Sycylijska mafia z Palermo / 08.04.2016 - 10.04.2016

W czwartkowy wieczor melduje sie pod warszawskim Dworcem Centralnym i oczekuje na przyjazd autokaru Lux Express, ktory zawiezie mnie do Berlina. Po raz kolejny upatrzylem sobie wylot z lotniska Schönefeld, to niemal staly punkt kazdej podrozy. Po nocy w autobusie o poranku wysiadam przed terminalem lotniska SXF, moj rejs linii Ryanair do Palermo startuje dopiero o godzinie 13:30. Wizyta na Sycylii od pewnego czasu chodzila mi juz po glowie, a poniewaz udalo mi sie skomunikowac weekendowe polaczenia lotnicze i znalezc korzystne ceny, to nie wahalem sie dluzej i zdecydowalem sie na kolejny wyjazd do Wloch.
Poniewaz tym razem lece linia Ryanair, to jestem obslugiwany z innej czesci terminala pasazerskiego niz zazwyczaj, kiedy latalem linia easyJet. Boarding rozpoczyna sie punktualnie, pani z obslugi oferuje mi darmowe nadanie walizki do luku bagazowego, wiec skwapliwie korzystam z tej opcji. Po co dzwigac, skoro moze to zrobic obsluga? ;) System przewoznika podczas odprawy online nie byl dla mnie laskawy, przypadlo mi srodkowe miejsce w ostatnim rzedzie samolotu po jego lewej stronie. Nie czuje sie komfortowo bedac wcisniety w fotel przy startu, ale po osiagnieciu wysokosci przelotowej jest juz lepiej, mimo ze z uwagi na lekkie turbulencje co kilka minut wlaczana jest sygnalizacja zapiecia pasow. Na szczescie udaje mi sie skupic na lekturze ksiazki i po 3 godzinach rejsu docieram nad Morze Srodziemne. Lotnisko zlokalizowane jest tuz nad morzem, dosc dlugo kolujemy po plycie lotniska, ale warto bylo czekac, gdyz po wyjsciu z samolotu uderza mnie przyjemne letnie powietrze. Samo lotnisko nie robi milego wrazenia, jest dosc male i ponure. Przed terminalem znajduje sie przystanek, linia autobusowa dociera bezposrednio do centrum miasta, autobusy odjezdzaja co 30 minut, bilet jednorazowy kosztuje 7 euro. Trafiamy na godziny szczytu, wiec im blizej srodmiescia, tym autobus wolniej jedzie, po okolo godzinie docieram na plac Juliusza Cezara tuz przy glownej stacji kolejowej. Zglodnialem, wiec postanawiam skosztowac kuchni sycylijskiej i w dworcowym punkcie bistro zamawiam ryzowa kulke z nadzieniem serowym arancini, rozplywa sie w ustach ;) Oprocz tego biore jeszcze na wynos focaccie, ktora zjadam na kolacje. Obok znajduje sie takze McDonald’s, ale jego oferta jest ubozsza niz w klasycznym lokalu, ceny sa zas wyzsze.

Kiedy juz uzupelnilem zapas kalorii docieram do mieszkania, w ktorym spedzie najblizsze dwie noce, miejsce nazywa sie Bed & Breakfast White – od pierwszego wejrzenia sie nim zachwycam. Pokoj jest bardzo przestronny i minimalistycznie urzadzony, podoba mi sie takze nowoczesna kuchnia. Dodatkowo mam do dyspozycji przestronny balkon z widokiem na gory, gdzie po rozpakowaniu swojego dobytku napajam sie promieniami zachodzacego slonca. Czas ruszyc w miasto, jest wiosennie i kolorowo, dominuje typowo wloska zabudowa, w tym okna z okiennicami. Rozpoczyna sie weekend, przechodnie szybko uciekaja z miasta do swoich mieszkan. Kieruje sie naprzod wzdluz Via Roma, po drodze udaje mi sie dostac w kiosku znaczki pocztowe (co jest w Italii problematyczne, o czym sie juz kilkakrotnie przekonalem), nieopodal znajduje sie monumentalny gmach poczty, skad nastepnego dnia wysylam widokowki do Polski. Czas po raz kolejny sprobowac lokalnych przysmakow, tym razem pora na deser, czyli lody (gelato), tradycyjne galkowe z lodziarni w poblizu Piazza San Domenico. Jest juz ciemno, kiedy wracam do mieszkania; przed snem przygotowuje sobie jeszcze filizanke espresso i zagryzam cantuccini i na sam koniec degustuje jeszcze drinka imitujacego piña colade. Rano budze sie rzeski jak skowronek, jeszcze bardziej ozywia mnie aromat swiezo zaparzonego cappuccino, sniadanie serwowane w obiekcie jest naprawde godne polecenia. Niestety, tego dnia pogoda nie jest juz tak ladna jak w piatkowe popoludnie, nad Sycylia wisza ciemne geste chmury, czym predzej ruszam wiec w strone morza, bo dla mnie zawsze stanowi ono jedna w ciekawszych atrakcji. Po drodze mijam ogrod botaniczny (Orto botanico di Palermo), by chwile pozniej wkroczyc do pieknego kompleksu parkowego Villa Giulia, gdzie przechadzam sie uroczymi alejkami, podziwiam bogata roslinnosc i architekture. W pewnym miescie na ziemi dostrzegam ... plastikowy pistolet-zabawke i od razu przypomina mi sie, ze przeciez jestem w miescie rzadzonym przez mafie. :D
Czesc portowa w zaden sposob nie zachwyca, jest sporo betonu a zaniedbane trawniki sluza pieskom za toalete, obraz nedzy i rozpaczy. Po przejsciu kilkuset metrow docieram do poteznej bramy, za ktora znajduje sie Via Vittorio Emanuele, jeden z wazniejszych i najbardziej reprezentatywnych ciagow komunikacyjnych Palermo. W poblizu odkrywam supermarket Carrefour, nie bylbym soba, gdybym nie wszedl do srodka, udaje mi sie dostac w nim bezkofeinowa kawe Lavazza oraz charakterystyczny dla tego regionu napoj Chino produkowany z czerwonych nieco gorzkich sycylijskich pomaranczy. Tuz przy kasie dostrzegam chrupiace rurki z kremem – to cannoli wypelnione serkiem ricotta, lokalny deser wywodzacy sie z Palermo, smakuje wybornie. Kiedy wychodze ze sklepu okazuje sie, ze rozpadalo sie na dobre, musze wiec ograniczyc nieco moja wedrowke po miescie i dopiero po poludniu, kiedy sie wypogadza, ruszam w kierunku starego miasta.  Po drodze w jednym z barow zamawiam calzone z frytkami,palce lizac! Juz najedzony kontynuuje spacer, podziwiam najbardziej znane miejsca w Palermo jak Piazza Bellini, fontanna Pretoria czy Quattro Canti a slonce niesmialo przebija sie przez chmury. Wedruje po waskich uliczkach, zagladam na bazarki i do sklepow z mydlem i powidlem prowadzonych przez emigtantow z krajow arabskich czy z Indii. Na bardzo malym obszarze krzyzuja sie rozne kultury, ale odnosze wrazenie, ze nikt nikomu tutaj nie przeszkadza. W koncu docieram do Via della Liberta, na ktorej zlokalizowane sa najbardziej prestizowe marki jak Louis Vuitton czy Gucci. Wsrod butikow czolowych projektantow wloskiej mody znajduje ku mojej wielkiej uciesze salon firmowy Bialetti, jako fan kawy czuje sie tak jak u siebie, do mojej kolekcji trafia kawiarka Dama na 3 filizanki, z pewnoscia bedzie mila namacalna pamiatka z wycieczki. Mialem ochote spedzic wieczor na imprezie, ale pogoda po raz kolejny splatala figla i nie bylo innej opcji jak zaszyc sie w pieleszach.
Niedzielny poranek uplywa mi pod znakiem spacerow po okolicy, ogladam pociagi na pobliskim dworcu kolejowy, akurat przybywa nocny pociag z Rzymu z dworca Roma Termini, skład jest niesamowicie długi, końca nie widać. Jeszcze łyk włoskiej kawy i pora zbierać się na autobus Terravision, który z dworca autobusowego przewiezienie mnie bezpośrednio na lotnisko w odległym Trapani, skąd odlecę w rejs Ryanairem do Warszawy – Modlin. W autobusie jest komplet pasażerów, warto zatem zadbać o wcześniejszą rezerwację biletów. Podróż do Trapani trwa niecałe 2 godziny, wysiadam tuż przed wejście do strefy odlotów, przepakowuję manatki i ruszam do kontroli bezpieczeństwa zlokalizowanej na górnym poziomie terminala. Samo lotnisko to raptem kilka bramek, jeden sklepik i kawiarnia/restauracja, ceny jak to na lotniskach są szalone. Wprawdzie nie brakuje wolnej przestrzeni, ale miejsc do siedzenia brakuje, całkiem sporo turystów, także z Polski. Tym razem największą grupę podróżnych stanowią polscy emeryci, większość z nich stawia dopiero pierwsze kroki w samodzielnym lataniu. Pojawia się także nieodłączony element wyposażenia klasycznego Janusza, czyli reklam z Biedronki. Państwo siedzący obok mnie nie potrafią zrozumieć, że załoga samolotu we Włoszech nie jest polskojęzyczna, ze stewardem próbują się dogadać na migi. O losie! Na szczęście lot jest nieco krótszy niż rejs z Berlina i nie występują turbulencje, punktualnie przybywa do Modlina. Halo Centralo!


Brak komentarzy:

Prześlij komentarz