie gdańskiego lotniska, dochodzi północ.


Kilka minut przed godziną 7 rano melduję się z powrotem na gdańskim lotnisku. Właśnie rozpoczyna się check-in, przy jednym z dwóch stanowisk trwa najwidoczniej trening nowej pracownicy, starszy kolega pomaga jej przy procedurze odprawy pasażerów. Otrzymuję kartę wstępu na pokład i od razu przechodzę do kontroli bezpieczeństwa, gdzie na tradycyjnie jestem pytany o kod pocztowy. Później mój bagaż podręczny jak to ma zwykle miejsce na lotnisku w Gdańsku zostaje poddany oddzielnej kontroli. Tym razem nie jest on przeszukiwany, ale za to muskany specjalny papierkiem na obecność materiałów wybuchowych. Jeszcze tylko schody ruchome i już mogę zająć wygodne miejsce w hali odlotów, wypić ulubioną kawę i wrócić do pasjonującej książki o przygodach personelu pokładowego w USA. Ani się obejrzałem, kiedy na płycie lotniska pojawił się już Bombardier , który zabierze nas z powrotem do Warszawy. Powoli rozpoczyna się Boarding, ponieważ nie ma dużo pasażerów, to szef pokładu Robert Pietrzak już po chwili zamyka drzwi do samolotu i wita zgromadzonych na pokładzie podróżnych. Wręcz momentalnie rozpoczyna się push back, ma miejsce instruktaż bezpieczeństwa i rozbieg maszyny. Po osiągnięciu wysokości przelotowej kapitan Łukasz Pawlak wraz z pierwszą oficer Aleksandrą Popielarz podają podstawowe parametry lotu,  a załoga rozpoczyna serwis. Piękna pogoda na całej trasie umożliwia obserwację ziemi za oknem, po kilkunastu minutach widać już zakola Wisły i samolot zniża pułap, a załoga przygotowuje kabinę do lądowania. Halo ziemia! Mój dwusetny lot właśnie przeszedł do historii…


Brak komentarzy:

Prześlij komentarz