Bella Italia / 19.03.2016 - 20.03.2016

Przede mną kolejna wycieczka, czas na błyskawiczny wypad do słonecznej Italii. We wrześniu pojawiła się promocja na rejsy włoskiego przewoźnika narodowego na trasie Warszawa-Rzym, bilety na stronach pośredników można było nabyć za około 40 euro. Długo nie musiałem się zastanawiać i zdecydowałem się na przedświąteczny weekend w Wiecznym Mieście. Pierwszy raz leciałem na pokładzie Alitalii, serwis na wysokim poziomie, kanapki wprawdzie małe, ale w środku z prosciutto, suszonymi pomidorami i mozzarellą. Do tego serwowano także alkohol (białe lub czerwone wino). W obie strony samoloty pełne w 100 %, nie widziałem nawet jednego wolnego miejsca, co ciekawe, rejs na trasie FCO-WAW odbywał się na pokładzie samolotu A-321. Nie wiem, czy to w związku z tą promocją z września czy też po prostu jest takie zapotrzebowanie. Na FCO lata jeszcze WizzAir a na CIA Ryanair z Modlina. Dziwne, że PLL LOT wycofał się z takiego kierunku, bo wydaje mi się, że co jak co, ale to taki klasyk i każda szanująca się linia lotnicza powinna mieć ten kierunek w siatce. Na pokładzie zdecydowanie przeważali Włosi, ale Polaków też nie było mało, tym razem ci „lepszego sortu” niż tanioliniowi imigranci latający z wałówką, tobołami i ubrani rodem z bazaru… Pogoda w Rzymie dopisała, cały czas było słonecznie i ciepło, ok. 15 stopni, co przy polskiej aurze było bardzo miłą odskocznią, tam czuć już wiosnę na całego, chociaż miejscowi chodzili ubrani jeszcze w zimowych puchówkach i szalikach, więc w wiosennym bezowym trenczu nieco się wyróżniałem. Po dotarciu autokarem Terravision do dworca kolejowego Termini pierwsze kroki skierowałem w okolice Spagna; okazuje się, ze Schody Hiszpańskie w częściowej renowacji, trzeba było przechodzić trochę naokoło, by zrobić odpowiednie ujecie czy podziwiać małą fontannę. W tym właśnie miejscu znajdziemy najlepsze butiki od światowej sławy projektantów mody. Przeciskając się przez wąskie zatłoczone uliczki i Via Condotti dotarłem nad Tybr. Chciałem wieczorową porą zobaczyć chociaż z daleka bazylikę św. Piotra. Kiedy przechodziłem przez most przypomniały mi się sceny z najnowszego Bonda „Spectre”. Pospacerowałem nieco po Watykanie, wszedłem na moment do jednego z jeszcze czynnych marketów po pomarańczową wodę San Pellegrino i tarteletkę z owocami, aż w końcu dotarłem do McCafé, gdzie delektowałem się croissantem z migdałami i kawą marocchino (zawsze się zastanawiam nad wymogą zbitek „cc” jak w cappuccino i „cchi” jak w latte macchiato) a potem jeszcze szejkiem kokosowym (uwielbiam ten smak, w PL niestety go nie mają; lubię jeszcze bananowe). We Włoszech McDonald’s oferuje minizestawy kawowe: brioche i gorący napój to 2 euro, u nas w Polsce sama kawa kosztowałaby równowartość 3 euro. Taka dygresja. Nieco odpocząłem i ruszyłem w drogę powrotną do dworca Termini i dalej na imprezę do Teatro la Spazia.
Muzycznie miał być pop i tak było, co ciekawe, mieli telebim i na scenie za konsoletą wyświetlane były wizualizacje, w ramach których pojawiał się fragment teledysku mojej ulubionej Britney Spears „Oops…”, mogłem popatrzeć po raz kolejny na moją księżniczkę. Zabawa w lokalu skończyła się kilka minut po 4 rano, DJ zapalił światło i przestał grać. Myślałem, że w Italii bawią się dłużej, ale niekoniecznie. To i tak nic przy Kalifornii, gdzie ustawowo imprezy kończą się przed 2 w nocy. Był to dla mnie niezły szok w San Francisco. Jeszcze taka mała dygresja: wracając do centrum z teatru natknąłem się na outlet z kawiarkami Bialetti, u siebie w mieszkaniu mam taką i regularnie z niej korzystam. Kiedy niebawem będę na Sycylii, poszukam sobie nowej i w większych rozmiarze, bo jestem prawdziwym kawoszem. Ciao!               


Brak komentarzy:

Prześlij komentarz