Grek Zorba i Francja - elegancja / 15.04.2016 - 19.04.2016

W sobotni poranek przed godzina 08:00 pojawiam sie w terminalu berlinskiego lotniska Tegel. Tak sie ladnie zlozylo, ze tydzien po tygodniu mam wyloty ze stolicy Niemiec, tym razem jednak przyjechalem do Berlina dzien wczesniej, by skorzystac z niezwykle bogatej oferty zycia nocnego. ;) W swoj kolejny rejs udaje sie do Heraklionu; bardzo lubie klimaty srodziemnomorskie, a moj pobyt na Mykonos czy w Salonikach naprawde milo wspominam.  Co interesujace, pojawila sie bardzo atrakcyjna oferta na polaczenie grecka linia Aegean Airlines, za rejs na trasie Berlin (TXL) – Heraklion (HER) – Marsylia (MRS) z dlugim stop overem na Krecie zaplacilem niecale 50 euro. Odwiedzenie Prowansji takze bylo w moich planach, bardzo ucieszyl mnie ten deal. Poniewaz Ryanair zrezygnowal z obslugi polaczenia na trasie Marsylia – Modlin, to musialem znalezc alternatywne polaczenie powrotne, ale tu z pomocja przyszedl mi easyJet, ktory lata z Lyonu do Krakowa. Dystans miedzy francuskimi miastami postanowilem przemierzyc szybkim pociagiem TGV w promocyjnej taryfie OUIGO, z Krakowa do Warszawy zas zarezerwowalem sobie krajowy rejs PLL LOT, by zgromadzic kolejne mile na koncie Miles & More w celu przedluzenia srebrnego statusu o kolejne 2 lata.
Nie od dzis wiadomo, ze lotnisko Tegel jest przeciazone a opozniajace sie oddanie do uzytku nowego lotniska BER nie pomaga przy rozladowaniu potokow pasazerskich. Juz na dwie godziny przed odlotem do stanowiska linii Aegean ustawia sie kolejka laknacych slonca turystow, dominuja niemieccy emeryci, w kolejce wylawiam tez kilku Polakow. Okazuje sie, ze nie tylko wsrod podroznych sa Polacy, bowiem pani z obslugi naziemnej po podaniu jej mojego paszportu odzywa sie do mnie po polsku. Odbieram karte pokladowa, do odlotu mam jeszcze ponad 1,5 h, postanawiam wiec zjesc sniadanie w saloniku biznesowym Lufthansy. Z racji na specyficzna budowe lotniska TXL lounge znajduje sie na pietrze w nieco innej czesci terminala, trzeba zatem uwazac, by odpowiednio zaplanowac sobie czas na dojscie do bramki. Poniewaz w nocy nie spalem, siegam po aromatyczna kawe oraz zestaw sniadaniowy, na deser jeszcze szklaneczka whisky dla kurazu i krotka prasowka niemieckojezyczna. Boarding rozpoczyna sie o czasie, zajmuje wyznaczone mi miejsce 3 F, mam niebywale szczescie, dwa miejsca obok pozostaja wolne. Tego sobotniego poranka w Berlinie jest piekna sloneczna pogoda, wzbijamy sie w gore i juz kilka minut po osiagnieciu wysokosci przelotowej zgrabna zaloga w swoich granatowych sukienkach i fartuszkach rozpoczyna serwis. Aegean to jedna z niewielu linii, ktora na lotach krotkiego i sredniego zasiegu oferuje darmowy cieply posilek. Obiadek jest calkiem smaczny, pozniej tradycyjnie wertuje magazyn pokladowy przewoznika i obserwuje malownicze widoczki za oknem. Po okolo 3 godzinach rejsu wlatujemy nad Morze Srodziemne, kapitan rozpoczyna znizanie i ladujemy na lotnisku w Heraklionie. Sam port lotniczy znajduje sie stosunkowo blisko miasta, na ostatnim etapie ladowania moj Airbus A320 przelatuje tuz nad budynkami mieszkalnymi. Zaraz po wyjsciu na nagrzana plyte lotniska uderza mnie mile ciepelko, od razu zmieniam ubrania na letnie, przechodze przez parking, kupuje bilet do miasta w automacie i juz po chwili zajmuje miejsce w autobusie, ktory zawiezie mnie do centrum miasta. Droga jest prosta, wysiadam nieco wczesniej, gdy zauwazam restauracja McDonald’s i supermarket w jej poblizu, czas sprobowac specjalnosci z McD w Grecji, skorzystac z wi-fi a nastepnie zrobic male zakupy, bo przede mna jeszcze nocka na lotnisku, gdyz wylot do Marsylii jest w niedzielny poranek. Delektuje sie frappuccino i kanapka pod parasolem na zewnatrz restauracji, to moj pierwszy kontakt ze sloncem po powrocie z RPA, jak milo ;) W supermarkecie zaopatruje sie w prowiant, udaje mi sie dostac ulubiony batonik figowy i kilka smakolykow o smakach niedostepnych w Polsce. Czas ruszyc dalej, ku centrum miasta. Cale „stare miasto” utrzymane jest w piaskowych barwach, najladniej prezentuja sie budowle sakralne. Pozwalam sobie pobladzic po waskich uliczkach, kiedy wejdziemy w ich labirynt miasto pokazuje swoje drugie oblicze, przez okna mozna niemal zajrzec mieszkancom do domow. Na sznurkach suszy sie pranie, kilka podrzednych sklepikow czy knajpek jest zamknietych na cztery spusty, odnosze wrazenie, ze duch opuscil to miasto i jedynym sladem zycia sa przemykajace jeden za drugim koty. Z radoscia opuszczam te mury i kieruje sie do placu Platia Wenizelu  w samym sercu starego Heraklionu, to tutaj znajduje się słynna fontanna Morosiniego. Wreszcie udaje mi sie znalezc ludzi, ktorzy gesto obsiedli placyk lub zlokalizowane przy nim restauracje czy bary. Na glownym bulwarze zaopatruje sie w pamiatki, nieopodal zauwazam Starbucks Coffee, ceny maja bardzo atrakcyjne, zamawiam cappuccino i ciabatte i przy posilku wypisuje widokowki. Slonce powoli chyli sie ku zachodowi, czeka mnie jeszcze spacer do Portu Weneckiego, gdzie przy nabrzezu cumuja kutry rybackie i motorowki. Mam duzy zapas czasowy, wiec na lotnisko wracam tym razem pieszo, spacer zajmuje mi niecala godzine. Kiedy docieram do terminala akurat rozpoczyna sie wieczorna fala odlotow, na pierwszy ogien ida rejsy linii easyJet, pozniej odlatuja czartery do Francji, z moich obserwacji wynika, ze Kreta jest popularnym celem urlopowym Francuzow. Do rana daleko, oprocz mnie na lotnisku nie ma juz zadnych pasazerow, zajmuje miejsce na lawce i probuje zasnac.
Przed 04:00 czas na poranna toalete, na zewnatrz jest jeszcze ciemno, pierwsi pasazerowie powoli docieraja ma lotnisko, ja rowniez ustawiam sie w kolejce do odprawy. Mila pani z obslugi nie tylko drukuje mi karte pokladowa, ale oferuje, ze moj bagaz za darmo zostanie nadany do luku, co bardzo mnie cieszy, bo oznacza to wyzszy komfort podrozy i kolejna naklejke z lotniskowym tagiem. Kontrola bezpieczenstwa przebiega bardzo sprawnie,  teraz pozostaje mi oczekiwania na boarding. W podobnym czasie startuje tez rejs Aegean do Monachium, Lyonu oraz do Aten. W terminalu zauwazam matke z synem o aryjskiej urodzie, ktorzy lecieli ze mna lotem z Berlina, podejrzewam, ze takze skorzystali z tego samego bledu taryfowego, ale wybrali inne polaczenie. Boarding rozpoczyna sie o czasie, autobusem podjezdzamy pod maszyne, gdzie wita nas sympatyczna zaloga. Zajmuje wybrane wczesniej miejsce 2 F i rozgaszczam sie wygodnym fotelu. Rejs trwa rowne 3 godziny, praktycznie caly czas lecimy nad Morzem Srodziemnym, pod nami widac wyspy i przeplywajace statki. Na pokladzie ponownie rozdawane sa cieple posilki, tym razem zestaw wyglada jednak tak samo ja w dniu wczorajszym, wiec nie ma duzej ekscytacji. Kilka minut przed godzina 9 przyziemiamy na pasie lotniska w Marsylii, zlokalizowane jest jak wiekszosc lotnisk nad woda, ladujac mozna odnosic wrazenie, ze za chwile wpadnie sie do wody ;) Po wyjsciu z samolotu (przez rekaw) pasazerowie musza przejsc przez kontrole paszportowa – to reakcja Francji na zamachy terrorystyczne z Paryza. Potem jeszcze odbior walizki z tasmociagu, jej kondycja po kolejnym locie jest juz bardzo nadszarpnieta, nadszedl czas na zakup nowki sztuki. Wychodze z lotniska i kieruje sie do przystanku autobusowego shuttle bus, ktory podwozi bezposrednio do stacji kolejowej, skad lokalne pociagi odjezdzaja na glowny dworzec Marsylii Saint Charles. Bilet laczony kosztuje 5,60 EUR, mozna takze pojechac autobusem bezposrednio do centrum, ale to juz drozsza przyjemnosc. Po raz kolejny moje trzy karty platnicze odmawiaja posluszenstwa w automacie, musze udac sie do okienka kasowego, tam bezproblemowo udaje sie dokonac transakcji karta. Poniewaz w niedziele pociagi kursuja znacznie rzadziej niz w dni robocze, to czas spedzam na szwedaniu sie po lotnisku. Z przydatnych informacji – bardzo dobrze funkcjonuje darmowe wi-fi, z ktorego mozemy korzystac. Okolo godziny 11:00 docieram na dworzec Saint Charles, pogoda dopisuje, moj humor takze, poprawiam go sobie kanapka z McDonald’s. 
Spacerkiem udaje sie do hotelu Des Allees, po drodze przed licznymi kawiarniami siedza w wiekszosci arabscy mezczyzni, kobiet tradycyjnie brak. Kiedy nastepnego ranka opuszczam hotel przed 7 rano, oni juz zaczynaja okupywac miejsca przy stolikach, jak widac opieka socjalna we Francji ma sie calkiem dobrze. Po odswiezeniu sie i krotkiej drzemce w alabastrowej poscieli na szerokim lozu ruszam w miasto, pogoda jest coraz lepsza, moge spacerowac w szortach i t-shircie. Marsylia urzeka mnie od pierwszego wejrzenia, duzo ludzi na deptakach, zadbane budynki, roznorodne style architektoniczne, kolorowi ludzie. Duze wrazenie robi na mnie port, w ktorym cumuja zaglowki i motorowki, nieco przypomina do jachty milionerow z Nicei czy Monako, mile wspomnienia sprzed lat wracaja. Docieram do murow obronnych i umieszczonego na nich punktu widokowego, skad roztacza sie wspanialy widok na miasto. Pozniej wkraczam w mniej uczeszczane uliczki miasta, rowniez prezentuja sie zachwycajaco, dominuje niewymuszona elegancja,  bardzo przypadaja mi do gustu nowoczesne tramwaje, a zwlaszcza ich metaliczny kolor.
Nastepnego dnia wstaje bladym switem, nadrobilem zaleglosci w spaniu i ruszam do dworca kolejowego St. Charles. Na odjazd pociagu w taryfie OUIGO nalezy zglosci sie na 30 minut przed odjazdem pociagu i okazac wydrukowana karte pokladowa. Bezplatnie przewiezc mozna jedna sztuke bagazu podrecznego oraz torebke, za wiekszy bagaz trzeba juz placic. Po weryfikacj dokumentow mozna przejsc na peron i zajac miejsce w pociagu. Do obslugi polaczen uzywane sa starsze sklady pociagow TGV, co nie znaczy, ze komfort podrozy jest niski. Wagony sa pietrowe, ustawienie siedzen to 2-3. Pociag z gracja i duza szybkoscia przemierza kolejne kilometry, po niecalych dwoch godzinach jestem juz na dworcu Lyon Saint-Exupery. Pociagi OUIGO maja to do siebie, ze zatrzymuja sie na mniejszych dworcach poza centrami miast, do centrum Lyonu trzeba sie zatem dostac szybkim tramwajem, koszt biletu w dwie strony to ok. 30 euro, przejazd trwa pol godziny a tramwaje kursuja co ok. 15 minut. Na glownym dworcu kolejowym Part-Dieu ruch jak w ulu, po drugiej stronie ulicy znajduje sie duze centrum handlowe, ktore zapewne takze generuje spory ruch. Niestety, pogoda zaczyna sie psuc i kiedy docieram na miejsce do hotelu zaczyna padac. W koncu jednak zaczyna sie przejasniac i moge ruszyc w trase wzdluz Saony. W Lyonie ulice wydaja sie bardziej szerokie niz w Marsylii, przestrzeni jest tez duzo wiecej, a spacer wzdluz rzeki przypomina mi letnie wedrowki po Paryzu. Przy jednej z glownych ulic zatrzymuje sie na croissanta i cappuccino, milo spedzam czas na lekturze ksiazki, zazwyczaj mam ze soba cos do czytania w podrozy, to bardzo dobry sposob na znalezienie sobie zajecia, np. w kolejce czy oczekiwaniu na boarding. Moja uwage zwraca zlokalizowany basen przy brzegu rzeki, mimo dosc kaprysnej aury w basenie odbywa sie trening i umiesnieni plywacy bija nury w zimnej wodzie. Bardzo ciekawa sprawa.

Nastepnego dnia jeszcze przed 7 rano opuszczam hotel i z dworca Part-Dieu odjezdzam na lotnisko. Tuz przed dworcem dostrzegam trzech kolarzy z Polski w koszulkach grupy PKP z rowerami, tak jak sie domyslam rowniez leca do Krakowa linia easyJet. Poszczegolne terminale lotniska LYS sa od siebie dosc mocno oddalone, wedrowka z przystanku tramwajowego do Terminala 3, skad odlatuja tanie linie zajmuje dobry kwadrans, do tego nalezy jeszcze doliczyc kontrole bezpieczentswa oraz dlugi marsz do miejsca, z ktorego dolatuja maszyny, gdyz jest oddalone o kilkaset metrow. Pokonanie korytarzy i labityntu zajmuje dobrych kilka minut, jesli komus sie spieszy, to moze sie mocno zdziwic i nie zdazyc na samolot, trzeba jeszcze pamietac o czekajacej nas kontroli paszportowej. Pasazerow jest calkiem sporo, obsluga lotniska oferuje bezplatne nadanie bagazu do luku, oczywiscie skwapliwie korzystam z tego rozwiazania. Rejs przebiega bez fajerwerkow i w samo poludnie laduje na lotnisku Balice w Krakowie. Mam duzo czasu do wieczornego rejsu z Krakowa do Warszawy, pociagiem docieram do centrum miasta, krotka wizyta w grodzie Kraka jest jak najbardziej wskazana. Czas na wizyte w Starbucks Coffee i sprobowanie nowosci „cold brew”, zimny napoj kawowy z kostkami lodu dobrze mi robi. Przed godzina 19:00 melduje sie z powrotem na lotnisku w Krakowie, zajmuje miejsce w priorytetowej kolejce do odprawy, odbieram karte pokladowa i przechodze do nowej czesci terminala, robi wrazenie. Barwy jak to na polskich lotniskach szaro-pomaranczowe, ale zaproponowane rozwiazania architektoniczne w postaci wydzielonych przestrzeni/stref dla pasazerow poszczegolnych gate’ow bardzo mi sie spodobaly. Boarding rozpoczyna sie o czasie, do samolotu dypu Dash zostajemy przewiezieni autobusem. To dla mnie lot wyjatkowy, goszcze bowiem 250. raz na pokladzie samolotu. Szefowa pokladu p. Katarzyna Woznica wita na pokladzie tego bezposredniego rejsu do Warszawy, kapitanem jest p. Slawomir Kaszubowski, z ktorym mialem juz przyjemnosc leciec. Zaraz po starcie serwowane jest Prince Polo i szklaneczka wody, ja zabieram sie za lektura magazynu pokladowego Kalejdoskop. Nie zdazylem dotrzec do konca, bo w kabinie juz gasna swiatla i zblizamy sie do lotniska Okecie. Do widzenia!


Brak komentarzy:

Prześlij komentarz