Frytki z majonezem, czyli ponownie w Brukseli / 26.02.2016 - 27.02.2016


W piątkowe popołudnie pojawiam się po raz kolejny na lotnisku Chopina. Los znowu pchnął mnie w drogę do Brukseli, tym razem lecę tylko na piątkową imprezę i w sobotni poranek wracam do Polski. Tak jak ostatnio podczas analogicznego wyjazdu do Charleroi lecę linią WizzAir, powrót mam zaplanowany linią Ryanair do Modlina.
Na warszawskim Okęciu jestem ok. godz. 16:40, z mojego biurowca na stołeczne lotnisko mam rzut beretem, przy dobrej pogodzie z okien mogę obserwować lądujące samoloty. Lotnisko zionie pustką, a wydawałoby się, że weekendy to pora, kiedy zagęszczenie będzie największe. Tym razem tak jednak nie jest, już po kilku minutach jestem za kontrolą bezpieczeństwa, jeszcze tylko tradycyjnie wizyta w sklepie wolnocłowym i mogę już oczekiwać na mój wylot, mam ze sobą prasę, więc czas mija względnie szybko. Przed wyjściem number 38, skad bedzie odbywal sie boarding, tradycyjnie sporo wczesniej formuje sie juz kolejka pasazerow. Chcial nie chcial trzeba wstac i sie przylaczyc, kilka minut po czasie mozemy wchodzic do autobusu, ktory zawiezie nas na plyte lotniska do samolotu Airbus A320. Zajmuje wyznaczone miejsce 15 E, a kiedy samolot jest juz pelen i mam pewnosc, ze nikt juz sie nie dosiadzie, przesuwam sie na wolne miejsce pod okno. Akurat zaczyna padac snieg i pogoda sie pogarsza, trzeba bedzie odladzac maszyne, tracimy wiec kolejne minuty i startujemy z ponad 30-minutowym opoznieniem. Tym razem zaloga pokladowa to same kobiety, a pilotem jest znany mi juz kapitan Grzegorz Serafin. Rejs bardzo spokojny, na Zachodzie chmur nie ma i moge z lotu ptaka podziwiac swiatla miast. Przegladam magazyn pokladowy WizzAir, mapka polaczen i obslugiwanych lotnisk jest coraz bardziej gesta. Po okolo dwoch godzinach rejsu laduje w Charleroi i czym predzej pedze na stanowisko Flibco, autokar odjezdzajacy o 21:00 jest juz pelen, musze czekac na kolejny. Ten takze niemal natychmiast sie zapelnia i odjezdzam do Brukseli juz kwadrans pozniej. To pierwszy raz, kiedy obserwuje takie zainteresowanie tym srodkiem transportu. Dotychczas nigdy nie stalem w kolejce, by zajac miejsce i wszyscy chetnie spokojnie sie miescili. Po niecalej godzinie docieram na dworzec Midi. Bonsoir, Bruxelles.  Alors on danse!
Jest godzina 3:30 kiedy wychodze z klubu, jestem jeszcze nieco oszolomiony glosna muzyka i kolorowymi swiatlami, odczuwam w uszach kontrast po wyjsciu na zewnatrz, lekki mrozek, cisza, ciemnosc, gdzieniegdzie przejezdza samochod, pod niektorymi bramami stoja ludzie. Mam ochote na kawe, ale caly dworzec Midi jest zamykany na noc, a automaty z napojami sa zlokalizowane wewnatrz i nie ma sie jak do nich dostac. Musze zatem uzbroic sie w cierpliwosci i poczekac az dojade do Charlerioi. Autokar Flibco juz stoi na swoim miejscu, probuje przypomniec sobie, kiedy pierwszy raz bylem w Brukseli, oj, dawno temu to bylo, moja przygoda z lataniem juz trwa ladnych pare lat. I oby trwala jak najdluzej. W autobusie slodko sobie przysypiam, budze sie powoli na rondzie przed wjazdem na lotnisko. Trwa poranny szczyt, baza Ryanaira w Charleroi jest duza, wiec i porannych wylotow jest calkiem sporo. Rejs do Warszawy – Modlina zaplanowany jest na godz. 07:05, mam sporo czasu na poranna kawe. Niestety, PAUL otwierany jest dopiero o 07:00, a dochodzi 05:00. Przechodze przez kontrole bezpieczenstwa majac na uwadze, ze zaraz za nia jest calkiem spora restauracja/kawiarnia. Tlok jest spory, akurat straznik przede mna zaprasza do nowo otwartego stanowiska. W kolejce stoi sporo Marokanczykow, starsze kobiety o bujnych ksztaltach nie znaja ni w zab francuskiego, ich synowie czy corki musza im tlumaczyc slowa obslugi, ktora kaze zdjac bizuterie czy chusty. Domyslam sie, ze nie sa to osoby, ktore leca samolotem po raz pierwszy, ale schemat pozostaje zawsze taki sam.
Mam jeszcze dwie godziny do odlotu, po imprezie zglodnialem, by nadrobic kalorie zamawiam zestaw sniadaniowe: brioche z czekolada, latte i sok pomaranczowy. O dziwo po przetanczonej nocy nie chce mi sie zbytnio spac, zabieram sie za lekture bezplatnej gazety Metro. Kiedys byla takze wydawana w Polsce pod nazwo Metropol, jak milo poczytac co nieco w tym pieknym jezyku. Powoli kieruje sie do mojego wyjscia do samolotu, pasazerow nie ma zbyt wielu, o dziwo dominuja cudzoziemcy odwiedzajacy Polske. W Belgii zapowiada sie piekna pogoda, jest slonecznie. Tym razem przypadlo mi miejsce 33A w ostatnim rzedzie przy oknie. Obok mnie swoje miejsca maja dwie panie (matka z corka), ale kiedy okazuje sie, ze caly rzad przed nami jest wolny, to przesiadaja sie, dzieki czemu ja mam dla siebie wiecej miejsca. Mniej wiecej na 40 minut przed planowanym ladowaniem kapitan przekazuje komunikat, ze z powodu gestej mgly nasz rejs zostanie przekierowany na Lotnisko Chopina, co spotyka sie z moim entuzjazmem. Na dojazd z glownego stolecznego lotniska do mojego mieszkania potrzebuje okolo kwadransa. Powoli zblizamy sie juz do Warszawy, ktora z gory bardzo ladnie sie prezentuje. Kilka minut przed 9 rano przybijamy do portu im. Fryderyka Chopina. 

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz